IWONA
KAMIŃSKA
Marcin
zjadł smaczny obiadek w towarzystwie Natalii i jej matki i dopiero
po tej czynności dotarło do niego, że to już poniedziałek. Czyli
pierwszy dzień jego pracy był już właściwie za nim, pomimo że
on się nawet w miejscu owej pracy nie wstawił.
– Będzie
dym – powiedział sam do siebie, zbiegając klatką schodową, w
spodenkach i białej koszuli. – Albo nie, nie będzie dymu,
przecież to kumpel – zapewniał sam siebie. – Kumpelowie są od
wybaczywania.
Z
właśnie takim, pozytywnym myśleniem Marcin Andrzejak przekroczył
próg jednego z mini biurowców, wjechał windą na trzecie piętro i
wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha. Odnalazł gabinet swojego
Roberta Nawrockiego, otworzył drzwi bez pukania i oznajmił:
– Kurwa,
jestem!
Robi
spojrzał znad papierów, zmierzył blondyna od dołu do góry i
zapytał poważnie:
– Kurwa
jesteś?
– No
nie! Ale jest dopiero jedenasta rano, a ja już jestem!
– Już?
– zdziwił się. – Dopiero jedenasta rano? W ogóle jedenasta
rano? Toż to samo południe! – warknął.
– Ale
jestem! Chyba najważniejsze, że ja sem tu, a nie tam gdzieś
rozjechany w trzy dupy na chodniku, bo gdy tak gnałem do ciebie i
tej twojej firemki, to nawet na autka się nie oglądałem jak przez
ulice biegnąłem. Cieszysz się, że mnie widzisz?
– Jasne,
ale jesteś trzy godziny spóźniony, odetnę ci z pensji –
oznajmił poważnie. Wstał w celu oprowadzenia Marcina po budynku i
pokazania mu na czym będzie polegała jego praca.
Cinek
jednak nie poszedł za nim, stanął niemal na baczność i oznajmił:
– Nie
możesz być moim szefem, bo przez to cię mogę nawet znielubnąć.
Lepiej mnie zwolnij. – Uśmiechnął się na samą myśl o
otrzymaniu wypowiedzenia.
– Wiesz,
że prawdopodobnie jesteś jedynym Polakiem, który tak zaciesza na
samą myśl o bezrobociu?
– A
więc jestem wyjątkowy – stwierdził. – Pozwól mi trwać w mej
wyjątkowości.
– Marcin,
nie zachowuj się jak dziecko przed pierwszym dniem szkoły i nawet
nie śnij o tym, że cię zwolnię!
– Cały
czas śnię, tylko dla odmiany tym razem przyśnił mi się totalny
koszmarek.
Robert
oparł się o pobliską ścianę, splótł ręce na piersi i choć
starał się powstrzymać śmiech, to gdy widział takiego
nieporadnego, skacowanego Marcina, to nie potrafił.
– O
co ci chodzi, Andrzej? – zapytał wprost.
– O
to, że Cinuś i praca, praca i Cinuś, jakoś nigdy się zpecjalnie
nie lubiliśmy.
– Specjalnie
– poprawił.
– Nie
poprawiaj Cinusia! Cinuś zmęczony, zdenerwowany, kaca ma, więc i
tak tego nie spamiętli.
– Spamięta.
Marcin
w odpowiedzi tylko przewrócił oczami i zerknął na biurko, na
którym leżało wypowiedzenie umowy najmu.
– Masz
się stąd widzę wynosić. To pewnie długo nie popracuje. –
Uśmiechnął się od ucha do ucha, ale Robert w odpowiedzi tylko
spiorunował go wzrokiem. – Coś nie tak? – zapytał siląc się
na powagę.
– Tak!
– warknął przyjaciel. – Nigdzie nie znajdę takiej lokalizacji,
z tak tanim czynszem, ale co ty możesz o tym wiedzieć. Wieczny
lekkoduch, zawsze na skraju bankructwa, a żyjący jak król melanżu.
Tylko ja mam mój drogi na utrzymaniu rodzinę, a ty możesz się
dalej szlajać po pubach i nocować w melinach. – Brunet ponownie
zasiadł za biurkiem i zaczął wypełniać dokumenty. – Chcesz to
idź do domu, na siłę nawet psa się nie ułoży. Nie będę cię
do niczego zmuszał, kundlu!
– Sorry
– szepnął, czując jak robi się mu głupio. – Nie wiedziałem,
że to takie poważne, nie rzucaj się tak od razu. Słyszałem o
pewnym... chyba mógłbym pomóc na twe frasunki.
– Zasadą
mówiącą iż na frasunek najlepszy jest trunek?
– Nie!
– wrzasnął i zrobił specyficzną, nieco zadziorną minę. –
Wiem o pewnym lokalu do wynajęcia.
I w
ten oto sposób, dzień później, Marcin Andrzejak i Robert Nawrocki
trafili przed pewną starszą, ale odremontowaną kamienicę, z
centralnym ogrzewaniem i innymi bajerami. Cinek oczywiście wcześniej
umówił ich na na to spotkanie. Włożył jedną rękę do kieszeni
i wszedł pewnie do środka. Przywitał się jak należy z kobietą,
która z pewnością była przed czterdziestką, ale urodą i figurą
nie umywała się do nastolatek. Uśmiechnął się i postanowił
przedstawić także Roberta.
