Czytam = Komentuje

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na blog z dodatkami o "Otchłani szarości":

http://miejskie-opowiesci.blogspot.com

niedziela, 8 listopada 2015

Sezon 1 - Część 15 - Pozorna normalność ponad przeciętność



EMILA KUCHARSKA
JAN KUCHARSKI



Dwudziestotrzyletni mężczyzna otworzył oczy. Leżał na miękkim materacu, tapicerowanego, czarnego łóżka, przykryty czerwoną niczym krew pościelą w czarne nutki i klucze wiolinowe. Było już popołudnie, ale on tego dnia wrócił nad ranem, dlatego pozwolił sobie na tak długi odpoczynek, co rzadko się zdarzało. Należał do zapracowanych ludzi, nie mających czasu na nic ponad pracę i... pracę, czasami znajdował też chwilę na konsumpcję w barze sałatkowym, ale sen i seks niestety odchodziły na koniec tej kolejki priorytetów.
W końcu spuścił nogi w dół łóżka, a jego stopy dotknęły drewnianych paneli w kolorze wenge. Odetchnął w zbolały sposób, gdy coś przeskoczyło mu w karku.
Nie możesz się sypać, bo to ja jestem starsza – rzuciła Emila, która popijała kawę z małej, białej filiżanki, zagryzając ją pralinką w kokosowej posypce.
Ciemny blondyn, którego włosy czasami zdawały się mieć rudawy odcień, spojrzał na swoją żonę i uśmiechnął się krzywo.
Gdybym całe dnie siedział na kanapie, to też bym się nie sypał, tylko jeszcze młodniał – wyrzucił, na co Emi mlasnęła znacząco i przeniosła wzrok na inny punkt.
Farbowana brunetka uznała iż jej mąż wcale nie jest żadnym ciekawym zjawiskiem, by się w niego aż tak intensywnie i długo wgapiać. Szczególnie nie lubiła go bez koszulki, choć budowy nie mógł się powstydzić. Co prawda miał niewielki brzuszek, taki jaki zazwyczaj mają fani piwa, zagryzający je orzeszkami lub chipsami paprykowymi, ale poza tym był całkiem w porządku. Nie miał szczególnie szerokich ramion, ale nie należał do chuderlaków i słabeuszy, a zwłaszcza do grubasów, których szczerze nie znosiła i najchętniej nakazałaby poddać przymusowym dietom i ćwiczeniom, gdyż ich brak estetycznego wyglądu przyprawiał ją o mdłości. Co więc tak bardzo przeszkadzało Emili w wyglądzie jej małżonka, z którym spędziła już pół dekady w związku przypieczętowanym także boską obecnością? Tatuaż. Napis, który teraz znajdował się niemal dokładnie na wysokości jej oczu, gdy Janek ubierał jasnoniebieską koszulkę. Kocham cię synu – widniało na jego lewej piersi.
Jan Kucharski w końcu zapiął się pod samą szuję. Koszula była na długi rękaw, ale z letniego, przewiewnego materiału, więc nic nie przeszkodziło mu w tym by przywdziać jeszcze jasną, tak popielatą, że niemal białą marynarkę.
Jeszcze kamizelkę załóż – dogryzła mu żoneczka.
Nie będzie to konieczne, ale dziękuję za doradztwo. Zdam się jednak na własnego stylistę. – Uśmiechnął się do niej złośliwie.
To posiadasz takowego? – zdziwiła się. – Zadziwiasz mnie.
To rocznica ślubu moich rodziców, nie mogę iść w dresach. W dżinsach zresztą też nie wypada. Miałaś się zająć przystawkami – przypomniał.
Zamówiłam katering – odparła, nawet na niego nie patrząc. Zajęła się za to wpatrywaniem w gazetę, położoną na szklanym stoliku. Leniwie przewracała jej strony, zastanawiając się co jeszcze z biżuterii mogłaby sobie zamówić.
Ale prezentem się zajęłaś osobiście?
Tak, tak, ale Adama dłońmi i oczami. – Zerknęła na Janka i jego niezadowoloną minę. – No co? To twój brat, ich syn! Najlepiej będzie wiedział czego im trzeba.
Nie mogłaś sama nawet wybrać ekspresu do kawy?
Nie, bo wszystkie były drogie. Nakazałam Adamowi znaleźć coś tańszego. Nie lubię twojej matki i jeszcze bardziej niż jej, nie lubię twojego ojca, nie chcę im dawać tak drogiego prezentu.
Zastanawiałaś się kiedyś, że oni mogą też nie lubić ciebie, a jednak dali nam mieszkanie i pół udziałów w przetwórni? – zapytał kładąc dłonie na stole.
Emi spojrzała na Janka w bardzo leniwy i znudzony sposób.
Nie lubią, nie lubią i wcale się z tym nie kryją. Dali ci to wszystko, a nie mnie, a dali tylko dlatego, że z mojej winy zostałeś młodym ojcem, a z ich mężem, bo nie mogli zaakceptować nieślubnego dziecka dziewczyny z patologicznej, wielodzietnej rodziny. Nie martw się, wiem co twoi staruszkowie mówią za moimi plecami. – Wstała, postukała go zwiniętą w rulon gazetą w samo ramie, a potem musnęła w policzek. – Też cię kocham. Sprawdzę co z tym kateringiem, by ich po raz setny nie zawieść. Choć gdyby to zależało ode mnie i wiedziałabym które przystawki trafią do paszczy twoich otyłych rodziców, to już dawno doprawiłabym je arszenikiem – ostatnie zdanie szepnęła na tyle cicho, że Jasiek nie mógł go usłyszeć.
