EMILA
KUCHARSKA
JAN
KUCHARSKI
Dwudziestotrzyletni
mężczyzna otworzył oczy. Leżał na miękkim materacu,
tapicerowanego, czarnego łóżka, przykryty czerwoną niczym krew
pościelą w czarne nutki i klucze wiolinowe. Było już popołudnie,
ale on tego dnia wrócił nad ranem, dlatego pozwolił sobie na tak
długi odpoczynek, co rzadko się zdarzało. Należał do
zapracowanych ludzi, nie mających czasu na nic ponad pracę i...
pracę, czasami znajdował też chwilę na konsumpcję w barze
sałatkowym, ale sen i seks niestety odchodziły na koniec tej
kolejki priorytetów.
W
końcu spuścił nogi w dół łóżka, a jego stopy dotknęły
drewnianych paneli w kolorze wenge. Odetchnął w zbolały sposób,
gdy coś przeskoczyło mu w karku.
– Nie
możesz się sypać, bo to ja jestem starsza – rzuciła Emila,
która popijała kawę z małej, białej filiżanki, zagryzając ją
pralinką w kokosowej posypce.
Ciemny
blondyn, którego włosy czasami zdawały się mieć rudawy odcień,
spojrzał na swoją żonę i uśmiechnął się krzywo.
– Gdybym
całe dnie siedział na kanapie, to też bym się nie sypał, tylko
jeszcze młodniał – wyrzucił, na co Emi mlasnęła znacząco i
przeniosła wzrok na inny punkt.
Farbowana
brunetka uznała iż jej mąż wcale nie jest żadnym ciekawym
zjawiskiem, by się w niego aż tak intensywnie i długo wgapiać.
Szczególnie nie lubiła go bez koszulki, choć budowy nie mógł się
powstydzić. Co prawda miał niewielki brzuszek, taki jaki zazwyczaj
mają fani piwa, zagryzający je orzeszkami lub chipsami paprykowymi,
ale poza tym był całkiem w porządku. Nie miał szczególnie
szerokich ramion, ale nie należał do chuderlaków i słabeuszy, a
zwłaszcza do grubasów, których szczerze nie znosiła i najchętniej
nakazałaby poddać przymusowym dietom i ćwiczeniom, gdyż ich brak
estetycznego wyglądu przyprawiał ją o mdłości. Co więc tak
bardzo przeszkadzało Emili w wyglądzie jej małżonka, z którym
spędziła już pół dekady w związku przypieczętowanym także
boską obecnością? Tatuaż. Napis, który teraz znajdował się
niemal dokładnie na wysokości jej oczu, gdy Janek ubierał
jasnoniebieską koszulkę. Kocham cię synu – widniało na
jego lewej piersi.
Jan
Kucharski w końcu zapiął się pod samą szuję. Koszula była na
długi rękaw, ale z letniego, przewiewnego materiału, więc nic nie
przeszkodziło mu w tym by przywdziać jeszcze jasną, tak popielatą,
że niemal białą marynarkę.
– Jeszcze
kamizelkę załóż – dogryzła mu żoneczka.
– Nie
będzie to konieczne, ale dziękuję za doradztwo. Zdam się jednak
na własnego stylistę. – Uśmiechnął się do niej złośliwie.
– To
posiadasz takowego? – zdziwiła się. – Zadziwiasz mnie.
– To
rocznica ślubu moich rodziców, nie mogę iść w dresach. W
dżinsach zresztą też nie wypada. Miałaś się zająć
przystawkami – przypomniał.
– Zamówiłam
katering – odparła, nawet na niego nie patrząc. Zajęła się za
to wpatrywaniem w gazetę, położoną na szklanym stoliku. Leniwie
przewracała jej strony, zastanawiając się co jeszcze z biżuterii
mogłaby sobie zamówić.
– Ale
prezentem się zajęłaś osobiście?
– Tak,
tak, ale Adama dłońmi i oczami. – Zerknęła na Janka i jego
niezadowoloną minę. – No co? To twój brat, ich syn! Najlepiej
będzie wiedział czego im trzeba.
