WIKTORIA
STEFANIAK
PATRYK
STEFANIAK
Marcin
przyglądał się jak Robert odbiera telefon komórkowy z ciężkim
westchnięciem. Dzwoniła jego matka. Rodzicielka bruneta tak mocno
krzyczała, że tan odstawił komórkę od ucha i położył ją na
środku stołu. Nie trzeba było włączać na głośnomówiący, a i
tak było ją słychać. Cinek z początku teatralnie złapał się
za głowę, pokręcił nią i powiedział
– Ojojoj.
Potem
natomiast zatkał uszy i udał się na górę, gdzie wciągnął na
siebie popielatą bluzę i dresowe spodnie. Zszedł ponownie na dół.
Położył niewielką karteczkę na środek stołu. Na jej górze
pisało – Kaśka to kapóś, – a poniżej – zrup obiadek,
pszeproś żonke.
Robert
zerknął na liścik od przyjaciela z przymrużeniem oka. Znał
Marcina już tyle lat, że nie zwracał uwagi na błędy
ortograficzne jakie blondyn hurtowo trzaskał. Zresztą sam nie był
wzorowy z języka polskiego. Chwycił kartkę, zgniótł ją w jednej
dłoni i wyrzucił do kosza na śmieci.
Marcin
w tym czasie już śmigał szarymi chodnikami, niewielkiego miasta, z
plecakiem założonym na jedno ramie i czapką z daszkiem,
przysłaniającym niemal całkiem oczy. Szedł, bujając się w rytm
muzyki, która grała w jego słuchawkach dousznych. Od zawsze lubił
hip-hop, ale nie skupiał się na nowościach. Uważał, że to co
grają teraz, to nie rap z sercem i duszą, a pisane specjalnie pod
publikę teksty. Nie przekonywali go raperzy w markowych strojach i
butach z górnej półki, rapujący o biedzie i patologi, dlatego
stawiał na Peję, Piha i Chadę, ale tych starych, osiedlowych
dzieciaków, a nie obecnych producentów muzycznych i projektantów
logów na koszulki i czapki.
Kiedy
Marcin dotarł już na miejsce, do którego zmierzał, to od razu
poczuł, że jest w domu. Nie chodziło o znajomy smród stęchlizny
i wilgoci, gdy mijał bramę, którą w samym dzieciństwie minął
co najmniej milion razy. Po prostu już po wejściu na klatkę
schodową, usłyszał znajome głosy. Były to też uroki mieszkania
na parterze i posiadania otwartych okien – w takiej sytuacji
zazwyczaj wszyscy wszystko słyszeli i nie rzadko były to mało
pożądane pary uszu, które strzelały potem z tych uszu niczym z
procy, i to zazwyczaj na psach.
– Oddaj
mi to! – krzyczała brunetka. – No oddawaj, cwelu!
Marcin
zamyślił się i począł zastanawiać do kogo może należeć ten
głos. Uznał iż do Wiktorii. Naprędce policzył, że dziewczyna ma
już jakieś piętnaście albo i nawet szesnaście lat. Wciągnął
powietrze przez zęby w taki sposób, że aż świsnęło i przed
jego oczami pojawiła się mała przylepa, która zawsze była
rozczochrana, bo nienawidziła się czesać, a każde, nawet
najbardziej misterne upięcie trzymało się na jej głowie nie
dłużej niż dwie godziny.
– Patryk,
oddaj jej to! – nawoływała matka.
Na
sam tembr jej głosu Cinek się rozpromienił i przypomniał sobie te
wszystkie dni, gdy ganiła tak jego. On też uwielbiał robić na
złość młodszej siostrze. Tylko w jego przypadku nie była to
Wiktoria, a Emila. Różnica wieku jednak pozostawała taka sama, bo
zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku były to dwa lata.
– Niech
kurdupel sam weźmie! – odkrzyknął Pat, a przed oczami Marcina
niemal od razu stanął chłopiec o śniadej cerze i z kruczoczarnymi
włosami postawionymi na żel.
Tak,
te dźwięki dawały mu poczucie, że jest w domu, dlatego bez
strachu zapukał w drzwi, z których odchodziła brązowa farba.
Pukanie okazało się za ciche, bo w tej całej szarpaninie o jakąś
byle jaką duperelę nikt go nie usłyszał. Walnął więc mocniej i
już po chwili drzwi otworzyły się na oścież, a niespełna
pięćdziesięcioletnia kobieta rzuciła mu się na szyję, wołając:
– Synku.
Marcinek, ależ żeśmy się stęsknili. Jezu, to naprawdę ty?
– Do
tego hipisa bez grzechu, to co prawda mi daleko, ale tak, to ja.
Znaczy nie Jezus, ja Cinek! – Musnął matkę w oba policzki i
wszedł do zawalonego rowerami, deskorolkami, piłkami i innymi
rzeczami korytarza.
– Ale
naprawdę. Nawet nie wiesz jak się wszyscy za tobą stęskniliśmy.
– Mów
za siebie – dobiegł z oddali głos Henryka, męża Zofii.