Mila miała buty na wyciętym z tyłu obcasie już dawno na stopach. Właściwie pierwsze co robiła, gdy się budziła, to był prysznic, a potem ubieranie się i zakładanie kurewsko wysokich, rzucających się w oczy butów, zawsze modnych i rzadko tych samych, choć mąż kochałby ją tak samo nawet w trampkach, tylko po śmierci Mateusza nie lubił z nią spędzać czasu, nie umiał udawać, że chłopca nigdy nie było, a duch jego obecności ciągle żył między nimi i tworzył skuteczną barierę. On winił siebie, a ona... ona po śmierci syna nie uroniła ani jednej łzy i jeszcze w tym samym tygodniu spakowała wszystkie jego rzeczy i nakazała znieść do piwnicy. Później w pokoju, który należał do chłopca urządziła mini siłownie, na swój własny użytek. Janowi oczywiście kazała z niej korzystać, ale on nigdy nawet nie przekroczył jej progu. Nawet gdy wywoływał stamtąd małżonkę, to czynił to pukaniem, a następnie podniesionym głosem.
Marcin wyszedł z więzienia – przypomniał Harski, czym skutecznie zatrzymał Emilkę w miejscu.
Mój brat? – zdziwiła się. – To już by minęło tyle czasu?
Byłem u twojej mamy, by podać dzieciakom prezenty na dzień dziecka, bo za tydzień wyjeżdżam do Niemiec by podpisać umowę na nasze produkty i...
Do rzeczy – ucięła szybko.
Chciałem to zrobić osobiście, bo ty...
I tak bym nie odwiedziła tych bękartów – syknęła. – Wiem o tym. Moim jedynym bratem jest Marcin, a cała reszta to synowie i córki Heńka, których moja matka natrzaskała masową ilość, pomimo życia z zasiłków. Mam bić jej brawo czy kłaniać się do stóp?
Wybaczyć, po prostu wybaczyć i choćby...
Łatwo ci mówić! – wrzasnęła. – Urodziłeś się w normalnej rodzinie, twoja matka i ojciec byli małżeństwem i są nimi do dziś. Mają tylko ciebie i Adama, i stać ich było was wychować. Nie żyłeś na garnuszku państwa, tylko przez to że jakaś kurewka nie umiała się zabezpieczać.
Jakby nie patrzeć my też przed laty...
Ale naprawiłam ten błąd – wymsknęło jej się, a potem nabrała mocniej powietrza, czując na sobie pytające spojrzenia Janka. – Gdyby Mateusz był, to by był, ale był błędem. Nie mieliśmy nic, ani szkoły, ani pracy, ani stabilizacji, a nawet ślubu. Drugi raz nie popełnię takiego błędu. Jeśli dzieci, to po trzydziestce, o ile w ogóle, bo wybacz, ale nie śpieszno mi do śmierdzących pieluch i nieprzespanych nocy. – Odwróciła się plecami do męża, by nie widzieć jego zbolałej miny. W końcu jednak przypomniało jej się, że miała zapytać o coś jeszcze. – Kaśka szukała Roberta, był może z tobą? Piliście razem?
Jasiek zrobił zdziwioną minę i pokręcił głową.
Ja wróciłem nad ranem, ale byłem w pracy, widziałem go, podpisaliśmy umowę na dobudowanie jeszcze jednego magazynu...
Poproszę o wersję mini – przerwała. – Streść! – wrzasnęła dostrzegając, że dwudziestotrzylatek nie rozumie o co jej chodzi.
Przecież wiesz, że ja nie piję. – Skrzywił się, nie rozumiejąc jak w ogóle mogła o tym zapomnieć. – Jestem abstynentem od czterech lat, pomimo że nigdy nie byłem alkoholikiem – przypomniał.
Fakt, ale myślałam, że jeśli nie z tobą, to może przy tobie, bo jednak jesteście przyjaciółmi, prawda? – uśmiechnęła się znacząco.
Chcesz coś powiedzieć, to powiedz to głośno, a nie skrywasz w półsłówkach.
Nie, nie chcę akurat tego powiedzieć. Wychodzę, Adam będzie robił mi za szofera. Pojedziemy do jego klubu, tego nowego, może wybiorę jakiś alkohol dla szanownego tatusia – oznajmiła, odwieszając torebkę z drewnianego wieszaka, w afrykańskie wzory i malunki. – Dla siebie też coś wybiorę – dodała już znacznie ciszej.
A co takiego? – dopytywał i wtedy zdała sobie sprawę, że powiedziała akurat za głośno.
Miała przekląć i zbyć go pośpiechem, ale zdecydowała się na kłamstwo:
Może jakieś wisienki oblane zielonym karmelem, wprost do drinków mu ukradnę z zaplecza. – Wyszła, zatrzasnęła za sobą drzwi i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą dodając do samej siebie – Wezmę też coś mocniejszego, bo wizyty u twoich rodziców nie przetrwam na trzeźwo, a po niej będę musiała się znieczulić i urżnąć w trzy dupy.

