ANNA
KAMIŃSKA
WIKTOR
KAMIŃSKI
ZBIGNIEW
KAMIŃSKI
Anna
tłumaczyła Patrykowi matematykę. Ku jej zdziwieniu chłopak okazał
się być bardzo pojętny. Zdała sobie sprawę, że jego braki w
edukacji są spowodowane niebezpiecznie niską frekwencją na
zajęciach, a nie ograniczeniem umysłowym czy brakiem logicznego
myślenia. Tryk jej zdaniem był stricte ścisłowcem, bo po jednym,
góra dwóch tłumaczeniach i rozwiązaniu wspólnie trzech
przykładów, potrafił ogarnąć każde, nawet trudniejsze
działanie, byleby rozwiązanie było oparte na wcześniej
przerabianych przykładach. Zadziwiał ją. Nie spodziewała się po
nim takiego geniuszu, bo nie kryła się z tym iż jej nauczenie się
tego wszystkiego w przeszłości zajęło znacznie więcej czasu niż
jemu. Dla niego to była chwila moment, a dla niej – kilka
zarwanych nocy spędzonych nad książkami. Tym bardziej Ankę
zadziwiał fakt, iż ktoś tak zdolny wyrósł w takim środowisku.
Matka
z pewnością nie poświęcała mu dużo czasu, bo ma młodsze dzieci
a ojciec... po nim widać na kilometr, że to pijak – przeszło
jej przez myśl. – A więc może geny, może miał zdolnych
dziadków, albo pradziadków – gdybała dalej.
– Dobrze
zrobiłem? – zapytał brunet siedzący na obrotowym krześle, przy
starym, obskrobanym i popisanym biurku.
Anka
wyrwana z rozmyśleń spojrzała na zeszyt podstawiony prosto pod jej
nos. Przytaknęła ruchem głowy i wejrzała w kierunku drzwi, bo
właśnie były otwierane. Okazało się, że trzyma je rudowłosy,
mały, chuderlawy chłopiec. Otworzył je przed swoją rodzicielką,
która wnosiła dwa kubki.
– Pomyślałam,
że się kompociku napijecie – zaszczebiotała i postawiła kubki
na biurku syna, które zazwyczaj dzielił z Wiktorią. Właściwie to
siostrę bruneta można było znacznie częściej przy nim zastać,
gdyż to właśnie tam było najlepsze światło, idealne do
malowania. Wystarczyło tylko postawić lusterko i gotowe.
– Dobra,
matka wyjdź – uniósł się Tryk. – Jeszcze tu tego gnojka
sprowadziłaś. Znowu narobi bałaganu. Jak już wlazł to nie
wylezie. – Wskazał ruchem głowy na młodszego braciszka.
– Ale
on mi nie przeszkadza – odezwała się Ania, której Kubuś właśnie
pokazywał jak gra się w kamień papier nożyce.
Nastolatka
nie przepadała za dziećmi, zwłaszcza cudzymi, nienależącymi do
jej rodziny. Kuba tym bardziej ją przerażał, bo był jej zdaniem
strasznie niehigieniczny, co było równoznaczne z umorusaną buzią.
Skoro
ma brudną twarz po obiedzie, to by znaczyło, że chodzi taki od
kilku godzin, a co za tym idzie, to zapewne też nie myje rąk po
skorzystaniu z toalety, a teraz mnie dotyka – przeszło jej
przez myśl i już miała się odsunąć w tył, możliwie jak
najdalej od sześciolatka, ale uznała iż to wyglądałoby bardzo
niegrzecznie, dlatego zacisnęła zęby i postanowiła się
przemęczyć, poświęcić i znieść te katusze godnie.
Pani
Stefaniak zaczęła pytać Ankę czy może woli coś innego do picia,
albo czy może nie jest głodna. Kamińska od razu odmówiła, mając
świadomość, że nawet przyniesionego przez kobietę kompotu się
nie napije. Obawiała się, że ci ludzie mogą nawet nie myć
szklanek. Poza tym w pokoju Patryka panował taki bałagan iż z
początku jak do niego weszła, to nawet nie wiedziała gdzie może
usiąść. Tak naprawdę to pragnęła stamtąd jak najszybciej
wyjść, po prostu się ulotnić i nigdy więcej do tego miejsca nie
wracać.
Na
ratunek przyszła jej Wiktoria, która wróciła do mieszkania,
wparowała do pokoju, chwyciła Jakuba za ręce, szepcząc do niego:
– Jesteś
mi kurewsko potrzebny. Ubierzemy bluzę, wytrzemy pysk i gdzieś
pójdziemy.
– Mam
buzie. Psy mają pyski – odparł smutno.
– Prosiaki
też, a ujebany jesteś jak świnia.
– Sama
jesteś świnia! – krzyknął, gdy wynosiła go z pokoju.
– Ty
też matka wyjdź! – ryknął zirytowany Patryk.
Kobieta
wyszła, wcześniej mierzwiąc włosy Tryka. Ostatni raz spojrzała
na Annę, w której już upatrywała przyszłą dziewczynę swojego
środkowego syna. Miała ku temu wyraźny powód – panna Kamińska
była pierwszą dziewczyną, którą Patryk w ogóle przyprowadził
do domu. Pani Stefaniak uważała, że te korepetycje to tylko
wymówka, a tak naprawdę to młodzi po prostu chcą pobyć sami, się
poprzytulać, pocałować, porozmawiać.
– Wybacz,
że tu ruch jak na dworcu.
– Nie
szkodzi – odparła jak zwykle grzecznie i statecznie, z miną,
która nie wyrażała zupełnie niczego. – Ten... blondyn, co mnie
witał, to twój brat, tak?
– Przyrodni
– odpowiedział Patryk, zdając sobie sprawę, że Anka mówi o
Marcinie. Nawet przypomniał jej jak chłopak ma na imię i odpalił
papierosa. Kolejnego, którego wyciągnął z paczki wsadził za
ucho.
