SZYMON
IGNASZAK
Kiedyś
ktoś mi powiedział, że człowiekowi do szczęścia nie trzeba
dużej ilości pieniędzy, najnowszych RTV, modnego wystroju i
markowych ubrań. Ten ktoś to wszystko już miał, choć w tamtych
czasach, wyglądało to zupełnie inaczej, niż wygląda dziś. W
końcu nie ma co porównywać odtwarzacza na kasety, czy wideo na VHS
z dzisiejszymi MP4, czy telewizorem plazmowym. Nie porównamy też
tamtejszych skórzanych mokasynów Lasockiego z dzisiejszymi Air Max
Nike. Jedno jest jednak niezmienne, wyznacznikiem naszego szczęścia
są problemy. To kolejny paradoks życiowy, ale im większa ilość
problemów i świadomość, że jest ktoś obok, kto nadal chce je z
nami dzielić, sprawia, że pomimo tych namnażających się
kłopotów, ciągłej walki z przeciwnościami i chodzenia pod wiatr
nawet w największej burzy, jesteśmy szczęśliwi.
Kiedy
pierwszy raz usłyszałem taką definicję szczęścia, miałem
jedenaście lat. Siedziałem na przednim siedzeniu białej Warszawy,
to taka marka samochodu, która dziś jest już zabytkiem i raczej
nie spotyka się takich aut mknących ulicami. Jak się wtedy czułem?
Dziwnie. Po prostu nieswojo. Jeszcze dziwniej czułem się, gdy ten
facet po mnie przyjechał. Rzucił jakimś pismem na biurko
dyrektorki domu dziecka i zaproponował przejażdżkę. Wsiadłem, w
sumie tylko po to by opuścić niedobry obiad, który wychowawczyni
na zmianie i tak by w nas wciskała, słowami:
– Będziesz
tak długo siedział, dopóki nie zjesz wszystkiego.
Do
dziś chyba nie przełknąłbym kaszy z sosem grzybowym. Wtedy też
nie byłem w stanie tego zrobić, więc wybrałem przejażdżkę z
nieznajomym. Wsiadłem i milczałem. W końcu to on miał do mnie
jakąś sprawę, więc to on powinien był mówić.
– Nawet
się nie przywitasz? – zapytał zapinając pasy.
– Dzień
dobry.
Zaśmiał
się. Ruszył. Pamiętam jak dziś ten szmer, gdy koła toczyły się
po nierównym asfalcie.
– Przysłała
mnie twoja mama – zaczął.
Nie
odpowiedziałem na to nic. Szczerze wtedy miałem głęboko w dupie
moją rodzicielkę.
– Chce
cię odzyskać, Szymon, wiesz?
Milczałem,
a on mówił dalej. Powiedział jeszcze ze trzy zdania, aż w końcu
oznajmił:
– Jesteś
dziwnym chłopcem, wiesz?
– Może
po prostu wyjątkowym.
– Nie
bądź taki do przodu, synek, bo ci tyłu zabraknie.
– Nie
jestem twój synek! – warknąłem, choć w sumie było mi obojętne
jak nazywa mnie kolejny facet mojej matki. Nie interesowała mnie ani
ona, ani jej mężczyźni, ani ich wspólne życie.
– A
ja twój kolega, nie jestem! Nie przeszliśmy chłopcze na ty.
– I
co z tego? Będę mówił jak mi się podoba.
– Nie
będziesz.
– A
kto mi zabroni?
– Widzisz
to?! – zapytał rozgniewany, podstawiając mi przed oczy swoją
prawą dłoń, konkretnie jej wierzch.
– Wygląda
na złote – odparłem, dostrzegając obrączkę.
– Jestem
mężem twojej matki.
– Mam
ci gratulować?
Przymknął
oczy i położył dłonie na kierownicy, potem podwinął rękawy
białej koszuli w błękitne, pionowe paski.
– Nie
lubisz mnie. Świetnie, nie musisz, ale czy możesz nie utrudniać?
– Nie
chodzi o ciebie.
– A
o co? O matkę? – dopytywał już zupełnie nie zwracając uwagi na
to, że cały czas mówię mu na ty.
– O
tę szmatę chodzi mi najmniej.
– Szymon
– syknął szeptem. – To twoja matka. Kocha cię, o czym świadczy
choćby to, że nigdy nie zrzekła się praw, o ile wiesz o czym
mówię i wiesz na czym to polega.
– Szkoda,
że tego nie zrobiła. Wolałbym mieć inną matkę.
– Nie
mów tak. Nie wiesz co mówisz, chłopaku. – Zamyślił się. –
Stanęliśmy na tym, że się nie lubimy i pewnie nie polubimy, ale
jako mąż twojej matki chcę ją uszczęśliwić. Pewnie nie
uwierzysz, ale jedynym co ją uszczęśliwi są jej dzieci, więc...
– Nie
chcę jej uszczęśliwiać! – krzyknąłem szybko. – Odwieź mnie
z powrotem.
Spojrzał
na mnie z niedowierzaniem.
– Słyszałeś,
nie chcę do niej jechać. Zawieź mnie tak skąd mnie wziąłeś,
albo wysadź, to sam wrócę.
– Twoje
decyzje krzywdzą innych.
– Chcę
ją krzywdzić.
– Mściwość,
to zły doradca. Pomyśl, że w tym kręgu jest nieco więcej osób
niż ty i matka.
– W
dupie to mam.
– Siostrę
też? Ona też nie zasługuje twoim zdaniem na pełny dom, bo ty masz
kaprys i okazujesz całym sobą obrazę majestatu?! – uniósł się.
– Czy chcesz czy nie, czy ci się to podoba czy nie, ja chciałem
być miły, ale skoro się nie da, to po prostu nie masz nic do
gadania i jedziemy do domu.
– Ja
już mam dom.
– Będziesz
miał drugi.
– Będziesz
tego żałował.
– Słucham?
– przystanął na poboczu. – W moim życiu wiele mnie spotkało,
ale jeszcze nigdy nie groził mi jedenastolatek.
– Zawsze
musi być pierwszy raz. Zapowiadam tylko, że uczynię z waszego
uroczego, małżeńskiego życia piekło.
– Mamy
coś wspólnego, Szymon. Ja też jestem mściwy. Więc jeśli ty,
zamienisz moje życie w piekło, to ja uczynię piekło z twojego
dzieciństwa.
– To
da się większe.
– Sprawdź
mnie – podpuszczał. – I zapnij pasy! – wrzasnął.
– Po
co?
– Bo
nie chcę byś mi przed przednią szybę wyleciał.
– Szyby
ci szkoda? – dopytywałem zapinając.
– Ciebie
mi szkoda, dzieciaku.
I
dotarliśmy na miejsce, po drodze usłyszałem jego prywatną
definicję szczęścia, a potem zobaczyłem kilkuletnią siostrę
zdejmującą buty w przedpokoju i matkę. Moja rodzicielka wyglądała
jak zwykle, gdy była trzeźwa. Czyli wyglądała młodo, ładnie, z
perfekcyjnym makijażem i pomalowanymi na czerwono paznokciami.
– Ma
jakiś bagaż? – zapytała.
– Nie
wiem, nie pytałem. – Wojtek, czyli jej nowy, właściwie to
pierwszy mąż, wzruszył ramionami.