Zeszła po krętych, starych schodach klatki schodowej, jednej z kamienic w centrum miasta. Cała ta kamienica należała do rodziny jej męża, a jedna klatka schodowa, ta sama, w której mieściło się ich dwupoziomowe mieszkanko, należała do niego samego. Otworzyła stare drzwi, których zamek jak zwykle się zacinał i wyszła na czyste, wyłożone kostką brukową i przyozdobione ciężkimi, murowanymi donicami z kwiatami podwórko. Adam – młodszy brat jej męża już na nią czekał, w swoim nowiutkim kabriolecie.
Jaka to marka? – zapytała wielce zafascynowana i od razu dotknęła lśniącej maski.
Porsche – oznajmił ze śnieżnobiałym uśmiechem, który sprawiał wrażenie jakby został ukradziony od jakiegoś amanta filmowego. Wyskoczył z samochodu bez otwierania drzwi i stanął za bratową kładąc obie dłonie na jej ramionach i sunąc nimi ku dołowi. – Chcesz się przejechać?
Cholernie, ale zabrali mi prawo jazdy, więc muszę się zadowolić miejscem pasażera. – Zrobiła smutną minkę i chciała go wziąć na litość. Niczego tak mocno teraz nie pragnęła jak znowu poczuć pęd wiatru we włosach i w przeciwsłonecznych okularach podbijać polskie, krzywe drogi.
Możemy się przejechać w innym sensie. – Adam uśmiechnął się łobuzersko.
Emila spojrzała na jego szczupłą sylwetkę, brak zarysowanych widocznie mięśni, wątłe ramiona i odpowiedziała szczerze:
Jesteś jeszcze chłopcem. Nie będę cię odzierała z niewinności.
Mam już osiemnaście lat! – postawił się żartobliwie i otworzył przed nią drzwi niczym przed królową. – Nawet dwadzieścia lat już mam.
A ja mam męża. Jest nim twój brat.
Ale to ze mną spędzasz więcej czasu niż z nim – zagadywał zajmując miejsce i uruchamiając silnik.

