MAGDALENA
IGNASZAK
Mój
ojciec... człowiek, który był obecny przez pierwszych jedenaście
lat mojego życia, mawiał, że kłamstwo ma krótkie nogi.
Wykrzyczał to matce prosto w twarz, w chwili, gdy pakował ostatnią
torbę swoich ubrań. Wtedy nie rozumiałam czego dotyczyły jego
słowa. Po latach pojęłam ich dogłębny... ten zewnętrzny, jak i
głęboko pochowany sens. Zabolało, ale nie stałam się ani o
centymetr niższa, więc nie popierałabym teorii, krótkich nóg.
Piotrek
uważał, że kłamstwo powtarzane tysiąckroć staje się prawdą,
nawet dla samego kłamiącego. Dziś był człowiekiem zadłużonym
po same uszy. Żyjącym z dnia na dzień, wiecznym, pozornym
lekkoduchem, który wewnętrznie każdej nocy bał się zasypiać.
Moja
matka? Jak każda mistrzyni aktorstwa, udawała kochającą, oddaną
i pomocą, a tak naprawdę to miała w tym cel wykupienia nie dla
samej siebie vouchera na lepsze życie i lepszą przyszłość, ale
przede wszystkim zależało jej na wykupieniu sumienia.
A
mnie? Na czym zależało mnie, gdy niemal każdego dnia kłamałam,
bo ukrywania tak ważnej prawdy, nie dało się określić innym
mianem, jak właśnie kłamstwem. Pochodzenie mych własnych dzieci
spędzało mi sen z powiek, choć żadne z nich nie było wynikiem
zdrady, to każde skutkowało szramą na moralności, zasadach...
nawet tych mych własnych zasadach.
Z
dnia na dzień coraz bardziej docierało do mnie echo mych własnych
myśli, krzyczące, że kto jak kto, ale Szymon jak nikt inny
zasługiwał na prawdę. Zasługiwał na nią od samego początku, a
nie znał jej po dzisiejszy dzień. Szymek zapytał kiedyś, gdy
jeszcze nie byliśmy razem, o ojca Leona. Odpowiedziałam, że nie
chcę o tym rozmawiać, a on to uszanował. Uznał będziesz gotowa
to mi powiesz. Problem w tym, że ja nie sądziłam, iż kiedykolwiek
będę na to gotowa. Potem podobne pytanie padło, gdy już byliśmy
małżeństwem i dotyczyło Poli. O pochodzeniu mojej córeczki
wolałam tym bardziej z nikim nie wdawać się w dyskusję. Zwłaszcza
z Szymonem. Przedstawicielem cnót moralnych. Człowiekiem, który
był anty nastawiony do wielu rzeczy, zjawisk i czynów.
Szymek
nie znosił kradzieży o czym miałam okazje przekonać się podczas
pierwszego naszego spotkania, nie tolerował lenistwa i głośno je
wyśmiewał, co także mnie spotkało z jego strony, gdy
uczęszczałam jeszcze do technikum ekonomicznego i na jednej lekcji
rzuciłam do nauczyciela słowami a mógłby pan napisać za mnie,
bo ja mam nogę w gipsie, oczywiście prawiąc o mojej
zagipsowanej nodze, która uniemożliwia mi poprawne trzymanie
długopisu w dłoni, nie miałam pojęcia, że facet, któremu
oddałam portfel, wcześniej mu go kradnąc, stoi kilka kroków za
mną. Pamiętam natomiast, że moment, w którym usłyszałam jego
śmiech, był jednym z niewielu w życiu, w którym przeszły mnie
prawdziwe ciary i takie poczucie jakbym śniła na jawie. W życiu
nie spodziewałam się, że facet od portfela mnie odnajdzie i
bezczelnie powie przy całej klasie ciesz się, że jeszcze masz
rączki, w średniowieczu straciłabyś obydwie, wcześniej
kilkakrotnie stojąc pod pręgierzem.
– Czy
pan coś insynuuje? – zapytałam siląc się na uprzejmość
niewiniątka.
– Nie,
skądże znowu.
– To
dobrze, bo już sądziłam, że zamarzyła się panu rola kata.