– Nie
mogłaś sama nawet wybrać ekspresu do kawy?
– Nie,
bo wszystkie były drogie. Nakazałam Adamowi znaleźć coś
tańszego. Nie lubię twojej matki i jeszcze bardziej niż jej, nie
lubię twojego ojca, nie chcę im dawać tak drogiego prezentu.
– Zastanawiałaś
się kiedyś, że oni mogą też nie lubić ciebie, a jednak dali nam
mieszkanie i pół udziałów w przetwórni? – zapytał kładąc
dłonie na stole.
Emi
spojrzała na Janka w bardzo leniwy i znudzony sposób.
– Nie
lubią, nie lubią i wcale się z tym nie kryją. Dali ci to
wszystko, a nie mnie, a dali tylko dlatego, że z mojej winy zostałeś
młodym ojcem, a z ich mężem, bo nie mogli zaakceptować
nieślubnego dziecka dziewczyny z patologicznej, wielodzietnej
rodziny. Nie martw się, wiem co twoi staruszkowie mówią za moimi
plecami. – Wstała, postukała go zwiniętą w rulon gazetą w samo
ramie, a potem musnęła w policzek. – Też cię kocham. Sprawdzę
co z tym kateringiem, by ich po raz setny nie zawieść. Choć gdyby
to zależało ode mnie i wiedziałabym które przystawki trafią do
paszczy twoich otyłych rodziców, to już dawno doprawiłabym je
arszenikiem – ostatnie zdanie szepnęła na tyle cicho, że Jasiek
nie mógł go usłyszeć.
Mila
miała buty na wyciętym z tyłu obcasie już dawno na stopach.
Właściwie pierwsze co robiła, gdy się budziła, to był prysznic,
a potem ubieranie się i zakładanie kurewsko wysokich, rzucających
się w oczy butów, zawsze modnych i rzadko tych samych, choć mąż
kochałby ją tak samo nawet w trampkach, tylko po śmierci Mateusza
nie lubił z nią spędzać czasu, nie umiał udawać, że chłopca
nigdy nie było, a duch jego obecności ciągle żył między nimi i
tworzył skuteczną barierę. On winił siebie, a ona... ona po
śmierci syna nie uroniła ani jednej łzy i jeszcze w tym samym
tygodniu spakowała wszystkie jego rzeczy i nakazała znieść do
piwnicy. Później w pokoju, który należał do chłopca urządziła
mini siłownie, na swój własny użytek. Janowi oczywiście kazała
z niej korzystać, ale on nigdy nawet nie przekroczył jej progu.
Nawet gdy wywoływał stamtąd małżonkę, to czynił to pukaniem, a
następnie podniesionym głosem.
– Marcin
wyszedł z więzienia – przypomniał Harski, czym skutecznie
zatrzymał Emilkę w miejscu.
– Mój
brat? – zdziwiła się. – To już by minęło tyle czasu?
– Byłem
u twojej mamy, by podać dzieciakom prezenty na dzień dziecka, bo za
tydzień wyjeżdżam do Niemiec by podpisać umowę na nasze produkty
i...
– Do
rzeczy – ucięła szybko.
– Chciałem
to zrobić osobiście, bo ty...
– I
tak bym nie odwiedziła tych bękartów – syknęła. – Wiem o
tym. Moim jedynym bratem jest Marcin, a cała reszta to synowie i
córki Heńka, których moja matka natrzaskała masową ilość,
pomimo życia z zasiłków. Mam bić jej brawo czy kłaniać się do
stóp?
– Wybaczyć,
po prostu wybaczyć i choćby...
– Łatwo
ci mówić! – wrzasnęła. – Urodziłeś się w normalnej
rodzinie, twoja matka i ojciec byli małżeństwem i są nimi do
dziś. Mają tylko ciebie i Adama, i stać ich było was wychować.
Nie żyłeś na garnuszku państwa, tylko przez to że jakaś kurewka
nie umiała się zabezpieczać.