Cinek
zbył słowa ojczyma złośliwym uśmieszkiem i nie chcąc wstrzynać
awantury zacisnął zęby. Zmusił się nawet do powiedzenia:
– Witam
Heniek.
Marcin
ledwie minął wąską kuchnie, gdzie w garnku stojącym na gazie
dochodziła jakaś zupa, a już został otoczony przez najmłodszych
– Zuzię i Kubusia. Dzieciaki co prawda nie mogły go pamiętać,
bo gdy wyjeżdżał, to Kuba jeszcze nawet sztywno nie siedział, a
Zuza dopiero co stawiała swoje pierwsze kroki, ale to nie
przeszkadzało im pytać:
– Mas
coś dla nas?
Cinek
spojrzał najpierw na chłopca o rudych, potraktowanych żelem
włosach. Maluch miał na sobie za dużą koszulkę i spodnie
dresowe, które gdyby nie ściągacze, to już dawno włóczyłyby
się po podłodze. Jego buzia umorusana była od zupy pomidorowej i
czekolady. Dziewczynka za to wyglądała niemal identycznie jak
zapamiętał Wiktorie. Co prawda była szczuplejsza od swojej
starszej siostry, gdy ta była w jej wieku, ale była tak samo
rozczochrana, i równie nie pod kolor ubrana.
– Oczywiście
– odparł Cinek na wcześniejsze pytanie swojego najmłodszego
rodzeństwa. Przykucnął przed nimi i wyjął portfel z plecaka.
Wcisnął każdemu z nich do kieszeni po stówie. – Może być? –
zapytał i kolejny banknot wyciągnął w kierunku Bartka.
Dziesięcioletni
brunet siedział na pufie i wydawał się być całkowicie wycofany,
jakby był zupełnie obojętny na wszystko co dzieje się wokół
niego. Rękę miał ugiętą w łokciu, a dłonią podpierał
policzek. Wiosłował łyżką po niemal pustym talerzu i wgapiał
się w telewizor.
– Bartosz!
– ryknął Cinek. – W ojca się zamieniasz?! – zapytał,
rzucając Heńkowi pełne odrazy spojrzenie.
Bartek
wziął pieniądze i rzucił krótkie:
– Dzięks.
Henryk
natomiast ledwie łypnął kątem oka na pasierba i ponownie powrócił
do wgapiania się w telewizor.
Andrzejak
wtedy, patrząc na kłócących się Patryka i Wiktorię, którzy nie
zaprzestali tego nawet kiedy on pojawił się w pokoju, na brudne,
bawiące się nieopodal maluchy, Bartka ślęczącego nad
pomidorówką, ojczyma przełączającego kanały i nieopodal
prasującą ubrania matkę, pomyślał, że są na świecie miejsca,
w których czas zdaje się zatrzymywać. Dzieci rosną, dorośli się
starzeją, ale poza tym nic w takich miejscach nie ulega zmianie. No
może jedynie to, że drzwi od starej szafy całkowicie odpadły,
telewizor był plazmowy, a na stoliku przy nim nie stał już domowy,
stacjonarny telefon. Teraz każdy miał komórkę w kieszeniach,
nawet sześcioletni Kubuś, który otrzymał starą po Wiktorii.
Kiedy
w końcu Marcinowi udało się przegnać najmłodszych, a Bartek
odszedł od stołu, oczywiście nie wynosząc po sobie talerza, to
przyszedł czas na to by usiąść w fotelu i ponownie przyjrzeć się
temu, na co przecież napatrzył się już dość, i to przez wiele,
wiele, naprawdę długich lat.
– Uważaj
bo ci się kciuk zmęczy – zaczepił ojczyma.
Patryk
siedzący naprzeciwko Cinka wybuchnął śmiechem, a Wiktoria, która
wyrosła na niezwykle ładną nastolatkę, musnęła Marcina w
policzek i zapytała:
– A
ja braciszku?
Przez
moment Marcin postanowił udawać, że nie wie o co jej chodzi.
Zagapił się na Patryka, który wyglądał dokładnie tak samo jak
sobie go wyobrażał. Nadal miał śniadą cerę i kruczoczarne włosy
postawione na żel. Właściwie to wcale się nie zmienił, tylko
sporo urósł i się postarzał o te pięć lat, ale i tak każdy kto
znał go jako małego chłopca, bez trudności rozpoznałby go w
siedzącym naprzeciw Marcina nastolatku.
– Ale
co ty? – zapytał w końcu Cinek i zrobił balona z gumy do żucia,
którą niemal zawsze mielił. Czasami nawet z gumą zdarzało mu się
zasnąć.
– Jestem
twoją siostrą – przypomniała.
– Tylko
przyrodnią – odgryzł się.
Stefa,
bo tak nazywali ją rówieśnicy, przewróciła oczami i wskazała na
młodszą trójkę.
– Oni
też są przyrodni.
– No
wiem – odpowiedział blondyn, kręcąc gumą na palcu.
– No
więc – naciskała i jeszcze bardziej podstawiała tę rączkę
przed oczy starszego o dziesięć lat brata.