– Nie
ważne – stwierdziła. Przykucnęła i chciała mnie dotknąć.
Odsunąłem się, gdy niemal już poczułem jej dłonie na mojej
twarzy. – Boże, ale wyrosłeś.
– Nie
dotykaj mnie! – warknąłem i zrobiłem dwa kroki w tył, a potem w
bok, by ją wyminąć i pójść do innego pomieszczenia.
Wtedy
nie zwracałem uwagi na wystrój, czyli na drewniane panele na
ścianie, zamiłowanie mojego ojczyma do obrazów, starych mebli i
instrumentów muzycznych. W tamtym czasie koncentrowałem się na
głosach, czyli pytaniu mojej matki o to jak było.
– Zwyczajnie.
Świetny chłopak, po prostu niemal od razu zapałaliśmy do siebie
sympatią, wiesz?
– Wojtek,
czy ty masz do mnie pretensje? Uprzedzałam cię, że nie będzie
łatwo.
– Nie
mam pretensji. Ja po prostu nie lubię dzieci, a ty masz ich aż
dwoje.
– Mogłeś
się na to nie godzić. Sam zaproponowałeś, że je...
– Kiedy
się mogłem nie godzić?! – wrzasnął. – Jak się dowiedziałem
po ślubie. Co miałem patrzeć jak jeździsz ich odwiedzać, znosić
to i być obserwatorem? Wybacz, nie umiem być bierny. Nie lubię
dzieci, ale te spróbuję pokochać, bo są częścią ciebie.
– Symuś
– usłyszałem głos sześcioletniej siostry i poczułem jak
poszarpuje mnie za nogawkę spodni. – Ten pan nas nie lubi? –
zapytała kiedy spojrzałem w jej szmaragdowe oczy.
– Tak
mała, ten pan nas nie lubi – potwierdziłem kucając przy
rudowłosej dziewczynce. – Ale my też nie lubimy jego. Damy mu
popalić?
– Jak?
– Zacznijmy
od czegoś prostego. Nasikaj mu do butów.
– Nie
mozna tak – stwierdziła.
– Można,
przecież on nas nie lubi – przypominałem i podpuszczałem
jednocześnie.
Być
może dalej obserwowałbym Magdę jak śpi, gładził ją opuszkami
palców po ramieniu i wspominał stare czasy własnego dzieciństwa,
gdyby nie tupot małych stópek, dokładnie słyszalny za
niedomkniętymi drzwiami. Oczywiście pierwszy wpadł Leon z
pistoletem wydającym dźwięki, posiadającym laser i z możliwością
puszczania baniek mydlanych.
– Ręce
do góry! – krzyknął.
– Dobrze,
dobrze, ja się poddaje, ale cicho być bo mama śpi. – Uniosłem
górne kończyny i już po chwili byłem zmuszony złapać Polę,
która wgramoliła się na łóżko i podskoczyła na nim kilka razy,
wpadając w moje objęcia.
Leon
dalej strzelał gdzie popadnie, sprawiając, że cała nasza
sypialnia była pełna baniek mydlanych, a Pola jak to Pola, ona się
po prostu musiała poprzytulać, poopowiadać co jej się śniło,
oraz porozdawać całusy na prawo i lewo. Leoś w końcu zauważył
kajdanki leżące na podłodze, twierdząc, że są fajne i sobie je
weźmie.
– Nie,
nie, nie weźmiesz. – Wychyliłem się by zabrać mu je z dłoni. –
To nie zabawka.
– A
co? Pan policjant jakiś u nas to zostawił?
– Nie.
– To
po co tu są?
– Bo
są.
– Ale
po co? – I to jest ten moment, w którym dzieci robią słodkie,
kaprawe oczęta i czekają na fascynującą odpowiedź.
– By
mamie spinać rączki jak będzie niegrzeczna.
– Kłamiesz!
– stwierdził rozbawiony. – Dorośli ludzie nie bawią się w
policjantów i złodziejów!
– Złodziei
– poprawiłem. – Bawią, bawią – dopowiedziałem i puściłem
do Leona oczko, kręcąc tymi nieszczęsnymi kajdankami na palcu.
Potem wsunąłem je pod poduszkę i zadecydowałem o wymarszu z
sypialni.
– A
mama? – zapytała Pola.
– Niech
sobie śpi.
– Niech
spi – powtórzyła po mnie dziewczynka i obeszła łóżko tylko po
to, by dać Magdzie całusa w policzek i powiedzieć doblejnoc.
– Chodź
już, niech nasza mama sobie śpi! – wołał siostrę Leon, a ja w
tym czasie wykorzystałem okazję, by otworzyć drzwi sypialni i
wychylić się po pierwszą lepszą koszulę. Trafiłem na czarną.
Wciągnąłem ją przez głowę i standardowo nie zapinałem kilku
górnych guzików.
Wyszedłem
z dzieciakami na górny korytarz, gdzie oczywiście Leon dalej bawił
się pistoletem, przyprawiając mnie tym okropnym dźwiękiem o
poranną migrenę. Gorsze jednak były te bańki mydlane.
– Idź
je puszczaj na balkon, albo do ogrodu – poleciłem.
– Czemu?
– dopytywał dalej strzelając we wszystkich kierunkach.
– Bo
porobią ślady na obrazach i kanapie pewnie też.
– Mam
sprawdzić? – Jego oczy w sekundę zabłysnęły z nadzieją na
moje przyzwolenie.
– Nie
– odpowiedziałem szybko.
– Szkoda,
bo wiesz, bo jak ja już bym sprawdził, to już byś wiedział, bo
bym ci powiedział i wtedy może bym mógł tak strzelać sobie w
domu – tłumaczył idąc tyłem, by nie stracić ze mną kontaktu
wzrokowego, a potem szybko się okręcił na pięcie i pobiegł przed
siebie, do dużych, drewnianych drzwi balkonowych, umiejscowionych na
końcu korytarza. – Ale spoko, mogę puszczać przez balkon! –
krzyknął wychodząc za próg.
– Tylko
klapki jakieś załóż! – poleciłem, bo nie dosyć, że był w
rozpiętej górze piżamy, która swoją drogą barwą i wzorem
przypominała te z Oświęcimia, to jeszcze chodził bez skarpet i
łapci.
– A
ja z tatem – zapowiedziała Pola chwytając mnie za rękę. – Ce
śniadanko – zakomunikowała, czym choć pewnie nie chciała,
przypomniała mi o tym nieszczęsnym śniadaniu z dnia poprzedniego.
Poczułem,
że chyba powinienem się zrewanżować, albo raczej zadośćuczynić,
więc sam zaproponowałem:
– Biedroneczki?
– Dzie?
Jakie?
– Na
kanapkach biedroneczki – wyjaśniłem, biorąc ją na moment na
ręce i sadzając na blacie kuchennym.
– Ta,
Pola ce biedlonki! – Ucieszyła się i to tak szeroko, że uśmiech
miała od ucha do ucha i nawet pomagała przy smarowaniu
przekrojonych bułek masłem. Co prawda z różnym skutkiem jej to
wychodziło, ale Magda kiedyś mówiła, by dzieci nie zniechęcać i
doceniać nawet same chęci.
