Czytam = Komentuje

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na blog z dodatkami o "Otchłani szarości":

http://miejskie-opowiesci.blogspot.com

czwartek, 26 listopada 2015

Sezon 1 - Część 23 - Wymagaj od siebie dwa razy więcej niż od innych


SZYMON IGNASZAK


Magda wyszła wraz z małą Polą do fundacji. Dziewczynka lubiła tam chodzić, bo zazwyczaj przychodziły tam kobiety z dziećmi, poza tym była tam mini bawialnia, czyli dmuchany basen z piłkami, dwie plastikowe zjeżdżalnie i kilka huśtawek działających na zasadzie dźwigni, czy też fotela bujanego. Leona takie coś nudziło, dlatego zwykle zostawał ze mną w domu, szliśmy wtedy na boisko, albo na ściankę wspinaczkową, czasami też na sale treningową, gdzie pięściarstwo i inne sztuki walki wykładał dzieciom i młodzieży Hubert wraz z Maksymem. Piotrkowi zdarzało się do nich dołączać, ale nie było w tym niczego dziwnego, bo ja też od czasu do czasu lubiłem się wyżyć na ringu. A Leoś? Chyba po prostu chciałem, by w przyszłości był facetem i umiał stanąć w obronie swojej własności, a nie nieładnie ujmując męską pizdą, która nie umie zawalczyć o swoje. Walka o swoje jednak nie polegała tylko na złożeniu pięści i umiejętnym wyprowadzeniu ciosu. Trzeba było pracy, serca, ambicji, odpowiedniego podejścia. Nie chciałem po prostu by mój syn był biernym obserwatorem swojego życia i czekał na mannę z nieba jak niektórzy. Nie chciałem też by wyrósł na tchórza, by się zawsze poddawał, zanim spróbuje, ale z drugiej strony wolałem, by umiał mierzyć siły na zamiary i nie porywał się z motyką na słońce. Wiedziałem, że Leon ma dobry start, bo było nas stać na jego edukacje, na to by w wieku dziecięcym nie martwił się przyziemnymi sprawami, takimi, czy będzie czym chleb posmarować, ale nie zamierzałem wszystkim obdarowywać go z automatu. Wiedziałem, że jeśli zechce studiować, to mu pomogę, ale nie wyobrażałem sobie by dorosły, choć młody chłopak, sam na siebie i swoje kaprysy nie zarobił. To tak jak z Tomkiem. Chciałem mu pomóc na start, był moim bratem, mógł przyjąć ode mnie mieszkanie i pieniądze na wyposażenie go, ale nigdy nie zamierzałem fundować mu rozrywek i żywić dorosłych ludzi.
Człowiek, to istota, która ma dwie ręce i dwie nogi, o ile nie spotkało jej w życiu jakieś nieszczęście. Większość więc ludzi potrafi samemu na siebie zarobić, samemu się ubrać, oprać i wyżywić. Dlaczego więc tylu z nich tego nie robi? Z wygody, albo z lenistwa, albo z przyzwyczajenia. Magda uważała, że ludziom trzeba pomagać, współczuła bezdomnym i bezrobotnym, a ja nie! Mnie nie przekonywał taki argument, że nie ma pracy. Skoro gimnazjalista może iść w wakacje do ogrodnika, by kupić sobie lepsze buty, gdy rodziców na to nie stać, to dlaczego dorosły mężczyzna i kobieta, którzy założyli rodziny, nie potrafili utrzymać własnych dzieci i opłacić własnych rachunków, tylko obciążali tym kieszenie podatników? Nikt nigdy nie odpowiedział mi na to pytanie, w taki sposób, by przekonać mnie do swoich racji. Dlatego uznałem, że winą jest dawanie ludziom ryby, zamiast wypożyczenie wędki, by sami sobie ich nałowili. Uznałem też, że lenistwo i nieróbstwo jest w dużej mierze pokoleniowe, albo dotyka dzieci tych nowobogackich, którzy od razu chcieliby zarabiać tyle co tatuś albo mamusia. Dla tych drugich jednak w końcu znajdzie się zatrudnienie u rodziny, albo to właśnie rodzina będzie ich w dużej mierze utrzymywała do trzydziestki, czyli do czasów zakończenia edukacji i wybawienia się za cudze. Wracając do tych pierwszych, to czemu tacy byli albo dlaczego się tacy stali? Wynieśli to z domu. Mamusie które nie sprzątały, albo mamusie które sprzątały za dzieci i męża, który nic nie robił. Brak kasy na odmalowanie mieszkania, ale wystarczająca ich ilość na papierosy. Żebranie o odzież ze zbiórek, ale gardzenie darmowymi obiadami.
Może byłem w swoich poglądach za surowy, ale nie pojmowałem jak samotne matki, bez pracy, kasy i domu mogły wydawać zasiłki i alimenty na fajki. A wydawały. Ilekroć przejeżdżałem tamtędy, albo odbierałem stamtąd żonę, to widziałem. Widziałem i miałem ochotę wysiąść, powiedzieć takiej do słuchu i zgasić takiego peta na niej, by miała nauczkę. Co prawda ochota to jedno, a możliwości to drugie. Ochotę to zrobić miałem, a zrobić, bym nie zrobił, bo bym nie potrafił. Jednak w takich domach powinny panować jakieś ściśle określone zasady i zakazy, i jednym z nich właśnie powinien być nakaz wydawania pieniędzy na najpotrzebniejsze, niezbędne rzeczy, pomoc w opiece nad dziećmi, ale pod warunkiem szukania zatrudnienia. Z resztą, takie przypadki tyczyły się nie tylko kobiet, tylko dla kobiet zawsze miałem więcej serca i takim bym dał jeszcze szansę na poprawę, zmianę i zadbanie o przyszłość swoją i swoich dzieci. Natomiast panów, co tylko robią dzieci, nie płacą alimentów, a potem pracują w szarej strefie by uniknąć komorników, ciągle nic tym dzieciom od siebie nie dając, po prostu uciąłbym jaja i taka kastracja powinna być w naszym kraju wykonywana publicznie, ku przestrodze innych.
W tym całym galimatiasie utrzymanków z naszych podatków, nie pojmowałem też jak można się nie wstydzić. Jasne, każdemu może powinąć się noga, ale każdy też powinien chcieć się podnieść i na własnych nogach stanąć. Tymczasem ja widziałem ludzi, którym tak było wygodniej i zawsze znaleźli wymówkę, by nie pójść do pracy, bo i po co skoro państwo dawało. Był taki jeden, mąż Magdy koleżanki. Moja żona namówiła mnie bym znalazł mu zatrudnienie, takie z umową o pracę, by go komornik z całej pensji nie okradał. Znalazłem u jednego z przyjaciół. Miał umowę, na niej niską pensję, premie do ręki za nadgodziny, tak na czarno, by uniknąć potrąceń, co i jemu i mojemu koledze było na rękę, ale co z tego wynikło? Facet popracował dwa tygodnie i nabawił się anginy, i oczywiście obolałe gardziełko nie pozwalało na kontynuowanie pracy. Gdybym ja pracował, tylko wtedy gdy czuję się dobrze, nie jestem zdenerwowany i jestem wyspany, to we własnej pracy pojawiałbym się raz na trzy lata. Byłem zdania, że czasami po prostu trzeba zacisnąć zęby i iść do roboty nawet z temperaturą, a potem w wolny dzień odchorować. Oczywiście nie chodziło o to by się czołgać do pracy, gdy się jest ledwie dychającym, ale angina, to nie zapalenie płuc.
Ja jako dziecko, nawet gdy od lekarza dostawałem zwolnienie ze szkoły, to nie miałem możliwości się lenić. Z początku było wykorzystywanie tego, by zbierać butelki i łapać się jakiś dodatkowych fuch, bo matka piła i brakowało wszystkiego, a potem? Potem, gdy już był Wojciech, to nigdy nie pozwoliłby mi na leżenie w łóżku z lekko podwyższoną temperaturą. Uznawał, że skoro jestem w stanie siedzieć przed telewizorem, to jestem też w stanie siedzieć przed tablicą, w klasie. Czy byłem za to na niego zły? Wtedy, gdy szykowałem się na maraton filmów na VHS pewnie tak, ale z czasem stałem się mu za to wdzięczny, bo przynajmniej wyrosłem na człowieka, który potrafi sam utrzymać swoją rodzinę, a nie wyciąga złożone ręce po daninę. Poza tym ojciec nauczył nas pracy i to nie tylko bycia prezesami i podpisywania umów, bo nigdy się od tego nie zaczyna, a przynajmniej nie powinno się od tego rozpoczynać swojej kariery. Zresztą co ja mówię o karierze, skoro tu nawet nie rozchodziło się o pracę zarobkową? Chodziło po prostu o to by się komuś chciało chcieć i nic więcej. Dlatego ja nie wyobrażałem sobie, mając choćby trzy dni w miesiącu wolne, by nie pomóc Magdzie w domu i nie wyobrażałem sobie nie wpoić dzieciom takich samych chęci.
Leoś! – krzyknąłem. – Dość zabawy, znaczy pobawimy się inaczej! – dodałem, słysząc już jak mały leci po schodach.
Jus, już! Ubierałem się – zakomunikował.
Faktycznie się ubierał, na co wskazywał fakt gołej klatki piersiowej i koszulki w dłoni. Granatowe spodnie dresowe miał jednak już na sobie. Założył nawet skarpetki. Klapków jednak jak nie miał, tak nie miał. Ciekawe czy gdybym mu kupił tenisówki do chodzenia po domu, to by w nich chodził? Tenisówki przecież lubił, takie kolorowe najbardziej. Czasami odnosiłem wrażenie, że je kolekcjonuje, bo gdy tylko wchodziliśmy do galerii czy obuwniczego, to padało pytanie:
Dostanę nowe trampki?
Rozbawiał nas tym. Ja nawet na głos uznawałem, że zamiłowanie do butów, odziedziczył po Magdzie, bo nie było takiego wyjścia do sklepu, by ona nie wyszła z niego choćby z jedną parą.
Co będziemy robili? – dopytywał blondynek męcząc się z ubraniem, bo nie mógł połapać się w rękawach, z których jeden ciągle był na lewą stronę.
W sumie mogłem mu pomóc, mnie założenie mu bluzki, zajęłoby kilka sekund, ale po co miałem to robić? Był duży, umiał sobie poradzić sam, poza tym jeśli się nie pomęczy i nie po spróbuje, to nigdy się niczego nie nauczy.
Zrobimy mamie niespodziankę i ty odkurzysz, a ja w tym czasie umyje okna. Poza tym babci też będzie miło, gdy wróci do czystego domku.
A będziemy też kosili trawę i podlewali kwiatki?! – dopytywał ucieszony.
Leon nie pozostawiał wątpliwości, że chciał mnie wmanewrować w odkurzanie, mycie okien i ścieranie kurzy w domu, a sam zająłby się najchętniej tylko ogrodem. Czasami aż się bałem, że w przyszłości zostanie jakimś leśniczym, albo przyrodnikiem, ale z drugiej strony, żadna praca, nawet ta fizyczna nie hańbi. Wolałbym mieć w przyszłości w domu szczęśliwego drwala, niż nieszczęśliwego pana mecenasa.
Do ogrodu też pójdziemy. Posadzimy mamie kwiatki. Nakupowała ich i stoją biedaki w garażu.
Suchną? – dopytywał zaciekawiony, gdy w końcu udało mu się uporać z białą koszulką na długi rękaw.
Więdną – poprawiłem.
Czyli suchną! – postawił na swoim, nawet przy tym tupnął nogą, a potem pobiegł do lodówki, po pitny jogurt. – Nie można pracować na głodnego – stwierdził.
Już jesteś głodny? – zdziwiłem się. – Przed chwilą jadłeś śniadanie.
Ja rosnę!