Zaśmiał
się wtedy, oparł o moją ławkę i patrząc w oczy wyznał, że
gdyby był młodszy, to uznałby to za propozycję erotyczną nie do
odrzucenia. Potem dorzucił:
– A
jednak coś jest w stanie panią zawstydzić. Czerwieni się pani.
Niesłusznie, bo wstydzić się pani powinna zupełnie innego czynu.
– Szymon,
Szymon – przerwał nauczyciel, pociągając Szymka za koszulę. –
Daj Iwanickiej spokój, bo nie dość, że pojawia się na lekcjach
od święta, to jeszcze przez ciebie niczego nie zanotuje i z owej
lekcji niczego też nie wyniesie. – Nauczyciel odchodził w stronę
drzwi, a Szymek dotrzymywał mu kroku, by w końcu bezczelniej niż
kiedykolwiek oznajmić:
– O
to, że niczego nie wyniesie bym się nie martwił, w końcu
zostawiasz na biurku laptopa. – Wrócił się do sprzętu, pochylił
nad nim i puszczając do mnie oczko dodał – bez hasła, łatwy
łup, prosto będzie opchnąć w jakimś lichwiarskim lombardzie. Nie
przyszedłem na pogaduszki, Hubercie. Chciałbym zgłosić kradzież,
ale by to uczynić trzeba mi danych, pani Iwa...
– Iwanickiej
– przypomniał Peterwas.
– Tak,
właśnie, chciałbym oszczędzić policji możliwie jak najwięcej
pracy, dlatego odnalazłem złodziejkę za nich. Im pozostanie już
tylko doprowadzić ją przed sąd i wymierzyć sprawiedliwość.
Wtedy
to się dopiero poczułam jak we śnie. Dosłownie jak w jakimś
popierdolonym koszmarze. A moment w którym Peterwas rzucił:
– Magda
wstanie i pójdzie z nami. Widzę koleżanko będziesz studiowała od
dziś kodeks karny zamiast koszy walutowych.
– Gorsza
moneta zawsze wypiera lepszą z obiegu – rzucił Szymon otwierając
przede mną drzwi i złośliwie mówiąc proszę.
– Co
ma do tego moneta?
– Jakby
nie patrzeć rozchodzi się nam o dwa tysiące znaleźnego –
zaznaczył, gdy już byliśmy na korytarzu. – I szczerze nosiłem
się długi czas z zamiarem by ci je darować, ale kłóciło się to
z moimi poglądami, które jasno mówią o tym, że gdy ktoś
ukradnie choćby kostkę czekolady, to powinien mieć w obowiązku ją
wyrzygać. Masz pecha, Słońce, bo nie trafiłaś na frajera.
– Dobrze
wiedzieć.
– Mówiąc
jednak o tym, że gorsza moneta wypiera z obiegu lepszą, to tyczy
się tego, że gorsze jutro wypycha lepsze dzisiaj, gorsze dzisiaj
wypycha lepsze wczoraj i tak od wieków, a na przykładzie walut jest
to doskonale widoczne. Kiedyś były monety, potem banknoty, a teraz
mamy karty plastikowe. Przechodzimy ze złego na gorsze, a nam
pozostaje radować się z tego iż pierwszy tą teorie wyparcia
zapoczątkował Polak, niejaki Mikołaj Kopernik. Ty zamieniłaś
możliwość nauki w technikum ekonomicznym, na sale przesłuchać w
komendzie głównej policji.
– Jeszce
niczego nie zamieniłam. Jeszcze tam nie dotarłam – zaznaczyłam.
– Ma
racje – poparł mnie Peterwas, co było dziwnym zjawiskiem, bo on
mnie szczerze nie znosił i zawsze szukał okazji, by mi dokopać. –
Niewinna dopóki nie udowodnią winy. A ty nie chojracz znajomością
historii walut, bo nigdy nie interesowałeś się ekonomią.
– Zaczekajcie!
– krzyknęłam, gdy byliśmy niemal pod samym gabinetem dyrektorki.
– Ja nie chcę problemów. Oddam ci tę kasę.
– A
komu ją ukradniesz, by mnie ją oddać?
– Nikomu.
Oddam w ratach, albo jakoś odrobię.
– Jak?
– Sam
coś pan wymyśli.