Leon
zjawił się na śniadanie, gdy go zawołałem i oczywiście
złośliwiec musiał mi wytknąć:
– Zapomniłeś
o herbatce.
– Zapomniałeś
– poprawiłem go włączając czajnik elektryczny.
– To
nalej chociaż soku, bo mi się pić już chce, a będzie gorąca,
chyba że zrobisz taką pół na pół.
– Pół
na pół? – Całkiem nie rozumiałem o czym on mówi.
– Pół
bierzesz z czajnika. Wlewasz, czekasz. Jak ma już kolor mocny, to
słodzisz i dolewasz z tego dzbanka. – Wskazał palcem na dzbanek z
filtracją wody.
Już
miałem się zabrać za robienie tych herbat, gdy Magda zjawiła się
w kuchni i zaoferowała, że ona to zrobi, jednocześnie wciskając w
moją dłoń telefon komórkowy.
– On
ciągle dzwoni i dzwoni. Trząsł mi całym łóżkiem. Jeszcze jakiś
numer nieznany – poskarżyła się.
Odebrałem
i przyłożyłem telefon do ucha. Po drugiej stronie usłyszałem
oczywiście bez zbędnego przywitania:
– Musisz
mi pomóc, stary. Herbaciarnia, ty to rozumiesz? Co ty wiesz o
herbatach?
– Że
są w granulkach, saszetkach i sypane oraz czarne i owocowe –
odpowiedziałem szczerze, nie kryjąc swojego rozbawienia.
– A
coś więcej, wiesz, wiesz, by Cinuś mógł błysnąć?
– A
co ty się na rozmowę kwalifikacyjną o pracę wybierasz, do
herbaciarni?
– Żarcik
się ci widzę wyostrzył. Muszę przed panną błysnąć.
– Przed
panną? – naumyślnie przeciągnąłem ostatni wyraz.
– No,
no to nadawaj o tych herbatach, a ja sobie będę notował.
– Nie
jestem kiperem.
– Kip,
co? – Mógłbym przysiąc, że w tej chwili zrobił specyficzną
minę, wykrzywiając niemal przy tym całą twarz.
– Degustatorem.
– Szymon,
nie pomagasz mi. Myślałem, że jesteś mądry.
– Ja
też, ale przy twoim intelekcie leżę i kwiczę – szepnąłem i
zerknąłem na Magdę, która przez to zdanie zakrztusiła się
kanapką.
– Ładne
ci wyszły, ładne – pochwaliła. – Kto dzwoni?
– Potem
ci powiem – zapewniłem zasłaniając głośnik, by Marcin mnie nie
słyszał. – Wiesz, ja jestem historykiem sztuki i muzykiem, a nie
degustatorem herbaty.
– To
co ja mam jej powiedzieć? – Normalnie on miał do mnie pretensje,
o swoje braki w edukacji i oczytaniu. Przecież musiał wiedzieć o
tej randce wcześniej, mógł się więc przygotować, a nie dzwonić
do mnie jak się okazało na ostatnią chwilę.
– Nie
wiem, może o filiżankach jej opowiedz.
– O,
dobre, dobre. Co z nimi?
– Możesz
o europejskich.
– Filiżanki
euro, no pamiętam już, pamiętam. Możesz lecieć dalej.
– Ale
to mam ci teraz opowiadać?! – zdziwiłem się.
– Eche,
eche.
– Pierwsze
filiżanki sprowadzone do europy nie miały uszek.
– No
to się ludzie w łapy parzyli, nie?! – zapytał rozbawiony.
– Nie
wiem, trzeba by się było ich zapytać. Ważne natomiast jest to, że
sprowadzono je z Japonii, a potem takie same, znaczy imitacje
wyrabiano w Miśni i te także nie miały uszek. Poczytaj sobie. W
internecie o tym jest.
– Okay,
a ty nie możesz tak za mnie i mi streścić, i w SMS-ie napisać,
bym miał ściągawkę?
– Nie,
nie mogę. Sorry, spieszę się, bo z rodzinką czas spędzam, więc
wybacz, ale będziesz musiał sobie poradzić sam, poza tym ja nie
pamiętam za dużo o tych filiżankach, a z herbatą sam mam problem.
– Puściłem oczko do Leona, uśmiechnąłem się, pożegnałem i
rozłączyłem.
– Kto
to był? – dopytywała Magda, nie kryjąc swojego zdziwienia naszym
tematem. W sumie też bym się zdziwił, gdyby w niedziele rano
rozmawiała z kimś na temat pierwszych, europejskich filiżanek.
– Marcin
– odpowiedziałem szczerze.
– Ma...
ma... Marcin? Andrzej? – Zająknęła się, choć nigdy nie miała
problemu z wymową. Biedronka spadła jej z kanapki wprost na biały
talerz.
– Tak,
a stało się coś?
– Nie,tylko
nie wiedziałam, że wrócił.
– Jak
widać wrócił. – Sięgnąłem po kubek z herbatą i napiłem się
odrobinkę. – To jakiś problem? – postanowiłem zapytać widząc
u Leny dziwne zakłopotanie tą wiadomością.
– Nie,
ale wrócił tu czy do Kalisza?
– Nie
wiem, nie pytałem, a i on nie mówił. Wiem, że idzie do
herbaciarni z jakąś panną – wyjaśniłem. Dalej przyglądałem
jej się uważnie, i dalej była nieswoja. – Magda, co ci jest?
– Nie,
nic, tylko się zastanawiam czy wrócił na stałe, czy w odwiedziny
i czy bez powodu?
– A
jaki on może mieć powód? Przyjedzie, zakręci się wokół jakieś,
trochę się z nią, jak to on mówi pobuja, i pojedzie w świat,
byle dalej, byle znowu do innej. Po drodze narobi trochę brudu w
papierach, tu ukradnie, tu pobije, tam troszeczkę pohandluje. Taki
typ.
– Szkoda
go trochę. Jak się nie zmieni, to źle skończy, a w sumie w
porządku chłopak, nie?
– W
sumie tak, ale... my go nie zmienimy. On sam musi chcieć. Poza tym
jego styl bycia, też ma swój urok, nie? Dziewczyny lecą na
łobuzów.
– Brzmi
jak insynuacja – stwierdziła, nie kryjąc swojego gniewu.
Leon
w tym czasie podziękował, odsunął talerz i pobiegł ponownie na
górę ze swoim pistoletem. Pewnie znowu chciał strzelać bańkami
przez balkon.
– Może
troszeczkę – przyznałem szczerze. – Przepraszam, ale wydawało
mi się, że zawsze byliście blisko, tak nawet bardzo blisko z sobą
byliście.
– Tak,
ale jak rodzeństwo. – Uśmiechnęła się i odgarnęła kosmyk
blond włosów za ucho.
– Ale
nie jesteście rodzeństwem – zaznaczyłem.
– Nie,
nie, ale...
– Denerwujesz
się – zauważyłem.
– Bo
mnie przepytujesz, niepotrzebnie. Brzydzę się zdradą! Poza tym
zawsze wolałam intelektualistów, niżeli prostaków na pokaz. Z
zabawnymi, niedojrzałymi mogę wypić, potańczyć, pośmiać się,
ale nic ponadto. Po prostu Marcin jest dla mnie jak rodzina, jest jak
brat i jest chrzestnym Leona. Mieszkał ze mną i z Piotrem jakiś
czas, zresztą u nas też mieszkał, jak już byliśmy po ślubie,
nie?