– Palisz
w domu? – zdziwiła się i zlękniona wejrzała na drzwi. Przeszło
jej przez myśl, że gdyby teraz, któreś z rodziców bruneta
wkroczyło do pokoju, to mogłoby nie być za ciekawie. Była pewna,
że jej ojciec, gdyby ją zobaczył z papierosem, to urządziłby jej
trzecią wojnę światową, tyle że taką rozgrywającą się na
własnym podwórku.
– Si,
palę, w domu palę, w swoim pokoju. To jakaś zbrodnia?
– A
twoja mama...?
– Ona
wie. – Uśmiechnął się szeroko. – Chcesz też? – rzucił
pytaniem wychylając się do parapetu po popielniczkę.
Blondynka
pokręciła głową i sprawdziła kolejne zadanie swojego klasowego
kolegi. Odgarnęła niesforny kosmyk za ucho i wręcz nie posiadała
się z radości, gdy odkryła, że Tryku ponownie nie popełnił
żadnego błędu. Dosłownie w myślach składała ręce do Boga i
dziękowała mu w duchu, że już będzie mogła opuścić ten
hardkorowy, patologiczny, biedny dom.
– Ten
blondyn, to ten co z więzienia wrócił. Pamiętasz, mówiłem o nim
w szkole?
– Aha
– zdobyła się jedynie na taki komentarz i całe zmieszanie oraz
zniesmaczenie zbyła delikatnym, dobrotliwym uśmiechem. Wyjaśniła
Patrykowi jeszcze raz drugi sposób na równania z dwiema
niewiadomymi, pożegnała się i wyszła.
Wróciła
do siebie, gdzie zastała babcie z dziewięciomiesięcznym chłopcem
na rękach. Maluch nie uśmiechnął się szeroko na jej widok, był
zbyt zajęty trzymaniem się szyi siwej kobiety i krzyczeniem
wniebogłosy. Anka odstawiła zeszyt na komodę i zdjęła torbę z
ramienia. Odwiesiła ją na krzesło.
– Daj
mi go. Nie powinnaś dźwigać, masz chory kręgosłup –
powiedziała i wzięła Wiktorka na ręce.
Zakołysała
nim tak jak lubił najbardziej, co sprawiło, że malec ciszej
płakał, ale wciąż pozostawał niespokojny. Podeszła więc z nim
do okna, by pokazać mu świat. Liczyła na to, że zainteresuje się
samochodami. Pokazywała więc palcem na kilka zaparkowanych przed
ich płotem i mówiła z uśmiechem na ustach:
– Ti
tit, brum.
Chłopiec
chwile się zainteresował, co prawda nie autami, ale jej palcem.
Zamknął go w swojej niewielkiej piąstce. Ucichł na krótki
moment, a potem ponownie się rozryczał.
– No
czego ty chcesz? – zapytała, nie umiejąc już ukryć swojej
irytacji. Obróciła chłopca stojącego na parapecie przodem do
siebie. Oczywiście cały czas go podtrzymywała, bo dzieciak dopiero
co zaczął sam sztywno stawać i stawiać kroki podtrzymując się
niskich mebli lub kanapy.
Blondynek
o piwnej barwie oczu zapłakał tak mocno, że aż bezgłośnie. Anna
z przerażeniem w oczach uniosła go do góry i potrząsnęła.
– Wiktor!
– krzyknęła i potrząsnęła mocniej.
Płacz
stał się słyszalny, a jej serce, które na moment stanęło,
ponownie zabiło.
– Zaniósł
się tylko. Nie martw się. Dzieci tak mają – wytłumaczyła
babcia dziewczyny. – Przygrzeje ci rosół, zjesz? – zapytała.
– Tak
– przytaknęła i zaczęła przechadzać się po przestronnym,
modnie urządzonym salonie z dziewięciomiesięcznym maluszkiem na
rękach. Całowała go po główce i szeptała do ucha by się już
uspokoił. Zanuciła nawet jedną z bardzo znanych kołysanek, ale
wszystko zdawało się iść na marne i nie było wstanie
zainteresować Wiktorka na dłużej. – Co ci jest? – dopytywała
zmartwiona.
Wikuś
jednak nie umiał mówić i nie potrafił jej na to pytanie udzielić
innej odpowiedzi, jak tylko ponownie się bardzo mocno rozryczeć.
Smoczek, który odnalazła na komodzie i podsunęła pod jego buzie,
wziął tylko na moment, a potem wypluł.
– Co
wy mu robicie, że on się tak drze? – zapytał po przekroczeniu
progu ojciec Anny. – Rozrywacie go, łamiecie, czy żelazkiem
przypalacie? – dopytywał podchodząc bliżej.
– Nic
mu nie robię. Wróciłam, a on się tak darł już i drze nadal –
odpowiedziała uniesionym tonem, ze łzami w oczach.
– Pewno
mu kolejne zęby idą – skomentował Zbigniew. Odłożył
chusteczki nawilżające na komodę, zakręcił klucze od domu na
palcu i poszedł je odwiesić. W przedpokoju zdjął też marynarkę
i powrócił z nową grzechotką dla najmłodszego członka rodziny.
– Długo
mu będą szły te zęby? – zapytała blondynka, załamana tym, że
nawet plastikowa, grzechocząca, kolorowa gąsienica nie
zainteresowała Wiktora na dłużej. Właściwie to nowa zabaweczka
wcale go nie interesowała, bo miał już tysiące podobnych.
– Tobie
aż do dwóch i pół roku wychodziły – odpowiedział przeczesując
palcami przyprószone siwizną włosy.
– Też
mi pocieszenie – szepnęła z ironią i podała niespełna
roczniakowi paczkę chusteczek w dłonie. Wgryzł się w nie i na
moment zamilkł, ale łzy duże niczym ziarna grochu spływały po
jego zaczerwienionych policzkach.
– Kropelki
może mu jakieś w aptece kup – zaproponowała babcia Nadia
wychylając się z kuchni. – Hani od Mazórkiewiczów pomogli.
Zbyszek
słysząc rady własnej matki, przewrócił oczami i oparł się
wygodniej o oparcie kanapy.
– To
mały Kamiński, on sobie poradzi bez tych wszystkich dopalaczy. Nie
trujcie dziecka od najmłodszych lat.