No cóż, byłem gotowy, a właściwie to zmuszony zaakceptować taki argument. Poza tym Leon z wąsami pod nosem, takimi od jogurty wyglądał zabawnie i uroczo zarazem.
Co prawda to ja miałem myć okna, a Leon miał odkurzać, ale małemu bardzo spodobała się ściągarka na długim, wysuwanym kiju. Musiałem się więc z nim zamienić i męczyć się z tym nieszczęsnym odkurzaczem, który robił mi na złość. Ja wiem, że to może wydawać się śmieszne, ale złośliwość rzeczy martwych naprawdę istniała. Odnosiłem wrażenie, że nasz odkurzacz nie zbiera paprochów, ale za to wciąga zawsze to co nie powinien. Przykładowo tego dnia, o mało co, a porwałby mi kabelek USB od aparatu.
W pracach domowych, właściwie to gdy już byliśmy przy ich końcu, bo pozostał nam tylko salon i zmycie podłóg w przedpokoju, przeszkodził nam Hubert Peterwas. Leon od razu stanął przez mężczyzną w garniturze i z teczką z informacją:
Mojego pokoju z Szymonem, znaczy się z tatą nie sprzątamy, bo jest też Poli, a teraz już za niedługo będzie tylko Poli, a ja będę miał swój, więc się przy przenoszeniu moich cennych rzeczy, a zostawianiu jej mniej cennych pobrudzi jeszcze i nabałagani, wiesz wujek?
Wiem, kataryniarzu – odpowiedział oschle, czyli jak zwykle. – Może tak najpierw jakieś dzień dobry? – zapytał wchodząc głębiej.
Dobry, wujku! – krzyknął zadowolony Leoś i pobiegł do przodu, skręcił do kuchni i wrócił z kolejnym pitnym, butelkowym jogurtem.
Czym wy go faszerujecie? Chciałbym mieć jego energie. – Westchnął i opadł na fotel. Przeciągnął się jakby go coś bolało, a dopiero potem, patrząc na mnie kilkakrotnie zamrugał. – Ty z mopem? Świat się, cholera, kończy. Czyżby żona cię opuściła?
Nigdy nie lubiłem twojego poczucia humoru. – Odstawiłem mopa do wiaderka i usiadłem na kanapie. Zaproponowałem nawet drinka.
Wody, wody, gazowanej, zimnej, w szklanej butelce.
Bar jest na końcu ulicy – syknąłem. – Leon! Przynieś wujkowi butelkę mineralnej z kuchni.
Jasne, ale jak zmienię spodnie.
Po co?
Bo mam mokre – odparł i stanął przede mną w dosłownie ociekających wodą dresach.
Czemu? – zapytałem cicho, dotykając jego nogawki, a Peterwas właśnie teraz wygłaszał swoje mądrości, o tym jak to on bardzo nielubi dzieci i dlaczego ich tak nie lubi. Oczywiście jednym z powodów było sikanie w majtki i mokre ubrania, oraz więcej prania, co od razu zwiększało koszty prądu, wody, proszku do prania, płynu do płukania, oraz skracało żywotność pralki.
Nie sikam w majtki! – krzyknął Leon i wytknął mojemu przyjacielowi język.
Nie rób tak – zwróciłem mu uwagę.
To niech na mnie nie wymyśla. Ja tylko wodę odkręciłem, a tam było źle ustawione i się tak mocno lujło!
Jaką wodę? Gdzieś ty w ogóle był?
No w kuchni, po jogurcik! I chciałem umyć buzie.
W kuchni? Nie masz łazienki?
Wzruszył ramionami i stwierdził, że woda przecież płynie taka sama i w kuchni i w łazience, a do zlewozmywaka było bliżej niż do umywalki.
Ty zakręciłeś tę wodę?! – zapytałem szybko i nie czekając na odpowiedź wstałem i pognałem do jadalni, gdzie spodziewałem się zastać powódź, ale nic takiego nie było. Za to na podłodze leżały dwa ręczniki.
Nawet już wytarłem – stwierdził niezwykle poważnie jak na pięciolatka i oparł się o futrynę. – Z tego to luchło! – krzyknął uśmiechnięty i pokazał mu słuchawkę, która była podłączona do baterii kranu i służyła do opłukiwania naczyń.
Odstawiłem słuchawkę na miejsce i przestawiłem wajchę w kranie, tak by woda leciała tak jak powinna, a nie tryskała na wszystkie strony. Leon pobiegł w tym czasie zmienić spodnie, a ja podałem Hubertowi butelkową wodę.
Mam tylko w plastikowej – wyjaśniłem.
Przeżyję. – Sam wychylił się do barku, na którym stały szklanki do whisky. Spojrzał na mnie pytająco, ale pokręciłem głową, więc nalał tylko sobie. – Zamieniasz się w kurę domową, widzę? Pranko, sprzątanko i niańczenie dzieci. Gdzie Magda?
W fundacji.
Nie może ona takich rzeczy robić?
Ja też tu mieszkam, a nie tylko ona. Poza tym wiesz... – Oparłem się wygodnie i rozłożyłem ręce na oparciu kanapy. – Ona też pracuje.
Jest kobietą, która cię wykorzystuje i nawet nie sprząta.
Wypraszam sobie. Wiem, że jesteś uprzedzony, bo trafiałeś na młode siksy, które całe dnie oglądały seriale i malowały pazurki, albo wydawały twoje pieniądze na zakupy. Ja bym na takie coś w życiu nie pozwolił.
A Magda tak nie robi?
Nie – odpowiedziałem pewnie i szczerze. – Nie związałbym się z kobietą, która nic nie robi, bo bym ją lał za każdy brudny talerz. Nie umiałbym zrozumieć, jak można siedzieć w domu i nie posprzątać. Magda jednak nie siedzi w domu, zawsze pracowała, zależało jej na tym by miała swoje pieniądze, jakiekolwiek, choćby najmniejsze. Nie liczyła na mnie i nie wyciągała dłoni ze słowem daj mi.
Ale teraz to robi.
Jestem jej mężem, Hubert i nie widzę nic złego w tym, że dałem zaradnej, pracowitej i dbającej o dom oraz dzieci żonie samochód na dzień kobiet, skoro było mnie na taki prezent stać. Dałem go, bo chciałem, a nie dlatego, że zawołała. Z resztą nie wołała. Mówiła, że odłoży i kupi sobie używany. Nie widzę też nic złego w tym, że czasami odpalę jej jakąś biżuterię, czy kieckę.
Czasami?
Stać mnie na to, gdyby nie było, to myślę, że by zrozumiała i nie miała pretensji. Zresztą, Magda jeśli już coś na mnie woła, ale tak woła, woła, to są to drobiazgi, gdy prosi bym skoczył na stację, czy do sklepu za rogiem.
Złota kobieta.
Może po prostu miałem szczęście, że na nią trafiłem, ale nie jest ideałem, ja też nie jestem. Ideałów nie ma Hubert. Zawsze będziesz sam, jeśli będziesz uważał, że kobieta ma tobie sprzątać, cię opierać i jeszcze sama na siebie zarabiać. Nie możesz oczekiwać brania, gdy nie dajesz nic w zamian.
Złota rada?
Złotą jest to byś wymagał od siebie dwa razy więcej niż od innych. Sprawdza się.
Twoja żona tak od siebie wymagała, że aż jej dzieci zabrali.
Miała doła, każdy może się potknąć i popełnić błąd. Czasami przez drobiazg płaci się całym życiem. Magda nigdy tego nie zapomni, zawsze będzie pamiętać i straconych miesięcy z własnymi dziećmi nie odzyska. Czasami komuś wystarczy pokazać jak można żyć i ten ktoś sam wyciągnie wnioski, i dokona właściwego wyboru. Zaznaczam iż właściwy, to niekoniecznie taki, z którym ty się będziesz zgadzał.
Peterwas mlasną i zaczął ponownie głosić swoje tezy na temat tego, że Lena poleciała na pieniądze. Uciąłem to kilkoma zdaniami:
Nawet jeśli to co w tym złego, że wymagała od męża by zarobił na dom i dzieci.
Nie twoje dzieci – wypomniał.
Dałem im nazwisko, Hubert. Są moje, wedle prawa i wedle sumienia, serca też. Dla mnie to normalne, że mężczyzna powinien utrzymywać żonę i dzieci, na takim poziomie na jaki go oczywiście stać. Są sytuacje, gdy żona musi się dołożyć, bo inaczej nie daliby rady, ale jednak to on powinien wziąć na klatę obowiązek wykarmienia najbliższych i opłacenia rachunków.
Myślę bardziej nowocześnie.
Nieprawda! – warknąłem rozbawiony. – Po prostu jesteś skąpy i jak masz coś jakieś pięknej kupić, to się pięć razy obejrzysz nim zapłacisz, w nadziei, że być może ktoś cię w tym wyręczy. Zrozum, że kobieta nie będzie patrzyła na twoje piękne oczy, sypiała z tobą, robiła ci laski, gotowała i robiła inne rzeczy, tak całkiem za free, gdy ty nie oddasz jej nic w zamian.
Mógłbym jej trzasnąć minetkę.
To jedna czynność, za kilkanaście jej czynności. Nie zgadza się równanie, wiesz?
Co to minetka?! – krzyknął Leon skaczący na oparcie kanapy, na której siedziałem. Przeszedł przez nie i klapnął obok mnie.
Wujek się przejęzyczył, o Minutkę mu chodziło, taką herbatę.
Aaa, to szkoda, bo już myślałem, że znam nowe słowo. – Posmutniał, a ja się zaśmiałem. Dzieci w chwilach takiej niewiedzy naprawdę bywały rozkoszne, takie... przepełnione na wskroś niewinnością zmieszaną z naiwnością.
Wracając do Magdy, to ona zawsze pracowała, przynajmniej od momentu jak ze mną była. Jeśli nie myła okien u jakiś starszych ludzi, to siedziała na kasie, jeśli nie na kasie, to jako kelnerka w barze, czy na przyjęciach typu weselnych, jeśli nie kelnerka, to robiła zapiekanki w budce. Robiła coś, Hubert i robi nadal. Ponad to gotowała, sprzątała, zajmowała się dziećmi, a kilka razy nawet umyła mi samochód. Dodam też, że studiuje, więc nie rób z niej... – zatkałem Leonowi uszy – dziwki, która szukała sponsora, bo tak nie jest i nigdy nie było. Ma na to za dużo godności – dodałem, a Leon otrząsnął się z mojego dotyku.
Możecie kląć przy mnie – stwierdził. – Mama zawsze przy mnie klnie, tylko mówi, że to słowa dorosłych i mnie, jeszcze dziecku nie wolno ich powtarzać, ale ja myślę, że trochę już mogę, bo już jestem duży, taki prawie dorosły, bo większy, mądrzejszy i wyższy niż Pola, i silniejszy od niej też jestem i bym chciał pizze na obiad.
Hubert otworzył szeroko oczy i zapytał:
Boże, on zawsze tak?
Nie, czasami mu się tylko załącza taka gadka, ale to... teraz to był przedsmak. Czasami z jego jednego monologu, mógłbyś drugą biblię stworzyć, przynajmniej obszernością.
Straszne. Nie wytrzymałbym z takim gadatliwym dzieckiem – skomentował. – Córkę mi przypomina. Dobrze, że się wyprowadziłem od jej matki, gdy jeszcze mogłem, bo by mnie dziewczynka zagadała na śmierć. – Wstał z zamiarem wyjścia, ale wcześniej wyjął z teczki kilka dokumentów. – Musisz je dziś zaksięgować, tak więc... do roboty, sprzątaczu.
Bycie sprzątaczem, a przynajmniej określenie mnie takim mianem wcale nie ubodło, bo niby czemu? Sprzątanie kojarzyło mi się z czystością, czystość z czymś dobrym. Tak więc dlaczego bycie osobą umiejącą wokół siebie zadbać o porządek miałoby być obelgą? Dla takich ludzi jak Hubert, było. On miał od zawsze pieniądze. Pochodził z bogatej, wykształconej rodziny, która gardziła biednymi, a nawet przeciętnymi.