Marcin
chciał się powstrzymać. Bóg mu świadkiem, że bardzo chciał,
ale nie potrafił. Przybił więc siarczystą piątkę samymi palcami
w jej otwartą dłoń i to w taki sposób, że aż jego zabolało.
Wiktoria natychmiast, odruchowo, schowała dłoń za plecy.
– Ała,
no debilu! – Odsunęła się na krok i zaczęła oglądać
zaczerwienione miejsce z każdej strony. – Jak jesteś
sadomasochistą to sobie sukę znajdź! – krzyknęła.
Rodzice
wcale nie zwrócili uwagi na słowa szesnastolatki, natomiast matka
zwróciła uwagę swojemu pierworodnemu:
– Marcin
nie bij jej.
– Ale
sama się przecież prosiła. Sama podkładała – wyjaśnił i
wzruszył ramionami. Ani trochę nie czuł się winny.
Pat
natomiast już nawet nie starał się powstrzymywać śmiechu.
Rechotał niczym ropuch i bawił się komórką jednocześnie.
Zofia
za to się martwiła i wyjaśniła to swoim dzieciom słowami:
– Ale
nie rób jej nic. Ja nie będę znowu na pogotowie jechała jak wtedy
gdy byliście młodsi.
– Właśnie,
palec mi wtedy złamałeś padalec jeden – przypomniała.
– To
był wypadek. Piłkę ci chciałem zabrać!
– I
mnie połamałeś. A teraz byś mi całą rękę złamał. – Miała
łzy w oczach, ale zdaniem wszystkich pozostałych wyglądała przy
tym bardzo zabawnie, zwłaszcza z tą oburzoną niczym u pięciolatki
minką.
– Jaką
całą? Co najwyżej pięć palców i nadgarstek. – Cinek wzruszył
ramionami, ale w końcu wyjął stówkę i rzucił jakby od
niechcenia – trzymaj.
Wika
wzięła banknot i schowała do tylnej kieszeni dżinsów. Marcin
popukał się znacząco palcem wskazującym po prawym policzku, bo
akurat po tej jego stronie stała młodsza siostra. Zabrał dłoń i
spodziewał się buziaka, ale jedynie dostał w twarz i to tak mocno,
że aż go zapiekło. Już się zamierzył, by gówniarze oddać w
udo, ale odskoczyła. Pewnie nawet by wstał i ją dogonił, ale głos
matki skutecznie go powstrzymał.
– Marcin,
zostaw ją już! – krzyknęła.
– Ale
sama się prosi.
– Stary,
a głupi jak baran. Ty wiesz ile ty masz siły?
– Ale
ona też ma siłę. Też mnie bolało. Nie faworyzuj jej! – uniósł
się.
– Wiktoria
nie bij brata po twarzy.
– A
gdzie indziej można? – zapytała z łobuzerskim i chytrym
uśmieszkiem.
Patryk
to już nawet nie przestawał się śmiać. Na głos uznał, że duet
WiM jest lepszy od niejednego kabaretu.
– Nie
zachowujcie się oboje jak dzieci!
– Ale
przecież my jesteśmy dziećmi, twoimi – powiedział Cinek pewnie
i potarł policzek dłonią bo ten nadal go piekł jak skurwysyn. W
końcu jednak wyjął kolejną stówkę i położyłem przed
osiemnastoletnim bratem.
Usłyszał
szczere:
– Dziękuję.
– Proszę
bardzo. Nie wiedziałem co wam kupić, bo nie wiedziałem co wam
potrzeba. Tak więc sami sobie kupicie co tam chcecie. Jak w szkole?
– zapytał blondyn.
Wszyscy
zaczęli znacząco odchrząkać, jakby to był jakiś temat tabu w
tej rodzinie.
– Przecież
on nawet wczoraj do szkoły nie wstał – powiedział Bartek
zakładając czapkę na głowę, oczywiście daszkiem do tyłu. – A
miał na dziesiątą – wysylabizował ostatni wyraz.
– Bo
wypiłem za dużo wczoraj – wytłumaczył spokojnie Tryk, wcale się
nie kryjąc z tym, że pije, ani przed matką, ani przed ojczymem,
ani nawet przed rodzeństwem.
– Masz
się czym chwalić jełopie – rzuciła luźno Wika, która
przemalowywała usta z bladego różu na mocną czerwień.
– Gdzieś
ty zapił? – dopytywał Cinek.
– Pewnie
tam gdzie i ty żeś chlał – odezwał się Heniek.
Marcin
uśmiechnął się krzywo, zamiótł pod język przekleństwo i
postanowił udać, że wcale tej przygany nie słyszał.
– I
sprawdzianu znowu nie napisał – odezwała się Zofia. – A tyle
było chodzenia i proszenia, by mu pozwolili poprawić.
– Dobra
matka, przestań. Następny napisze. Do końca roku jeszcze ze trzy
będą.
– Patryk,
ale to nie jest mądre podejście – zaczął poważnie blondyn.