– I
mówi to ten, który pomimo że cię z mamą prosiłyśmy, nadal
kupuje mu plastikowe, sztucznie farbowane, chińskie zabawki –
odpyskowała ojcu Anka.
– Jak
ci się nie podoba, to sama kupuj mu zabawki, pampersy, ubranka,
wózeczki, kaszki i inne pierdółki – warknął wielce urażony.
Podniósł tyłek z kanapy i udał się do sypialni. – I ucisz go
by nie ryczał! – krzyknął zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem,
przez co Wiktorek rozpłakał się jeszcze głośniej.
– Przestań!
– miała ochotę krzyknąć blondynka, ale dotarło do niej, że to
tylko mały, dziewięciomiesięczny chłopiec, który podobnie jak i
ona sama nie prosił się o przyjście na ten świat.
Przez
słowa ojca przypomniała sobie o tym, że Wiktor nie ma już mleka w
proszku, i że kończą się dla niego pampersy. Postanowiła też
skorzystać z rady babci i zakupić dla niego jakiś lek na
ząbkowanie. Zapytała się więc, czy kobieta zgodzi się z nim
posiedzieć jeszcze trochę. Nadia oczywiście nie odmówiła. Była
już zmęczona, odrobinę schorowana i naprawdę lekarz zabronił jej
podnosić wszystko co ciężkie, oraz unikać schylania się, ale
przecież nie mogła odmówić najukochańszej wnusi.
Anka
wsadziła więc Wiktora do wózka, który przyprowadziła spod
ściany. Zapięła go tymi wszystkimi pasami bezpieczeństwa i
okazało się, że trafiła w sedno, bo wożony we wszystkich
kierunkach, zdawał się uspokajać.
– Kup
od razu wszystko z listy co zrobiłam. Na lodówce wisi! –
krzyknęła do zakładającej czerwony sweterek Anki.
Blondynka
wzięła wspomnianą przez babcie kartkę i wyszła. Oczywiście nie
mogła trafić gorzej, jak tylko na gigantyczną kolejkę, oraz
niedouczoną, roztargnioną, albo zajętą czymś czym nie powinna
kasjerkę. Brunetka po prostu co chwila się myliła, ciągle coś
wycofywała, jeszcze raz kasowała, ważyła i doprowadzała tym Annę
do szewskiej pasji.
– Jak
się ktoś nie nadaje do pracy, to niech idzie do innej, albo na
zasiłek – cisnęło jej się na usta i ledwie powstrzymywała samą
siebie przed wypowiadaniem tych słów.
Być
może w innej sytuacji byłaby spokojna i nie cisnęła błyskawicami
z oczu w stronę kasjerki, ale teraz, gdy w domu czekał na nią
płaczący mały chłopczyk, nie potrafiła zachowywać stalowych
nerwów.
Kiedy
w końcu została obsłużona i zapakowała zakupy do siatek, które
oczywiście jak na złość nie chciały się otworzyć, to okazało
się, że na zewnątrz czeka na nią coś znacznie gorszego. Tym
czekającym był nikt inny jak Marcin Andrzejak – blondyn oparty
jedną nogą o murek, z dłońmi wciśniętymi do kieszeni. Kiedy ją
dojrzał od razu ruszył w jej kierunku, zacierając przy tym dłonie.
Wyglądał jak wędkarz, który cieszy się iż w końcu rybka
trąciła o haczyk i tylko wyczekiwał aż połknie przynętę i dał
się wyłowić. Anka jednak nie miała zamiaru być rybką. Udała,
że go nie widzi i ruszyła w kierunku domu. Dogonił ją jednak i
zatrzymał wyprzedzając oraz tarasując drogę.
– Zauważyłem
cię w sklepie. Pomyślałem, że pomogę – zaproponował. –
Kupowałem kabanosiki i piwko, oraz orzeszki. Jakiś mecz jest w
tefałce. Nie chciałabyś wpaść i pooglądać?
– Mam
w domu telewizor – syknęła i usiłowała go wyminąć.
– No,
ale... ale mnie w domu nie masz. – Ponownie zastąpił jej drogę.
– Daj, pomogę, odprowadzę. – Zabrał zakupy z jej dłoni i był
tak mocno pod wrażeniem jej urody iż nawet nie zwrócił uwagi na
to, że w lewej dłoni trzymał duże opakowanie pampersów.
Marcin
zdawał sobie sprawę z tego, że Anna jest młoda, i że
najprawdopodobniej dla niego jest stanowczo za młoda, ale to nie
przeszkadzało mu wgapiać się w jej biust. Przyuważyła to,
dlatego zapięła się pod samą szyję i chciała odebrać od niego
swoje zakupy.
– Pójdę
sama.
– Nie,
nie. Ja lubię cię odprowadzać.
– Nigdy
wcześniej tego nie robiłeś – wypomniała ze złośliwym
uśmieszkiem, mając świadomość iż niepotrzebnie się produkuje,
bo nie ma sensu rozmowa z pustakiem, który zapewne nadaje się tylko
i jedynie do rozrabiania cementu i to pod warunkiem, że ktoś
wcześniej będzie na tyle wspaniałomyślny i przeczyta mu
instrukcje.
– Ale
to tylko dlatego, że wcześniej cię nie znałem. – Uśmiechnął
się szeroko.
– Nie
zaczyna się zdania od ale.
– Ale
ja zaczynam. – Wydawał się wcale nie zrazić jej przyganą. Szedł
dalej, z pampersami w jednej dłoni i dwiema siatkami zakupów w
drugiej. Co jakiś czas zerkał na jej lekko oliwkową cerę, lśniące
włosy i zgrabne, choć nie przesadnie szczupłe nogi. Przez moment
pozwolił jej nawet na to by go wyprzedziła i przycisnął policzek
do ramienia, by móc ocenić jej pupę.
Rozmiar
emeczka, jak nic – pomyślał ucieszony i ponownie zrównał z
nią krok.
Cinek
nie lubił długo milczeć, dlatego rozpoczął temat, który był
przez niego uważany za względnie bezpieczny, taki zwyczajny:
– A
ty tutaj mieszkasz?