Wychyliłem się by przejrzeć dokumenty. Leon w tym czasie uznał, że on już może umyć ten korytarz, by mamie było przyjemnie, że nie musi już sprzątać po pracy, a babcia by nie marudziła, że jak jej nie ma, to wszędzie jest syf. Na te słowa Leona poczułem się jakiś słabszy. Znałem Gabi już na tyle, by wiedzieć, że nieważne co Magda zrobi, to ta i tak jej nie doceni. Dla niej zawsze było za mało. Nie wiedziałem tylko, że dzieci zdają sobie sprawę z takiego podejścia babci do ich matki. Coraz częściej łapałem się na myśli, by się teściowej pozbyć z mojego domu. Lubiłem ją, szanowałem, dla mnie zawsze była miła, dziećmi też zajmowała się bez zarzutu, ale Pola w przedszkolu mogła zostawać do osiemnastej, a Leon był już na tyle duży, by móc zostać samemu w domu. Ja albo Magda moglibyśmy go odbierać, czasami też można byłoby kogoś po niego wysłać. Odstawić go do domu, nakazać odrobić lekcje, posprzątać swój pokój i zezwolić na grę na konsoli oraz inną zabawę. Poza tym miał komórkę, jakby się coś działo to by zadzwonił, więc nie widziałem nic złego, w tym by w tygodniu, gdy nie ma dodatkowych zajęć był sam te dwie czy trzy godzinki. Być może na te czasy, to było dziwne, ale za moich pięciolatki często zostawały same, nawet na noce, biegały samodzielnie po podwórku i jeździły samochodami, gdy miały dalej do przedszkola albo zerówki i nikt tego nie podciągał pod zaniedbywanie. Teraz nad dziećmi za bardzo rozciągano taki klosz, wyręczało ich we wszystkim, niczego nie wymagano, dlatego dzieci były zupełnie niesamodzielne i jak na mój gust większość była zwyczajnie głupia, ale nie ze swojej winy, a z winy rodzicieli. Ja byłem przeciwny takiemu cackaniu się i nie znosiłem dzieci miunczących, takich płaczliwych i robiących problemy z byle powodu. Być może dlatego często irytowało mnie zachowanie Poli, która płakała nawet z tego powodu, że na jej rysunek wylała jej się herbatka. Potrafiła nad takim czymś się użalać niekiedy pół dnia, a Magda ją tuliła, pocieszała i suszyła tę kartkę z dziecięcymi bazgrołami jak nie suszarką, to żelazkiem. Ja bym takie dziecko zostawił samo sobie, wypłakałoby się raz, drugi, trzeci, a za czwartym może już tak mocno nie histeryzowało. Moim zdaniem najgorzej było zwracać na takie płaczliwe dzieciątko uwagę, bo gdy czuło się w centrum zainteresowania, tym mocniej histeryzowało i płakało, nie chcąc tego zainteresowania utracić.
Postanowiłem przebrać się w jakiś standardowy zestaw, czyli w dżinsy i koszulę. Zastanawiałem się, czy będę miał jakąś wyjętą z suszarki i wyprasowaną. Zdziwiłem się, gdy niemal wszystkie z moich koszul znajdowały się w garderobie i wisiały na wieszakach, ułożone równo w rzędzie.
Mama zrobiła pranie i prasowała – oznajmił Leoś stając obok mnie. – Też mam się przebrać? Jedziemy gdzieś?
Do księgowej.
W niedzielę? – zdziwił się. – Biedna pani. Nawet dzieci do szkoły w niedziele nie chodzą, bo nie muszą. Nawet chyba szkoła jest w niedzielę niecynna.
Nieczynna – poprawiłem go.
Zamknięta jest, chyba.
No chyba tak – poparłem, zadowolony z tego, że gdy nie umie wypowiedzieć jakiegoś słowa, to przynajmniej jest na tyle inteligentny jak na swój wiek, że potrafi znaleźć jego synonim. – Możesz zmienić te bluzkę, bo jest brudna. Spodnie też zmień na jakieś lepsze, dobra?
A pojedziemy na ściankę? – Wytrzeszczył oczy i zrobił minę pełną nadziei.
Postaram się, ale weź jakąś konsolę byś się nie nudził, gdy ja będę zmuszony pracować.
Oki, wezmę, ale pojedźmy na ściankę. Tak jak kiedyś w nocy.
To nie była noc, tylko byłą zima, a zimą się szybciej robi ciemno. Pojedziemy, tylko zadzwonię do mamy, że się spóźnię, i gdzieś z nią później pojadę, dobra? – zapytałem zdejmując czarną koszulę i zamieniając ją na białą.
Leoś przytaknął głową, a ja by nie zapomnieć o obietnicy, wziąłem do plecaka linki i ubranie na zmianę. Krzyknąłem za chłopcem by też zabrał jakieś dresy i koszulkę i oczywiście buty do wspinaczki. Potem wybrałem numer Magdy, która odebrała po tym jak Iwona Węgrowicz, ustawiona w jej graniu na czekanie, zapodała mi drugi raz refren piosenki o tytule Cztery lata.
Coś się stało? – zapytała.
Nie. Skąd w ogóle taki pomysł? Wszystko w najlepszym, tylko... Muszę zabrać Leona do pracy, a potem obiecałem mu wspinaczkę, na którą nie wiem jeszcze o której się dostaniemy, tak więc...
Mam pojechać sama do Oliwki? – wyprzedziła czas. Słychać było rozdrażnienie w jej głosie, a więc miałem pewność, że była zalatana i nie miała czasu na to by ze mną dyskutować.
Nie, nie jedź sama. Po prostu pojedziemy nieco później. Uprzedź ją tylko telefonicznie, że tak po dwudziestej, czy dwudziestej pierwszej będziemy.
W wyobraźni już widziałem jak przerzuca oczyma.
Mogę pojechać sama, nie musisz...
Magda! – warknąłem. – Ty słyszysz co ja do ciebie mówię? Masz nigdzie sama nie jechać. Poza tym poruszasz się taksówkami, bo Maksym ci jeszcze samochodu nie oddał. Więc tym bardziej masz na mnie czekać, albo w fundacji, albo w domu.
Zobaczę.
Magdalena! Powiedziałem już coś i nie każ mi się powtarzać. Obiecałem, że z tobą pojadę, to pojadę, tylko że się spóźnię, o czym cię uprzedzam.
Okay. Coś jeszcze, bo muszę przyjąć jakieś dary i nie wiem, gdzie to podpisać?
Zaśmiałem się.
Nic więcej, tylko masz sama nie jechać.
Słyszałam.
I nie pojedziesz?
Nie, nie pojadę. Zaczekam na ciebie – warknęła niezadowolona. – Jakby ci Leon przeszkadzał, to możesz go do mnie przywieź, albo Piotrkowi podrzuć.
Nie będę go nigdzie podrzucał. To mądry chłopak, nie będzie mi przeszkadzał. Damy sobie radę. Potem go zostawię w domu, odbiorę jeszcze Polę od ciebie i ją też zostawię z twoją mamą, a potem coś jeszcze ogarnę w galerii, i pojedziemy razem do tej Oliwki. Może nawet jakiś stary komputer do tego czasu mój informatyk wyczyści i zmieni oprogramowanie, i dam jej dzieciakom. Z resztą to nie stary komputer, ma rok ledwie, tylko mi z telefonii dali nowe, gdy przedłużałem umowę.
A mi też coś dali?
A tobie dlaczego?
Jako żonie.
Niestety nie, nie. Tylko dali do firmy.
Sknerusy. Telefon mi się psuje. Ciągle charczy i nieraz sam się wyłącza.
To sobie na wypłatę kupisz nowy – podpowiedziałem, właściwie to zadecydowałem, bo nie wyobrażałem sobie jak kobieta, żona i matka dwójki dzieci może mieć psującą się komórkę, która w ważnej sytuacji może się wyłączyć i sprawić, że nie będzie z nią żadnego kontaktu, a nikt z bliskich osób, może nie posiadać akurat wiedzy o tym, gdzie ona obecnie się znajduje, by była możliwość po nią podjechać.
Pożegnaliśmy się jeszcze, Magda się rozłączyła, a ja zabrałem Leona najpierw do księgowej, potem na strzelnice, bo tam musiałem coś odebrać, następnie do galerii, potem na ściankę, a potem do domu, gdzie ja wziąłem szybki prysznic i pojechałem do fundacji, której współwłaścicielką była moja żona. Nie pojechałem tam jeszcze po Magdę, a jedynie po córkę, którą także miałem zamiar dostarczyć do domu, gdzie już była moja teściowa i razem z Leonem piekła ciasteczka, bo gdy wychodziłem to właśnie tym się zajmowali, domyślałem się, że pewnie jeszcze nie skończyli.
Dziewczynka na samą wzmiankę o ciasteczkach się ucieszyła i wykrzykiwała:
Hula, hura, hulla!
Strasznie niewyraźnie mówi – skomentowałem, opierając się o ladę recepcji, choć nie wiem czy można to było nazwać recepcją.
Wiem – warknęła Magda, krzywiąc się przy tym i przeglądając jakieś dokumenty. Właściwie to chyba czegoś szukała. – Zapisałam już ją do logopedy, ale ja się nie wyrobię by tam z nią iść. Mam wtedy zajęcia.
Kiedy to?
Nie martw się. Piotr z nią pojedzie, już gadałam z nim o tym. Ty też wtedy nie możesz. Masz zawody na strzelnicy – przypomniała.
Mam zawody?
Szymon, czerwiec się zbliża!
No tak. – Faktycznie miała racje, tylko gdzieś mi umknął fakt, że czas tak mocno gna do przodu, spieszy się i na nikogo nie czeka.
Przepraszam cię bardzo jeśli jestem niemiła, ale będziesz tak stał, czy weźmiesz to dziecko do domu, by możliwie jak najszybciej po mnie wrócić i bym tutaj nie kwitła do północy w oczekiwaniu na ciebie?!
Przepraszam. Już wychodzę, proszę pani. Po co te nerwy? – zapytałem, wychylając się mocniej by móc chwycić ją za obydwa ramiona i skraść pocałunek. – Jeszcze muszę do galerii wjechać. Dostawę odebrać.
Dzieła sztuki przywożą ci w niedzielę w nocy? – dziwiła się, oczywiście nie kryjąc swoich pretensji.
Jest wieczór, a nie noc, i nie dzieła sztuki, a stolarz krzesła. – Odbiorę, nie będę ich dzisiaj nawet ustawiał, tylko szybko po ciebie wrócę.
Okay, czekam. Ile to zajmie?
Z godzinkę może – odpowiedziałem, czując jak Pola szarpie mnie za nogawkę spodni.
Ja jus ce do ciastek – mówiła cichutko. – Tato, słysys? Ja jus ce do ciastek.
Zaraz! – warknąłem.
Szymon – Magda wypowiedziała moje imię, co jednocześnie było zwróceniem uwagi.
Nic jej nie będzie jak trochę poczeka.
To moja krew, ja też nie lubię czekać. Jedź już, to szybciej wrócisz!
Własnie, do ciastek jus jećmy – poparła Magdę Pola.
Kobiety – szepnąłem. – Z wami źle, bez was gorzej. Chodź tu niecierpliwa ty – poleciłem biorąc dziewczynkę na ręce. Posadziłem ją na blacie recepcji i jeszcze na moment wszedłem za ladę, by móc pocałunkiem pożegnać się z żoną.
Z żoną, która jak się okazało po tym, gdy już odebrałem zamówienie i powróciłem do fundacji, udała się już do domu. W domu natomiast usłyszałem od teściowej:
Nie chciała cię kłopotać. Stwierdziła, że skoro posprzątałeś, to pewnie chcesz się wyspać, a więc sama tam gdzie musiała, pojechała, by szybciej wrócić.
Aha – burknąłem i już miałem wystrzelić z domu niczym z procy, wpakować tyłek do samochodu, i pojechać po małżonkę, a po drodze wymierzyć jej sowitą karę za nieposłuszeństwo, gdy zorientowałem się, że mam przy spodniach stanowczo za ciężki pasek. Udałem się więc najpierw do garderoby, by go zamienić na inny, lżejszy i dopiero przeszedłem do dalszej części planu wieczoru, czyli do pojechania pod kamienice, w której Oliwia wraz z trójką dzieci wynajmowała kawalerkę od jednego z prywaciarzy.