– Może
obejrzą państwo mieszkanie – zaproponowała i odwróciła się
tyłem do mężczyzn. W tamtym momencie wzrok obydwóch powędrował
na jej pośladki odziane, obcisłą, czerwoną sukienką.
Kobieta
czekała aż panowie ją wyminą, ale Cinek postanowił wykazać się
dżentelmeństwem.
– Pani
przodem – rzekł i uśmiechnął się uroczo.
– A
co? Myśli pan, że zastawiłam na pana jakąś pułapkę? –
zapytała żartobliwym tonem, ale coś w niej było poważnego,
takiego aż nadto sztywnego.
– Nie,
skądże. – Zrobił zabawną minę i pokręcił głową. Wiedział,
że tym ją rozśmieszy, ale postanowił chwycić się jeszcze
jednego triku. – Gdybym tak myślał, to puściłbym kolegę
przodem.
– Dzięki
– syknął Robi i oboje ruszyli za właścicielką lokalu,
rozglądając się przy tym dookoła.
– I
jak? Podoba się? – zapytał Marcin przyjaciela.
– A
panu? Panu się podoba? – dopytywała poprawiając kolie, której
zapięcie zahaczyło się o zamek sukienki. Cinek oczywiście jej w
tym pomógł, jednocześnie głosząc swoje mądrości:
– Ja
to się dziwię pani mężowi.
– Dlaczego?
– Nie kryła swego zdziwienia.
– Że
panią z domu wypuszcza. – Odparł, spoglądając głęboko w jej
niebieskie oczy.
– Jak
to? Dlaczego?
– Z
pani klasą i prezencją, ja bym za próg samej nie wypuścił.
– Opuszczę
panu dwieście za wynajem.
– Ale
przecież ja nie przez to…
– Trzysta
– usłyszał zanim zdążył dokończyć wypowiedź.
– Zrób
jej minetkę w kiblu i może jeszcze zejdzie z pięć dyszek –
szepnął podpowiedź Nawrocki, wprost do ucha kumpla.
Cinek
się zaśmiał, a potem podjął decyzję za Nawrockiego:
– Bierzemy.
– Bierzemy?
– zdziwił się Robert, bo nie rozumiał dlaczego Marcin używa
liczby mnogiej, skoro firma należy do niego, a nie jest żadnym z
ich wspólnych przedsięwzięć. Właściwie to tych dwoje nigdy nie
miało wspólnego przedsięwzięcia.
– Chcę
pan obejrzeć łazienkę? – zapytała, odwracając się w stronę
Andrzejaka. Opuszki jej palców, sunęły po jego brązowej
marynarce, którą zakupił specjalnie na tę okazję, jak i na
randkę z Anką, której za niedługi czas się spodziewał.
Cinek
widząc w oczach właścicielki mieszkania nadzieję na zgodę,
postanowił nieco odwrócić karty i zapytać wprost:
– Umie
pani gotować?
– Umiem,
ale co to ma do rzeczy?
– A
lubi pani wino?
– Lubię.
– Jej paznokieć dotykał już guzików błękitnej koszuli i bawił
się nim, jakby jego właścicielka miała ochotę go rozpiąć.
Każdy bezstronny obserwator, który zauważyłby taką scenę,
miałby wrażenie, że kobieta rozbiera tego, młodszego od niej o
jakieś dziesięć lat mężczyznę, wzrokiem.
– Najlepiej
bowiem kocha się po dobrym i drogim winie, a najlepiej pije się
przy gotowaniu. Ja jestem kiepskim kucharzem, choć wyznaje to z
wielkim smutkiem i ubolewam nad tym. Proszę mnie źle nie zrozumieć.
– Marcin nagle spuścił wzrok na jej dorodne piersi, skryte za
napiętym materiałem. – Ja nie jestem szowinistą, ani seksistą.
– Tym razem już całkiem spuścił głowę i patrzył z udawanym
wstydem na moje buty. – Ja po prostu nie zostałem przez Boga
obdarzony talentem do prac w kuchni, takich prac, no wie pani, typowo
kobiecych i… – Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. –
To moja prywatna wizytówka, zapiszę pani na niej mój adres, będę
czekał po dwudziestej pierwszej. – Wyjął też długopis i
opierając wizytówkę na ścianie zapisał potrzebne dane. –
Pozwalam pani się modnie spóźnić.
– Mów
mi Iwona.
– Zatem
Marcin i do zobaczenia. Jutro podpiszemy umowę. – Skłonił się
kulturalnie i wyszedł. Wrócił się jednak po Roberta, którego
najwidoczniej wmurowało, bo musiał go szarpnięciem wyprowadzić z
letargu i potencjalnego, przyszłego biura.
– Jakie
bierzemy, jaka prywatna wizytówka i co ty znowu kombinujesz? –
zapytał siląc się na spokój. – Poza tym ty chyba nie zamierzasz
z nią…?
– Zamierzam.
To piękna kobieta – wyznał wsiadając do samochodu.
– Niewiele
młodsza od twojej matki – skomentował Nawrocki wprawiając pojazd
w ruch.