– Nie
podejrzewałem was o nic – wyjaśniłem. – Po prostu, dziwnie
zareagowałaś na jego powrót. Sądziłem, że się ucieszysz,
powiesz bym go zaprosił, a to wygląda trochę tak jakbyś nie
chciała mieć z nim kontaktu.
– Mam
swoje życie, rodzinę, studia, fundację. Pomagam tym, którzy chcą
pomocy, a Marcin... Marcin to Marcin.
– Faktycznie,
ciężko znaleźć jakieś porównanie dla jego osoby, a więc Cinek,
to Cinek. – Uśmiechnąłem się i pomogłem Poli z otwarciem
nowego ketchupu, bo stary najwidoczniej się skończył.
– Kto
to Cinek? – zapytała trzylatka.
– Ty
nie pamiętasz. Mała byłaś. To taki pan, taki... wujek taki –
wyjaśniłem.
– Ce
poznać wuja! – krzyknęła szybko i była taka pełna entuzjazmu,
że aż podskoczyła na krzesełku.
– Kiedyś
pewnie poznasz – wtrąciła się Magda i jednocześnie urwała
temat Andrzejaka. – Ale dzisiaj pójdziesz z mamą do takiej pani i
poznasz dzidzię, i oddasz jej swój wózek.
– Mój?
– Ty
już jesteś duża, nie potrzebujesz, a tam się chłopiec ucieszy z
twojego wózka. Mówiłaś, że dzidzi oddasz, pamiętasz? Tak jak
smoczek oddawałaś.
– Dobla
– przytaknęła. – Ale butelki nie! – szybko dodała i zrobiła
zaciętą minę, oraz takie duże oczyska. – Butla moja. – Zeszła
z krzesełka i wyciągnęła z kredensu swoją butelkę, białą w
tego modnego kota z różową kokardą. Co prawda soczków i herbatek
już z niej nie piła, ale czasami w nocy za nią płakała i nie
dało się jej inaczej uspokoić jak tylko jej tę butelkę podać, z
jakąś zawartością oczywiście, by mogła sobie na leżąco
pocmokać.
– Przynajmniej
wózek masz z głowy – pocieszyłem, wyglądającą na zabawnie
załamaną żonę, która łokcie wspierała na stole, między
talerzem, a dłońmi trzymała się za głowę.
– Po
pół roku namawiania – przypomniała.
– Jak
tak dalej pójdzie, to wiesz, zanim pójdzie do starszaków, to i
butelkę zostawi. – Puściłem do Magdy oczko.
– Oby,
w pracy Nikoś Marzenki, to do czterech lat smoka cyckał, a w
zerówce jeszcze na noc z butelki mannę pił.
– To
już przesada. Mogła mu zabrać – stwierdziłem i zacząłem
zbierać puste naczynia i wkładać je do zmywarki.
– Ciekawe
czy ty byś zabrał i słuchał tego ryku?
– Dobrze
wiesz, że ja na płacz jestem odporny.
– Nie
wkładaj do tego. Do zlewu włóż, to od razu pozmywam. Nie ma sensu
włączać zmywarki na zmycie czterech talerzy.
– Jak
sobie chcesz. Fundacja się nie zawaliła z powodu jednego dnia
twojej nieobecności? – Usiadłem z zamiarem dopicia herbaty do
końca. Przy stole byliśmy już tylko ja i Magda, bo Pola pobiegła
ze swoją butelką do pokoju, by jej czasem nikt jej nie zabrał.
– Nie,
nie zawaliła. Wszystko jest dobrze. Darii dziś dam wózek, bo jej
synek ma już prawie rok, więc nie powinien już w tym głębokim
jeździć. Lżej jej też będzie spacerówkę po schodach znosić.
– Nie
może zostawić na klatce?
– W
tamtej dzielnicy? Tam by nawet sznurowadło ukradli, gdyby z balkonu
zwisało.
– Fakt.
– Zaśmiałem się. – Ale tam nie jest niebezpiecznie, tam nie
napadają, tam tylko kradną co zostaje.
– Tak,
ale jeszcze do domu samotnej matki muszę wejść i zobaczyć co się
z Oliwią dzieje. Pracy miała szukać. W sumie to mógłbyś jej coś
znaleźć, na przykład u siebie.
Od
razu zareagowałem:
– Nie
ma mowy.
– Dlaczego?
Ona ma problem, bo ma troje dzieci.
– Każde
z innym, i pewnie czwarte w drodze, znowu w innym.
– O
mnie też tak czasem myślisz?
– Wiesz
co myślę. Zawsze byłem szczery i nie kłamałem. Nie kryłem się
ze swoimi poglądami.
– To
zatrudnij Kamilę. I tak potrzebujesz ludzi do pracy. –
zaproponowała. – Ona odeszła od męża, nie ma niczego, bo
wszystko było jego i musiała mu wszystko zostawić.
– To
niech do niego wraca. – Uśmiechnąłem się sztucznie.
– Bił
ją.
– Czego
oczekujesz, że po takiej informacji okażę się hipokrytą i jej
pomogę? Nie ma tak, Magda. Ta kobieta ma męża, on jest za nią
odpowiedzialny, tworzą rodzinę i pewnie też mają dzieci.
– Dwoje.
Każesz im na to patrzeć?
Podrapałem
się po nosie i pokręciłem głową.
– Nie
wjeżdżaj mi na współczucie. Nie uda ci się to, bo jestem
przeciwnikiem rozwodów
– Powiedział
rozwodnik – wytknęła złośliwie.
– Nie
ja chciałem rozwodu, tylko ona i dobrze wiesz dlaczego – warknąłem
i wstałem by jednak uruchomić te przeklętą zmywarkę. – Jak
klientka twojej fundacji ma problem z tym, że dzieci widzą gdy mąż
ją bije, to niech pogada z mężem i niech załatwią ten problem,
tak by dzieci nie widziały.
– Wiesz,
że teraz wychodzisz na strasznego... nawet nie umiem tego określić.
– Znałaś
moje poglądy przed ślubem, ta kobieta też pewnie męża znała
przed ślubem, a jeśli go dobrze nie poznała, to może już teraz
mieć pretensje tylko do siebie. Teraz już nie ma odwrotu, nie ma
możliwości zmian, są konsekwencje decyzji o zaślubinach i
urodzenia dzieci takiemu, a nie innemu człowiekowi, więc trzeba
zacisnąć piąstki, zagryźć ząbki i to znosić. – Ponownie
usiadłem na krześle i zacząłem zapinać guziki koszuli. – Poza
tym urodziła dwoje. Wierzysz, że zaczął ją bić po drugim? Nie,
bił pewnie już gdy było jedno, albo nawet gdy tego jednego nie
było, tak więc, wiedziała co robi, znała to życie i nie chciała
wtedy innego, więc czemu chce teraz? Kaprys? Nie, Magda, ja cię
bardzo przepraszam, ale nie pomogę, bo w tym wypadku kłóci się to
z moimi poglądami i to co ty nazywasz pomocą, ja nazywam
przeszkadzaniem. Nie wolno się wtrącać do cudzych rodzin. Jeśli
ty chcesz to robić, to w granicach rozsądku rób, ale ja nie
zamierzam. Są małżeństwem, są jednością i nie powinno się ich
rozdzielać.