26 komentarzy:

  1. Hm, no dobra, Szymon jest TROCJE mniej wkurzajacy, kiedy pisze z wlasnej perspektywy, ale i tak ta jego pewność siebie i przekonanie, ze musi byc tak, jak on uwaza, mnie niesamowicie denerwuja. Nie można jednak zaprzeczyć, ze bardzo dba o swoich bliskich i robi wiele tylko i wyłącznie dla nich. No i Magda w jego oczach nie jest tak denerwująca, widać że on naprawdę ja kocha. Zastanawia mnie jednak, dlaczego w tych trzech rozdziałach Szymon ani razu nie wspominal nawet o swoich czarnych interesach ani dlaczego takowymi w ogole sie zajmuje... Hm... To jest dosc podjerzane. Ciekawe, czy do galerii naprawde pojechał, bo przyjeżdżały krzesła, czy może zupełnie coś nwoego. Inna kwestia, - w prawie wszystkich Twoich dialogach ktś kogoś poczua, na ogol na temat związków, rodziny albp pracy, to juz jest trochę denerwujące. Ten Henryk przyszedł do kolegi, a wysluchal calej tyrady, nawet nie powiedzial, co go sprowadza, dziwne... Mysle, ze powinieś zwrocić na to uwagę. Mma nadzieję, że Magdzie nic sie nie stanie u Oliwii.
    Zapraszam na nowość na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Henryk a Hubert i przyniósł kwity. Szymon ma 3 dni urlopu, od poniedziałku ruszy z interesami. Poza tym on stara się żyć możliwie jak najbardziej legalnie. Magdzie się nic nie stanie, ale Szymon po nią pojechał i szczęśliwy nie będzie.