– Tak,
tutaj. Już niedaleko – odpowiedziała siląc się na uprzejmy ton.
Czyli
bogata panna – wywnioskował, bo osiedle, na którym przebywali
należało do najbogatszych i najbardziej zadbanych w całym mieście,
choć nie było najnowsze. Tutaj też mieszkał Robert ze swoją
rodziną, dlatego Marcin udał się akurat do tego sklepu, bo
znajdował się on najbliżej.
– I
jak Patryk, dało się go czegoś nauczyć? – dopytywał, by jakoś
pociągnąć ją za język i móc do niej zabajerować, wymienić się
numerkami i poderwać kilkoma SMS-ami.
– Jest
bystry, ale leniwy. Gdyby chodził na zajęcia, to nie miałby
żadnego problemu by przejść z klasy do klasy – odpowiedziała
obszernie, ale rzeczowo, bez wdawania się w zbędną polemikę.
Udzielając
odpowiedzi, jednocześnie rozglądała się ukradkiem dookoła, by
czasami jacyś sąsiedzi, a jednocześnie też znajomi jego ojca nie
widzieli jej w towarzystwie takiego typa. Była pewne, że gdyby,
któryś z nich zobaczył jak spaceruje po osiedlu z Marcinem, to
zaraz doniósłby o tym jej rodzicom, a ona w domu miałaby prawdziwe
piekło na ziemi.
– Lubisz
go? – pytał Cinek.
Postanowiła
być szczera.
– Nie
za bardzo. Nauczycielka prosiła bym mu pomogła, zgodziłam się.
Marcin
po usłyszeniu takich słów był nieco zmieszany. Z jednej strony
cieszył się iż Patryka z Anną nic nie łączy, ale z drugiej
strony miał przeczucie iż jeśli jego brat nie miał u niej szans,
to on ma ich jeszcze mniej.
– To
skoro nie interesuje cię mój brat, to chyba nie wbije mu noża w
plecy zapraszając cię na kawę, prawda?
– Nie,
nie wbijesz, tym bardziej, że odmówię. – Spuściła na moment
głowę i skromnie się uśmiechnęła.
Cinek
uznał, to za taką grę na zwłokę, więc ponowił próbę:
– Jasne,
rozumiem, nie lubisz kawy. To może kino?
– Raczej
nie – tym razem odpowiedź była poważna, wypowiedziana tonem,
który byłby w stanie nawet buchającą z wulkanu lawę skuć lodem.
– Też
nie? – Wypuścił powietrze ze świśnięciem. – No to może po
prostu spacer, na pewno lubisz spacerować? – zgadywał.
– Nie.
– To
po prostu posiedźmy na ławce, tam jest parczek i…
– To
już tutaj. – Pokazała na niedawno odnowiony dom, ogrodzony białą
jak śnieg furtką. – Dziękuje za pomoc z zakupami. Dalej już
sobie poradzę – zapewniła.
Marcin
udał nieco urażonego i postawił siatki przy furtce. Patrzył na
nią i czuł, że ją traci, choć tak naprawdę nigdy jej nie miał,
więc czy można było tu mówić o jakiejkolwiek, choćby
najmniejszej stracie? Pomimo tego, że z Anką właściwie nic go
jeszcze nie łączyło, to w swojej wizji, stającej przed oczyma był
chirurgiem, który prowadzi operacje na otwartym sercu, a na ekranie
małego monitorka widzi długą krechę. W uszach słyszał te
charakterystyczne pikanie, znane mu tylko z serialów telewizyjnych
rodem Na dobre i na złe.
– A
co z naszą kawą, kinem, spacerem, siedzeniem, czy czymkolwiek? –
zapytał z ostatkami nadziei.
– Powiedziałam
już, że nie.
– Ale
dziś nie? W ty tygodniu nie? Czy tak w ogóle nie? – nie dawał za
wygraną.
– Marcinie,
jesteś miły, sympatyczny, ale postawię sprawę jasno. Nie spotkam
się z tobą.
Wydała
wyrok, ale Cinek postanowił złożyć od niego apelacje. Tylko
najpierw musiał zebrać materiał dowodowy, by móc go wykorzystać
na swoja korzyść.
– Dlaczego?
Masz kogoś?
– A
czy muszę kogoś mieć, by tobie odmówić? – zapytała
zirytowana, bo czuła, że marnuje czas na stanie przed domem z
jakimś jełopem, co pewnie nawet gimnazjum nie skończył, zamiast
zajmować się płaczącym dzieckiem, które czekało na nią w domu,
pod opieką starszej, schorowanej kobiety.
– Nieskromnie
wyznam, że kobiety mi z reguły nie odmawiają. – Uśmiechnął
się w taki sposób, że niejedna na ten widok odwzajemniłaby
uśmiech, ale nie Anna.
Ta
spojrzała na niego z politowaniem i rzekła poważnie, oraz bardzo
dobitnie:
– Jaka
to reguła? Myślisz, że jak masz wyrzeźbione ciało, markowy dres
i ładny uśmiech, to każda ci ulegnie?
Złożyła
ręce na piersiach i tym sposobem przykryła cudeńka, które Cinek
śmiał podziwiać, zerkając na nie niemal przez całą trasę jaką
wspólnie pokonali, bo pomimo że czerwony, letni sweterek miała
zapięty po samą szyję, to i tak widok nie był zdaniem Marcina
najgorszy i lepszy taki niż żaden.
– Zapomniałaś
o moich zaletach. Jak mogłaś? – wytknął poważnie, a potem
ponownie się rozpromienił. – Sama mówiłaś, że jestem miły i
sympatyczny – dopowiedział.
– Ale
jesteś złym chłopcem, a ja z reguły unikam niebezpieczeństw.
Blondyn
posłał jej pytające spojrzenie.
– Patryk
się tobą chwali w klasie – wyjaśniła.
No
i już wszystko było jasne, przeklęty Patryk – pomyślał
Marcin, marszcząc gniewnie nos.
– Z
resztą nie tylko on. Jedna z nauczycielek też cię wspominała. Jak
się domyślasz, raczej w czarnych barwach.