Chyba
się załamała moim monologiem, bo wsparła czoło na dłoni, a
łokieć oparła o blat stołu.
– Przyznam,
że nie tego od ciebie oczekiwałam.
– Nie
jestem od spełniania niczyich oczekiwań, zwłaszcza wbrew sobie, bo
też bym sobie nie życzył by jakiś obcy facet i obca baba,
pomagali tobie ode mnie odejść i zabrać dzieci.
– Podchodzisz
do tego zbyt emocjonalnie, a on nie jest jak ty! – uniosła się.
– To
ty podchodzisz emocjonalnie. Mnie nie obchodzi jaki on jest, nie
interesuje mnie jego charakter ani tym bardziej wygląd. Dla mnie
ważne, że jest mężem, a więc ta kobieta jest jego żoną i taka
informacja mi wystarczy, by im nie wchodzić do życia z buciorami.
– Pewnie,
bo w twoim mniemaniu mężowie mają prawo okładać żony,
regularnie, raz na dzień.
– Biję
cię raz na dzień? – zapytałem z kpiną. – Kiedy dostałaś
ostatni raz. Dobra, kilka dni temu, ale wcześniej, kiedy? Z jakieś
pół roku będzie, nie? Nigdy nie podniosłem na ciebie ręki bez
powodu... bez poważnego powodu. – Wstałem i położyłem dłoń
na stole, nieco się przy tym pochyliłem nad żoną. – Więc się
zastanów o czym mówisz i zanim mnie o coś posądzisz, bo jeszcze
raz rzucisz takim tekstem, taką insynuacją bez potwierdzenia, że
się nad tobą znęcam i to jeszcze raz na dzień, to uwierz, że
zacznę to robić i przez tydzień, albo dwa to potrwa, byś poczuła
na własnej skórze różnice. – Odsunąłem się, bo usłyszałem
piknięcie zmywarki, więc postanowiłem wyjąć naczynia ze
zmywarki.
– Przepraszam,
nie chciałam cię zdenerwować – odezwała się cicho.
– Nie
musisz mnie przepraszać i nie zdenerwowałaś. Wyjaśniliśmy sobie
po prostu wszystko i tyle. – Wzruszyłem ramionami i schowałem
talerze do szafki.
– Idę
bo się spóźnię. Muszę jeszcze Polę ubrać. Nie zapomnij, że
zostawiam ci Leona.
– Pamiętam.
Spędzę z nim dzień po męsku. Pokopiemy piłkę – odparłem. –
Aha i Magda! – zatrzymałem ją, gdy już była poza drzwiami
kuchni i jadalni.
Wróciła
się.
– Słucham?
– Nie
idź sama do tej dzielnicy, do tej Oliwii. Pojadę z tobą wieczorem,
jak twoja mama wróci, by została z dzieciakami.
– Przecież
nie chcesz się w to angażować – przypomniała.
– I
nie będę. Chodzi mi tylko o ciebie i o twoje bezpieczeństwo. Nie
pozwolę, by moja żona sama chadzała po takich miejscach. Będę
milczał, nie będę się wtrącał, a być może nawet poczekam w
samochodzie, ale chcę cię mieć na oku.
– Dobrze.
W takim razie pojedziemy tam wieczorem. – Ponownie zniknęła za
futryną, ale znowu się wróciła, tym razem tylko i wyłącznie po
to, by musnąć mój policzek, a następnie usta. – Do wieczora,
kochanie – pożegnała się.
– Do
wieczora – odpowiedziałem i chwyciłem za jej nadgarstek.
Szarpnięciem sprawiłem, że ponownie znalazła się przy mnie. –
Do wieczora – powtórzyłem wsuwając język między jej
nieumalowane wargi.
W pierwszej części z perspektywy Szymona aż tak mnie nie denerwowal jak zwykle. Może dlatego, że jednak każdy ma jakiś powód, aby postępować tak, a nie inaczej. Jednak w tej juz nieco sie to zmienilo. Widzę, że juz jako jedenastolatek miał niezle gadanie. W swoich poglądach jest tak nie do zbicia,ze to aż boli. Naprawdę jest za tym, aby w rodzinie robiło sie niewiadomoco, codziennie były bojatyki i awantury, a nie zeby byl rozwod? ponadto, niezaleznie od tego, kto tego chcial, sam sie rozwiódł i uwazam, ze jest pod tym względem hipokrytą. po raz pierwszy Magda nie wkurzyla mnie bardziej niz on podczas ich rozmowy xDxD Moze dlatego, ze nie rzucała sie na niego jak lwica, bardziej on na nią jak juz. ale cieszę się, ze się dogadali w spraiwe dzieci. Szymon zrobil bierdronki dla Poli, to mnie dopiero zdziwilo xDxD. No i nawiazanie do Cinka, tego sie nie spodziewalam. myśle, że sie Szymon kiedys nieźle zdziwi, jak wyjdzie na jaw, że Magda i Cinek byli kiedys razme. Bo nadal mysle, ze byli. choc juz nie wiem, jak interpretować Leosia, skoro Marcin jest jego ojcem chrzestnym... ale może to tylko taka przykrywka dla tego, ze prawdziwym tez jest xDxD Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowosc
OdpowiedzUsuńSzymon wbrew pozorom bardzo dużo robi... z resztą o tym będzie w kolejnej części, bo będą trzy jego i potem trzy Marcina.
UsuńCo do poglądów Szymona? Czasami jedna strona nie godzi się na rozwód, a sąd i tak o nim orzeknie, więc to mogło się odbyć poza jego zgodą i jego przyzwoleniem. Jednak nie powiem ci jak jest naprawdę, bo nie będę niczego zdradzał, a żony Szymona, te przed Magdą, to bardzo daleki, ale też głęboki temat.
No zrobił biedronki, zrobił. Za jakiś czas zrobi też ślimaki z naleśników ze szpinakiem. Teraz jednak zrobi coś dla Magdy. Szymon po prostu od początku miał być człowiekiem o trudnych do zaakceptowania poglądach, ale Magda je zaakceptowała, więc też muszą być w nim jakieś plusy. Postanowiłem więc, że będzie dużo wymagał, ale też dużo od siebie dawał.
Pozdrawiam i wpadnę do ciebie w wolny dzień, czyli chyba w poniedziałek, albo wtorek, albo rano, gdy będę szedł na popołudniu. Jeszcze się wezmę za jakieś twoje ukończone opowiadanie z pewnością, ale to w święta.
Jejku, z rozdziału na rozdział o Szymonie i Magdzie coraz częściej nie wiem co napisać. Raz chcę napisać, że szkoda mi Magdy, bo coś tam, potem mam ochotę napisać, że Magda sama jest sobie winna i tak w kółko. Szymon natomiast raz jest nerwowy, raz wypala z byle pretensjami do żony, raz jest miły, raz agresywny i cholera wie co ja mam o niem sądzić. Jest strasznie impulsywny i bardzo konsekwentny. Podsumowując: Szymon jest człowiekiem trudnym. BARDZO trudnym. Osobiście nie umiałabym żyć u boku takiego człowieka.