– Jakby
nie patrzeć my też przed laty...
– Ale
naprawiłam ten błąd – wymsknęło jej się, a potem nabrała
mocniej powietrza, czując na sobie pytające spojrzenia Janka. –
Gdyby Mateusz był, to by był, ale był błędem. Nie mieliśmy nic,
ani szkoły, ani pracy, ani stabilizacji, a nawet ślubu. Drugi raz
nie popełnię takiego błędu. Jeśli dzieci, to po trzydziestce, o
ile w ogóle, bo wybacz, ale nie śpieszno mi do śmierdzących
pieluch i nieprzespanych nocy. – Odwróciła się plecami do męża,
by nie widzieć jego zbolałej miny. W końcu jednak przypomniało
jej się, że miała zapytać o coś jeszcze. – Kaśka szukała
Roberta, był może z tobą? Piliście razem?
Jasiek
zrobił zdziwioną minę i pokręcił głową.
– Ja
wróciłem nad ranem, ale byłem w pracy, widziałem go, podpisaliśmy
umowę na dobudowanie jeszcze jednego magazynu...
– Poproszę
o wersję mini – przerwała. – Streść! – wrzasnęła
dostrzegając, że dwudziestotrzylatek nie rozumie o co jej chodzi.
– Przecież
wiesz, że ja nie piję. – Skrzywił się, nie rozumiejąc jak w
ogóle mogła o tym zapomnieć. – Jestem abstynentem od czterech
lat, pomimo że nigdy nie byłem alkoholikiem – przypomniał.
– Fakt,
ale myślałam, że jeśli nie z tobą, to może przy tobie, bo
jednak jesteście przyjaciółmi, prawda? – uśmiechnęła się
znacząco.
– Chcesz
coś powiedzieć, to powiedz to głośno, a nie skrywasz w
półsłówkach.
– Nie,
nie chcę akurat tego powiedzieć. Wychodzę, Adam będzie robił mi
za szofera. Pojedziemy do jego klubu, tego nowego, może wybiorę
jakiś alkohol dla szanownego tatusia – oznajmiła, odwieszając
torebkę z drewnianego wieszaka, w afrykańskie wzory i malunki. –
Dla siebie też coś wybiorę – dodała już znacznie ciszej.
– A
co takiego? – dopytywał i wtedy zdała sobie sprawę, że
powiedziała akurat za głośno.
Miała
przekląć i zbyć go pośpiechem, ale zdecydowała się na kłamstwo:
– Może
jakieś wisienki oblane zielonym karmelem, wprost do drinków mu
ukradnę z zaplecza. – Wyszła, zatrzasnęła za sobą drzwi i
dopiero wtedy odetchnęła z ulgą dodając do samej siebie – Wezmę
też coś mocniejszego, bo wizyty u twoich rodziców nie przetrwam na
trzeźwo, a po niej będę musiała się znieczulić i urżnąć w
trzy dupy.
Zeszła
po krętych, starych schodach klatki schodowej, jednej z kamienic w
centrum miasta. Cała ta kamienica należała do rodziny jej męża,
a jedna klatka schodowa, ta sama, w której mieściło się ich
dwupoziomowe mieszkanko, należała do niego samego. Otworzyła stare
drzwi, których zamek jak zwykle się zacinał i wyszła na czyste,
wyłożone kostką brukową i przyozdobione ciężkimi, murowanymi
donicami z kwiatami podwórko. Adam – młodszy brat jej męża już
na nią czekał, w swoim nowiutkim kabriolecie.
– Jaka
to marka? – zapytała wielce zafascynowana i od razu dotknęła
lśniącej maski.
– Porsche
– oznajmił ze śnieżnobiałym uśmiechem, który sprawiał
wrażenie jakby został ukradziony od jakiegoś amanta filmowego.
Wyskoczył z samochodu bez otwierania drzwi i stanął za bratową
kładąc obie dłonie na jej ramionach i sunąc nimi ku dołowi. –
Chcesz się przejechać?