O
proszę, do mojego przeklętego braciszka doszła jeszcze przeklęta
nauczycielka. Naprawdę, ludzie to powinni nauczyć się trzymania
język za kłami – dołożył do swoich wcześniejszych
rozmyśleń.
– Ania,
ale to tylko plotki – przekonywał.
– Aniu,
jeśli już. Źle odmieniasz przez przypadki – wytknęła.
– Aniu
– poprawił się i patrzył na nią wyczekująco.
– Nie
znoszę prostactwa, Marcinie. Nie lubię też trwonienia czasu –
nie siliła się na zbędne jej zdaniem uprzejmości. Pragnęła
tylko by ten natręt się w końcu od niej odczepił i to raz na
zawsze.
– Nie
zmarnuje twojego czasu, obiecuje.
W
odpowiedzi pokręciła tylko głową. Schyliła się po torby, a
Andrzejak przytrzymał jej furtkę, by ułatwić wejście.
– Daj
mi udowodnić, że nie jestem prostakiem. – Przybrał minę
skarconego niesłusznie kundla.
– Strata
czasu – syknęła.
– Zaczekaj,
proszę – nawoływał i tym razem wyglądał jak mały, słodki,
zaniedbany szczeniaczek, który stoi przed progiem pięknego,
bogatego domostwa, a czarne niebo, oraz mroźny wiatr zwiastują
burze. Szczeniaczek po prostu prosił się o przygarnięcie i Cinek
teraz nie robił niczego innego, bo niczego tak mocno nie pragnął,
jak tylko zostać przygarniętym i wciśniętym twarzą między ten
niemały biust nastolatki.
Anna
się zatrzymała. Marcin przekroczył próg furtki, wyjął z
kieszeni swoją nowiuteńką, dopiero co tego dnia wydrukowaną
wizytówkę. Patrząc jej w oczy wsuwał ten kawałek tektury w
kieszonkę sweterka, którą miała na piersi. Czynił to tak by jej
nie dotknąć opuszkami palców. Udało mu się, choć miał
piekielną ochotę położyć dłoń na jednym z jej cycków.
Wiedział jednak, że zapewne wtedy upuściłaby zakupy, a on
dostałby w twarz, ale myślał też o tym, że każdy piekący ból
policzka byłby wart tej jednej chwili przyjemności. Powstrzymał
się jednak i wycofał o dwa kroki, czując jak jej bliskość
odbiera mu oddech. Jej także podskoczyło tętno, gdy poczuła jego
zapach. Duszący odór jakiś tanich perfum, których jej nozdrza nie
mogły ścierpieć, ale na sercu robiły takie wrażenie, że biło
jakby chciało złamać niejedno żebro.
– Jeśli
zmienisz zdanie, to zadzwoń. Będę czekał na telefon. Możesz
dzwonić o każdej porze – powiedział cicho, niemal szeptem i
głęboko zaglądał w jej piwne źrenice.
– Wątpię,
że zadzwonię – odparła niczym robot, a Cinek poczuł, że lody
właśnie topnieją. Był z siebie dumny.
– Pamiętaj,
że nie należy oceniać książki po okładce, Aniu. – Ukłonił
się nieznacznie i z klasą wycofał za furtkę. Zamknął ją i
poczekał aż dziewczyna odwróci się i pójdzie w stronę zielonych
drzwi wejściowych.
– Część
Marcin – pożegnała się, a potem czuła jak wzrokiem odprowadza
ją aż do samego końca, aż do moment jak zniknęła za progiem
domku jednorodzinnego.
Hahaha. Ten rozdział mi się podobał. Coś mi się zdaje, że ten moment "zapoznawiania" między Anką a Cinkiem będzie dość zabawny i pełny tych wszystkich iskier, braku oddechów i wgl. Ciekawi mnie z kim Anka ma to dziecko (bo o ile mnie pamięć nie myli to Wiktorek był jej synkiem, prawda?). Cinek musi być pod dużym wrażeniem nastolatki skoro nawet nie zauważył, że dźwiga pampersy. Ale w sumie Anka jest młoda, więc równie dobrze mogła kupować pampersy dla młodszego rodzeństwa, dla bratanka lub bratanicy i wgl. No ale Cinek to Cinek. Są cycki jest pompa ^^
OdpowiedzUsuńBoże, przypomniała mi się piosenka z czasów liceum, kiedy wszyscy na ognisku krzyczeliśmy "Będą cycki, będzie pompa". Miało się zryty mózg xD
Już mówiłam - rozdział mi się podobał, poprawił mi humor i czekam na następny.
P.S co ty tak szybko te rozdziały wstawiasz :O Co nie zajrzę, już kolejna część :D
Pozdrawiam!
Będzie i śmiech i łzy i gniew podczas ich zapoznawania się.
UsuńTak, Wiktorek to synek Anki.
Ona z początku mu powie, że Wiktorek to jej brat, więc będzie taki motyw. Ona po prostu lubi utrzymywać pozory, że jest taka... idealna, niemal idealna, a dziecko w tak młodym wieku psuje jej ten wizerunek.
No bo to prawda - są cycki, jest pompa. Nie ma cycków, jest ;-(
Bo ja je mam napisane, tylko poprawiam. Potem jak już przedstawię bohaterów, to wszystko zwalnia.
Brrr... kolejne małe dziecko, hahha. :D Strasznie dużo ich w Twoim opowiadaniu. Ciągły płacz Wiktora musi być naprawdę irytujący. Jak Ania to wytrzymuje, to ja nie wiem, heh.
OdpowiedzUsuńSpotkanie z Marcinem było piękne. Ale jejku... jaki on jest natrętny! Ta mu mówi, że nie, a on nadal swoje. Ciekawe, czy do niego zadzwoni. Skoro tyle się o nim nasłuchała, to szanse na to są niewielkie, ale kto wie. W ogóle to rozbawił mnie Marcin. Gada z nią gada, a równocześnie oceniał to, co powinno go akurat najmniej interesować, cycki i tyłek. ;p
Ludzie z reguły mają dzieci. Co prawda może nie tak młodzi, ale to że małżeństwa mają dzieci to norma. W tym opowiadaniu potrzebny był mi kontrast - Szymon i Marcin będą w podobnej sytuacji, bo i jeden i drugi wziął sobie kobietę z dzieckiem na kark, ale każdy z nich jest inny, więc perypetię też całkiem różne.