Szymon
się zatrzymał, odwrócił by na mnie spojrzeć, a Peterwas głośno
westchnął, jakby sugerował, że będą z tego kłopoty. Owa
sugestia posunęła się do informacji:
– Ty
wymyśl coś w zgodzie ze średnią moralności naszego
społeczeństwa, bo nie chcę potem słuchać jak mój chrześniak
wykorzystał szesnastolatkę, którą uczyłem.
– Szesnastolatkę,
powiadasz? – zapytał jak się okazało wujka, ale zbliżył się
do mnie i jakoś się tak dziwnie na mnie spojrzał. – Byłabyś
już karana jak dorosła.
– Karana
– powtórzyłam znacząco. – Ma pan jakiś fetysz, czy co?
Szymon
ledwie powstrzymał wybuch śmiechu, przykładając dłoń do ust, a
ja zdając sobie sprawę ze słów jakie wypowiedziałam, uderzyłam
się otwartą dłonią w czoło.
Teraz,
kiedy po tylu minionych latach, staliśmy naprzeciw siebie. Ja
dotykająca pośladkami maski samochodu, a Szymon dzierżący w
niezwykle pewny i władczy sposób pasek w dłoni, zdawałam sobie
doskonale sprawę z tego, że to nie jest fetysz. Szymon nie był
sadomasochistą, ani nikim z tej BDSM bajki. Nigdy nie łączył
seksu z przemocą, nawet z jej namiastką. Nie miał mani klepania po
pupie w formie gry wstępnej. Nie łagodził razów pocałunkami, ani
nie szukał spełnienia w seksie nawet na kilka dni po użyciu paska.
Dla niego lanie zawsze przybierało formę kary, tylko i wyłącznie,
i nigdy nie osiągało rozmiarów perwersji. To była tylko nauczka.
Ból, który miał pobudzić do myślenia, wyciągania wniosków i
unikania niektórych zachowań w przyszłości. Znałam jego motywy
działania już na pamięć, bo wiedziałam o nich przed ślubem, a
więc miałam naprawdę dużo czasu by nawyknąć...? Nie, to chyba
nie jest najodpowiedniejsze słowo. Ja... wydaje mi się, po prostu
umiałam pogodzić się z losem, czy też z możliwością
zaistnienia takiej sytuacji. Tłumaczyłam to sobie na różne
sposoby. Jedni się kłócą i wydzierają na siebie nawzajem, inni
przechodzą przez milczące dni i obrażone miny swoich partnerów, a
u nas nie było czegoś takiego. Szymon naprawdę rzadko krzyczał,
prawie wcale, a jeśli już się unosił, co zdarzało się naprawdę
sporadycznie, to jego podniesiony ton skierowany był do pracowników,
albo do dzieci, prawie nigdy do mnie. Milczących dni właściwie
wcale nie miewał, choć zdarzało mu się jak każdemu chodzić nie
w sosie. Milczenie w związku było dla niego synonimem odrzucenia,
dlatego zawsze dotykało go, gdy to ja milczałam i nie chciałam
rozmawiać. Oczywiście nigdy się do tego nie przyznał, ale wtedy,
gdy jego pytania skierowane do mnie pozostawały bez odpowiedzi, a
jego słowa odbijały się ode mnie niczym od ściany i powracały do
niego z echem mojej ciszy, to on naprawdę cierpiał.
– Na
co czekasz? – jedno krótkie pytanie, które brutalnie przerwało
galop mych chaotycznych myśli.
– Szukam
pewnych pokładów – oznajmiłam poważnie, szukając w głowie
jakiejkolwiek wymówki, czyli ciągle odgrywałam swoją grę o czas,
podczas którego mogłabym wymyślić jakiś sposób na uniknięcie
konsekwencji.
– W
sobie pokładów odwagi i pokory, czy we mnie pokładów resztek
cierpliwości?
– Szymon,
Szymon, Szymon – zaczęłam, wyciągając drżące dłonie w jego
stronę i dotykając muskularnych, teraz napiętych niemal do granic
możliwości ramion. – Daj spokój, co? To było tylko wieczorne
wyjście, nie jestem dzieckiem, więc mam prawo...