– Zadbana
i bogata, a jej mąż…
– Tylko
mi nie mów, że z gangsterki przerzuciłeś się na sponsoring i
zamierzasz zostać utrzymankiem.
– Dobrze,
nie powiem, ale wiedz jedno, że ja wiem co robię, Robert. Obiecuje
ci, że dobrze na tym wyjdziemy. Ty, ja i ktoś jeszcze.
– Nieprzypadkowo
wybrałeś akurat to miejsce na siedzibę naszej firmy? – Zatrzymał
samochód na światłach i zmierzył kumpla uważnym, badawczym
spojrzeniem.
– W
moim życiu za dużo już spraw zostawiłem losowi. Teraz nie mogę
sobie pozwolić na żaden przypadek. Jedź już stąd i wstąp na
Statoil, albo inną benzynówkę, chcę hot doga ze stacji,
kabanoskiem nadzianego i muszę jeszcze kupić sobie buty. Nie mogę
nosić adidasów do garniturowych spodni.
– Czyli
zamierzasz częściej się tak stroić? – nie krył swojego
zdziwienia brunet.
– Częściej
niż sądzisz, bo mam powód.
– Jaki?
– Praca,
kobieta... sam wiesz, dorosłe życie.
– Będziesz
tego żałował tylko ty, czy my dwaj będziemy tego żałować?
Cinek
westchnął i przewrócił oczami, wygodnie opierając się o oparcie
fotela.
– Jesteś
gorszy niż matka Heńka, świętej pamięci. Tak gderała, tak
gderała, aż jej w końcu łeb ukręcili.
– Twoja
babka zmarła na zawał – przypomniał.
– No
to mówię, przecież. Sam anioł stróż, co musiał przy niej
wiecznie stać, nie mógł z nią wytrzymać, to ją za serducho
chwycił i do piachu posłał. Niech tej suce ziemia lekką będzie,
ale... za dużo się od niej nasłuchałem, że jestem bękartem z
pierwszego związku kurwy, którego jej synek kochany musi żywić i
ubierać, by jej teraz świeczki na grób stawiać. O mnie mogła
mówić co chciała, ale matki jej obrażać nie pozwolę.
– Już
raczej nie obrazi, już podechła – zauważył Nawrocki nie kryjąc
swego uśmiechu.
Cinek
także się zaśmiał.
ANNA
I MARCIN
Moja
i twoja nadzieja
Pozwoli
uczynić dziś cuda
Nic,
naprawdę nic nie pomoże
Jeśli
ty, nie pomożesz dziś miłości...
Hey
– Moja i twoja nadzieja
Anna
nie miała ochoty na żadne spotkanie z panem Andrzejakiem, ale to co
ten człowiek wyprawiał, to jej skromnym zdaniem pod nękanie
zaczynało podchodzić. Zaczęło się od wizytówek, z dopiskiem Na
wszelaki wypadeczek, jakbyś zgubiła mój numer, piękna.
Co
za tandeta i jeszcze ta piękna – myślała sobie drąc kolejny
niewielki kartonik.
Potem
poprzez Patryka, przekazywał jej krótkie wiadomości naszpikowane
błędami wszelkiej maści, od ortograficznych, poprzez
interpunkcyjne, aż na składniowych kończąc.
W
końcu doszło do tego, że skończyły się wizytówki i wiadomości,
a zaczęły słoneczniki. Co dnia maluśki, miniaturowy bukiecik
czekał na nią wciśnięty w górną szparę skrzynki na listy.
Nie
miała więc innego wyjścia, jak się z nim spotkać, zrazić go do
siebie i w ten sposób się go pozbyć. Napisała więc SMS-a, między
podgrzewaniem kobiecego pokarmu, a zmienianiem Wiktorkowi pampersa:
O
której mogę zatelefonować? Nie chciałabym przeszkadzać.
Ty
nigdy nie przeszkadzasz, piękna. – Otrzymała w odpowiedzi, na
co oczywiście przewróciła oczami, przy czytaniu owego piękna,
jeszcze na dodatek napisanego małą literą.
Zdecydowała
się jednak zadzwonić, sądząc, że taki człowiek jak Marcin, o
takiej godzinie jak dwudziesta druga będzie w stanie nietrzeźwym.
Jak na złość zaskoczył ją nie tylko trzeźwością, ale także
ciepłym głosem, który wyjątkowo wpadał jej w ucho. Musiała
przyznać, że przez telefon, gdy nie widziała go i tych jego
porozciąganych dresów, to od razu brzmiał o wiele przyjemniej.
– Cześć.
Nie przeszkadzam? Na pewno? – dopytywała.
– Na
pewno, Aniu. – Pamiętał, by dobrze odmienić przez przypadki jej
imię. Zwracał na to szczególną uwagę w rozmowie z nią, bo nie
chciał jej niczym urazić i taką bzdurką sprawić by się
rozłączyła.
– Skąd
wiedziałeś z kim rozmawiasz?
– Dostałem
twój numer od Patryka, ale nie chciałem cię nachodzić telefonami
– wyjaśnił odkładając wałek do malowania na specjalną siatkę
i podchodząc do okna. Zawsze lubił rozmawiać przez telefon i
jednocześnie wpatrywać się w przestrzeń za oknem.
– Wolałeś
kwiatami?