OdpowiedzUsuńWidzę, że Magda i Szymon doskonale się znają. Wiedzą o sobie wszystko. Szymon wiedział od razu, że Magda nie odpuści i będzie chciała pojechać do Oliwii. Dobrze, że Szymon wyleciał z tą troską. Odzywa się w nim czasem taka racjonalna opieka na bliskimi. Po nim spoidziewałabym się raczej olania tematu i powiedzenia: "Magda, rób co chcesz, ja umywam ręce.", ale nie! On ją zawiezie i poczeka. Bardzo dobrze!
Natomiast zaszokowała mnie reakcja Magdy na słowo "Marcin". Gdzieś w poprzednich rozdziałach chyba było napomknięte, że razem z Marcinem Magda grasowała po mieście. Podejrzewam nawet, że to Marcin jest ojcem Leona. I podejrzewam, że to Magdę zgwałcił Marcin, za co poszedł do więzienia. Hmm... ciekawa sprawa.
No, wszystko mam nadrobione, a teraz czekam na kolejne rozdziały, pozdrawiam :)
Ja myślę, że tu nie ma winnych... (tak prywatnie, ja myślę, bo jak myślą inni, to wiadomo, że ich rzecz). Moim zdaniem w związku Magdy i Szymona, na tym etapie, na tym ile na razie wszyscy wiemy (bo wszystkiego jeszcze nie wiecie), to nie ma tu winnych - nie ma kata i ofiary, a przynajmniej ja nie chcę by Magda wychodziła na ofiarę, a Szymon na kogoś kto w rodzinie zaprowadza terror.
UsuńSzymon się o żonę zawsze troszczy, nawet gdy jej nie popiera, ale o tym też jeszcze będzie, tylko najprawdopodobniej dopiero jutro, albo w nocy, bo przed pracą się nie wyrobię z poprawieniem części Marcina i dopisaniem jeszcze Szymona, choć może zacznę od Szymona, a potem polecą trzy części Marcina. Myślę, że tak nawet by było lepiej.
Ja się nie zgodzę z tym, że Szymon jest agresywny. Ten policzek, to było raz. On nigdy więcej nie uderzył kobiety w twarz, zwłaszcza Magdy. To był jeden epizod, gdy pod wpływem alkoholu, odruchowo, bez pomyślunku się odwinął.
Wszystkiego o sobie nie wiedzą - zapewniam! Jakby wszystko o sobie wiedzieli, to byłoby nudno.
Podoba mi się, że nawiązujesz do przeszłości Szymona dzięki temu można na niego spojrzeć z trochę innej perspektywy. On od dziecka widać miał wyrobione poglądy i niezbyt lubił zmieniać zdanie. Chociaż z drugiej strony czemu się dziwić nagle matka sobie o nim przypomniała, bo zachciało jej się szczęsliwą rodzinkę tworzyć. Nie ważne, że dzieci nieszczęsliwe, mąż nie lubi dzieci ważne, że jest jak ona chcę, dobrą matką to ona nie była.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o poglądy Szymona na prace Magdy to trochę racji w sumie ma, ale nie do końca. Powinien najpierw poznać sytuacje, a wtedy może ją oceniać. Chociaż ja też nie potrafię zrozumieć ludzi których nie stać na jedno dziecko, a mają trójkę albo i więcej i najlepiej jeszcze każde z innym. To brak rozwagi jest, bo co taka kobieta zapewni tym dzieciom.
Bardzo podoba mi się postawa Szymona odnośnie odwiedzin Magdy w tej nieciekawej dzielnicy. Widac, że się o nią troszczy nie zgadza się z tym co robi, ale pojedzie z nią, żeby się jej nic nie stało.
Po tym powrocie Szymona do czasów jego dzieciństwa, to można uznać, że on od zawsze miał swoje zdanie i twardo się go trzymał, przynajmniej po tej jego rozmowie z ojczymem widać, że nie poddawał się szybko i bronił swoich przekonań. To przeżycia tak go ukształtowały, musiał stać się twardy, żeby nie dać się zranić, a przynajmniej nie pokazać innym swojej słabości. Nie dziwię się, że nie chcial wracać do matki, która go porzuciła, bo nagle przyjechał jakiś obcy facet i oznajmił, że teraz będą rodziną. Rozumiem odczucia Szymona, bo to wyszło tak, że nagle mamusia sobie o nim przypomniała i postanowiła być szczęśliwa, a żeby to osiągnąć, jak stwierdził jej mąż potrzebuje mieć dzieci przy sobie. Wszystko fajnie i pięknie, tylko dzieci, to nie meble, ani sprzęty domowe, to żywi ludzie, którzy mają uczucia, a te uczucia w przypadku Szymona zostały, bardzo zranione. Teraz widać, że Wojtek miał bardzo duży wpływ na to, jaki teraz jest Szymon.
OdpowiedzUsuńMówiłam, że Szymek ma jednak wyrzuty sumienia, bo gdyby tak nie było, to nie zrobiłby dzieciakom kanapeczek-biedroneczek. Fajnie, że się na to zdobył, nagiął trochę te swoje sztywne zasady.
Leoś mądrala jeden, normalnie poucza tak samo jak Szymon, to chyba w myśl zasady z kim przestajesz takim się stajesz, wytknął ojcu, że herbatki nie zrobił, haha. Śmiałam się, jak czytałam fragment, kiedy chciał przekonać Szymona, że może on by tak sprawdził, czy te bańki z jego pistoletu robią ślady na obrazach i kanapie, czy może jednak nie, cwana bestia z niego.
Szymon ma dużo racji z pracą Magdy w fundacji i z tym pomaganiem, bo dlaczego pomagać tym, co na własne życzenie znaleźli się w nieciekawej sytuacji, ale też rozumiem i motywację Magdy, bo zwyczajnie żal jej tych kobiet. On nie pomógłby kobiecie, która odeszła od męża, bo ją bił i nie chciała, żeby dzieci na to patrzyły, dla niego to wszystko jest proste i zmierza do jedynego finału, wiedziała jaki ten mąż był, zdecydowała się urodzić mu dzieci, to niech teraz do niego wraca bo są rodziną. Tylko, że dla mnie tak samo jak dla Magdy to wszystko nie jest takie proste i myślę, że trzeba pomagać z głową, że trzeba dać ludziom drugą szansę, że nie należy wszystkich wrzucać do jednego worka, by sytuacje są bardzo różne.Poza tym myśle, że lepiej się rozstać niz urządzać sobie piekło w zaciszu domowym.
Fajnie, że Szymon tak troszczy się o żonę, co prawda nie podziela w pełni jej poglądów na pomaganie, ale pomimo tego nie zabrania jej, sam się nie angażuje, ale jej też nie utrudnia, dobrze, że chce jej towarzyszyć w odwiedzinach u podopiecznej fundacji, zwłaszcza, że to nieciekawa okolica.
Cinek jak zwykle niepoprawny i pocieszny, popłakałam się ze śmiechu, jak czytałam jego rozmowę z Szymkiem. Chce zabłysnąć przed Anką, to się chwali, tylko mógłby sam sobie poczytać, a nie oczekiwać, że Szymek mu streści w smsie, obawiam się, że informacje w pigułce nie wystarczą, żeby zaimponować pannie zadzierającej nosa.