      Usuń
  2. Hubert pogląd na życie to już w ogóle powala na kolana kobieta ma mu wszystko robić i jeszcze pracować i zarabiać na siebie zabawny koleś. Tacy jak on niech po prostu nie zakładają rodzin ani nie legalizują związków, bo to jest spisane na porażkę.
    Miło, że Szymon posprzątała w domu i że tak bronił Magdy, kiedy Hubert ją atakował. Nie dziwię mu się, że się teraz wkurzył powtarzał kilka razy, że nie ma sama jechać, a na zrobiła po swojemu. Przecież nie zabronił jej jechać samej złośliwie tylko z czystej troski, którą Magda mogłaby docenić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać Szymonowi, że on naprawdę ma dużo racji z tym, że wiele tych osób wyciągających ręce po pomoc mogłoby sobie poradzić, gdyby tylko chcieli, ale po co, jak można dostać zasiłek, I tak w całej rozciągłośći zgadzam się z nim i tak samo jak on nie rozumiem, jak kobieta, która ma dzieci i nie pracuje, a dostaje zasiłek, wydaje go na papieroski, czy alkohol, zamiast na najpotrzebniejszemrzeczy, takim nie powinno się pomagać, tylko wysłać do przymusowej pracy.
    Mówiłam już, że nie lubię Huberta, te jego poglądy są nie do przyjęcia. Szymon słusznie mu wytknął, że on chciałby tylko brać i dostawać, a nic od siebie nie dawać w zamian i ma rację w tym, że jeśli wymagasz od kogoś, to od siebie wymagaj dwa razy wiecej.
    Trzeba przyznać Szymonowi, że on wymaga od żony i dzieci, ale jednak sam im duzo daje i i przede wszystkim wiele wymaga od siebie samego.
    Bardzo mi się podabało jak w rozmowie z Hubertem Szymon bronił Magdy i zbijał bzdurne argumenty kolegi.
    Muszę przyznać, że Szymon mi zaimponował, posprzątał z Leosiem cały dom, żeby Magdę odciążyć i żeby jej było miło, fajnie, że stać go na taki gest, że nie brzydzi się pracą, nawet jak jest to zmywanie podłogi.
    Tylko szkoda, że Magda przez swoją niecierpliwość i upór popsuje taki fajny dzień, bo co by nie mówić Szymon się strasznie wkurzył, że nie posłuchała i sama pojechała. Nie rozumiem jej, umówili się, że pojadą razem, mąż prosił ją , żeby na niego poczekała kilka razy i ona mu obiecała, moim zdaniem mogła poczekać, przecież to nie była sprawa życia i śmierci, mogli pojechać później. A tak to teraz Szymon będzie chciał ją ukarać za nieposłuszeństwo i lekceważenie. Z jednej strony wiem, że niestety Madzia w tym przypadku jest winna, a z drugiej to mi jej już szkoda, bo obawiam się, że jej sie od męża oberwie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja w te wakacje przekonałam się skąd się biorą te wieloletnie rodziny bezrobotnych, którzy wyciągają rękę po pieniądze do państwa. Pracowałam przy domkach letniskowych, jako taki koordynator wszystkiego. Najpierw przed rozpoczęciem sezonu do sprzątania zatrudniłam starsze babki. Współpracowało nam się niemal idealnie, zdarzały się jakieś drobne potknięcia, wiadomo, ale to nie było ważne. Potem facet zażyczył sobie, żebym na wakacje zatrudniła młode dziewczyny, z takiej nieciekawej dzielnicy. 16-20 lat. Sam się wychował tam i stwierdził, że lepiej żeby trochę zarobiły niż siedziały pół dnia pod blokiem, czekając na frajera który je gdzieś zabierze. Tylko właśnie te dziewczyny miały dwie lewe ręce do wszystkiego. Ja rozumiem, że można czegoś nie wiedzieć, ale jak się nie wynosi podstaw z domu to potem są takie skutki. Same skargi i zażalenia, a facet ciągle dawał im szansę, żeby się nauczyły. Były niedokładne, leniwe, spóźniały się, ciągle je coś bolało od schylania się, gorzej jak te starsze babki i ciągle je trzeba było sprawdzać. Dopiero pod koniec sezonu wpadły w rytm. Tylko chyba żadne pracodawca nie dałby im tyle szans. Jakbym ja mogła o tym decydować to dawno już bym pogoniła, bo wyszło na to, że większość pracy za nie musiałam ja nadrabiać, albo ciągle sprawdzać. Takie są efekty jak pannica lat 18 nie wie, ze okno zaczyna myć się od ramy, albo następna nie umie myć kabiny prysznicowej, nie wie od czego zacząć. Kto ma je tego nauczyć? Ja bym się w życiu na to więcej nie pisała. Pełno można spotkać takich osób z takich rodzin, które wiadomo jak skończą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szymon wrzuca ludzi do jednego worka, a ja nie, bo sam pochodzę z wielodzietnej rodziny i ja jakoś pracuję i jakoś żyję, czasami lepiej, czasami gorzej, ale nie na koszt państwa.
      Ja nie chcę też wszystkiego zrzucać na opiekę społeczną, ale uważam, że jak już przychodzi do takich domów dawać zasiłki, to powinna też przychodzić jakaś asystentka, pokazywać jak się robi dzieciom kanapki, że ubrania się pierze, a nie wywala (znam taką jedną co kupuje w lumpeksie, chodzi dzieciak lub ona w tym dwa tygodnie, a potem do kosza, bo jej się nie chce pralki włączyć, bo woli 2-3 komplety na miesiąc kupić).
      Ja w swoim życiu, jako ten co zatrudnia, a nie jest zatrudniany miałem dziwne perypetie, bo trafił mi się też taki facet, co tu był przytoczony. Historia jest w tym przypadku autentyczna. Ja poleciłem komuś, a ten... Drugiego takiego sam zatrudniłem i też byłem stratny, bo przez 3 miesiące on był może 20 dni w pracy, a wypłatę mu musiałem płacić bo był na zwolnieniach.
      Potem miałem przykład studentów, którzy nie umieli niemal nic. Oczywiście nie wszyscy, ale większość. I taki mi mówił, że on się zatrudnił do lania piwa, a nie do wycierania baru czy zmywania kufli, a to jest logiczne, że po skończonym dniu się po sobie sprząta, że barman który zamyka myje podłogę, i jak jest mały ruch to też on zmywa na koniec. Ale ci byli... przytoczę ci:
      - Myjesz kufle bez płynu.
      - A to trzeba z płynem?
      - W domu też zmywasz bez płynu?
      - W domu zmywa babcia.
      Jest naprawdę wiele takich studentów, nawet jedynaków, którzy nie umieją nic, bo mama da na wynajem, tata na zabawę, a babcia przygotuje jedzenie i... w efekcie nic nie trzeba, a przyszedł dorobić pewno by więcej się bawić. I to nie tylko studenci, bo studentki też takie są.
      Za kolejnym razem miałem trzy młode kobiety, samotnie wychowujące dziecko. Jedna w wieku chyba 26 lata miała ich troje. Ani razu się nie spóźniła. Raz jej nie było 3 dni w pracy jak któreś zachorowało, ale to zadzwoniła, uprzedziła, przepraszała.
      Kolejne dwie były młodsze, z takimi jeszcze maluchami. No to jedna wiadomo, jak jej matka wyszła później z pracy, to ona przyszła do pracy te 5-20 minut później, ale dziewczyna się starała, pracowała nawet ponad normę, bo często robiła to co mówiłem, że ja zrobię. Np nie było ludzi, a ona mi panele takie podświetlane umyła. I ona pochodziła z wielodzietnej rodziny, bo miała 3 siostry, ojca brak, męża brak, starsza siostra też mieszkała z nimi i też już miała dziecko. Więc tam była sytuacja tragiczna, bo na te wszystkie osoby tylko ona i matka pracowały i wiecznie wojowały z tymi nierobami z którymi miały dzieci o alimenty. Zresztą ta dziewczyna mnie natchnęła na postać Agnieszki do opowiadania "Spróbuj". Bo wyglądała na taką co wszystko olewa, na taką... nie za miłą, nieambitną, a w rzeczywistości to do liceum chodziła zaocznie, miała super oceny i wszystko się starła dla synka, by on miał lepiej.
      A jej koleżanka, też młoda matka ciągle się wymawiała córką. Spóźniła się bo mała to i to, wyjdzie wcześniej bo mała to i to. Wykorzystywała innych pracowników, by robili za nią, bo "muszę zadzwonić". Wiecznie tylko chłopacy nowi w głowie, imprezy, kosmetyki, itd. Zaskoczę cię - jedynaczka.
      Tak więc są też takie inne, odmienne przypadki, co jednak dają jakieś tam nadzieje i im się powinno pomagać, bo się starają, bo próbują, bo chcą.

      Usuń
    2. A przykład tych dziewczyn co ty przytoczyłaś, to przykład właśnie powiedzenia "nie umiemy robić nic, to zróbmy dzieci" i takich kobiet jest naprawdę wiele. Ja może jestem jakiś za ostry, ale uważam, że dzieci się uczy od małego wielu rzeczy. I nie wiedzę nic złego w tym by trzylatek pomagał kroić warzywa na sałatkę, by dziesięciolatek sam sobie włożył parówkę do wrzątku i wyjął ją, czy przewracał placki ziemniaczane. Oczywiście takie coś dziecko robi pod okiem kogoś dorosłego, zanim zrobi samo i nie przekonuje mnie powiedzenie "On jest mały, jeszcze ma czas, a teraz by się pewnie przeciął albo poparzył". Każdy się choć raz lekko zaciął, czy prysnął olejem i jakoś żyje. Kiedyś trzeba zacząć, jak nie umie w wieku 10 lat i nie próbuje, to co te matki i tatusiowie na co liczą? Na to, że w wieku 15 lat go oświeci przy spadaniu ducha świętego na bierzmowaniu i nagle będzie wszystko umiał ot tak, bez prób i porażek? Nie da się tak. A dzieci z wielodzietnych domów tym bardziej nie są wielu rzeczy uczonych, bo ta kobieta często nie ma chęci i czasu na to i jest "jak macie ze mną lepić i mi brudzić, to ja sama te pierogi ulepie, idźcie przed telewizor". To tylko przykład, są od niego wyjątki, ale... większość niestety tak wygląda.
      Rozumiem, że też uważasz, że wielodzietne rodziny biorą się w większości z lenistwa i z nieumienia zrobienia czegoś innego niż spłodzenie potomstwa? To potem pomyśl co te kobiety przekażą swoim dzieciom. Pewnie też każda klęła jak szewc i ciągle miały telefonik w łapce, nie?
      Przykre jest też to, że takie osoby sprawiają, że inni są uprzedzeni. I potem jak ja idę np z siódemką dzieci, bo wezmę swoje i sąsiadów przykładowo na lody, to potem na mnie też się mijani ludzie patrzą tak... dziwnie, a jeszcze jak dzieci z podwórka i umorusane, to...

      Usuń
    3. Masz sporo racji z tym że jak nic nie umieją robić to zrobią dzieci. W sumie kilka z tych dziewczyn już miało dziecko.
      Ja też uważam, że dzieci i młodzież powinno się uczyć, żeby były zaradne i umiały sobie przygotować jedzenie, posprzątać po sobie, czy naprawić coś prostego. Tylko problem jest tu, że w rodzinach patologicznych, w sumie to nie tylko takich, rodzice mają to w dupie. Wolą wyręczyć dzieciaka, albo co gorsze nie zrobić nic i niech dzieciak sam sobie radzi, albo nic nie będzie miał. To jak te dziecko ma cokolwiek umieć? To by nie był głupi pomysł jakby MOPS zaczął się zajmować nauczaniem ludzi jak normalnie żyć.
      Sama po tych wakacjach stwierdzam, że nigdy nie chcę zatrudniać ludzi. Przecież ja chciałam dobrze, a dla nich i tak byłam najgorszą suką. Laski trochę się wzięły za siebie jak pewnego dnia wypłaciłam im za połowicznie zrobioną pracę po 5 zł za godzinę zamiast po 10. Resztę powinnam wziąć sobie, bo ja pracowałam za nie, ale oddałam im przy następnej wypłacie.