– Sama
musisz przyznać, że forma znacznie przyjemniejsza od wibracji
telefonicznych.
– Strasznie
banalna.
– Telefon
byłby banalniejszy – stwierdził. – Poza tym banalne byłyby
róże, a to były urocze słoneczniki. Zmieniając temat, skoro już
dzwonisz, Aniu, to czy pozwolisz zaprosić się do kawiarni?
– Nie
pijam kawy – warknęła jednocześnie machając grzechotką przed
oczami niespokojnego chłopca, który chwycił się brzegów łóżeczka
i stanął na dwóch nogach, nieco przy tym popłakując.
Cinek
wysilił słuch i skupił się na dźwiękach jakie malec z siebie
wydawał. Był zdziwiony. Nie sądził, że Anna ma małe rodzeństwo,
ale postanowił to zbagatelizować, w końcu rodzeństwo, to tylko
rodzeństwo, a nie własne, osobiste dziecko, które on byłby
zmuszony niańczyć, gdyby chciał ją zaliczyć. Dla pewności
jednak dopytać, ale to nieco później.
– Z
pewnością będą mieli też herbatę – nawiązał do wzmianki o
nielubieniu kawy.
– To
umówmy się od razu na herbatę. W herbaciarni na Franciszkańskiej
jest całkiem przyjemnie.
Cinek
był zaskoczony tym miejscem, ale uznał, że nieważne miejsce,
najważniejsze, że z taką młodą pięknością. Anka natomiast
wybrała to miejsce na spotkanie całkiem naumyślnie. Wiedziała, że
Marcin będzie do niego pasował niczym słoń do składu porcelany.
Chciała go zrazić do siebie i sprawić, by dał jej spokój.
Starczało jej problemów na najbliższe lata, jednym było
pogodzenie opieki nad Wiktorkiem i kontynuowanie nauki, w przyszłości
pójście na dobre studia i znalezienie świetnie płatnej pracy, by
nie być całe życie na utrzymaniu rodziców.
– Dobrze,
powiedz tylko, o której i gdzie. Tylko mów głośno, bo chyba
telewizor u ciebie gra i...
– Nie,
to nie telewizor. Braciszek – skłamała.
– Braciszek
– ucieszył się Marcin.
Dobrze,
że nie jakiś srający pod siebie bachroł na własność –
pomyślał.
Dzień
później Marcin zasiadł przy okrągłym, białym stoliku w
złowato-żółtym pomieszczeniu. Jakaś pani podeszła do niego i
dała kartę. Nawet nie sądził, że istnieje tyle herbat i że
można się ich napić w jednym miejscu. Zamówił tę, która
kojarzył z nazwy. Czyli standardowo Earl Grey. Ledwo ją
otrzymał, jeszcze nie zdążył się napić, a już musiał wstać
bo pojawiła się Anna. Uważał, że tak wypada, a strasznie nie
chciał przed nią wyjść na prostaka, za jakiego przecież tak czy
siak go uważała.
Anna
wyglądała olśniewająco i zapewne tego zdania byłaby większość
mężczyzn, przed którymi oczami by stanęła. Zdaniem Cinka
prezentowała się świetnie w kremowej sukience, czy też tunice…
bo Cinek nigdy tego nie rozróżniał. Miała też na ramionach
jasną, dżinsową, modną kurtkę.
Marcin
podał Ani dłoń i wręczył jej bukiecik słoneczników, ten był
nieco większy niż te, które zostawiał przed jej domem. Chciał ją
nawet pocałować w policzek, ale się odsunęła i zaprotestowała:
– Bez
takiego śmiałego spoufalania, proszę.
– Oczywiście,
jak sobie życzysz.
Starał
się być wyrozumiały i kulturalny. Nawet krzesło jej chciał
przysunąć, ale uznała, że ona sama to zrobi, bo nie lubi
wymuszonych, pseudodżentelmeńskich zachowań.
Marcin
był zszokowany jej zachowaniem i słowami. Zapytał czy pozwoli mu
przynajmniej odwiesić swoją kurtkę, gdyż i tak idzie w stronę
wieszaka, by poczęstować go swoją marynarką. Pozwoliła.
– Czego
się napijesz? – zapytał, gdy powrócił i ponownie zajął
miejsce.
– Sama
sobie zamówię, mam głos. I sama też za siebie zapłacę –
odpowiedziała chwytając za kartę.
Cholera,
następna! – pomyślał.
Właściwie
to powinien był się cieszyć. Większość facetów narzeka, że
kobiety są drogie w utrzymaniu, a te które on ostatnimi czasy
spotykał na swojej drodze, utrzymywały się same.
Anna
złożyła zamówienie. Herbata na podstawku powędrowała na blat
przed jej obliczę i znalazła się w zasięgu jej dłoni. Zapadło
niewiarygodne, niewygodne i nieprzyjemne milczenie.