– Cholernie,
ale zabrali mi prawo jazdy, więc muszę się zadowolić miejscem
pasażera. – Zrobiła smutną minkę i chciała go wziąć na
litość. Niczego tak mocno teraz nie pragnęła jak znowu poczuć
pęd wiatru we włosach i w przeciwsłonecznych okularach podbijać
polskie, krzywe drogi.
– Możemy
się przejechać w innym sensie. – Adam uśmiechnął się
łobuzersko.
Emila
spojrzała na jego szczupłą sylwetkę, brak zarysowanych widocznie
mięśni, wątłe ramiona i odpowiedziała szczerze:
– Jesteś
jeszcze chłopcem. Nie będę cię odzierała z niewinności.
– Mam
już osiemnaście lat! – postawił się żartobliwie i otworzył
przed nią drzwi niczym przed królową. – Nawet dwadzieścia lat
już mam.
– A
ja mam męża. Jest nim twój brat.
– Ale
to ze mną spędzasz więcej czasu niż z nim – zagadywał zajmując
miejsce i uruchamiając silnik.
– To
jego poznałam pierwszego – szepnęła wpatrzona mętnym wzrokiem
przed siebie. – Może myślałam, że będzie inaczej – dodała
jeszcze ciszej, ledwie słyszalnie i ukradkiem starła jedną łzę
ściekającą z jej policzka.
hmm, nie rozumiem czemu Emila nie akceptuje rodziców Jana. Rozumiem, że może czuć się gorsza bo jest z rodziny wielodzietnej, ale nie może za to winić Janka. Zastanawia mnie co stało się z ich synem. Emila zachowuje się tak jakby nigdy nie miała syna, może to taki rodzaj samoobrony przed przeszłością. Nie wiem jak to określić.
OdpowiedzUsuńOdniosłam dziwne wrażenie, że ten synek to nie zniknął samoistnie tylko Emila mu w tym znacznie pomogła. Poza tym niezbyt podoba mi się jej podejście do życie nie znoszę ludzi, którzy wszystkich dookoła oceniają, a sami w sumie lepsi nie są. Bo z tego co rozumiem to on pracuje, a ona w domu siedzi i odpoczywa.
OdpowiedzUsuńEmi nic się nie zmieniła, cały czas jest zajętą sobą samą małpą, która żeruje na innych, a zwłaszcza na pracy Janka. Ja rozumiem, że teściowie jej nie akceptują i może czuć się odrzucona przez nich, ale bez przesady, nie musi z nimi mieszkać, raczej rzadko się z nimi widuje, więc ze względu na męża mogłaby, raz od wielkiego dzwonu, z okazji rocznicy ich ślubu zachować się tak jak trzeba. A ona nawet nie pofatygowała się, żeby kupić im prezent, tylko wykorzystuje do tego szwagra, bo wszystkie ekspresy były drogie, a ona nie chce dawać teściom drogiego prezentu, tak jakby to ona na wszystko zarabiała, albo mieli by kłopoty żeby związać koniec z końcem i każdy grosz liczyli. Jestem w stanie zrozumieć, ze nie lubi rodziców męża, po prostu czasem tak jest, nikt nie każe jej ich kochać, ale żeby mówić, że najchętniej by sie ich otruło. Mam nadzieję, ze ona tylko tak gada, że nigdy nie posunęłaby się do czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńOna jest okropna, nie akceptuje teściów, w porządku, oni jej też, ale ona nie akceptuje swojej własnej rodziny, nie utrzymuje z nimi kontaktu. Zastanawiające jest to, że to Janek odwiedza jej matkę i rodzeństwo i kupuje dzieciakom prezenty, pamięta o nich.
Emi tak naprawdę to i Janka do końca nie akceptuje, nic jej w nim nie pasuje, a najbardziej tatuaż przypominający małego Mateuszka. Z poprzedniej wersji wiem, ze mały zginał w pożarze i że to Jan go wtedy pilnował i przyznam szczerze, że starałam sie tłumaczyć zachowanie Emi, tęsknotą i żalem za synkiem, ale teraz tomyślę, że Kari może mieć rację i Emi mogła w jakiś sposób przyczynic się do zniknięcia synka z ich życia.