Madzia zaniepokoiła się tym, że Cinek wyszedł z więzienia, nie dziwię się temu, bo jakby nie było siedział za rzekomy gwałt na niej. Boi się, że jego pojawienie się może rozwalić to jej w miarę i na pozór poukładane życie, że mogą wyjść na światło dzienne głęboko skrywane tajemnice, o gwałcie którego nie było i o tym, że to Marcin jest ojcem Leona.
Oho już się zaczął wkurzający Szymon. Wiedziałam, że zaraz to nastąpi. Jak on może tak szufladkować ludzi, przecież każde małżeństwo, każdy rozwód, każde rozstanie, jest inne. Nie raz jest tak, że facet huknie na kobietę w chwili zdenerwowania, a ta już chce odchodzić, a czasami bywa tak, że facet przechodzi kryzys wieku średniego i zaczyna wyżywać się na żonie, bijąc ją za to, ze zupa była za słona. Ludzie się zmieniają z dnia na dzień, każdy nowy dzień to są nowe doświadczenia, co może się przekładać na zmiany w osobowości. Nie wiem jak Szymon może tak zamykać się w swoich poglądach. Czy on uważa, że przed zawarciem związku poznajemy się na wylot, nic już się nie zmieni. A jak potem chcesz odejść to radź sobie sama, bo przecież powinnaś to przewidzieć.
OdpowiedzUsuńSzymon był strasznie bezczelnym dzieckiem, ale trudno mu się dziwić, że tak się zachowywał. Był mały i wiele przeszedł. Jego nienawiść do matki była uzasadniona.
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie reakcja Magdy. Jakby bała się spotkania z Marcinem. Mam dziwne wrażenie, że ona coś ukrywa. Bo bez powodu by się tak nie wypytywała. Może jednak coś ich łączyło...
No to Szymon przesadził! No przepraszam bardzo, ale wkurwił mnie. ;/ To co, kobieta ma się męczyć i pozwalać na to, by mąż ją bił? A skąd on wie, jak było wcześniej? Nie ma pojęcia. :/ Poza tym ma pewność, że urodziła mu dzieci z własnej woli? Że chciała tego? Że facet nie zmusił jej do seksu? To, że jest mężem, nie znaczy, że chciała się z nim kochać. Może się go bała i dlatego nie zostawiła go wcześniej. Nic nie wie i nie ma prawa tak się zachowywać. Kretyn. ;/ Dobra, każdy ma prawo do własnych poglądów, ale te Szymona to strasznie mi się nie podobają.
Wiesz no... ja też jestem przeciwny rozwodom, ale nie zawsze. Po prostu wydaje mi się, że dziś za szybko ludzie się poddają. Nie chcemy nic naprawiać bo wolimy kupić nowe i to samo tyczy się żon/mężów i także niestety dzieci. Zamiast podejść do sprawy z zamiarem pójścia na kompromis, naprawy relacji, poprawy sytuacji rodzinnej, to młodzi ludzie często idą na łatwiznę i wybierają rozwód. Jednak dopuszczam rozwody i w wielu przypadkach wydają mi się koniecznością, w niektórych. W większości jednak jest tak, że szybki ślub bo ciąża i jeszcze szybszy rozwód, zanim maluch co się urodził ukończył dwa latka - mnie to śmieszy, a najbardziej śmieszy mnie to, że kiedyś sam postąpiłem podobnie, tak więc jadąc tym ludziom, jeżdżę też sobie i się do tego przyznaje i nie popieram siebie z tamtych lat i swoich tamtejszych decyzji. Myślę, że Szymon także nie popiera swoich, ale on może jeszcze na kogoś zrzucić winę, ja nie - o tym kto w jego przypadku był winny jeszcze będzie.
UsuńCo do kobiet, które same wychowywały z trudem jedno dziecko, a narobiły sobie tych dzieci 4-5 każde z innym - same są sobie winne, bo tabletki antykoncepcyjne nie są aż takie drogie. To samo te bite mężatki, nie musiały rodzic dzieci, mogły się zabezpieczać. Niby żadne nie daje 100% gwarancji, ale mało kto przy tabletkach anty w ciąże zachodzi.
Można Umilić dziecku posiłek? Można :) Mam.wrażenie,że Magda trochę Za bardzo się angażuje w fundacje. Spotyka.się z tymi kobietami w fundacji,jeździ do nich do domu i jeszcze prosi Szymka,aby załatwił im pracę,te kobiety może powinny same wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć o życie swoje i dzieci a Magda jeszcze je tak bezsensownie tłumaczy. Ona ma z nim dziecko,bo on ją bije, bo to nie takie proste. Jeśli chodzi i Szymka to widać,że on od.dziecka to był niezle Ziółko. Tak strasznie chciał na złość zrobić orczykowy,a on mimo wszystko chciał dobrze. Marcin i ta herbaciarnia :)
OdpowiedzUsuńJestem ponownie! I muszę powiedzieć, że trochę mnie poruszył tan fragment przedstawiający przeszłość Szymka, bo on to dzieciństwo naprawdę miał nieciekawe. Nawet, jeśli matka starała się jakoś go odzyskać, to widzę, że marnie jej to wychodziło, a ojczym od razu zaznaczył że nie lubi dzieci i traktuje Szymka i jego siostrę jak zło konieczne. Ale trochę go podziwiam za to, że potrafił tak naszczekać facetowi, którego praktycznie nie znał. Bardziej myślałam, że po takich przejściach będzie takim zastraszonym dzieckiem, co to się boi palcem kiwnąć, a on od małego swoje zdanie miał i nie bał się go wyrażać.
OdpowiedzUsuńNo i po raz kolejny wow, no bo Szymek się przełamał i zrobił Poli ta biedroneczkę na kanapce! Przecież to jest brak szacunku do jedzenia! Do nieba nie pójdzie, grzesznik (jakby to było jego największe wykroczenie xD ). A nie można było tak od razu? Trzeba było takie szopki urządzać?
Ale co do jego podejścia względem bitych kobiet, to nie popieram. Bo to nie zawsze jest tak, że ona wie, że jak wujdzie za niego za mąż, to może od czasu do czasu obrywać. Np. Magda o tym wiedziała, ale jeśli dajmy na to, dwoje ludzi są małżeństwem np. już te dwa lata, czy jak, jest dziecko i nagle mąż traci pracę. I nie ma z czego rodziny utrzymać. I ja się zgadzam, że facet powinien swoją rodzinę utrzymywać, ale jeśli nie ma pracy, nie każdy znajdzie ją od zaraz, tym bardziej w takiej Polsce. I ten facet zaczyna pić, bo wszyscy wiemy, jak to jest i wtedy się zaczynają awantury i wychodzi szydło z worka? To co ta kobieta ma robić? Poza tym ludzie się zmieniają i ja to widzę np. po swoich rodzicach. Czyli co? Moja mama miała dwadzieścia lat czekać na ślub z tatą, bo jemu się może coś odwidzi (nie mówię tutaj, że mój tata bije mamę, co to na pewno nie, ale o innych wadach)? To takie głupie myślenie. Nie ogarniam ludzkiej tępoty, a mimo wszystko miałam Szymka za inteligentnego faceta.