UsuńJa to się nie dziwię jak Anka wytrzymuje z Wiktorkiem, ale jak ktokolwiek daje radę wytrzymać z Anką.
Mężczyzn najbardziej interesują cycki i tyłek, i każdy normalny rzuca okiem na to jak kobieta idzie przed nim. U nas to taki odruch. Zresztą wy też patrzycie albo mna męskie tyłki, albo na dłonie.
Ja nie patrzę na tyłek! hahaha, oceniam wygląd po rysach twarzy, no ej xd
UsuńAnka pod względem szufladkowania ludzi właściwie się nie zmieniła i to mnie nadal u niej bardzo wkurza. Zakwalifikowała, że Patryk mieszka w patologicznej rodzinie, że skoro Kubuś brudny lata to od razu szklanek nie myją strasznie generalizuje. Dziecko latało umazane, bo się ubrudziło, a tam tyle ludzi, że nikt nie zauważył, ale to nie świadczy od razu, że wszyscy są brudasami. Poza tym twierdzi, że oni są patologiczną rodziną, ale oni przynajmniej okrazywali sobie jako taki szacunek i zainteresowanie, a jej ojciec co? Patologia to nie tylko bieda i dużo dzieci, czasami patologia zdarza się i w bogaatych rodzinach.
OdpowiedzUsuńMarcin jak się na coś uprze to nie ma przebacz i będzie tak długo walczył aż będzie jak on chcę. A teraz za cel obrał sobie Ankę tylko jeszcze nie wie, że Ania też ma swoje teajemnice i wcale nie jest taką cacy dziewczynką na jaką się kreuje XD
Ja myślę, że ta jej wyniosłość i szufladkowanie innych jest jeszcze bardziej naznaczone.
UsuńNie oszukujmy się, rodzina Marcina jest patologiczna, ale to nie ze względu na biedę. Ta matka tam nie ogarnia tylu dzieciaków, Wika będzie wykorzystywała Kubusia do kradzieży, Marcin wyrósł na kryminalistę, Heniek nic nie robi tylko pije i ogląda TV. To nie jest normalne, ale jest też wiele rodzin patologicznych, które mają zupełnie inne problemy i o których nikt by nawet nie pomyślał, że tam jest jakaś patologia.
Anka ocenia wszystko po okładce. Szkoda tylko, że nie patrzy na siebie, bo ona też póki co niczego nie osiągnęła. A nie, przepraszam, jej jedyne osiągnięcie na te szesnaście lat, to Wiktorek.
Marcinek tak łatwo nie odpuści :)
Przeczytałam całość. Troche denerwuje mnie to, że w kazdym opowiadaniu powielasz te same schematy, ze praktycznie w każdej rodzinie jest duzo dzieci i to roznych rodziców, ze tak powiem, same nastoletni matki i ze bohaterowie maja czesto b.podobny sposob mówienia i myślenia. Jednakowoz jest coś, co mnie zachęciło. Moze to postac Cinusi, wiecznie zagrywającego sie chłopaka-mężczyznę, ktory duzo nabroił, ale zły do szpiku kosci nie jest, a moze to, ze chyba odkryłam jedna z tajemnic, a mianowicie tę, ze jestem przekonana, ze musi on byc ojcem dzieci Magdy (Kurde, chyba to była Magda... Ta od leosia i poli, za duzo tych bohaterow jest);) a moze to, ze jest gangsterstwo, nie wiem. Hm, zobaczymy, co bedzie dalej, ale musisz pracować nad stylistyka i ortografia. Szczegolnie jesli chodzi o koncówki "e" i "ę".
OdpowiedzUsuńFaktycznie, uczepiłem się tych nastoletnich matek, choć w "Skradzionym dziecku" to tylko epizod z Rudą co ma synka Nikosia. Ona nie jest żadną główną bohaterką. Nastoletnie matki się zdarzają. Akurat w Spróbuj miał być kontrast między Kornelią a Agnieszką. Natomiast tutaj bardziej chodziło mi o panów. Szymon zupełnie inaczej podchodzi do dzieci nieswoich, niżeli Marcin podejdzie do Wiktorka. Myślę, że w XXI wieku jest bardzo dużo rodzin rozbitych - rozwodników, dzieci nieślubnych i ja sam nie pamiętam już kiedy bawiłem się na normalnym weselu, które nie było wymuszone ciążą, a na każde chrzciny, na które ostatnio chodzę to jest to albo właśnie długo wyczekiwany jedynak, gdzie rodzice są już wiekowi, albo są to chrzciny dzieci nieślubnych, dzieci młodych rodziców, czasami dzieci bez ojca. Tutaj opowiadanie jest niestety bardziej patologiczne niż "Spróbuj" (przynajmniej na początku) i niż "Skradzione dziecko". Tutaj tak naprawdę nie do końca chodzi o te dzieci choć one są świadkami tych różnych zajść. To opowiadanie jest jednak o damskich bokserach, tylko różnej kategorii. Główne postacie męskie to Marcin, Szymon i Jan, cała reszta to mniej lub bardziej wyraziste tło.
UsuńJednak nie zgodzę się, że w każdej rodzinie jest wiele dzieci, tylko u Cinka z OS i na SK u Malickich, a tak to raczej jedynaki i dwojaki są, co jak dla mnie jest raczej normą, bo zazwyczaj małżeństwa mają jedno lub dwoje dzieci, bardzo rzadko zdarza się małżeństwo bez dziecka, choć i tu takie będzie, właściwie już jest, bo synek Emili nie żyje i oni z Jankiem nie myślą o kolejnym.
Co do dzieci Magdy, to sprawa ma trochę grubsze podłoże i z jednej strony masz rację, z drugiej się odrobinę mylisz, ale wszystko wkrótce.