Nie bardzo wiem, co napisać... :) Chyba jedyne, co przychodzi mi do głowy, to tyle, że nie lubię Em... strasznie denerwująca babka. Może jeszcze zmienię o niej zdanie, bo taką samą niechęcią pałałam z początku do Magdy, a to się zmieniło z późniejszymi rozdziałami xd
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę to, że sama mam napięte stosunki z teściową, jestem w stanie zrozumieć Emi. No ale nie pod każdym względem...
OdpowiedzUsuńTrochę dziwi mnie to jaki ma stosunek do własnej matki i reszty rodziny ale najbardziej szokuje mnie jej podejście do swojego zmarłego synka. I co to za tekst, że " naprawiła błąd". Że niby zabila to dziecko czy jak?
Dziwna kobieta i mam okropnie mieszane uczucia, co do niej.
www.swiatlocienn.blog.pl
Cóż nie bardzo wiem co napisać. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z tą parą i nie bardzo wiem co ich spotkało, ale postaram się coś wykrzesać.
OdpowiedzUsuńMateusz, czyli syn Emi i Janka nie żyje, czego już się dowiedzieliśmy wcześniej. Od razu widać, że śmierć tego chłopca wisi nad ich związkiem i z jakiegoś powodu nie pozwala im w miarę normalnie żyć. Emi nie płakała po śmierci dziecka – według mnie każdy przeżywa żałobę na swój sposób. Emilia natychmiast spakowała rzeczy Mateusza, wyniosła do piwnicy i zapewne chciała wyrzucić to wydarzenie ze swojej pamięci, a nawet życia. Ona w ten sposób uciekała od poczucia niewyobrażalnej straty, bo przecież śmierć dziecka jest czymś strasznym dla każdej matki. Nie bardzo rozumiem relację tych dwojga. Kochają się i co do tego nie mam wątpliwości. Po prostu jak ich czytałam cały czas czułam to uczucie jakim się darzą, ale mimo wszystko są wobec siebie tacy... sztywni. Jak nie małżeństwo. Odniosłam wrażenie, że stwarzają jakieś pozory dla samych siebie, żeby nie przyznać że między nimi dzieje się źle od pewnego czasu. Emilia zajmuje się tylko sobą i ucieka od męża do szwagra. Trochę to dziwne, ale ewidentnie musi mieć jakiś powód. Mówi, że sądziła że będzie inaczej, ale czego się spodziewała? Fajerwerków, serduszek i wstążeczek? Życie jest okrutne i przecież nikt nie mógł przypuszczać, że ich sprawy tak się potoczą. Oboje są jeszcze młodzi, ona mówi wprost, że Mateusz był błędem, a Janka to boli. Boli bo według mnie on nigdy nie patrzył na syna jak na błąd, a jak na coś co się stało, jest i już zawsze będzie. Po prostu akceptował wszystko, wziął odpowiedzialność i był gotowy ponosić ją do końca życia. Emilia natomiast udając, że dziecko było błędem ukrywa swój ból i żal po tej stracie. Są naprawdę bardzo dziwnym, bardzo nietuzinkowym małżeństwem. Zakochanym w sobie, ale jednocześnie chłodnym wobec siebie.
Niechęć do teściów nie jest niczym nadzwyczajnym. Wielu ludzi nie przepada za swoimi teściami i jakoś ta antypatia pasuje mi do Emilii. Wiem, rodzice Janka zapewne byli przeciwni związkowi syna z Emi, ale skoro już zaszła w ciążę to byli zmuszeni naciskać na ślub. Boże... się rozpisałam o Emi, a o Janku nie napisałam prawie nic.