Marcin sie niedlugo nie polapie, ktora jak ma na imie, cos czuje. przy swoim koledze Robercie zachowywal sie tak slabo, ze chyba jednak musial choc troche udawac. Ale coz, jak probouje byc dzentelmenem, to tez mu zipelnie nie idzie. Choc podziwiam go w jakis sposob za to, ze az tak potrafi sie zmieniac w zaleznosci od sytuacji. Tylko jak w takim razie poznac go prawdziwego? oto jest pytanie... Mam nadzieje, ze Robert go nie wywali, bo Cinek powinien sie nauczyc odpowiedzialnosci. I dalby spokoj Annie, i tak ma za wiele zainteresowancyh nim kobiet. Zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs :)
OdpowiedzUsuńCinek mnie nawet trochę rozbawił tą sytuacją u Roberta, to była na maksa nieodpowiedzialne nawet trochę szczeniackie, ale kurcze zabawne. XD Poza tym w odpowiednim momencie jednak potrafił spowaznieć, a nawet pomógł Robertowi znaleźć nowy lokal dla firmy, więc całkiem nieźle. Niezbyt fajne jest to, że tu świruje do Anki, a tam się z inną umawia, ale jeszcze nie wiemy czy doszło do spotkanie, więc na razie to zostawie.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jedna rzecz skoro Ania tak bardzo chcę zniechęcić Cinka do siebie to czemu kłamała, że to braciszek, a nie syn. Facetów prędzej odstraszyło by dziecko aniżeli to jej wredne zachowanie.
Cinuś jest tak pocieszny, że normalnie nie można się na niego gniewać, no jak obrażać się na kogoś takiego, no po prostu nie wypada. Robi się starał, naprawdę się starał pokazać, że Marcin go wkurza swoim szczeniackim i luzackim zachowaniem, ale przecież jak sam Cinek stwierdził, "kumpelowie są od wybaczywania", więć nic dodać, nic ująć.Trzeba Cinusia przyjąć takim jakim jest i tyle. A jaki pomocy jest, szybko znalazł rozwiązanie na "frasunki" przyjaciela. Nie można mu odmówić, że jest cwany i świetnie sobie poradził z panią od wynajmu lokalu pod biuro. Nie mogłam przestać się śmiać jak czytałam jego teksty, normalnie miód na serce każdej kobiety, dzięki temu Robert zaoszczędzi na czynszu, bo jak widać, urok osobisty pana Andrzejaka zdziałał cuda.
OdpowiedzUsuńAnka postanowiła wziąć Marcina podstępem, pozbyć się go jak najszybciej, tylko to nie zda rezultatu, bo Cinek zagiął na nią parol i nie podda się, czym ona bardziej chce go zniechęcić, czym bardziej jest dla niego niemiła, tym on bardziej chce się jej przypodobać. Kari Lost ma rację, jeżeli naprawdę chciała go zniechęcić do siebie, to powinna powiedzieć mu o Wiktorku, a nie wkręcać go, że to jej braciszek, niewykluczone, że wtedy Marcin na trochę dałby jej spokój, ale myślę, że nie na długo, że i tak po przemyśleniu dalej starałby się do niej zbliżyć.
Tak w ogóle to szczwany lis z niego, chce upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, dzięki jego pochlebstwom Robert ma nowe biuro, a oprócz tego umawiając się na kolację z panią Kamińską, chce się zbliżyć do Anki.
Tyle się spóźnił do pracy i jakoś mu to uszło na sucho... Za co niby ta pensja? hahaha, nie sądzę, żeby Marcin w jakiś sposób w ciągu całego miesiąca zdołał zasłużyć w ogóle na pensje. ;d Prędzej Robert obetnie mu ją do zera xd
OdpowiedzUsuńW kiblu? Nie mógł zaproponować milszego miejsca? Hahah, w ogóle fuj... za stara dla Marcina. W ogóle nieźle... tu Nejta, tam Anka, a jeszcze do tego jakaś starsza kobieta. Coś dużo kobiet wokół niego. Ech, no i Anka uległa. Niech będzie dumny z siebie, tak się starał. ;d A czemu Anka nie przyznała się, że to jej syn? Oj, czyżby się bała, że odstraszy przez to Marcina?
W ogóle Marcin znów mnie nieźle rozbawił. Jego sposób mówienia... jejku, nic dziwnego, że udobruchał Roberta. Normalnie takie wyrośnięte dziecko. Nadawałby się na aktora, czy tam komika xd
I kolejna zabawna scena, na której ubawiłam się. Tychon, jesteś MISTRZEM
OdpowiedzUsuń- Kurwa, jestem!
HAHAHAHAHAHAHAHA, nie no jak sobie wyobraziłam realnie ten fragment, to aż oplułam monitor – genialne!
Marcin powinien dziękować Bogu za takiego wyrozumiałego przyjaciela jak Robert. Niejeden szef wywaliłby go na zbity pysk za trzygodzinne spóźnienie pierwszego dnia w pracy. Ale przecież Robert też ma w tym swój cel. I znowu rozbawiłam się przy spoufalaniu z Iwoną. Widać, że miała ochotkę na młode ciałko Marcina :D A Cinek sprytnie to wykorzystał. Kurde, w pewnej chwili myślałam, że naprawdę skorzysta z podpowiedzi Roberta i zabierze Iwonę do łazienki, ale nie… Czemu mam dziwne przeczucie, że Iwona jeszcze pojawi się w życiu Cinka? (wiesz, ja wszędzie węszę romanse…)
Jezu, nie lubię tej damusi. Dlaczego Marcin zwraca uwagę na taką paniusię, a nie zajmie się znajomością z Nejtą? Nejta o wiele bardziej do niego pasuje! Anka zachowuje się jakby wszystkie rozumy pozjadała. Widać na odległość, że Cinek jest dla niej bardzo sympatyczny, stara się być szarmancki i dżentelmen, a ta wybrzydza. Niejedna by chciała, żeby jakiś facet tak o nią zabiegał, tak się starał, a ta jeszcze wonty ma.