Dobra, zdenerwowałam się, ale lecę dalej :D
Zawiodłam sie troche, liczyłem, ze dowiem sie jak skończył sie plan silania do butów a tu cóż dzieciaki przeszkodziły.
OdpowiedzUsuńCo do ojczyma Szymona to powiem, że wporzadku facet, moze nie za dobry człowiek, ale nie jeden chłop na jego miejscu nie miałby problemu z patrzeniem jak jego żonka odwiedza dzieci w domu dziecka. Szymon widzę zmieniłteoche podejście do jedzenia dzieci, ma chłopaczyna u mnie plusa. Dzieci Magdzie sie udały obydwoje są urocze. Tak pożarom słowo łapcie do szymka mk nie pasuje, on tak zawsze wszystkich poprawia, ze sam powinien mowić bezbłędnie.
Cześć, chłopie! :D Szczęśliwego Nowego Roku!
OdpowiedzUsuńZacznę do tego, że na samym początku Tysio musi mi wybaczyć, bo Miguś już czytała ten rozdział, ale z jakichś przyczyn (w tej chwili nie pamiętam jakich) komentarza nie dodała i to czyni ją bardzo zuą kobietą :< Oczywiście już ten błąd naprawiam i zabieram się do komentowania treści tegoż rozdziału :D Oczywiście standardowo komentarz muszę podzielić na dwie części, więc...
Część pierwsza:
Totalnie zgadzam się z Szymkiem. Coraz częściej wyznacznikiem naszego szczęścia są problemy i wydaje mi się, że im więcej problemów tym bardziej doceniamy ich brak oraz to błogie uczucie stabilizacji, spokoju oraz szczęścia. Oczywiście kiedy jest przy nas ktoś na kogo możemy liczyć, każdy problem staje się mało istotny, a życie okazuje się być o wiele łatwiejsze.
Zdziwiła mnie ta otwarta rozmowa ojczyma z Szymonem. Facet widzi dzieciaka pierwszy raz na oczy i od razu wali mu wprost, że chce uszczęśliwić jego matkę. Fakt, że ten mężczyzna bez zbędnych ceregieli zabrał chłopca z domu dziecka mnie nie zdziwił zbyt szczególnie – z pewnością pieniądze oraz odpowiednie kontakty ułatwiły oraz przyspieszyły wszelkie formalności. Ta cała konwersacja ojczyma z pasierbem wydała mi się jakaś nienaturalna, trochę jakby się z choinki urwała, ale jednocześnie facet mówił logicznie. Jestem również pełna podziwu dla Wojtka (nie pomyliłam jego imienia?), że nawet dowiedziawszy się o dzieciach żony już po ślubie, to zdecydował się je wziąć do siebie i mimo wszystko dać przynajmniej namiastkę normalnego życia, jakie każde małe dziecko powinno mieć. Groźby Szymka mnie rozbawiły, ale też idealnie pasowały do jedenastolatka, który za żadne skarby świata nie chce i nie zamierza bratać się z kolejnym facetem matki. Podejrzewam, że dla takiego dziecka, w pierwszym momencie Wojtek był kolejnym fagasem jego rodzicielki, nic nie znaczącym, takim, który przyszedł i lada moment znów odejdzie. Aczkolwiek ślub już o czymś świadczy, a skoro ojczym zabrał do siebie oboje dzieci, to z pewnością nie zamierzał matki Szymka zostawiać.
Poranek Ignaszaków wygląda tak normalnie, tak aż słodko. Śniadanko, rozmowy, wygłupy dzieciaków, aż to wszystko widziałam przed sobą xD Cinek zaczyna mnie nieco irytować tą swoją gadką typu: „Cinuś będzie miał czym zabłysnąć”. To dorosły facet, do cholery, nie może rozmawiać jak dorosły? W tej chwili mam wrażenie, że on jest jeszcze takim niedojrzałym dzieciakiem, który utknął w ciele dorosłego, albo wręcz przeciwnie. Jest dorosłym, który zatrzymał się na rozwoju pięciolatka. Oczywiście wiem, że taka mowa to typowe dla Cinka, ale... Ale mógłby z tym skończyć, przynajmniej po to, by mnie nie denerwować i irytować ^^. Zaczynam się bać, że Magda i Cinek mają coś ze sobą wspólnego, ale Lena bardzo chce, by nikt, a zwłaszcza Szymek się o tym nie dowiedział. Chociaż nie... ja mniej więcej wiem, co mają wspólnego, bo w poprzedniej wersji Otchłani co nieco na ten temat było, ale ten wątek zainteresował mnie dogłębnie i chciałabym go jak najszybciej poznać.
Część druga:
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o poglądy Szymona – sama nie wiem po której stronie stanąć. Bo ogólnie jako kobieta jestem stanowczo przeciwko biciu kobiet, znęcaniu się nad nimi czy dziećmi, czyli nad całą rodziną, aczkolwiek są kobiety, które mają duże skłonności do przesadzania i z jednego policzka potrafią zrobić aferę godną jakiegoś ciężkiego w skutkach napadu. Tutaj nie wiem jaka jest prawda, ale też poniekąd zgadzam się z Leną i Szymek mógłby przynajmniej się zorientować w sytuacji, powęszyć, dowiedzieć jak to w tej rodzinie naprawdę wygląda. Nie jest też powiedziane, że facet musi bić kobietę od początku. Sama znam przypadki, gdzie mężczyzna zaczynał się znęcać nad żoną np. kiedy ta urodziła trzecie a nawet i czwarte dziecko, a przedtem wszystko było w porządku. Ludzie się zmieniają i nigdy nie da się nikogo poznać tak na wylot.
Szymek tak jak mój Wiktor z „Bestii” rozwodów nie uznaje i podobnie jak on jest rozwodnikiem, aczkolwiek zapewne musiał mieć jakiś naprawdę poważny powód, że rozwiódł się żoną, nawet jeżeli to ona tego chciała. Szymon ma swoje poglądy i mówi o nich otwarcie, wprost i nie zamierza naginać swoich zasad tylko dlatego, że Lena chce pomóc jakiejś kobiecie, która ewidentnie nie radzi sobie ze swoim życiem prywatnym.
Jednak mimo wszystko Szymek troszczy się o Lenę i nie chce by sama chodziła w nieciekawe miejsca. Może i ma twarde zasady, poglądy których nie rozumie zarówno jego żona jak i zapewne większość ludzi z jego otoczenia, ale jako mąż, według mnie, jest niemalże idealny – niemalże, bo jest kilka kwestii jakie bym w nim zmieniła. Oczywiście nadal pozostaje moim najulubieńszym bohaterem tego opowiadania <3
Okej, skomentowałam, przypomniałam sobie jeszcze raz i myślę, że teraz, powolutku będę się starała nadrabiać tą historię. Postaram się czytać przynajmniej jeden rozdział dziennie, ale mam nadzieję, że się nie obrazisz, gdybym mimo wszystko nadal pozostawała gdzieś tam w tyle i nadrabiała rozdziały swoim, ślimaczym tempem.
Pozdrawiam i życzę weny!
my-beastly.blogspot.com