Postać Cinka to moje prywatne mistrzostwo, bo stworzyć takiego głąba nie było łatwo.
Ale byłoby mi miło, gdybyś mi powiedziała, którzy bohaterowie z Otchłani są podobni do siebie i mówią podobnie, bo bym wtedy zwrócił na to większą uwagę, bo wiedziałbym na co ją zwracać. Byłoby mi wtedy łatwiej ;-)
UsuńW ogóle jestem pod wrażeniem, że chciało ci się czytać moje trzecie opowiadanie.
Anka nadal ocenia innych i to surowo, tylko dla siebie to chyba taka surowa nie jest. Po króciutkim zastanowieniu stwierdzam, że to największa snobka ze wszystkich bohaterów tego opowiadania. Taka z niej panna porządnicka na pokaz, przyszła do tego "patologicznego" domu, bo nie wypadalo odmówić nauczycielce, bo to zburzyłoby jej wizerunek, grzecznej i układnej panienki z dobrego domu. Najchętniej by zwiała, ale przecież nie wypada. Przyznam szczerze, że rozbawiło mnie, jak w duchu dziękowała Bogu, że Patryk tak szybko łapie matematykę, dzięki temu, jeszcze trochę pozaciska ząbki i za chwilę będzie mogła opuścić dom, w którym na pewno nie myją szklanek, a dzieci są "niehigieniczne", bo zdarzyło im się mieć brudną buzię. Przyszło mi nawet na myśl, że taka Anka to jak nic, zaraz po wyjściu z domu Stefaniaków, powinna wyciągnąć z torebki płyn do dezynfekcji i chociaż rączki zdezynfekować, bo przecież mogła czegoś u nich dotknąć.
OdpowiedzUsuńAnka oceniła rodzinę Patryka jako patologię, bo ich dużo, bo biedni, a jej rodzina, czy jest taka idealna, tylko na pozór, bo czy w idealnej rodzinie, nastolatki rodzą dzieci?
Może nie powinnam się śmiać, ale rozbawiło, jak Anka zadała pytanie, czy długo Wiktorkowi będą wychodziły zęby i od razu nasunęła mi się myśl, że długo, aż mu wszystkie wyjdą, ojciec też ją szalenie pocieszył, że może to potrwać tak jeszcze z półtora roku.
Nie podoba mi się ojciec Anki, niby przyniósł wnukowi zabawkę, ale jak tylko nie było po jego myśli, Anka pozwoliła sobie zwrócić mu uwagę, to zaraz zaczął wypominać, że to utrzymuje ją i jej synka i jak się nie podoba, to niech sama za wszystko płaci, normalnie kochający ojciec. A już to ryknięcie, żeby go uciszyła, żeby tak nie ryczał, to wredne było, przecież jakby mogła to by zrobiła wszystko , żeby tak nie płakał.
Zastanawiam się, po co Wiktorii potrzebny w trybie natychmiastowym młodszy braciszek, nawet mu buzię chciała myć, tak bez powodu nie szykowałaby Kubusia, coś się za tym kryje.
Czy mi się zdaje, czy Patryk szpaner jeden, chce panny na brata w więzieniu wyrywać?
Ubawiłam się tą całą sytuacją, jak Cinuś Ankę na siłę odprowadzał, widać, że dziewczyna go zauroczyła, to znaczy jej cycki i zgrabny tyłek. Takiego zaćmienia dostał, że nawet nie zauważył, że pakę pampersów taszczy, to się nazywa miłość od pierwszego wejrzenia, nie widzi się wtedy pewnych ważnych szczegółów. Przynajmniej widać, że jest uparty i łatwo sie nie poddaje, bo po takim traktowaniu, to niejeden dałby sobie spokój, na zasadzie, jak nie ta to inna. A w tym przypadku,to można powiedzieć, ze wywalają go drzwiami, a ten pcha sie po drabinie, oknem.
Rozbawiła mnie Anka, jak ukradkiem rozglądała sie, czy jej przypadkiem jacyś sąsiedzi w towarzystwie Marcina nie widzą, bo przecież byłaby to straszna katastrofa.
Ania ma dziecko...no tego bym się nie spodziewała... Mimo młodego wieku i ewidentnego zagubienia jesli chodzi o bobasowe sprawy to mam wrazenie ze jest z niej dobra mama. Podobalo mi sie jak stwierdziła, że nie będzie na małego krzyczeć bo sie sam na świat nie pchał. Od swojego ojca to widze ze głównie ma pomoc materialną. Dobrze ze ta babcia jest, mimo, ze schorowana.
OdpowiedzUsuńCinek sie napalił...ale jakoś osobiście ciężko mi go sobie wyobrazić w związku..
www.swiatlocienn.blog.pl
Ania próbuje zrobić z siebie idealną panienkę z bogatego domu. Zastanawia mnie czy ta nowa znajomość Marcina z Anią da coś więcej niż tylko odprowadzenie jej do domu. Fajnie, że Marcin postanowił jej nie odpuszczać, ale był trochę zbyt natrętny. Może to coś da i Ania do niego zadzwoni.
OdpowiedzUsuńZacznę o Marcina, bo szczerze powiem, że bardzo mnie zaskoczył. Właściwie już zaczął mnie pozytywnie zaskakiwać wcześniej, ale dzisiaj to już naprawdę szok. Jak chce, to potrafi być sympatyczny i szarmancki. Potrafi być, jeśli chce ją zaliczyć. No cóż, nie ukrywam swoich podejrzeń, że laska spodobała mu się tylko i tylko pragnie ją przelecieć. Jakoś nie wierzę, że będzie inaczej. No chyba że…
OdpowiedzUsuńZa to Anka mocno mnie irytuje. Pieprzona księżniczka z bogatego domu! Dziecko z brudną buzią jej przeszkadzało? Brzydziła się Kubusiem? Nawet paniusia kompotu by nie wypiła? Pff… Damulka. Nie lubię jej. Ocenia ludzi po okładce, jak to ująłeś w tytule i jeszcze tak niepochlebnie o wszystkim myśli, że strasznie mnie denerwuje. Aaaa i na końcu jeszcze wielką niedostępna udaje.