– Kłamać
mnie? Oszukiwać? Obiecywać i nie dotrzymywać obietnic? Umawiać
się i nie wypełniać tej zawartej słownie umowy? Do tego masz
prawo, tak?
– Nie,
ale... wyolbrzymiasz. Ja po prostu nie chciałam byś się przemęczał
i mama miała cie zatrzymać w domu, byś się już nie trudził...
– Nie
jestem dla mnie trudem zapewnieniem żonie bezpieczeństwa. Bardziej
przyjemnością.
– Boże
– zawołałam, ciężko przy tym wzdychając, a mąż się na mnie
wejrzał, jakoś tak dziwnie, jakby mnie coś nawiedziło. – Czemu
ty jesteś taki trudny? – zapytałam zarzucając ręce na jego
szyję. – Nie da się ciebie przegadać, wiesz o tym?
– Więc
na co podejmujesz te nieudolne i z góry skazane na porażkę próby?
– dopytywał i nawet nie drgnął. Nie objął mnie, ani nic,
pomimo że ja go dotykałam i znajdowałam się tak blisko niego.
– Łańcuszek
ci się przekręcił, poprawie – zaproponowałam i zabrałam się
do roboty, gdy on nadal stał jak słup, a wyraz twarzy miał coraz
groźniejszy. – Żona cię dotyka, a ty masz minę jakby cię z
krzyża zdejmowali – zarzuciłam.
– Magda,
przestań! – warknął.
Zabrałam
dłonie i odstąpiłam od niego na półtora kroku.
– Ja
naprawdę jestem zmęczony, więc chcę to możliwie jak najszybciej
załatwić i wrócić do domu. Może jeszcze zdążę dzieciakom
przeczytać bajkę na dobranoc, albo obejrzeć z tobą jakiś film.
– Nie
będę miała ochoty oglądać z tobą niczego, jeśli to zrobisz. W
ogóle nie będę miała ochoty niczego z tobą robić –
zagroziłam.
– Nie
szantażuj mnie w ten sposób – odparł spokojnie.
– Mówię
jak jest – warknęłam, pomimo łez cisnących mi się do oczu, bo
coraz silniej zdawałam sobie sprawę z tego, że znajduję się na
straconej, tej przeklętej, przegranej pozycji.
– I
wiedziałaś jak będzie! – uniósł się. – Wiedziałaś na
długo przed ślubem, podobnie jak dziś zanim wyszłaś z domu i
uczyniłaś samowolkę. Mało tego prosiłem cię o nie urządzanie
scen przy policji i możliwe jak najszybsze zamknięcie z nimi
sprawy. A teraz jestem zmęczony i mam dosyć dyskusji, która do
niczego nie prowadzi. Więc jeśli nie masz już żadnego konkretnego
i silnego argumentu, który byłby w stanie konkurować z moimi, to
chociaż oszczędź nam szarpaniny i sama się odwróć, i połóż
na masce.
– A
jeśli mam argument? – zapytałam zalotnie i zanim zdążył
cokolwiek na to odpowiedzieć, to ja podskoczyłam, usiadłam pupą
na masce, odpięłam swoją białą koszulę na zamek i dotknęłam
czubkiem wiązanego buta, wzorowanego na trampkach, ale jednocześnie
będącego na wysokim obcasie, samego środka krocza Szymona. – Mam
argument – zapewniłam, widząc jak sunie wzrokiem po moim
dekolcie, poprzez różowy stanik i płaski brzuch.
Dłoń
Szymona dotknęła mojej łydki, pocierała ją, a ja wyczułam jak
jego męskość budzi się do życia, a przynajmniej tak mi się
wydawało. Palce męża, nagle zacisnęły się nad moją kostką, a
wzrok utkwił w moich ciemnych tęczówkach. Nie było w nich
pożądania, nie dostrzegałam ni cienia ochoty na seks, zamiast tego
był czysty, nieprzejednany gniew.
– Mam
rozumieć, że twoim ostatecznym argumentem jest handel własnym
ciałem, tak? – zapytał niezwykle poważnie, a potem szarpnął za
moją nogę w taki sposób, że chwila moment, a stopą dotknęłam
ziemi.