To jego poznałam pierwszego – szepnęła wpatrzona mętnym wzrokiem przed siebie. – Może myślałam, że będzie inaczej – dodała jeszcze ciszej, ledwie słyszalnie i ukradkiem starła jedną łzę ściekającą z jej policzka.

13 komentarzy:

  1. hmm, nie rozumiem czemu Emila nie akceptuje rodziców Jana. Rozumiem, że może czuć się gorsza bo jest z rodziny wielodzietnej, ale nie może za to winić Janka. Zastanawia mnie co stało się z ich synem. Emila zachowuje się tak jakby nigdy nie miała syna, może to taki rodzaj samoobrony przed przeszłością. Nie wiem jak to określić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odniosłam dziwne wrażenie, że ten synek to nie zniknął samoistnie tylko Emila mu w tym znacznie pomogła. Poza tym niezbyt podoba mi się jej podejście do życie nie znoszę ludzi, którzy wszystkich dookoła oceniają, a sami w sumie lepsi nie są. Bo z tego co rozumiem to on pracuje, a ona w domu siedzi i odpoczywa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Emi nic się nie zmieniła, cały czas jest zajętą sobą samą małpą, która żeruje na innych, a zwłaszcza na pracy Janka. Ja rozumiem, że teściowie jej nie akceptują i może czuć się odrzucona przez nich, ale bez przesady, nie musi z nimi mieszkać, raczej rzadko się z nimi widuje, więc ze względu na męża mogłaby, raz od wielkiego dzwonu, z okazji rocznicy ich ślubu zachować się tak jak trzeba. A ona nawet nie pofatygowała się, żeby kupić im prezent, tylko wykorzystuje do tego szwagra, bo wszystkie ekspresy były drogie, a ona nie chce dawać teściom drogiego prezentu, tak jakby to ona na wszystko zarabiała, albo mieli by kłopoty żeby związać koniec z końcem i każdy grosz liczyli. Jestem w stanie zrozumieć, ze nie lubi rodziców męża, po prostu czasem tak jest, nikt nie każe jej ich kochać, ale żeby mówić, że najchętniej by sie ich otruło. Mam nadzieję, ze ona tylko tak gada, że nigdy nie posunęłaby się do czegoś takiego.
    Ona jest okropna, nie akceptuje teściów, w porządku, oni jej też, ale ona nie akceptuje swojej własnej rodziny, nie utrzymuje z nimi kontaktu. Zastanawiające jest to, że to Janek odwiedza jej matkę i rodzeństwo i kupuje dzieciakom prezenty, pamięta o nich.
    Emi tak naprawdę to i Janka do końca nie akceptuje, nic jej w nim nie pasuje, a najbardziej tatuaż przypominający małego Mateuszka. Z poprzedniej wersji wiem, ze mały zginał w pożarze i że to Jan go wtedy pilnował i przyznam szczerze, że starałam sie tłumaczyć zachowanie Emi, tęsknotą i żalem za synkiem, ale teraz tomyślę, że Kari może mieć rację i Emi mogła w jakiś sposób przyczynic się do zniknięcia synka z ich życia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie bardzo wiem, co napisać... :) Chyba jedyne, co przychodzi mi do głowy, to tyle, że nie lubię Em... strasznie denerwująca babka. Może jeszcze zmienię o niej zdanie, bo taką samą niechęcią pałałam z początku do Magdy, a to się zmieniło z późniejszymi rozdziałami xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Biorąc pod uwagę to, że sama mam napięte stosunki z teściową, jestem w stanie zrozumieć Emi. No ale nie pod każdym względem...
    Trochę dziwi mnie to jaki ma stosunek do własnej matki i reszty rodziny ale najbardziej szokuje mnie jej podejście do swojego zmarłego synka. I co to za tekst, że " naprawiła błąd". Że niby zabila to dziecko czy jak?
    Dziwna kobieta i mam okropnie mieszane uczucia, co do niej.