      Usuń
    4. Mnie po prostu też jak Szymona nie przekonuje argument "nie ma pracy". Nie ma super prac, jest poniżej kwalifikacji, albo cholernie ciężka, na trzy zmiany, ale jest! Ja rozumiem, że można być bez pracy, ale jakiś czas, a jak słyszałem dziś "My już cztery lata korzystamy z opieki, to dostaliśmy zaproszenie po paczkę na święta. Wyrobiłam książeczkę zdrowotną, niby o pracę, ale podania nie zaniosłam, powiedziałam że zaniosłam, a i tak tego nie sprawdzą, więc... a jak sprawdzą, to powiem, że im się zawieruszyła", to uwierz miałem ochotę tą kobietkę wziąć za włosy i kilkakrotnie spoliczkować, chociaż to żadna metoda i pewnie nic by nie dało. Najgorsze, że jej mąż jest taki sam, bo tylko siedzi przed komputerem i gra w gry, a dzieciak taki w 5 czy 6 klasie, już jest taki sam i już ma gadkę typu "A kiedy pani socjalna przyjdzie, to napiszcie o celówkę by mi dali na kurtkę i buty, bo muszę mi dać, bo wy nie pracujecie, to muszą". A jak ja mu powiedziałem kiedyś "chłopaku, nic nie muszą, ale ja ci mogę dać zarobić. Przeleć mi się z 10 bloków, wrzuć ulotki rabatowe do skrzynek, to ja ci stówkę dam" to wiesz co mi odpowiedział "za 10 bloków, i pod drzwi, tyle schodów. Za sto to mi się nie opłaca, bo mama i tata dostają samej okresówki 500 i celówek do tego, to oni mi kupią". Chory kraj! Gnać takich do roboty.
      Moim skromnym zdaniem socjalni nie powinni być od oceniania warunków i przyznawania wysokości dodatków. Dodatek powinien być jeden. Nie pracujesz - obiad w jadłodajni, opłacony czynsz i prąd, oraz chleb suchy i do tego 200 zł za darmo i niech tym gospodarzy. Ja też mam przykładowo jedną wypłatę, o takiej samej wysokości i ty pewnie też. To tak jak ty byś napisała do szefa, że nie masz pościeli na zimę, to niech ci da podwyżkę, taką premię, taką celówkę. Kpina, nie? A bezrobotni tak piszą o celówki i wielu z nich dostaje.
      Dlatego dodatek powinien być jeden, jednakowy na każdą dorosłą osobę, a dzieci z takich rodzin powinny mieć śniadania, obiady, kolacje, wydawane, bo normalne, że dziecko nic niewinne, że rodzic nierób. No ale jednak socjalni powinni uczyć takich ludzi jak normalnie żyć. Czyli pomóc z napisaniem CV, zaniesieniem tego z tymi ludźmi, towarzyszenie na rozmowie kwalifikacyjnej i czas, miesiąc na przyuczenie i śledzenie losów takich osób. I opierdol, dosłownie opierdol jak z bólu gardełka robi z siebie umierającego, jak nie zarabia na rodzinę. Jak ja bym nie pracował, i bym leżał w łóżku i nie robił nic, to... mnie też by żona opierdoliła, zagroziła, że weźmie dzieci i się wyprowadzi i... myślę, że to jest naturalne. Nauczyciel też jak uczy, też czasami na dziecko krzyknie. I uważam, że na takich bezrobotnych też powinno się wydrzeć czasami, zabrać internecik, bo "z czego pan to opłaca? Z naszych dodatków? Najpierw do pracy, to oddamy". Z nimi po prostu trzeba jak z dziećmi, trzeba ich od podstaw uczyć na zasadzie kar i nagród, bo ich nikt w domu tego nie nauczył. Tu tkwi problem - brak jakiejkolwiek dyscypliny, zasad, zaradności, chęci do pracy, co powinno być wpojone od małego, bo już nawet dwulatek sprząta po sobie klocki i misie. Jednak to nie dotyczy tylko rodzin wielodzietnych, czy patologicznych, takich przykładów jest wiele.

      Usuń
    5. Co do tych ulotek, u nas chłopcy z okolicy biegali z ulotkami po 4 piętrowych blokach i dostawali 4 gr od ulotki. W dodatku chodziła za nimi baba i sprawdzała czy dobrze powiesili te ulotki na klamkach. Takich wielkich przedsiębiorców to bym zniszczyła, karami finansowymi. Te dzieciaki po 5 godzinach latania po schodach przyniosły z 20-25 zł. To szczyt skurwysyństwa. Co się potem dziwić, że dzieciaki przeniosły się na okradanie supermarketów.
      I tak się zastanawiam jak to Ci ludzie robią, że oni tyle kasy mają z opieki. Ja słyszałam, że dostaje się 271 zł na osobę, a skąd oni mają więcej to nie ogarniam. Muszą się nakombinować,

      Usuń
    6. Czyli 4-5 zł za godzinę mieli pracy fizycznej. Ja nie uważam, by to było tragicznie, skoro w kinach też studenci i młodzi ludzie zarabiają po 5-6 zł na godzinę. Zrozum, że niejeden przedsiębiorca dałby więcej wynagrodzenia, gdyby były mniejsze podatki, gdyby nie płacił po 5 razy za to samo - zus za to, że się istnieje, podatek od pracownika, zdrowotny, emerytalny, a potem jeszcze dochodowy i ponadto jak pracownik idzie już z swoją okrojoną wypłatką do sklepu, to co widzi na paragonie? Widzi 23% vat! A teraz z czyjej winy podatki są nam podwyższane? Bo ktoś musi zarobić na obecnych emerytów, którzy ponadto często jeszcze sami pracują. Muszą to zrobić pracujący i załatać dziurę, którą tworzą bezrobotni, poza tym na zasiłki dla tych bezrobotnych też trzeba skądś wziąć, no i na polityków, czyli kolejnych nierobów, też my zapierdalamy.
      Ja też nie wiem co ci ludzie robią, że dostają tyle kasy. Po prostu znają się na tym od lat - dziadek i babka tak robili, ojciec z matką, to i oni z żonami tak robią.
      Tak, to 271 zł, to dostaniesz ty czy ja, jak nagle stracimy pracę i napiszemy, ale ci co korzystają od lat, to mają okresówek 600, celówek 600 - naprawdę są takie przypadki. Jeszcze się im do światła i czynszu dokładają. Ja naprawdę rozumiem, że komuś może podwinąć się noga, bo może i mnie, ale nie rozumiem jak ktoś może latami mieć status bezrobotnego i wszystko mu nie pasować. Jak się nie ma kasy, pracy, to nie ma co wybrzydzać idzie się nawet do ulotek za 20 zł na dzień, by mieć co włożyć do garnka. I taka szkoła życia by się tym bezrobotnym przydała, aby zobaczyli ile trzeba pracować na to co oni dostają, bo póki co to my pracujemy na to by oni dostali.
      Pomagać to się powinno niepełnosprawnym, schroniskom dla zwierząt, oraz dzieciom, bo dzieci niewinne, że rodzice lenie. No ale dorosłym ludziom moim zdaniem pomagać się nie powinno, bo oni naprawdę są zdrowi i na tyle młodzi by móc iść samemu na siebie zarobić. Tylko by to zrobili, to trzeba by im nie dać, by mieli motywacje ;-)
      Poza tym podatki płacone na bezrobotnych nas zmuszają byśmy my utrzymywali nieróbstwo, a może ja nie mam na to ochoty, bo zamiast dać leniowi, wolałbym przykładowo kupić dziecku lepsze buty. O to już mnie niestety nikt nie pyta przy wyborach, bo zamiast tego każą wybierać kolejnego kłamcę. Tak samo ty, może wolałabyś sobie taką kaskę co ci potrącają na nierobów odkładać i kupić sobie przykłądowo przechodzony samochód. Na pewno tak byś wolała, ale niestety musisz pracować i z pracy płacić na tych, którym się nie chce do pracy iść. To trochę wygląda tak, jakby ludzie pracujący byli niewolnikami tych niepracujących i na nich zapierdalali.

      Usuń
    7. Chyba żartujesz, że jeszcze bronisz takiego gnojka? O żadnych podatkach nie ma mowy, bo dzieciary były zatrudnione na czarno, jak mali niewolnicy z nadzorcą w postaci wrednej baby. 4-5 zł na godzinę, niby tak się zarabia w pierwszych pracach. Ja też tak zaczynałam, tylko wtedy siedziałam sobie nad morzem i pilnowałam stoiska z pamiątkami opalając się i jedząc frytki z budki obok. To nie bieganie po schodach, po którym dzieciak ma zakwasy, że ma problem żeby rano wstać z łóżka.
      Mi się wydaje, że nasz system jest porąbany. Każdy pracujący człowiek powinien być godnie wynagradzany za swoją pracę. Sama po zakończeniu studiów boleśnie zetknęłam się z rzeczywistością. I gdybym nie była tak uparta, to siedziałabym teraz na bezrobociu, albo poszłabym do pracy za 1300 zł zaproponowanej mi przez PUP. Miałabym jeszcze opcję w doskonaleniu się w pobieraniu zasiłków. :)
      Problemem jest też to że pomoc nie trafia do ludzi, którzy na prawdę jej potrzebują. I nie mówię tu tylko o tym, że trafia do alkoholików. Koło mnie znajduje się punkt PCK. Wydają tam żywność typu, ryż, kasza, mleko, mąka, ser cukier itp. Dają tego sporo. Tylko co tam robią przy odbieraniu najnowsze mercedesy i inne fury, których nazwy ja sprawdzam w internecie. Trzeba nie mieć wstydu, żeby mając taki samochód, albo nawet jak ktoś z rodziny ma i pobierać jedzenie.

      Usuń
    8. Faktycznie są przypadli gdy taka pomoc żywnościowa trafia do nie takich wcale biednych, ale bierz też pod uwagę, że ktoś kto ją pobiera może być samotny, np ja sam swoim samochodem podjeżdżałem z siostrą lub koleżanką żony pod taki punkt wydawniczy, by im to za darmo do domu dowieź, a ja nie czuje się odpowiedzialny za te kobiety i za ich dzieci by samemu im finansowo pomagać, zwłaszcza gdy sam nie mam. Więc to że ktoś z rodzony czy ze znajomych ma super wóz nie znaczy że ma go sprzedać i dać kasę biedniejszej siostrze czy jakieś znajomej. U mnie się to kłóci z poglądami, bo ja nie daje kasy za darmo nikomu i nie zamierzam utrzymywać mojej dorosłej siostry i jej dzieci, bo od tego by się utrzymali jest ona i jej mąż, a nie ja, ale mogę im czasami coś dowieź.
      Oczywiście że bronie tego przedsiębiorcy, bo w pracy zazwyczaj nie płacą za siedzenie, a dzieciaki i zakwasy? serio? Ja za dzieciaka bawołem się całe dnie w ganianego po schodach i gdyby mi wtedy ktoś zaproponował taką pracę za 20 dychy to byłbym w siódmym niebie. Niestety aby zarobić trzeba się narobić, a jak woleli kraść to po prostu brak im było wychwania, albo za lekkie prawo, bo za kradzieże powinni chocby palce ucinać. Zrozum nie można liczyć na to że ktoś ci zapłaci za opalanie się i jedzenie frytek.