Musiał
mnie podtrzymać, bo wyczułam jak tracę równowagę, ale jednak nie
upadłam. W ułamku sekundy na brzuchu poczułam chłód blachy maski
samochodowej i ciepło dłoni rozchodzące się w akompaniamencie
huku po całym lewym pośladku. Do moich uszu dobiegł kolejny huk, a
po nim następny, który niemiłosiernie zabolał swoją trafnością
dokładnie w to samo miejsce, w którym nastało poprzednie
uderzenie. I nagle, niespodziewanie wszystko ustało.
Niemożliwe
– pomyślałam, wiedząc, że Szymon nie zaprzestałby na raptem
trzech klapsach.
Nie jestem w stanie dużo powiedzieć, dopiero zaczęłąm nadrabiać bloga, ale bardzo podoba mi się styl, w jakim się wypowiadasz i historia :3
OdpowiedzUsuńCzekam xoxo
http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/
Na co czekasz? No to aż wejdę do ciebie po tak bezczelnym spamie, czy na kolejny rozdział, pomimo że nie przeczytałaś poprzednich?
UsuńNie mam nic do podpisywania się adresem, sam często to robię, ale nauczmy się wzajemnego szacunku - najpierw coś od siebie dajmy, a dopiero potem wymagajmy. Na blogach funkcjonuje straszna jednostronność. A ja chyba nigdy nie zrozumiem sensu czytania od środka, choć w tym przypadku, twoim przypadku, jestem niemal pewny, że jeśli przeczytałaś to po łebkach, albo nie przeczytałaś wcale i chodziło jedynie o pozostawienie reklamy. W twoim komentarzu nie ma bowiem niczego o treści, nawet tej zawartej w konkretnie tej jednej części.
1.Wspomniałam, że nie jestem w stanie więcej powiedzieć więcej, ponieważ dopiero zaczęłam nadrabiać, co powinieneś mieć na uwadze. Byłam fair i to powiedziałam. To, że miałam ogromną chęć napisać ci coś miłego, ponieważ uznałam po 15 rozdziałach( które wtedy przeczytałam), że to jak piszesz jest wyjątkowe a historia do czasu, w którym skończyłam jest ciekawa i dynamiczna, powinno cię motywować, tymczasem ty mnie oskarżasz.
UsuńZresztą, dlaczego mnie w ten sposób oceniasz? Byłam w połowie, gdy to pisałam. Nie rzucam tak bez sensu komentarzy, dla odczepki i nie robię chamskiego spamu.
Poza tym NIE ZAREKLAMOWAŁAM SIĘ. Ja się w ten sposób podpisuję. Gdybym napisała "Wpadnij do mnie" Albo "Zapraszam do siebie" to mogłoby to zostać tak odebrane. Aczkolwiek nie miałeś żadnych podstaw, ponieważ mój blog jest moją wizytówką.
W konkluzji czuję się urażona, że bezpodstawnie mnie oskarżasz i miej to na uwadze, bo naprawdę nie miałam powierzchownych intencji i wiem, jak czuje się autor, gdy czyta miły komentarz, a byłam w stanie przewidzieć, że do następnego postu nie dam rady nadrobić wszystkiego i chciałam, żebyś poczuł się doceniony, że na kimś naprawdę wywarło to wrażenie.
Poza tym, następnym razem to ty chamsko nie odpisuj pod moim postem, oskarżając mnie, na moim własnym blogu. w dodatku olewając kompletnie, że starałam się pisząc mój własny post, a ty to olałeś i napisałeś tylko swoje zdanie.
Nie jesteś w stanie udowodnić mi, że nie czytałam, a przyjąłeś to za fakt. Czuję się urażona, że poświęcam trochę czasu dziennie i czytam, wciągam się, a autor miesza mnie z błotem.