Oj trudno mu będzie ją zdobyć, oj trudno…
W pierwszym momencie myślałam, że ta Iwona to matka Natalii, ale przecież Marcin by ją rozpoznał. I szybko obczaiłam wcześniejszy rozdział i jednak to nie jest tak sama osoba, więc luz. Marcin to ma dobrą passę u kobiet. Najpierw Natalia, teraz Iwona i Anka. co się dzieje :D Nie wiem czy wcześniej tego nie zauważałam, czy Marcin dopiero teraz zaczął mówić z takimi błędami? Dziwnie to wygląda, bo on popełnia takie błędy, które ciężko sobie wyobrazić, co innego gdyby mylił "jest napisane" z "pisze" ale te jego pomyłki są jakby na siłę wymyślane.
OdpowiedzUsuńPoza tym rozbawiła mnie rozmowa na samym początku, gdy Marcin pojawił się w biurze. dla mnie hit! :D
Co do Ani. Sądzę, że Wiktor jest jednak jej synkiem i jeśli Ania chce zrazić do siebie Marcina to chyba powinna powiedzieć mu po prostu prawdę. Choć przyznaję, że zaskoczyło mnie, że chłopak potrafi się tak postarać, te kwiatki i brak kontaktu telefonicznego mimo, że ten numer miał, naprawdę szacunek. Ale jednocześnie to trochę niepokojące, bo pokazujesz, ze facet potrafi się starać nawet w przypadku, gdy chodzi tylko o przelecenie danej kobiety, to takie prostackie...
Słowa Cinka nie są na siłe wymyślone. On jest osobą co ma taki styl mówienia. Taki slang, u niego to już kwestia przyzwyczajenia. Jakby chciał i się postarał to mówiłby inaczej.
UsuńW takim razie jego znajomi, szczególnie Ci bliscy nie powinni go poprawiać. To jest takie nienaturalne.
UsuńJak wiem, że ktoś specjalnie mówi znielubnąć, zamiast znielubić, to po co mam go poprawiać? W końcu: Jakby chciał i się postarał to mówiłby inaczej.
Nie wiem po co on tak mówi, to jest na prawdę sztuczne i robi z niego takiego wiejskiego debila.
A on debilem nie jest. Pomysł ze słonecznikami jest niebanalny i uroczy. Nie jeden dobijałby się do dziewczyny na telefon, po kilkanaście razy, albo pisał głupie smsy, sciągnięte z internetu.
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńJestem zmuszona podzielić komentarz na dwie części, gdyż jest za długi cham jeden wstrętny xD Więc część pierwsza:
No tak mnie prosiłeś, tak mnie biedaku błagałeś więc oderwałam się od swoich obowiązków i wpadłam żeby chociaż jeden rozdział nadrobić ^^
I cóż my tu mamy? Cinek! Muszę przyznać, że te teksty Marcina są i zabawne i irytujące jednocześnie. To znaczy fajnie, że jest taki wyluzowany i do wszystkiego podchodzi z takim przymrużeniem oka, ale to zachowywanie się jakby miał jakieś pięć lat jest strasznie denerwujące i mnie zaczyna męczyć. Chyba wolałabym żeby był zabawny, ale żeby zachowywał się adekwatnie to swojego wieku. Każdy powinien mieć w sobie jakieś takie pokłady poczucia humoru i można się trochę powygłupiać, ale naprawdę to, co robi Cinek jest momentami cholernie irytujące.
Sądzę, że w całym kraju znalazłoby się jeszcze kilku takich, którzy ucieszyliby się na wieść o bezrobociu, aczkolwiek każdy normalny człowiek raczej by się zmartwił. Oczywiście każdy – tylko nie Marcin, bo Marcin to jest Marcin i on ma wszystko poprzestawiane i poodwracane w tej swojej rozśmieszonej główce.
Tak czułam, że Cinek coś wymyśli aby pomóc wyjść kumplowi z kłopotów, ale martwię się, że ma w tym swój cel. Nie chciałabym aby Robert pakował się w jakieś podejrzane interesy zwłaszcza teraz kiedy, jak sam powiedział, ma rodzinę na utrzymaniu i dziecko w drodze. Kiedy tylko pojawił się opis kobiety, od razu wiedziałam, że Marcin zacznie ją urabiać i wkrótce dojdzie do tej słynnej części jaką jest kolacyjka oraz upojna noc we dwoje. Swoją drogą zachowanie tej Iwony jest kompletnie nieprofesjonalne i gdybym ja spotkała taką na swojej drodze to... no mogłaby wyjść z tego spotkania nieco poobijana :D. Wiem, zua Migotka :(
No mówiłam, że Cinek coś kręci. Teraz jest jasne, że przez łóżko zamierza załatwić jakieś interesy, tylko pozostaje pytanie jakie? A może Iwona ma być tylko taką wtyką? Przepustką do kogoś, z kim tak naprawdę Cinek chciałby się spotkać. Jak już mówiłam wolałabym aby Robert pozostał przy tych swoich oszustwach podatkowych i tylko tego się trzymał. Byłabym bardzo niepocieszona, gdyby wplątał się w jakieś machloje i to jeszcze za sprawą Cinka.