– Odezwał
się ten co liceum we więzieniu zrobił, bo ci się w celi nudziło
– powiedział o kilka słów za dużo brunet i w oczekiwaniu na
ochrzan zacisnął mocno powieki.
– Cicho
bądź, to był college – powiedziałem przez zęby Marcin i
wskazał oczami na matkę, gdy ta nie widziała, ale oczywiście
musiała się połapać. Cinek jeszcze starał się zbyć wszystko
uroczym, łobuzerskim uśmieszkiem, ale Zofia nie dała się oszukać.
– Co
ty, we więzieniu byłeś? – zapytała odstawiając żelazko na
bok.
– Nie,
mama. – Pokręcił głową.
– Marcin,
powiedz mi prawdę.
I
wtedy wszystkie pary oczu, ludzi znajdujących się w tym małym
pokoiku były wpatrzone w blondyna.
– No
byłeś w tym więzieniu czy nie!? – krzyknęła blondynka i czuła
jak opada z sił. Tak naprawdę do swojego pierworodnego nigdy nie
miała cierpliwości, choć zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę
to ona nawaliła jako matka, obwiniała samą siebie o to, że nie
poświęciła mu należycie dużo czasu, że po odejściu jego i
Emili ojca związała się z Henrykiem i urodziła kolejną dwójkę,
która skutecznie absorbowała jej uwagę wokół tylko i wyłącznie
siebie samych.
– Ale
po co ci to wiedzieć? Teraz to mamo i tak już po ptakach. –
Rozbawienie nie schodziło z twarzy Marcina, bo kierował się on w
życiu zasadą, że zawsze trzeba robić dobrą minę, nawet do
najgorszej gry.
– Nie
ciesz się głupio, tylko odpowiedz na pytanie! – warknęła.
– Ja
mam dwadzieścia sześć lat, nie muszę ci się tłumaczyć. Może
trochę byłem w tym więzieniu, o tak ociupinkę, ale tylko, tylko,
ani grama więcej. – Pokazał na przewie między dwoma palcami o
jaki krótki okres czasu mu chodzi.
– Brak
mi na was sił. – Kobieta zajęła się składaniem kolejnej sterty
ubrań i chowaniem ich do szafy.
– Teraz
już wiesz z kogo przykład nasz syn bierze – znów odezwał się
Heniek i po raz kolejny rzucił pasierbowi wrogie spojrzenie.
– Dobrze,
że ze mnie, a nie z ciebie! – krzyknął Marcin wstając przy tym
na równe nogi. Miał już dość pozostawiania biernym na przytyki
tego lenia, darmozjada i nieroba. – Gdyby brali przykład z ciebie,
to by całe życie na zasiłkach siedzieli i tylko tym pilotem się
bawili, jak dziecko, kurwa, pierdoloną grzechotką. Ja przynajmniej
coś robię! – Usiadł, bo Wiktora podeszła do niego i zaczęła
naciskać na jego ramiona, by choć trochę się uspokoił.
Nastolatka
po prostu nie chciała by doszło do mordobicia pomiędzy jej
przyrodnim bratem, a jej biologicznym ojcem. Co prawda miała tylko
dziesięć lat, gdy Marcin się wyprowadził, ale doskonale pamiętała
do czego tych dwoje było zdolnych, i że nawet z nożami się
potrafili na siebie wzajemnie rzucić, gdy byli nietrzeźwi.
– Ale
jak robisz? Nielegalnie robisz! – Heniek wstał, ale Patryk zaszedł
mu drogę.
– Dobra,
ojciec, daj mu spokój – odezwał się. – Chuj cię obchodzi jak
robi. Nie twoje pieniądze, nie na twojej dupie zarobione, to siedź
cicho. – Pchnął rodziciela z taką siłą, że ten ponownie
znalazł się w fotelu.
– A
ty gówniarzu nie pyskuj tylko się ucz – syknął Henryk, chwycił
za pilot i przełączył kanał.
Marcin
także zajął miejsce.
– Właśnie,
głąbie – poparła tatę Wiktoria. – Ojciec ma racje. Jeszcze
rok i w jednej klasie będziemy. – Zlepiła swoją dłoń z karkiem
Patryka.
Ten
oczywiście nie pozostał jej dłużny i zanim zdążyła odskoczyć,
to przywalił gdzieś w okolice ud. Zofia stanęła nad Marcinem,
sądząc, że to od niego poszedł cios.
– Ale
jak tym razem to nie ja – wyjaśnił szybko. – To on ją uderzył.
– Wskazał na Patryka.
Matka
podeszła do swojego średniego syna od tyłu, położyła mu dłonie
na ramieniu i potrzęsła.
– Nie
rób mi tak! Głowa mnie boli – jęknął żałośnie.
– Było
trzeba nie pić. Uczyć się miałeś. – Pocałowała go we włosy.
Widać było, że go kochała. Kochała ich wszystkich, każdego tak
samo, a jednak każdego na inny sposób.