      Usuń
    9. Może źle się wyraziłam. Patrząc po samochodach ja jestem w stanie określić kto to przyjechał, bo znam tych ludzi. I wiem, że tu korzystają z opieki społecznej, a z drugiej strony pracują na czarno i zarabiają niezłe pieniądze, bądź pracują zagranicą. Sama nie jestem za takim ciągłym pomaganiem rozumiem jednorazową pomoc. Chociaż wiem jak działa system opieki społecznej, bo ostatnio mojego tatę odwiedziła taka Pani w celu stwierdzenia warunków, czy tato mój może pomóc swojej mamie (babcia utrzymuje taty brata i zgłosiła się po pomoc, bo brat nie chciał się zgłosić sam) I Pani powiedziała, że jeśli mojego tatę stać by było na taką pomoc, to babci nic od państwa się by nie należało. Więc nie rozumiem dlaczego innym się należy.
      Ja właśnie za 5 zł na godzinę na to się piszę. Oczywiście może to nie tylko opalanie się i jedzenie frytek, bo wiadomo jak był klient to trzeba było go obsłużyć trzeba było też otworzyć i zamknąć stoisko, ale ta praca nie wymagała nic więcej niż to.
      Ty chyba mylisz pojęcia co to jest bieganie dla zabawy w chowanego, a co to jest bieganie w pracy.
      Tak najlepiej poucinać palce dzieciakom, co nie mają co zjeść. Ja to bym poucinała całe ręce tym co szukają tylko okazji aby wyzyskiwać ludzi, zaczynając od tych co wyzyskują dzieci.

      Usuń
    10. I to nie jest dla mnie żaden przedsiębiorca co wyzyskuje dzieci. To jest przestępca i tak powinno się go nazywać.
      Nawet supermarkety zaczynają przyjmować do roznoszenia ulotek od lat 16, dają umowę zlecenie płacą 5zł na godzinę lub więcej, ulotki roznoszą zazwyczaj w budynkach w których skrzynki znajdują się na zewnątrz, za te gorsze osiedla płacą trochę więcej. Ulotkarze sprawdzani są wyrywkowo, a nie co blok.

      Usuń
    11. Jeśli zarabiały 20 zł na dzień t nie chodziły głodne, poza tym od karmienia są rodzice, a jeśli to patologia, to są obiady w szkole. Niewolnikami nie byli bo nikt ich do pracy nie zmuszał, bo sami się zgłosili. Ja tam bym się rak nad tymi dziećmi nie rozczulał. Każdy od czegoś zaczynał i nie usprawiedliwia to ich kradzieży. Jeden będzie chodził głodny a nie ukradnie, i bardzo chciałby zarobić choćby kilka zł, a drugiemu nóg szkoda i pójdzie kraść, choć ma prace, bo rośnie pewnie taki nierób, leń i darmozjad jak mama z tatusiem (nie mówię, że w każdym przypadku tak jest, ale w większości).

      Usuń
    12. Obiady w szkole muszą załatwić rodzice.
      No tak miał 20 zł to może kupić 20 zupek chińskich, to kilka dni jedzenia. Nawet z młodszą siostrą się można podzielić.:) Przy dobrych wiatrach może na czekoladę zostanie.
      A Pan przedsiębiorca przy wystawnym obiedzie w restauracji sobie obmyślił jak się najlepiej zareklamować na lokalnym rynku. Da zarobić synowi na fajnym osiedlu, potem da zarobić ciotce, żeby dzieciary sprawdzała, a na koniec znajdzie się kilku chłopaków z biednej dzielnicy niech latają jak Ci frajerzy.
      Taki sur***syn jak Pan przedsiębiorca w ogóle nie powinien pomyśleć o zatrudnianiu osób poniżej 16 roku życia, a jak nawet by chciał żeby dać zarobić to dać zarobić, a nie się ośmieszać.

      Usuń
  5. Szymon pokazał się nieco z lepszej strony. :) Który facet tak chętnie pomaga żonie w domu? No no, zaimponował mi. Chyba po raz pierwszy. :) I dobrze, że od razu uczy też Leona sprzątania. Przyda mu się to. W ogóle podobało mi się, jak bronił Magdę przed tym debilem (Hubertem) xd A Leon... on to jest strasznie pocieszny. Śmiesznie mówi momentami, ale w sumie nie mogłabym mieć w domu takiego dziecka. Jejku... zwariowałabym, jakbym tak musiała ciągle tego gadania słuchać. ;d
    Nie dziwię się Szymonowi, że wkurzają go takie bezrobotne rodziny. Ale to już chyba przyzwyczajenie do wygody i dlatego nie chce im się szukać pracy. Hahahah. ten fragment z anginą mnie rozwalił. Jejku... i to facet. Nie no... nie mógł wziąć po prostu kilka dni wolnego, podleczyć to i wrócić do pracy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie on brał wolne, tylko brał często wolne, a na umowie o prace mu przysługuje płatne. W ten sposób przedsiębiorca był stratny. Facet sobie siedział z anginą w domku przed tv, nie wyrabiał swojej normy, a jego pracodawca był stratny, bo musiał mu opłacić wszystkie dodatki plus dać wypłatę. Ja też bym takiego kogoś nie trzymał. Angina to nie jest zapalenie płuc. Z anginą można iść do pracy. W końcu człowiek jest z krwi i kości, a nie z waty cukrowej, więc wiatr go nie zdmuchnie, bez obaw, nie jesteśmy aż tacy delikatni, prawda?

      Usuń
  6. Całe szczęście , że w tej części Szymon przedstawił tą nie wkurzającą mnie część swoich poglądów. W sumie chyba w większości się z nim zgadzam. Dobrze, że stara się wychować Leosia na potrafiącego na siebie zarobić człowieka, bo jak sam stwierdził z reguły takimi nierobami są nowobogackie bachory, wiecznie na garnuszku rodziców. Nawet momentami takim współczuję, bo im najtrudniej jest zacząć samemu się utrzymywać,dlatego najczęściej bawią się, imorezują i ogólnie pasożytują na swoich rodzicielach, często z wygody nie doświadczając prawdziwej wolności i niezależności, są trochę jak takie marionetki.
    Plus dla Szymona za to, że pomaga Magdzie w domu i angażuje w to Leosia. Ogólnie dobrze, że spędza czas z małym.
    Magda widzę postanowiła jednak jechać na własną rękę. Szymonowi się to raczej nie spodobało. Szczerze mówiąc już nawet nie wierzę w to, że kolo jednak jej odpuści, bo na pewno nie odpuści.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, że każdy ma swoje poglądy i swoje surowe zasady, ale poglądy Szymona na temat bezdomnych i biednych rodziców bardzo mnie wkurzyły. Bo co, bo jemu w życiu się udało, ma pieniądze, ma biznes, jest zadufanym, ohydnym dupkiem, więc ma prawo do oceniania innych??? Otóż nie! Nie ma najmniejszego prawa! Nie każdemu w życiu się udało i nie każdy w życiu ma idealną rodzinę.
    Znam takich, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, bo np. mają niepełnosprawne dziecko. Szkoda, że Szymek nie ma chorego dziecka, któremu potrzebna jest opieka 24/h i szkoda, że takie dziecko nie uniemożliwia mu zarabianie pieniędzy, bo musiałby siedzieć z nim w domu i nie mógłby pracować, bo wtedy zabrałoby mu zasiłek na to dziecko. Wtedy zrozumiałby jak ważne jest cieszenie się z każdego grosza!!! DUPEK!
    Za to jeśli chodzi o bezrobocie, to akurat się muszę zgodzić. Wyjątkowo! W Polsce praca jest, tylko trzeba ruszyć dupsko i iść do tej pracy. Ale dobra, bo zbaczam z tematu.

    Fajnie, że w ramach siedzenia w domu, Szymon wpadł na pomysł, żeby trochę pomóc Magdalenie, choć z początku trochę przerażała mnie ta wizja. Czy on się w ogóle na tym zna? Ale chyba dobrze sobie poradził, nie spodziewałam się tego.

    Hubert jest głupi. Nic nie wie o życiu rodzinnym, nie zna się na obowiązkach domowych, więc niech zamknie kalafę! Kurde, no co za gość… Chociaż bardzo ucieszyło mnie to, że Szymon bronił Magdy przed tym głupkiem. Czasem, ale rzadko potrafi mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyć…