    www.swiatlocienn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż nie bardzo wiem co napisać. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z tą parą i nie bardzo wiem co ich spotkało, ale postaram się coś wykrzesać.
    Mateusz, czyli syn Emi i Janka nie żyje, czego już się dowiedzieliśmy wcześniej. Od razu widać, że śmierć tego chłopca wisi nad ich związkiem i z jakiegoś powodu nie pozwala im w miarę normalnie żyć. Emi nie płakała po śmierci dziecka – według mnie każdy przeżywa żałobę na swój sposób. Emilia natychmiast spakowała rzeczy Mateusza, wyniosła do piwnicy i zapewne chciała wyrzucić to wydarzenie ze swojej pamięci, a nawet życia. Ona w ten sposób uciekała od poczucia niewyobrażalnej straty, bo przecież śmierć dziecka jest czymś strasznym dla każdej matki. Nie bardzo rozumiem relację tych dwojga. Kochają się i co do tego nie mam wątpliwości. Po prostu jak ich czytałam cały czas czułam to uczucie jakim się darzą, ale mimo wszystko są wobec siebie tacy... sztywni. Jak nie małżeństwo. Odniosłam wrażenie, że stwarzają jakieś pozory dla samych siebie, żeby nie przyznać że między nimi dzieje się źle od pewnego czasu. Emilia zajmuje się tylko sobą i ucieka od męża do szwagra. Trochę to dziwne, ale ewidentnie musi mieć jakiś powód. Mówi, że sądziła że będzie inaczej, ale czego się spodziewała? Fajerwerków, serduszek i wstążeczek? Życie jest okrutne i przecież nikt nie mógł przypuszczać, że ich sprawy tak się potoczą. Oboje są jeszcze młodzi, ona mówi wprost, że Mateusz był błędem, a Janka to boli. Boli bo według mnie on nigdy nie patrzył na syna jak na błąd, a jak na coś co się stało, jest i już zawsze będzie. Po prostu akceptował wszystko, wziął odpowiedzialność i był gotowy ponosić ją do końca życia. Emilia natomiast udając, że dziecko było błędem ukrywa swój ból i żal po tej stracie. Są naprawdę bardzo dziwnym, bardzo nietuzinkowym małżeństwem. Zakochanym w sobie, ale jednocześnie chłodnym wobec siebie.
    Niechęć do teściów nie jest niczym nadzwyczajnym. Wielu ludzi nie przepada za swoimi teściami i jakoś ta antypatia pasuje mi do Emilii. Wiem, rodzice Janka zapewne byli przeciwni związkowi syna z Emi, ale skoro już zaszła w ciążę to byli zmuszeni naciskać na ślub. Boże... się rozpisałam o Emi, a o Janku nie napisałam prawie nic.
    Tak więc żeby to nadrobić: nie wiem co o nim napisać. Wydaje mi się taki... taki miły i pokrzywdzony. Mam wrażenie, że on chciałby jakoś się zbliżyć do Emi, spędzić z nią trochę czasu, odnaleźć wsparcie i jakoś wspólnie z nią przeżywać tragedię jaka ich spotkała, ale nie bardzo wie jak to zrobić. Wręcz odebrałam go tutaj jak takiego mojego Bartka z Belfra. Taki milusi, cichusi, który w milczeniu przeżywa swoje męki, bóle i cierpienie. Na pewno chciałabym bardziej poznać historię tej pary, nieco mnie zaciekawili.
    No nic, śmigam spać :D
    Pozdrawiam! ^^