Z tego co zrozumiałam, Wiktorek jest jej synkiem - … kolejna małoletnia matka… Zastanawiam się, czy to jest główny motyw w powieści, czy to zupełny przypadek?
Mam pytanie Darku… Ty jesteś z wykształcenia nauczycielem polskiego? Magistrem polonistyki? Wykładasz filozofię na uniwerku? Nie gniewaj się, ale… w dialogach Twoi bohaterzy ciągle się poprawiają. A już najwięcej Magda z Szymonem. Teraz „Aniu, jeśli już. Źle odmieniasz przez przypadki”. Nie, aż tak bardzo mi to nie przeszkadza, ale jest bardzo widoczne.
Hej, hej, to ja xD Patrzę, że znowu mi się u Ciebie zaległości porobiły, ale jestem gotowa, żeby do soboty je wszystkie nadrobić :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak Anka została wychowana, ale zachowuje się jak rozkapryszona gówniara. To, że ktoś ma mniej pieniędzy, wychował się w wielodzietnej rodzinie nie oznacza od razu, że ta rodzina jest patologiczna! Owszem, U Łukasza trochę akurat tej patologii jest, ale to głównie przez ojca który siedzi na dupie zamiast robotą się zająć, bo matka z tego co wiedzę, to stara się jakoś to wszystko ogarnąć. I w ogóle to jak dziecko jest ubrudzone, to nie oznacza od razu, że jest takim brudasem i bombą bakteryjną. Wszyscy wiedzą, że brudne dzieci, to szczęśliwe dzieci, ja mam młodszą siostrę i wiem, że ją na pięć minut samą zostawić, to przyjdzie czymś wysmarowana, ale za to jaka szczęśliwa!
Anka sama się wrobiła, i taką złą opinię ma o Łukasza matce a jak tak dalej pójdzie, to w wieku kobiety sama będzie miała taką gromadę. I też ciekawe, czy mamusia i tatuś poratują, i czy wszystkie jej dzieciaczki będą w markowych dżinsach i air maxach chodzić :/ nie ogarniam takich ludzi :/
A Cinek... Jego, to mi tutaj naprawdę skoda było. I chociaż poniekąd tutaj akurat Anka miała rację, bo do śmietanki to on się nie zalicza, to naprawdę, mimo wszystko nie dać mu szansy, to jak biednego szczeniaczka nie nakarmić xD okrucieństwo xD
Dobra, lecę dalej xD
Sama nie wiem jak Anię ocenić. Z jednej strony wydaje się trochę pusta i taka paniusiowata idiotka, która dba tylko o siebie. Z drugiej jednak ją rozumiem, bo ja też nie czułabym się komfortowo w takim domu jaki ma Patryk. Może jego rodzinka mnie śmieszy i ja ją w gruncie rzeczy lubię, ale gdyby ich przenieść do realnego świata, to nie ulega wątpliwości, że to patologia. A ja z patolami też się nie lubię zadawać (a czasami w swoim życiu musiałam i wiem jak to wygląda). Wiadomo, że dzieci nie zawsze są takie do lubienia i kochania, także tutaj też podejście Anki rozumiem. Ciekawi mnie natomiast czy Wiktor to jej dziecko. W sumie wszystko na to skazuje, ale nie było tutaj chyba takiego stuprocentowego potwierdzenia. Widać, że w roli opiekunki dziewczyna nie za bardzo sobie radzi. Nic dziwnego, ona w końcu jest jeszcze młoda. Co do tego przypadkowego spotkania z Marcinem. No cóż, ja Marcina uwielbiam, rozumiem natomiast dlaczego dziewczyna była wobec niego taka oschła. Ja też nie umówiłabym się z kimś kto był w więzieniu i kto nie zamierza swojego przestępczego sposobu życia zmieniać. Może to jej poprawianie form gramatycznych jest irytujące, ale sama tak robię, kiedy chcę kogoś spławić xD Poza tym, te myśli Cinka wyłącznie o jej cyckach są prostackie, choć przypuszczam, że większość facetów w pierwszej kolejności patrzy się w dekolt, a nie w oczy. No, może ewentualnie na tyłek xD
OdpowiedzUsuńMarcin to taka postać, która niby jest fajna, ale tea jego pewność siebie potrafi człowieka lekko zirytować. Dlatego ogromnie podobało mi si to, jak potraktowała go Anka. Bo on chyba był przekonany, że po prostu podejdzie, pogada i ona już będzie jego. A ona pokazała, że to nie jest takie proste. Podobała mi się ich rozmowa, bardzo. Choć lekko denerwuje mnie to, że Anka jest taka... Jak to ująć, hm.. wywyższa się. Zachowuje jakby stała kilka poziomów nad innymi ludźmi. To jest irytujące. Ogólnie bardzo mi się podobał ten rozdział ;)
OdpowiedzUsuńNie znoszę Anki. W ogóle to czy ona ma jakies koleżanki, które nie są pustymi paniusiami? Nienawidzę takiego oceniania po okładce. Rodzice jej wszystko pod nos podkładali cale życie wiec nie wie co to jest życie. Jest tylu ludzi ktorym sie noga w zyciu podwinęła, nie mieli okazji skończyć szkoly itp i są dużo bardziej wartościowymi ludźmi niż takie zadufane w siebie krawaty. Na miejscu Cinka bym sie nie poniżała szkoda czasu na takie coś. Ta idealna co sobi bachora machnęła i nie potrafi się sama nim zająć. Gratuluje
OdpowiedzUsuńBoże tak samo myślę jak ta Anka! Nie jest jakąś pustą paniusią, bo wygląda na to, że normalnie żyje i się uczy, a nie marnuje czas na używki. Bynajmniej na razie. A Marcin... cóż wydaje mi się że nieco za wysoko mierzy. No i laska jest dużo młodsza od niego. Jeśli ona na niego poleci, to chyba umrę. ;-; Nooo chybaaa, żeee on odnowienia dostanie i ble ble bleee, na chwilę obecną się na to nie zanosi. :/ Przede wszystkim mógłby pozbyć się tej czapki!
OdpowiedzUsuń