– Będę
się uczył. Właśnie czekam na koleżankę. Pomoże mi nadrobić –
pochwalił się Tryk, zadzierając głowę do góry i przybierając
na twarzy uśmiech grzecznego niewiniątka.
– Dobrze
żeśmy ciebie o rok wcześniej do szkoły posłali – rzucił swoją
złotą myślą ojciec chłopaka. – Teraz przynajmniej ludzie myślą
żeś rok nie zdał, bo dwa to już wiesz, jakbyśmy barany hodowali.
– Dobra
ojciec, daj spokój – odparł krzywiąc się.
– Właśnie,
Heniek, przecież to nie wy żeście go wcześniej do szkoły
posłali, tylko przedszkole. Ja pamiętam jak było. Miejsca nie było
jak go zapisywaliście i poszedł do grupy wyżej, a potem od razu do
szkoły.
– Bo
byłem zdolny – wtrącił Patryk czym wprawił wszystkich w żywe
rozbawienie.
– Właśnie,
użyłeś dobrego słowa, czasu przeszłego – dowaliła mu słownie
Wika i poszła otworzyć drzwi. Oczywiście przy tym marudziła, że
zawsze ona musi za odźwierną robić, bo tylko ona ma tak dobry
słuch by słyszeć, że ktoś puka.
Wiktoria
nie wróciła z gościem do pokoju. Krzyknęła tylko Patryk, to
do ciebie!, zabrała torebkę i wyszła, trzaskając drzwiami.
Nie chciała nikogo tym urazić, ani zademonstrować swojej
wściekłości. Te drzwi się po prostu inaczej nie zamykały, trzeba
było pierdolnąć.
I
właśnie wtedy w pokoju pojawił się anioł, przynajmniej zdaniem
Marcina, był to anioł, a konkretniej anielica. Dziewczyna
złotowłosa, o dużych, brązowych oczach. Miała torbę na ramieniu
i jakiś większy zeszyt w dłoni.
– Cześć
– powiedział Patryk wstając. – Wika wyszła, to pójdziemy do
mnie – zaproponował dziewczynie.
– Dzień
dobry – rzekła cichutko i niezwykle skromnie. Widać było, że
nieswojo się czuje i być może trochę niegrzecznie rozejrzała się
z przerażeniem dookoła, po wszystkich ścianach.
– Dzień
dobry. – Cinek wyrósł przed nią niczym spod ziemi, czym nieco ją
przestraszył. Podał jej dłoń, a kiedy ją uścisnęła,
przychylił się, by złożyć delikatny pocałunek na jej aksamitnej
skórze. – Jestem Marcin – przedstawił się.
– Ania
– odparła i czym prędzej zabrała swoją rękę z uścisku tego
osobnika, który ani trochę nie przypadł jej do gustu, bo pachniał
jakimś tanim dezodorantem, miał niechlujny zarost i nawet nie zdjął
jej zdaniem okropnej, bandyckiej czapki, której daszek zasłaniał
oczy tak mocno, iż w tym zadymionym od kręconych papierosów
pokoju, nie mogła nawet odgadnąć jakiej są barwy jego źrenice.
– Ania
– powtórzył w taki sposób, jakby celebrował jej imię. –
Ślicznie. – Uśmiechnął się do niej ciepło. Je osoba zdawała
się go hipnotyzować.
– Dobra,
chodźmy już. – Patryk delikatnie szarpnął Annę za ramie i
wskazał na zamknięte drzwi przy szafie, które prowadziły do
mniejszego pokoju.
– To
może ja pójdę z wami – zaproponował Cinek z nadzieją, iż ta
dwójka się zgodzi.
– Nie
trzeba. – Tryk uderzył brata w klatkę piersiową, czym skutecznie
odepchnął go w tył i zmusił do cofnięcia o dwa kroki.
– Ale
może mógłbym pomóc – nalegał blondyn.
– Nie
trzeba! – warknął i ponownie odepchnął namolnego, jego zdaniem
bardzo narzucającego się, prawdopodobnie wciąż człowieka.
Marcin
zrezygnował z podjęcia kolejnych prób. Jeszcze tylko za nimi
krzyknął:
– Ale
jakbyście czegoś nie wiedzieli, to możecie mnie zawołać!
Pamiętajcie Cinuś tu jest i chętnie pomoże. – Uśmiechnął się
od ucha do ucha w nadziei, że od razu go zaproszą do wspólnej
nauki, choć nigdy nie lubił książek, ani szkoły, ani nawet
długopisów.
– Ten
błazen to mój brat – wyjaśnił Patryk swojej koleżance z klasy,
zanim zamknął drzwi od swojego i Wiktorii pokoju.
– Cinuś
nie błazen. Cinuś to Cinuś – szepnął pod nosem oburzony
blondyn i pochwycił Kubusia pod pachami by zakręcić się z nim
dookoła.
– Ja
ciebie lubię! – krzyknął rudy chłopiec, gdy tylko został
postawiony na ziemie. – Ze mną możesz się pouczyć!