Tak więc żeby to nadrobić: nie wiem co o nim napisać. Wydaje mi się taki... taki miły i pokrzywdzony. Mam wrażenie, że on chciałby jakoś się zbliżyć do Emi, spędzić z nią trochę czasu, odnaleźć wsparcie i jakoś wspólnie z nią przeżywać tragedię jaka ich spotkała, ale nie bardzo wie jak to zrobić. Wręcz odebrałam go tutaj jak takiego mojego Bartka z Belfra. Taki milusi, cichusi, który w milczeniu przeżywa swoje męki, bóle i cierpienie. Na pewno chciałabym bardziej poznać historię tej pary, nieco mnie zaciekawili.
No nic, śmigam spać :D
Pozdrawiam! ^^
P.S Bym zapomniała! Janka życie to praca, praca i praca, tak? Więc zapewne brak czasu również dokłada się do tego, że między nimi panuje taka a nie inna atmosfera. A skoro Janek nie ma czasu na sen, a o seksie już w ogóle nie wspomnę... No cóż. Czasami tak też się dzieje.
Napiszę szczerze, że Twoi bohaterowie to jakaś patologia. Co następni, to gorsi. Jak nie znęcanie się nad dziećmi, to nieszanowanie żony, jak nie wielodzietne rodziny, to małoletnie matki. No kurde, a teraz patologiczna Emilia. Tychonie… Czy jest jakaś bohaterka, którą będę miała szansę polubić?
OdpowiedzUsuńJezu, nie wiem co napisać o Emilii i o tym całym małżeństwie z Janem, ponieważ ta dziewucha tak mnie wkurza, że brak mi słów. Mogę zrozumieć, że śmierć ich dziecka odbiła mocne piętno na tym małżeństwie, na ich relacjach i szacunku, ale… bez przesady. Mateuszek już nie wróci i trzeba żyć dalej, a życie w ciągłych pretensjach, żalu i wzajemnych wontów jest trochę męczące. Śmierć synka popsuła relacje małżonków, ale chodzi o to, żeby umieć się podnieść i żyć dalej, a jak się nie umie już dogadywać między sobą, to trzeba spróbować żyć osobno…
No i Emilia chyba próbuje. Wyraźnie ciągnie ją do Adama… a owy Adam to wykorzystuje. Oj nie polubię tej baby na pewno! Właściwie nic dziwnego, że jest taka patologiczna, skoro jest siostrą Marcina (no i kolejne powiązanie)
Za to Janek wydaje mi się taki… normalny. Żal mi go. Żona mu ciągle dogaduje, wszystko krytykuje, nic jej się nie podoba, wiecznie ma sapy… pff… Jestem ciekawa, czy Emilia kiedyś była milsza?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj muszę powiedzieć, że Emila mi do gustu nie przypadła. Zachowuje się gorzej niż Magda, bo jak Lenka niby lubi ładnie wyglądać i się zabawić, tak przynajmniej swoimi dziećmi potrafi się zająć, domem i studiuje (dobrze pamiętam?). A patrzę, że Emilce to się do pracy nie spieszy i wolałaby, jakby jej mężuś wszystko zrobił, a jej jedynie relaks zostawił. I bardzo dziwnie się zachowywała, kiedy weszli na temat zmarłego dziecka. Jak była wzmianka, że nie może znieść widoku tatuażu u męża to pomyślałam, ze to przez to, ze tak za synem tęskni i ja to boli. Ale później, jak wspomniała, że naprawiła ten błąd, to miałam wrażenie, jakby ona miała coś wspólnego ze śmiercią małego. A przecież on w pożarze zginął. I niby z jednej strony jestem pewna, że żadna normalna matka by swojego dziecka nie zabiła, to jakoś męczy mnie ta myśl, że Emilka nie jest najwyraźniej taka normalna. No i ja się jej męża rodzicom nie dziwię. Mieć taką synową to naprawdę pech. Mogłaby ich szanować chociaż. Już nie mówię, że lubić, ale szanować. I nie wypowiadać się o nich w taki sposób przy mężu. Ja sobie tylko wyobrażam, jak on się musi w tym wszystkim biedak czuć.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za to, że komentarz taki krótki, ale staram się nadrobić jak najwięcej xD Może pod najnowszym się jakoś lepiej wypowiem xD