Jeśli zmieszałem cię z błotem niesłusznie, to oczywiście przepraszam, bo nie mam na celu krzywdzenia nikogo, czy obrażania. Po prostu na blogach wkurwia mnie (wiem, że klnę, ale nie da się w tym przypadku inaczej) ta straszna jednostronność, chęć brania, a nie dawania niczego od siebie. Do mnie wchodziło naprawdę dużo osób, co pisały komentarz pod ostatnim postem w stylu "super, świetnie, bohaterowie wielobarwni, czekam na next, zapraszam do mnie" (może nie do końca zawsze tak pisało, ale podobnie). Po przeczytaniu, któregoś z kolei takiego komentarza ma się po prostu zwyczajnie dość. Ja nie wymagam by ktoś komentował każdy rozdział, ale jeśli przeczytał 1, czy 5, czy 15, to chciałbym wiedzieć co sądzi ogólnie, jak ocenia bohaterów, czy wzbudza w nim emocje treść, którą stworzyłem, bo tak naprawdę bez uzyskania takiej wiedzy w komentarza nigdy się nie wie co się podoba, a co nie, poza tym głupio pisać do szuflady, bez odzewu i myślę, że każdy kto się decyduję na upublicznianie swoich tworów liczy na odpowiedź ze strony innych, ze strony czytających.
UsuńDlatego jeśli w twoim przypadku się pomyliłem, to oczywiście przepraszam szczerze, ale zrozum też mnie, że po 5-10 podobnych komentarzach jak twój, ja zwyczajnie tracę siły, zwłaszcza, że te osoby jeśli nie wejdzie się do nich już nic więcej nie napiszą, a nawet jak wejdzie się do nich i skomentuje pierwsze posty, to i tak już na ten blog, czy na inny mój blog nie wracają. Przez to... przez takie doświadczenia być może zacząłem wrzucać wszystkich błędnie do jednego worka.
Biedna Magda prawda dotycząca pochodzenia jej dzieci, bardzo jej ciąży, nie daje spokoju, ona tak naprawdę żyje w ciągłym stresie, że się wyda. Zdaje sobie sprawę, że najlepiej by było gdyby powiedziała wszystko Szymonowi, tylko niestety strach jej nie pozwala, zna swojego męża, jego poglądy na temat kłamstwa, tylko że on też kryształowy nie jest, on ją ciągle okłamuje, więc można powiedzieć, że oboje nie są uczciwi w stosunku do siebie. Po tych jej przemyśleniach, to zaczęłam się jeszcze bardziej zastanawaić, kto jest ojcem Poli, no bo Leona Marcin, to z kim spłodziła Polę?
OdpowiedzUsuńHubert Peterwas jest wujkiem Szymona i uczył Magdę w szkole, teraz musze przyznać, że trochę zaczynam rozumieć jego niechęć do Lenki, bo on ja zna już długo i wie jak potrafiła być. Swoją drogą niezłe było z niej ziółko, taki rozweselacz klasowy z niej był, rozbawiła mnie jak zaproponowała Hubertowi, żeby za nią notatki z lekcji zrobił, bo ona bidulka ma npgę w gipsie, bezczelna normalnie.
Nie wiem, czy dobrze pamiętam ale wydaje mi się, że w poprzedniej wersji nie było o tym, że Szymon postanowił jednak złożyć doniesienie na Madzię, za to "znaleźne", które sobie wzięła z jego portfela. Myślę, ze Szymon ostatecznie nie zgłosił tego na policję, musze przyznać, że Madzia robiła wszystko, żeby go od tego odwieść, tak jak teraz próbuje wszystkiego, żeby mąż zmienił zdanie i jej darował lanie. Zastanawiam się, co ona miała na myśli, mówiąc że Szymon napewno coś wymyśli w ramach odpracowania przez nią długu, aluzja była wyraźna.
Teraz już Madzia wie, że ze strony Szymona jak wymierza jej karę, to nie jest to zaden fetysz, jego to nawet w minimalnym stopniu nie podnieca, on wyznaje zasadę, było przewinienie, musi byc i kara, nie w nerwach, w emocjach, na zimno, na spokojnie, pare pasów na dupę, bo jak kara to kara.
Ale ja nadal niedziwię sie Madzi, że próbuje wszystkiego, byle zmienił zdanie, bo dla niego, argument, żeby nie bił, bo będzie bolało, to zaden argument, dla niego to powod, żeby właśnie przylać nieposłusznej żonie.
Przyznam szczerze, że nie wiem, co bym zrobiła będąc na miejscu takiej Madzi, bo z jednej strony wie jaki jest, więc może lepiej bardziej go nie denerwować i przyjąć karę, a z drugiej strony, może się uda uniknąć lania, tylko trzeba to odciągnąć i coś wymyślić.