– Z
tobą nie chcę – pomyślał Marcin i zmarszczył nos, okropnie się
przy tym krzywiąc. Zachował jednak te myśli dla samego siebie, by
braciszkowi nie było przykro. Wymówił się pilnymi sprawami,
ważnymi interesami i goniącym go czasem. – Innym razem się z
tobą poumię, mały! – krzyknął zmierzając w stronę drzwi.
Fajna taka rodzinka. Niby się nie przelewa, niby jest biednie, ale z boku wygląda bardzo fajnie. Matka nie miała pojęcia, że Cinek był w kiciu. Sama nie wiem co o tym myśleć. Podejrzewam, że chłopak nic jej nie powiedział, bo nie chciał ranić rodzicielki, ale nie mogę być tego pewna. Być może mnie czymś zaskoczysz i podasz jakiś inny powód ^^.
OdpowiedzUsuńNie czytałam Miejskich, więc wszystko to jest dla mnie dość nowe. Czy ta cała Ania to nie jest czasami Anka Cinka? Ta co będzie miała z nim dzieci, wyprowadzi się od rodziców i wgl? Jeżeli tak to jestem bardzo ciekawa jak się ta znajomość rozwinie. Co prawda jak będzie później to mniej więcej wiem, ale chodzi mi o to jak się będą poznawać, i czy Anka wgl będzie chciała mieć z Cinkiem coś wspólnego, bo tutaj chyba zbyt zadowolona nie była :D
Zauważyłam kilka literówek, ale niestety nie mogę ich teraz wymienić, bo spieszę się na cmentarz i tak na szybko strugam komentarzyk, aby Ci smutno nie było, że ja taka zła przeczytałam i nie skomentowałam.
Więc czekam na kolejny, pozdrawiam gorąco!
W tej rodzince nie do końca zawsze było dobrze i pięknie, ale mnie też się oni podobają.
UsuńMarcin wyjeżdżając, wcale nie szedł do więzienia. Powód był inny, a potem omsknęła mu się noga - to jeszcze będzie wyjaśnione.
Tak, ta Anka, to tamta Anka, znaczy ta co będzie miała synka i potem będzie z Marcinem w ciąży. Jej niechęć do niego długo będzie biła na kilometry i nie zamierzam pomijać wątku ich "schodzenia się". Zobaczysz Cinka jak staje na rzęsach i tańcuje wokół hrabiny Anny xD
Tak, pewnie było kilkanaście nawet literówek, bo ja ten rozdział na szybko pisałem i poprawiałem, bo nie chciałem zostawiać tego na później, a jednocześnie spieszyłem się do znajomych na kielicha.
Czytałam poprzednią wersję i za bardzo nic nowego dodać nie mogę. Wydaje mi się, że Marcin ma całkiem fajną rodzinkę, głośną i dużą. Myślę,że pan twardziel tęsknił za nimi wszystkimi, oczywiście wykluczyć należy z tego grona Henryczka, za nim to Cinuś na pewno nie tęsknił.Cały czas nie mogę uwierzyć, że matka Cinka nie wiedziała przez tyle czasu, że jej syn w więzieniu był, nie wiem jak im się udalo przed Zofią ukryć ten fakt.
OdpowiedzUsuńNo i pojawiła się Ania, która zmusi Cinka do zweryfikowania zdania jakie wypowiedział w I części do Roberta, że żadna kobieta go nie zmieni.
Bo w tej wersji nie ma nic nowego, tylko zmieniłem perspektywę.
UsuńRozwala mnie ten skrót: cinek xd Jakoś nie pasuje mi to do dorosłego faceta, ale jak on wypowiada to słowo, to zawsze mi się chce śmiać. :D W ogóle udana rodzinka... Biedna ta ich matka, z taką bandą błaznów pod jednym dachem, hahah. :D Chociaż z Marcinem nie musiała się długo użerać.. Nie no, ale ogólnie to fajni są. :D Nie raz tam musiało być zabawnie. Haha, czemu Marcin tak usilnie chciał iść z Piotrkiem i jego koleżanką? Czyżby spodobała mu się ta Anka? Tak podejrzewam. ;d Zaskoczyło mnie, że jego matka nie miała pojęcia, że jej syn siedział w więzieniu. Dlaczego jej nie powiedział? I jakim cudem nigdy to do niej nie dotarło? No teraz to jestem mocno zdziwiona. Teraz to musiał być dla niej niezły szok. Aż biedna nie ma sił na to wszystko, heheh, masakra. ;d
OdpowiedzUsuńJa mam chrześniaka Cinka. Jak był młodszy to się tak nawet przedstawiał, nie Marcin, tylko Cinek xD Potem jak stworzyłem postać Marcina na ten blog, to jakoś mi wyjątkowo pasował do niego ten skrót, bo on taki nieporadni czasami jest, jak jakiś pięciolatek. Jednak Marcin też ma inne ksywki - Andrzej, Jędrek.
UsuńPatrykiem, nie Piotrkiem, ale rozumiem, bo ja też mylę ich imiona czasami, choć się staram.
Matka nie wiedziała, że synek pierworodny siedział, bo wszyscy ją okłamywali.