    Moją uwagę przykuło jedno zdanie: Leon był już na tyle duży, żeby zostawać sam w domu. Normalnie trzęsianki dostałam. PIĘCIOLETNIE DZIECKO SAME W DOMU?????? Wybacz, ale… w życiu bym PIĘCIOLETNIEGO dziecka samego w domu nie zostawiła… Ten Leon to musi mieć naprawdę jakieś ponadprzeciętne myślenie zwykłego pięciolatka, skoro może zostawać w domu SAM. Szok. Potem było napisane, że za czasów Szymona PIĘCIOLATKI biegały po podwórkach, zostawały same… Za czasów Szymona???? To przecież było wieki temu, a dzisiaj świat jest o wiele bardziej niebezpieczny! Matko Bosko… gratuluję myślenia… :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mówiąc, to nie wyobrażam sobie Szymka z mopem w ręku. Jeszcze zmywającego okna, to tak, ale zmywającego podłogę to już w ogóle. Jakoś nie wydaje mi się to męskim zajęciem, i to już nawet nie chodzi o poglądy, tylko po prostu o to, że facet z mopem dla mnie wygląda komicznie xD
    A tan Szymka znajomy, ten cały Hubert, to w ogóle mnie wkurzył. Jego zdaniem kobieta jest tylko dla zaspokajania potrzeb faceta i zmywania garów. Ja nawet tego nie umiem określić. Jeszcze na własną córkę gada, że dobrze, ze się od jej matki wyprowadził, bo by z dzieciakiem nie wytrzymał. Ja rozumiem, że dzieci można nie lubić, ale skoro się kuźwa chciało seksu bez zabezpieczeń, i się tego dzieciaka zrobiło, to należałoby kuźwa minimum odpowiedzialności za to dziecko wziąć. I tyle w temacie.
    Ale tutaj muszę pochwalić Szymona (tak, pochwalić!) że stanął w obronie Magdy. Podobało mi się, jak mimo wszystko wypowiada się o swojej żonie i że nie pozwala jej obrażać. Owszem, miała swoje gorsze lata, ale to już minęło i stara się stanąć na nogach. A jej to każdy wypomina. To dołujące :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem czemu ale mi sie jakoś zdaje, ze oni tak jakoś mało cZasu z dZiecmi spędzają, choć to moze tylko takie wrażenie. Szymek jest teraz całkiem spoko i nawet bym go mogła polubić, ale po poprzedniej wraki otchłani jakoś tak nie moge. Huberta nie lubie, jest straszny, nastawiony tylko na branie a nie dawanie. Mam nadzieje, ze lubi życie w pojedynkę bo z takim nastawieniem długo bedIe sam. A jego córce współczuje z całego serca. I współczuje tez Magdzie biedna chciała dobrze i jeszze sie jej oberwie :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem znowu;) I wyjątkowo mam tutaj nie tylko negatywne spostrzeżenia odnośnie Szymona, ale i pozytywne. Może nawet więcej tych pozytywnych. Więc od nich zacznę.
    Podobało mi się to, że Szymon pozwolił na zrobienie tych biedronek na kanapkach, a nawet sam to zaproponował. To niby szczegół, niby nieważna sprawa jakieś tam kanapki, ale to oznacza, że ten facet nie jest ślepo zapatrzony w swoje zdanie na temat wychowania dzieci (przynajmniej w jednej kwestii :D), tylko potrafi wyciągnąć wnioski z własnych błędów czy błędzików. Mam nadzieję, że wyluzuje i pozwoli dzieciom na trochę więcej niż wcześniej. No i że dobrze to odebrałam.
    Podobało mi się też to jak bronił żonę przed Hubertem. Docenia jej wysiłki nie wychodzi z założenia, że praca w domu to nie praca. Dostrzega jak wiele Magda robi i że jest osobą wartościową. A nie każdy facet potrafi docenić takie rzeczy... To co mówił o Magdzie, jak ją bronił i jak twardo przeciwstawił się słowom Huberta było świetne! Wielki plus dla Szymona.
    Zauważyłam równiez, że on rzeczywiście na wiele rzeczy przymyka oko. Magda jest rozkapryszona pod niektórymi względami i teraz to widzę. To jak zrobiła mu listę zakupów na zwykłe wyjście na stację, było z jednej strony śmieszne, a z drugiej wymowne. Magda ma takie swoje zagrania, które są... trochę nie halo, a Szymon mimo to zachowuje spokój (nie mówię, że zawsze) i to mnie pozytywnie zaskoczyło. Nie zawsze unosi się gniewem.
    Natomiast do negatywów tej postaci zdecydowanie zaliczam podejście do biednych ludzi, albo bicia kobiet. No sorry, ale jak to przeczytałam, to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Jak on może uważać, że bita żona ma obowiązek zostać przy mężu!? Przecież to chore! Aaale przeciezzzz.... jak mógłby uważać inaczej, skoro sam bije? ;/ Nie, takiego czegoś czytać nie mogę, bo aż mną samą agresja targa. Nie każda kobieta wie za kogo wychodzi. Czasem facet przed ślubem jest do rany przyłóż, a potem zamienia się w tyrana. I wtedy też żona nie ma prawa od niego odejść? Śmieszne. W moim odczuciu zdanie Szymona w tej kwestii jest żałosne. Bo mąż nie powinien bić, zdradzać, ani w żaden sposób krzywdzić żony. A jeśli to robi - żona może odejść. I to działa też w drugą stronę. Takie jest moje zdanie, więc to co gada Szymon jest dla mnie bredniami.
    To samo jeśli chodzi o ludzi biednych. Ok, są tacy, którzy rzeczywiście nadużywają pieniędzy państwa. Ale w wielu przypadkach pracy naprawdę nie ma. A nawet jesli jest, to tak słabo płatna, że na życie rzeczywiście nie starcza. Albo ludzie chorzy... jak oni mają zarabiać? Szymon wszystkich wrzuca do jednego worka. Albo robisz, albo nie robisz. Jak nie robisz to jesteś śmieć. Nie zastanawia się dlaczego. To przykre. I chore w moim odczuciu...
    I ta końcówka z pasem. Co, sprzeciwiła się, więc jej wpierdzieli? Powiem ci, że... eh, aż nie mam słów do tego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć wróciłam!
    Jak już wspominałam powoli będę się starała nadrabiać wszystko to, co przegapiłam i jednocześnie informuję, że u mnie na autorskim pojawiła się notka odnośnie nowego bloga :) Oraz zwiastun. A teraz przejdę to Twojego wpisu, bo przecież po to tutaj przylazłam :D
    Oczywiście standardowo muszę podzielić komentarz, gdyż cały nie chce mi się zmieścić :(

    Część pierwsza:

    Zacznę od tego, że z jednej strony się zgadzam z Szymonem, a z drugiej nie zgadzam. Bo są ludzie, którzy naprawdę chcą pracować, szukają tej pracy, ale najzwyczajniej w świecie jej nie ma. Bo albo „ma pan/pani za małe doświadczenie” albo „szukamy kogoś młodszego”. Sama znam takiego pana, który naprawdę się stara, łapie wszystkie fuchy jakie mu tylko wpadną w ręce, ale nic stałego nie może znaleźć, bo zawsze coś jest nie tak, albo wiek, albo doświadczenie, albo wykształcenie, chociaż moim zdaniem szkoła to jest gówno w porównaniu z umiejętnościami. Bo co z tego, że ktoś skończy studia, dostanie kierownicze stanowisko, a nic nie będzie umiał z tym stanowiskiem zrobić? A później przyjdzie taki po zawodówce, albo i nawet po podstawówce i zrobi wszystko trzy razy lepiej jak ten po studiach. Oczywiście ja nie chcę tutaj nikogo obrażać (bo sama jestem studentką), ale moim zdaniem nie powinno się wymagać jakiegoś super wykształcenia od kandydatów na pracownika, a powinno się patrzyć co dana osoba sobą reprezentuje, co umie zrobić, czy ma chęci do pracy.
    Zgadzam się jednak z tym, że są rodzice, którzy celowo nie pójdą do pracy i żyją z zasiłków tylko po to, by kupić sobie kolejną paczkę fajek lub kolejną butelkę wódki. To przykre, że są ludzie, których światopogląd ogranicza się jedynie do fajek czy wódy, ale chyba bardziej mi żal dzieci, które na to patrzą i koniec końców albo popadają w tarapaty, albo robią co mogą, żeby jakoś to było i w sumie i tak popadają w tarapaty, czyli na jedno wychodzi. Być może Szymek ma rację, tacy ludzie są po prostu leniwi, zawsze mieli kogoś, kto wszystko za nich robił, a teraz jak przyszło dorosłe życie to tylko wóda i pety się liczą, ale wydaje mi się, że każdy normalny człowiek, powinien sam z siebie chcieć pójść do pracy, zarobić własne pieniądze, mieć swój własny dochód. To daje powód do dumy, że jesteś dorosły i potrafisz zarobić sam na siebie. Przynajmniej ja to tak odbieram, ale mi to wiecznie mówią, że ja inna jestem, więc może to ja mam jakiś dziwny światopogląd xD
    Muszę przyznać, że w tym rozdziale Leoś mi się podoba. Dotychczas miałam mieszane uczucia co do tego dzieciaka, ale dzisiaj jakoś tak mi przypasował. W zasadzie to jestem pod wrażeniem, że Szymon tak bez żadnego wysiłku namówił chłopca do sprzątania, a pod jeszcze większym wrażeniem jestem tego, że mały jest taki samodzielny. Sytuacja z chlustającą wodą mnie rozbawiła, a kiedy Leoś powiedział swoje „nawet już wytarłem”, poczułam się bardzo mile zaskoczona. W sumie to do tej pory Leon wydawał mi się być taki trochę aż nazbyt rozpieszczony i rozcackany przez Magdę, ale tutaj pokazał, że jakieś tam wartości ma wpojone i wie co z czym powinno się łączyć.

    OdpowiedzUsuń
  12. Część druga:

    Nie lubię tego Peterwasa. Jest w nim coś co mnie niepokoi i napawa dystansem do jego jakże zacnej, gburowatej osoby. Tak miło się czyta, kiedy Szymek wychwala zalety Magdy, aczkolwiek pomimo pracy i faktu, że ona chce sama, chce mieć swój własny dochód i z niego korzystać, to nadal widzę ją jako taką brudną kukiełkę wepchniętą w złoty pałac, która z czasem przeistoczyła się w taką zadufaną damulkę. Oczywiście bardziej irytuje mnie Anka, ale za Magdą jako kobietą również nie przepadam. W tej chwili chyba najbardziej lubię Natalię, której dotychczas było niewiele. Natomiast pomimo że nie lubię Magdy to Magdę i Szymona razem, jako parę bardzo lubię i lubię o nich czytać. To tak dziwnie, bo ona jako bohaterka mnie momentami irytuje, równie mocno co Cinek, aczkolwiek w zestawieniu z mężem jest idealna.
    Tak jak mężczyźni zaczęli rozmawiać o tych minetkach to od razu sobie pomyślałam „wait, wait, wait... where's Leon?!” i oto on xD Tak podejrzewałam, że Szymon wymyśli jakąś wymówkę, bo przecież jak inaczej wytłumaczyć dziecku słowo „minetka”? Że co... liżesz i już?
    Tak, z całą pewnością jestem mile zaskoczona Leonem i w sumie poniekąd zgadzam się z Szymkiem, że kiedyś dzieciaki były zostawiane same. Mnie rodzice pozostawiali samą kiedy tylko skończyłam cztery lata i w dodatku miałam wtedy (w sumie nadal mam, ale jestem po operacjach i jest dobrze) dużą wadę wzroku. I zostawałam sama na niemal cały dzień, bo rodzice wychodzili rano do pracy, później wychodził brat i wracał dopiero późnym popołudniem. Co prawda była sąsiadka, która zaglądała czy wszystko w porządku, ale nie siedziała ze mną cały dzień, tylko przyszła raz na kilka godzin sprawdzić czy jeszcze żyję i żadna krzywda się nikomu nie działa. Dzisiaj dzieciaki rzadko zostają same bo są zbyt rozcackane jak Pola i po prostu z takiego układu mogłaby wyjść tragedia, albo zaraz jakiś wścibski sąsiad doniósłby do MOPSu, że „biedne dziecko zostaje samo w domu i nikt się nim nie zajmuje”.
    Magda znowu zachowuje się jak rozkapryszona panienka, która nie może łaskawie na męża poczekać. Jak nie chciało jej się siedzieć w fundacji to mogła pojechać do domu i tam poczekać, a nie sama jechać skoro Szymek jej tego zabronił. Przecież nie zrobił tego ze złośliwości tylko zwykłej troski o nią, jako o żonę i matkę. Tutaj według mnie Magda zachowała się podobnie jak moja Majka, niby wie o zagrożeniu, ale i tak jedzie czy idzie i ma w dupie słowo męża.
    Ach te baby... xD
    Pozdrawiam!

    P.S Nadal nie mogłam przejść do tego rozdziału ze "Spisu treści". Musiałam go szukać w archiwum.

    OdpowiedzUsuń