    P.S Bym zapomniała! Janka życie to praca, praca i praca, tak? Więc zapewne brak czasu również dokłada się do tego, że między nimi panuje taka a nie inna atmosfera. A skoro Janek nie ma czasu na sen, a o seksie już w ogóle nie wspomnę... No cóż. Czasami tak też się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Napiszę szczerze, że Twoi bohaterowie to jakaś patologia. Co następni, to gorsi. Jak nie znęcanie się nad dziećmi, to nieszanowanie żony, jak nie wielodzietne rodziny, to małoletnie matki. No kurde, a teraz patologiczna Emilia. Tychonie… Czy jest jakaś bohaterka, którą będę miała szansę polubić?

    Jezu, nie wiem co napisać o Emilii i o tym całym małżeństwie z Janem, ponieważ ta dziewucha tak mnie wkurza, że brak mi słów. Mogę zrozumieć, że śmierć ich dziecka odbiła mocne piętno na tym małżeństwie, na ich relacjach i szacunku, ale… bez przesady. Mateuszek już nie wróci i trzeba żyć dalej, a życie w ciągłych pretensjach, żalu i wzajemnych wontów jest trochę męczące. Śmierć synka popsuła relacje małżonków, ale chodzi o to, żeby umieć się podnieść i żyć dalej, a jak się nie umie już dogadywać między sobą, to trzeba spróbować żyć osobno…
    No i Emilia chyba próbuje. Wyraźnie ciągnie ją do Adama… a owy Adam to wykorzystuje. Oj nie polubię tej baby na pewno! Właściwie nic dziwnego, że jest taka patologiczna, skoro jest siostrą Marcina (no i kolejne powiązanie)

    Za to Janek wydaje mi się taki… normalny. Żal mi go. Żona mu ciągle dogaduje, wszystko krytykuje, nic jej się nie podoba, wiecznie ma sapy… pff… Jestem ciekawa, czy Emilia kiedyś była milsza?

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj muszę powiedzieć, że Emila mi do gustu nie przypadła. Zachowuje się gorzej niż Magda, bo jak Lenka niby lubi ładnie wyglądać i się zabawić, tak przynajmniej swoimi dziećmi potrafi się zająć, domem i studiuje (dobrze pamiętam?). A patrzę, że Emilce to się do pracy nie spieszy i wolałaby, jakby jej mężuś wszystko zrobił, a jej jedynie relaks zostawił. I bardzo dziwnie się zachowywała, kiedy weszli na temat zmarłego dziecka. Jak była wzmianka, że nie może znieść widoku tatuażu u męża to pomyślałam, ze to przez to, ze tak za synem tęskni i ja to boli. Ale później, jak wspomniała, że naprawiła ten błąd, to miałam wrażenie, jakby ona miała coś wspólnego ze śmiercią małego. A przecież on w pożarze zginął. I niby z jednej strony jestem pewna, że żadna normalna matka by swojego dziecka nie zabiła, to jakoś męczy mnie ta myśl, że Emilka nie jest najwyraźniej taka normalna. No i ja się jej męża rodzicom nie dziwię. Mieć taką synową to naprawdę pech. Mogłaby ich szanować chociaż. Już nie mówię, że lubić, ale szanować. I nie wypowiadać się o nich w taki sposób przy mężu. Ja sobie tylko wyobrażam, jak on się musi w tym wszystkim biedak czuć.
    Przepraszam za to, że komentarz taki krótki, ale staram się nadrobić jak najwięcej xD Może pod najnowszym się jakoś lepiej wypowiem xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Ogólnie nie lubienie się z teściami jest dosyć stereotypowe, ale u Emilii to jest czysta nienawiść, a nie tylko nie lubienie się. Ciekawa jestem jak wobec niej zachowują się rodzice Janka, bo może ona ma powody do tej niechęci. Choć Milka zachowuje się bardzo odpychająco, to jakoś nie potrafię jej całkowicie potępić. To nie znaczy, że ją lubię, bo tak raczej nie jest. Sądzę, że mam wobec niej neutralny stosunek. Odpycha mnie to jak nieczule przyjęła śmierć swojego dziecka - matka nie powinna tak reagować. To, że ona była tak obojętna nie jest kwestią tłumienia w sobie uczuć - według mnie jej naprawdę to niespecjalnie obeszło. Mam też wrażenie, że Adam się w niej podkochuje. Emi jest na razie o tyle uczciwa, że odrzuca jego zaloty. Sądzę, że ona chętnie mi z Adamem poszła do łóżka, ale jednak ma swoje zasady i zdrada jest dla niej czymś złym. Co nie zmienia faktu, że nie rozumiem dlaczego ona i Jan ciągle są razem. Ich związek istnieje już chyba tylko na papierze. Emilia chyba dawno przestała kochać Janka. To raczej tylko jemu zależy na małżeństwie. Emi co najwyżej potrafi krzyczeć i poniżać męża, dziwię się mu, że na to wszystko się zgadza. Widać, że ją kocha, ale są pewne granice poświęcania się dla miłości. Ciekawe kiedy Milka ją przekroczy.