Ogólnie nie lubienie się z teściami jest dosyć stereotypowe, ale u Emilii to jest czysta nienawiść, a nie tylko nie lubienie się. Ciekawa jestem jak wobec niej zachowują się rodzice Janka, bo może ona ma powody do tej niechęci. Choć Milka zachowuje się bardzo odpychająco, to jakoś nie potrafię jej całkowicie potępić. To nie znaczy, że ją lubię, bo tak raczej nie jest. Sądzę, że mam wobec niej neutralny stosunek. Odpycha mnie to jak nieczule przyjęła śmierć swojego dziecka - matka nie powinna tak reagować. To, że ona była tak obojętna nie jest kwestią tłumienia w sobie uczuć - według mnie jej naprawdę to niespecjalnie obeszło. Mam też wrażenie, że Adam się w niej podkochuje. Emi jest na razie o tyle uczciwa, że odrzuca jego zaloty. Sądzę, że ona chętnie mi z Adamem poszła do łóżka, ale jednak ma swoje zasady i zdrada jest dla niej czymś złym. Co nie zmienia faktu, że nie rozumiem dlaczego ona i Jan ciągle są razem. Ich związek istnieje już chyba tylko na papierze. Emilia chyba dawno przestała kochać Janka. To raczej tylko jemu zależy na małżeństwie. Emi co najwyżej potrafi krzyczeć i poniżać męża, dziwię się mu, że na to wszystko się zgadza. Widać, że ją kocha, ale są pewne granice poświęcania się dla miłości. Ciekawe kiedy Milka ją przekroczy.
OdpowiedzUsuńNo, rośnie nam następna kanalia bez moralnych zasad - Adam. Ciekawi mnie tylko czy Emilia nie uległa dlatego, że jest gówniarzem , a z kimś innym by się puściła. Nie wiem. Ale Jan to taka postać, którą polubiłam i mam nadzieję, że nie przestanę w najbliższym czasie. Przydałby się tu ktoś kto trochę odstaje od tej patologii. natomiast Emilia wywołała we mnie same najgorsze uczucia. Mam wrażenie, że jest zimna, oschła i przesiąknięta złością na cały świat. A to jak się odnosiła o własnym dziecku... Aż mną wzdrygło. Nie zazdroszczę Janowi takiej kobiety ;/
OdpowiedzUsuńWidać, że różnią sie od pierwotnej wersji chyba najbardziej z wszystkich. Czyżby Janek mial legalne interesy? Jakiś nie chce mi sie uwierzyć, ze nie ma za paluszków głębiej.
OdpowiedzUsuńEmilia tutaj to totalna suka wczesniej byla pustą lalą ale teraz jest serii straszna. Z tym Mateuszkiem to zabrzmiało to tak jakby ona mu dopomogła zemrzeć. I wygląda tak jakby żałowała bycia żoną Janka ciekawe kiedy wskoczy do wyra Adamowi. A i aż nie mogę pojąć, że ma taki stosunek do reszty rodzeństwa. Nie spodziewałabym sie tego.
Jezu Chryste widać, słychać i czuć, że jest siostrą Marcina. Nosz ja pierdole! Co za zwyrodniała,nieczuła szmata z.z Znowu, po cholerę się puszczała, skoro nie chciała dziecka?! Jezu ja otworzę jakiś zakład produkujący pasy cnoty i wyzakładam każdej po kolei, żeby się suki nie puszczały, a później nie traktowały swoich dzieci jak śmieci. Co za matka tak traktuje dziecko?! Znaczy się raczej to co po nim zostało. Śmiem myśleć, że to ona sama doprowadziła do owego pożaru, byle się pozbyć tego, co przypominało jej błędy. Bo zawsze tak jest! Umrzyj na raka głupia kretynko z.z
OdpowiedzUsuńA Jan wydaje się całkiem okej facetem. Jezu, jak to możliwe, ze facet ma w sobie więcej współczucia niż matka?! Boże, dzięki twojej powieści, moja nienawiść do kobiet jedynie się pogłębia ;-;