To trochę dziwne, że matka nie wiedziała, że syn w więzieniu siedzi, to co nikt go w tej pace nie odwiedzał? Rodzinka całkiem fajna gdyby wyciąć z obrazke tego całego Heńka nic mnie tak nie denerwuje jak facet siedzący w domu i gapiący się w tv zamiast zapewniać byt rodzinie. Dzieciaki bardzo fajne, fakt nie chcę się uczyć, przeklinają, ale kurcze nie moża się dziwić dorastają w takim, a nie innym środowisku i pewne wzorce i zachowania się po prostu przejmuje.
OdpowiedzUsuńNo i pojawia się Anka niesmiała i spokojna, która od początku skreśla Cinka co już w poprzedniej wersji mnie strasznie rozbawiło XD
Oczywiście, że dziwne, że tego nie wiedziała, ale... nikt jej nie poinformował, to nie wiedziała.
UsuńBardzo dużo jest takich Heńków na świecie - niestety. I jak nie TV to komputerek i gierki. Naprawdę na niektórych dzielnicach, to aż plaga takich Heńków i co chwila nowi tacy wyrastają niczym grzybki po deszczu. Ale jakby MOPS takim nie dawał, to by do pracy dupę ruszyli, albo kobietę i dzieci do pracy wysłali, by dalej móc siedzieć i nic nie robić. Mnie tam tylko dzieciaków takich ojców szkoda, zwłaszcza, że większość synów potem jest jak tatuś. Kobiet takich jak matka Marcina nie żałuję, bo na własne życzenie z takim jest i dzieci z takim ma, w końcu nikt jej nie zmuszał, by było ich aż tylu i akurat z kimś takim. Ja kiedyś starałem się jakoś sobie wytłumaczyć czemu kobiety są z takimi Heńkami i tworzą z takimi rodziny wielodzietne. Nie umiałem zrozumieć, bo tu nie chodzi o biedę. Znam biednych ludzi, którzy są świetnymi rodzicami, zaradnymi, pracującymi i pomoc takim jak najbardziej się należy, ale takim Heńkom, to ja bym złamanego grosza nie dał.
Te dzieciaki i bez skończenia szkoły mogłyby wyrosnąć na porządnych, pracujących, zaradnych ludzi. Jednak to, że dorastają w takim środowisku poniekąd im już daje gorszy start i moim zdaniem ich matka też ponowi za to winę, bo sama ich w taki świat wydała i nie robi nic by to zmienić.
No jest Aniula, jest, musi być by we łbie Cinusiowi namieszać
No i już wiadomo skad sie Cinek wziął. I generalnie to powiem tak:
OdpowiedzUsuńHeniek to na pierwszy rzut oka taki burak, co to najlepiej tylko telewizor, kapcie i rozkazywać.
Zofia zaś...taka biedna troche kobiecina, której życie mocno dalo po dupie. Taka co to każdemu chcialaby dogodzić.
Rodzenstwo Cinka... zbuntowane nastolatki, którym mam wrazenie troche brak odpowiednich wzorców.
Ania... o Ani póki co nie mam zdania, ale biorąc pod uwage rekacje Cinka na jej osobę, to pewnie jeszcze sie pojawi;)
www.swiatlocienn.blog.pl
„nie lubił książek, ani szkoły, ani nawet długopisów” You made my day! Normalnie kocham ten tekst :D Chociaż w sumie jak się ogarnia, to szkoła nie jest taka zła xD Ale do rzeczy!
OdpowiedzUsuńJa polubiłam Wiktorię. Pazerne stworzenie, ale która młodsza siostra taka nie jest? Kasa, kasa, kasa! A po niej widać, że nie da sobie w kasze dmuchać, chociaż w sumie dorastając w takim domu i żyjąc z takimi ludźmi, to się nie dziwię.
A Patryk to jest dla mnie taka menda społeczna, jak i Heniek, tylko jeszcze nie tak bardzo rozwinięta. Nie uczy się, pije i to pewnie ten typ, że oprócz piwa, to i zajarać lubi, od imprezy do imprezy i wgl... Moim zdaniem to powinno się tępić. I za piętnaście lat on będzie taki sam, jak i ojczulek. Jedyne, czym będzie się umiał posługiwać to pilot i własny penis (choć i to drugie, to niekoniecznie :/ ). chyba widząc, ze w domu się nie przelewa, to sam powinien mieć jakieś większe ambicje, chcieć coś więcej osiągnąć. A tu nic.
A Heniek... już wspomniałam o nim. Menda społeczna, co to tylko aby zasiłek odebrać i szczęśliwy, bo w końcu „jemu się należy” tacy ludzie to mnie drażnią samym swoim jestestwem. Ugh...
Dobra, resztę nadrobię prawdopodobnie dopiero w niedzielę, bo wybywam w miejsce, gdzie nie ma internetów (tak, takie miejsca jeszcze istnieją xD).