    OdpowiedzUsuń
  11. No, rośnie nam następna kanalia bez moralnych zasad - Adam. Ciekawi mnie tylko czy Emilia nie uległa dlatego, że jest gówniarzem , a z kimś innym by się puściła. Nie wiem. Ale Jan to taka postać, którą polubiłam i mam nadzieję, że nie przestanę w najbliższym czasie. Przydałby się tu ktoś kto trochę odstaje od tej patologii. natomiast Emilia wywołała we mnie same najgorsze uczucia. Mam wrażenie, że jest zimna, oschła i przesiąknięta złością na cały świat. A to jak się odnosiła o własnym dziecku... Aż mną wzdrygło. Nie zazdroszczę Janowi takiej kobiety ;/

    OdpowiedzUsuń
  12. Widać, że różnią sie od pierwotnej wersji chyba najbardziej z wszystkich. Czyżby Janek mial legalne interesy? Jakiś nie chce mi sie uwierzyć, ze nie ma za paluszków głębiej.
    Emilia tutaj to totalna suka wczesniej byla pustą lalą ale teraz jest serii straszna. Z tym Mateuszkiem to zabrzmiało to tak jakby ona mu dopomogła zemrzeć. I wygląda tak jakby żałowała bycia żoną Janka ciekawe kiedy wskoczy do wyra Adamowi. A i aż nie mogę pojąć, że ma taki stosunek do reszty rodzeństwa. Nie spodziewałabym sie tego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jezu Chryste widać, słychać i czuć, że jest siostrą Marcina. Nosz ja pierdole! Co za zwyrodniała,nieczuła szmata z.z Znowu, po cholerę się puszczała, skoro nie chciała dziecka?! Jezu ja otworzę jakiś zakład produkujący pasy cnoty i wyzakładam każdej po kolei, żeby się suki nie puszczały, a później nie traktowały swoich dzieci jak śmieci. Co za matka tak traktuje dziecko?! Znaczy się raczej to co po nim zostało. Śmiem myśleć, że to ona sama doprowadziła do owego pożaru, byle się pozbyć tego, co przypominało jej błędy. Bo zawsze tak jest! Umrzyj na raka głupia kretynko z.z
    A Jan wydaje się całkiem okej facetem. Jezu, jak to możliwe, ze facet ma w sobie więcej współczucia niż matka?! Boże, dzięki twojej powieści, moja nienawiść do kobiet jedynie się pogłębia ;-;

    OdpowiedzUsuń