Część druga:
OdpowiedzUsuńNo i jest też Anka. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się że Cinek może aż tak się o kogoś starać. Bo te wszystkie wizytówki oraz słoneczniki są niczym innym jak próbą zdobycia Anny. Oczywiście on patrzy na nią w kategorii „zaliczyć i rzucić”, ale coś mi mówi, że zarówno to „zaliczyć” jak i to „rzucić” nie będzie takie łatwe. Nie rozumiem dlaczego Anka nie powiedziała prawdy o Wiktorku. Przecież jeżeli chciała spławić Cinka, mogła wprost mu powiedzieć, że nie ma czasu na spotkania, bo musi się zajmować swoim synkiem. Nie chcę tutaj nikogo obrażać, ale są faceci, którzy na słowo „dziecko” uciekają gdzie pieprz rośnie. Jednak mimo wszystko Cinek chyba nie dałby się tak łatwo spławić, nawet gdyby wiedział, że Anna jest matką. On się uparł na tą dziewczynę i przecież sam przyznał, że musiałby najpierw pobawić się w niańczenie zanim by „zaliczył”. Chciałam też dodać, że nienawidzę gdy facet używa określenia „zaliczę, zaliczyłem ją”. Dżizas, zaliczyć to sobie może egzamin w szkole, a nie jakąś dziewczynę -,-. Tak, w Migotce obudziła się feministka! :D
Muszę jednak pochwalić, że w herbaciarni Marcin zachował się na medal i to raczej Anka pokazała się z tej „gburowatej” strony. Oczywiście wiem, że dziewczyna chce do siebie Cinka zrazić, ale coś mi mówi że i tak jej się nie uda. Facet jest zbyt zawzięty i zapewne nie odpuści tak szybko, a nawet jeśli Anna doprowadzałaby go do białej gorączki... i tak będzie za nią chodził. Lubię czytać o takich związkach, gdzie początkowa znajomość tworzy się na bazie niechęci czy nawet nienawiści. To „docieranie się” zazwyczaj wtedy jest bardzo zabawne, ale momentami może też być nieco dramatyczne i daje to takiej prawdziwości opowiadaniu.
Z resztą... już kiedyś wspominałam, że Twoje opowiadania czyta się z zapartym tchem między innymi dlatego, że nie owijasz w bawełnę i przedstawiasz wszystko takim jakie jest w rzeczywistości. Niektórych może to razić, ale mi się wydaje że to kwestia wychowania i może także miejsca w którym ktoś się wychowywał i ile widział.
Pewnie też dlatego ja bardzo lubię Szymka i nie uważam go za jakiegoś tyrana, despotę czy nie wiadomo jak porąbanego kata rodziny. I póki co, to właśnie Szymek pozostaje moim ulubionym bohaterem :)
Pozdrawiam! ;*
Na początku muszę to z siebie wyrzucić, bo cholernie podoba mi się to zdjęcie Cinka nad rozdziałem :D ja wiem, ale ja jakby nie było babą jestem i pozachwycać się muszę xD
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, czy umówienie się z Cinkiem to była taki genialny plan. Niby rozumiem Ankę, bo ja też miałabym dość kogoś tak nachalnego, ale mimo wszystko, mam przeczucie, że po czymś takim on nie ustąpi, a zacznie być jeszcze gorszy.
I w ogóle to mnie osobiście bawił Marcin, który udaje takiego szarmanckiego i w ogóle, bo to do niego kompletnie nie pasuje. Jakoś tak wyobraziłam go sobie w tamtej herbaciarni i po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć. Choć to było trochę nie fair ze strony Anki, że go tam zabrała wiedząc, że chłopak tam się nie odnajdzie. Takie trochę perfidne, ale najwyraźniej nie wypaliło.
A wracając do początku (tak, ja wiem, jak zwykle nie po kolei xD) To ja sobie Marcina naprawdę w normalnej pracy nie wyobrażam, tym bardziej za biurkiem, czy w eleganckich ciuchach. To mi do niego kompletnie nie pasuje. A z tą kobietą... Po prostu wyobraziłam sobie, że on ją rzeczywiście zabiera do tej łazienki, czy gdzie tam i robi jej tą minetę a ona jest niemal w wieku jego matki i po prostu... Nie, nie nie xD
Ale za czynsz im opuściła xD A to już coś!
Dobra, lecę dalej :D
Cinuś...niby taki w sumie leniwy analfabeta... co to ani do roboty ani do rozmowy a jednak coz... Iwonka na niego poleciala. i jeszcze opuscila czynsz. koniec swiata. a Ani sie dziwie. Ilekolwiek by lat nie miala to nie powinna sie wypierac wlasnego dziecka. Nie mowiac juz o tym ze predzej czy pozniej to i tak wyjdzie.