Do napisania :3
Marcin jest fajny, mimo, że siedział w więzieniu stara się wszystko ogarnąć. Fajnie że odwiedził rodzinę, ale zastanawia mnie, dlaczego nie powiedział matce prawdę. Heniek to taki leń, zasiłek odebrać i siedzieć na dupie. Widać że Marcin i Heniek nie przepadają za sobą. Wiktoria natomiast to taka zadziora, ale dobrze że nie da sobą pomiatać. Ma swoje zdanie i potrafi się obronić.
OdpowiedzUsuńO kurde co za szalona rodzinka! Myślałam, że Marcin ma tylko dwójkę rodzeństwa, a tu wbiegają jakieś maluchy, potem czytam, że jakiś dziesięciolatek siedzi przed tv i zastanawiałam się czy więcej ich tam matka nie miała hehe, ale nie, na tym się chyba skończyło.
OdpowiedzUsuńOgółem całkiem przyjemne dzieciaki. Zuzy i Kuby Marcin nie poznał, trochę się jednak przez te lata pozmieniało, co nie? Bartek też wyrósł, a Wiktoria zrobiła się mała zbuntowana szatanica hehe Fajna dziewczyna, mimo, że mało o niej się dowiedziałam. Za to Patryk... nie wiem co o nim pisać, bo dla mnie jest nikim. Żadnych planów na przyszłość, żadnych perspektyw, tylko balangi mu w głowie. Zresztą podobnie jak ojciec. Ech, jakbym takiego starego capa przez łep strzeliła, to dopiero by się obudził! Łatwo jest siedzieć na tyłku i liczyć dni do kolejnego zasiłku, prawda? A robić nie ma komu! ...
Mimo wszystko rozdział bardzo mi się podobał.
Widząc tą rodzinę, to nie dziwię się, że Marcin jest jaki jest. Lubię go jeszcze bardziej. Ogromnie mnie ten rozdział rozśmieszył. Niby z jednej strony zajeżdża trochę patologią, ale ta rodzina jest taka swojska i zabawna. Ja też często się z bratem biłam swego czasu, więc ta część jest bardzo realistyczna. Ciekawa jestem skąd Cinek wziął tyle hajsu, żeby obdarować rodzeństwo. Dla mnie to jest jednak trochę gotówki. Zapewne pochodzi ona z nielegalnego źródła.
OdpowiedzUsuńMatka jakoś specjalnie zszokowana czy załamana się nie wydawała wiadomością, że jej syn był w więzieniu. Myślę, że niewiele matek by zareagowało tak spokojnie. No i rozbawia mnie że Marcinowi spodobała się Ania, która chyba była jego osobą zniesmaczona xD Między nimi była chyba jakaś niezła różnica wieku, nie? Ciekawe czy anielska Anna się jeszcze pojawi :D
"powiedziałem przez zęby Marcin" - coś tu nie gra w tym zdaniu:D "powiedział przez zęby Marcin' - o.
OdpowiedzUsuńA więc tak poznali się z Anią... Czuję się doinformowana. A co do tej rodziny, cóż. Wesoło się o tym czyta, ale w rzeczywistości bym ich poznać nie chciała. Marcin dopiero co wyszedł z więzienia, Wiki i Patryk non stop się żrą, a ich sposób wysławiania się sporo o nich mówi, Henryk nic nie robi tylko siedzi z pilotem w ręce, matka ewidentnie nie ma siły do swoich dzieci i dawno straciła nad nimi kontrolę. No przykładni obywatele z tego domu nie wyjdą xD
Ja tam Cinusia kocham, Cinuś jest super i nie wiem czemu Cinuś nie biega za mną. Nie powiem, ze to nie wstyd robić błędów ortograficznych, nawet mnie choc robię ich multum. No ale w tych czasach z każdym młodszym pokoleniem jest coraz wiecej analfabetów, nie dość, że co drugie dziecko nie potrafi pisac długopisem to jeszcze błędy w każdym wyrazie. Wiec te bledy mu przebaczam. Zachowuj sie trochę dziecinnie no ale to nie są narazie jakies sytuacje wymagające of niego jakiegoś super poważnego zachowania. Nie wiem czy bym go polubiła osobiście czy za bardzo by mnie te jego dziecinne zachowanie nie denerwowało ale i tak marzę, żeby ten Cinuś mnie pokochał jak ta irytująca Aniulke.
OdpowiedzUsuńZnowu to powiem, ale niech się koleś ogarnie z tym nazywaniem siebie Cinuś! Ja tam nie widzę nic fajnego w rodzinie, gdzie dzieci jak mrówek, które klną do rodziców bez pohamowania, nie przechodzą z klasy do klasy i od tak sobie wychodzą bez słowa. Dla mnie to jest jedna istna masakra (czyt. patola). Może przesadzam, a może i nie, ale właśnie z takich rodzin wychodzą tacy jak Marcin. Za narkotyki się brać, bić się i do paki.
OdpowiedzUsuńPoza tym, póki co widzę w nim przeładowanego sterydami mięśniaka, który ma umysł jeszcze 14 letniego gówniarza i takiego dresa. Cinuś... cinuś... no sam o sobie jak o bezmózgu. Jezu chryste...