Przyznaję, że pomysł z uwiedzeniem Szymona na masce samochodu na cmentarzu niezły, zdaje się, że Madzi po prostu zabrakło innych argumentów, chwyciła się ostatniej deski ratunku. Tylko niestety, a może stety Szymek wkurzył się, że żona chce coś ugrać swoim ciałem i za próbę takiego handlu jej się oberwało. Można powiedzieć, ze tak naprawdę to sie Madzi upiekło, bo strzelił jej trzy klapsy, fakt bolesne, ale jednak paska nie użył, a to najważniejsze. Ona sama nie dowierza, że Szymon na tym skończy, ale ja myślę, ze on już jej odpuści, ze jego w tym momencie bardziej wkurzyła ta próba kupczenia ciałem, niż to całe wześniejsze zajśćie.
znów retrospekcja, ale się cieszę. Bardzo je lubię. Cieszę się, że nawiązaleś do kwestii rodziców Leona I POli, choć kurde, szkoda, że nie dokladniej. Ale widać przynajmniej, że coś musi być na rzeczy. podejrzewam, ze Szymon mógłby mocno się zdenerwować, jakby się dowiedział prawdy... aż dziw, że nie naciskał w tej kwestii. Ale właściwie... może nie do końca, jak on coś powie, to zawsze to przynajmniej robi. aqle fascynuje mnie, że wg Magdy on jest taki prawy i w ogóoel.... Chyba zupelnie nie xD. nie do końca zrozumiałam, dlaczego Szymon wparował na lekcję w tym techinikum gastronomicznyn. Wydaje mi się, że Hubert od razu powinien był proobwać go przynajmniej wyrzucić. trochę dziwne, że na to pozwolił. ale cóż, może dlatego, że to jego siostrzeniec (ale ccy aby na pewno, hm...). W każdym razie bardzo mi się podobał ten żart słowny o wynoszeniu czegoś z lekcji xD. Zastanawia mnie coraz bardziejh, jakim cudem Magda koniec końcow wyszła za Szymona, ale pewnie długo potrwa, zanim się dowiemy. Jesli chodzi o teraźniejszość, byłam, przekonan, że w końcu dojdzie so tego, co Szymon powiedział, nie spodziewałam sie, że jakakolwiek próba Magdy, nawet ta ostatnia, zadziała. Jednak ktoś przerwał tę karę. I jakoś nie sądzę, żeby był to zupełnie przypadkowy przechodzień... Chyba rozumiem, co miałeś na myśli we wstępie do rozdziału, terasz to bedę jeszcze bardziej niecierpliwie czekać na rozwinięcie. Byłam pewna, że przejdziesz w tym rozdziale z akcją do komisariatu, ale znów mnie zaskoczyłeś. Jeśli chodzi o błędy: mieć racjĘ, okazJĘ (bo jedną), no i okłamywać KOGOŚ,a kłamać KOMUŚ. Słońce nie powinno być z wielkiej litery.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Do rodziców Poli i Leona jeszcze będzie powrót, bo jest to jeden z głównych punktów historii, dlatego też nie mogę zdradzić wszystkiego od razu. Pamiętam, że podczas tworzenia Miejskich pojawiło się kilka spekulacji i przypuszczeń i ciekawi mnie ile z nich się powtórzy wśród czytelników Otchłani.
UsuńSzymon nie naciskał, bo dzieci usynowił, dał swoje nazwisko, więc są jego i ojcowie biologiczni go nie obchodzą. Poza tym Magda nie chciała mówić, więc nie mógł jej zmusić.
Technikum ekonomiczne, a nie gastronomiczne xD Szymon się pojawił, bo Magda go zafascynowała. Złodziejka, która wróciła, portfel oddała, zakosiła zawyżone znaleźne, była zagadką. A może... może motyw był inny, ale nie jego motyw. Może ktoś chciał by się spotkali?