OdpowiedzUsuńwww.swiatlocienn.blog.pl
zapraszam
Wybacz Tysiu, ale częstotliwość z jaką dodajesz rozdziały uniemożliwia mi (przynajmniej na razie) komentowanie wszystkich. Tak, wiem jakie masz podejście do bycia na bieżąco, ale ja mimo wszystko nie lubię być w tyle o 20-30 rozdziałów. Nie przeraża mnie taka ilość czytania, nie unikam jej i się nie zrażam, ale nie lubię odwlekać czegoś za bardzo w czasie. Dlatego postanowiłam, że napiszę zbiorczy komentarz do tego, co do tej pory przeczytałam. Tym bardziej, że w ten sposób moje spojrzenie na postacie jest szersze niż w przypadku czytania i komentowania po jednym rozdziale. Więcej wiem.
OdpowiedzUsuńZacznę od Emilii, Jana i Adama. Jana bardzo polubiłam, mimo że przy okazji tej fundacji chce też prowadzić jakieś lewe interesy. Tutaj każdy bohater ma wiele za skórą, a on i tak wypada przy nich dość grzecznie, więc nie będę się czepiać. Co nie znaczy, że popieram. Tylko że on wygląda mi na naprawdę dobrego człowieka. Chce pomagać, a to najważniejsze. Emilia... cóż, jakbym ją złapała za kłaki to połowę bym wyrwała. Wraca do domu naćpana, schlana jak świnia, po całonocnej libacji i jak jej nie wstyd? Chwała, że była na tyle hm.. trzeźwa? To złe słowo. Rozsądna? Że odrzuciła zaloty tego Adama. Swoją drogą, niezły skurwiel... dobierać się do żony brata. Ach, będę kibicować Janowi, jeśli kiedyś postanowi obić mu ryj. Należy się!
Szymon i Magda. Cóż, popieram to, co powiedziała, że Szymek nie ma cierpliwości do tych dzieci. Nie twierdzę, że ich nie kocha, ale te jego żelazne zasady to przesada. Mam nadzieję, że trochę przystopuje i przestanie ich traktować jakby mieli po 12 lat i wszystko rozumieli. Trochę czułości, swobody nie zaszkodzi. Wiadomo, ustępować wiecznie nie można, ale mógłby lekko wyluzować...On w ogóle jest taki sztywny;/ Taki typ.
Marcin, Nejta, Ania. Nie spodziewałam się, że Nejta okaże się dziewicą;O W tym klubie i potem zachowywała się jak rasowa dziwa, więc to dziewictwo było niezłym szokiem. A ta jej mamuśka? Chyba w młodości (i może nawet teraz) od partnerów nie stroniła, skoro tak przyjaźnie Marcina przyjęła. Cóż, śmieszyła mnie. Nejta w sumie też. I nie bardzo mam do niej szacunek. Nie znoszę takich dziewczyn, co dają dupy po kilku godzinach znajomości. Sorry, ale dla mnie ta dziewczyna jest po prostu łatwa. I w sumie nie wiem jakim cudem do tej pory była dziewicą, bo na grzeczną nie wygląda.
Ania może i jest zapatrzona w siebie i patrzy na innych z góry, ale sorry... Marcin może być świetnym facetem, ale zachowuje się jak ktoś bez żadnych perspektyw. Ja tam się nie dziwię, że Anka nie chce wiązać z nim swojej przyszłości. Gdyby do mnie zarywał taki lovelas, który ma na wszystko wyjebane, nie myśli serio o przyszłości i ledwo co wyszedł z pierdla, to też bym go chciała spławić. No nie oszukujmy się... co to za partia? Ja Marcina lubię, bo jest mega pozytywny, fajnie się o nim czyta i wydaje się być naprawdę spoko. Pomijając jego wybryki i ten gwałt, do którego jeszcze wrócę. Ale to jest człowiek, o którym fajnie poczytać, może nawet fajnie się czasem spotkać, ale nie związać życie. Także... w tej kwestii trochę ją rozumiem.
I w sumie ciekawa jestem czemu on tak o nią zabiega;D Dla rozrywki, zaliczenia? A może naprawdę mu się spodobała?
Co do gwałtu... ciekawa jestem jak to wyglądało i o co tu chodzi. No bo z tego, co zrozumiałam spał wcześniej z tą laską, ona potem wyszła za jakiegoś mafioza, więc też święta pewnie nie jest... Kurde, no to jak on ją zgwałcił? Kiedy, po co? To jest w sumie dość istotne dla mnie, żeby wiedzieć, co myśleć o Marcinie xD
Pozdrawiam!
A w najbliższym czasie znowu pojawię się pod którymś rozdziałem;)
Co do tego dlaczego go nie znicheciła dzieckiem to ja muslę, ze sie wstydziła. Ona pozuje na taka mądra paniusie z lepszego swiata ale bachorka w wieku 16 lat machnęła. I jej wstyd, ze wcale lepsza nie jest. Ja tam Cinusia lubie te jego błędy sa momentami drażniące ale wole jak on je popełnia niż jak ktoś poprawia każdy najmniejszy błąd. Nadal nie wiem dlaczego on sie za nią ugania. A cinuś mówiący tak złe o bachorkach jest śmieszy. Jeszcze zobaczy jakie bachorka sa super jak pozna Wiktorka.
OdpowiedzUsuń