Nie, Szymon nie jest siostrzeńcem Huberta, tylko jego chrześniakiem. Historia chrztu Szymka będzie jeszcze opisana, ale w skrócie. Hubert był bogatym gówniarzem, z dobrego domu, który pałętał się po najgorszych dzielnicach, kupował nielegalne papierosy i alkohol, a co za tym szło - odwiedzał też matkę Szymona. Szymek nie był ochrzczony jako niemowlak, a chodził do szkoły, za niedługo miała być komunia, więc Hubert zgodził się zostać chrzestnym. W dniu chrztu zepsuł mu się motocykl i dwoje starszych kolegów podrzuciło go do kościoła, jednym z nich był późniejszy ojczym Szymona, drugim - wspomniany już Miński. Jednak Huberta i Szymka nie wiążą żadne więzy krwi. Hubert ogólnie jest postacią, która w życiu Ignaszaka pojawiała się i znikała, by ponownie po latach się pojawić.
Szymon miał być taką postacią, co nawet jak żartuje to inteligentnie, ale nie wiem na ile mi się to udało.
A jak została Madzia żoną Szymka - o tym jeszcze będzie, więc w tym temacie będę jeszcze trochę milczał, ale to był jej wybór i nikt jej nie zmusił, choć Marcin się do tego przyczynił. O tym będzie w retrospekcjach Cinka.
Skąd pomysł, że ktoś przerwał? Może Szymon sam przerwał? Może sumienie go ruszyło i dotarło do niego, że jednak żonę krzywdzi?
Co do błędów się zgodzę, ale z tym kłamaniem, to pisane jest w pierwszej osobie i Szymon będzie chyba jako jeden z nielicznych używał poprawnej formy. Błędy w "OS" nie wszystkie oczywiście, ale niektóre są naumyślne. A Słońce czemu z małej, skoro to tak jakby swojego rodzaju ksywka, zwrot do bohatera? Wyjaśnij mi, bo szczerze nie wiem jaka za to odpowiada zasada i chciałbym się dowiedzieć.
Pozdrawiam.
Jakoś nie chce mi sie wierzyć, zeby Szymon tak szybko przestał wymierzać karę. Ale moze? Byłoby miło. Ciekawe, kto w przeszłości chciałby, zeby sie Szumon i Magda spotkali...? H? Ale skąd miałby wiedzieć? Tu mnie zaintrygowales. Wlasnie, tak mnie sie wczesniej nie wydawało, zeby Heńka i Szymona mogły łączyć więzi rodzinne, skoro Sz go tak pouczał w kwestiach zycia xD teraz juz wszystko jasne. A co do ksywki, to wlasciwie chyba masz racje, po prostu jak sie pisze te wszystkie astronomiczne rzeczy, to sie używa wielkich liter i tak mnie to zmyliło xD
UsuńDobrze, już dobrze. Niecierpliwisz się to zdradzę. Szymon nie przestał wymierzać kary. Po prostu bije dłonią, bo mu pasek wypadł i się wkurzył. A on ma zasadę, że jak bić to tylko na zimno, więc teraz zrobi coś takiego nieoczekiwanego, tak w gniewie i złości, ale szybko się opanuje i... i będzie "najpierw podnieść pasek, podaj, a potem się połóż jak leżałaś". Taki typ człowieka, ale może jeszcze coś zmienię w tej części o jego postępowaniu. Mam w sumie dużo czasu na przemyślenia.
UsuńJestem ciekawa czy gdyby Magda nie zaproponowała, że zwróci Szymkowi kasę on rzeczywiście zgłosiłby sprawę na policję. W sumie obstawiałabym , że narobienie jej problemów i pragnienie by dostała za swoje to ostatni powód dla którego ją znalazł. Ciekawe jak odrabiała te dwa tyśki, Szymon w końcu potrafi być bardzo pomysłowy. Nie wiedziałam, że Szymek jest chrześniakiem Huberta, zdziwiłam się, chociaż może to gdzieś było tylko mi umknęło. Tysiąc sposobów Magdy by Szymon zmienił zdanie...dość nieudolne, ale widać, że bardzo się starała. Jestem ciekawa czy Szymon na tych 3 zakończy, ciężko mi uwierzyć, że tak ,ale byłaby to z pewnością pozytywna niespodzianka.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta część nadal nie jest odpowiednią by na niej zakończyć XD Ale nie będę Cię molestować byś opublikował jeszcze jedną, bo mi powiesz bym skomentowała poprzednie rozdziały( co zrobię, spokojnie, święta idą, będzie czas wolny ), więc nie jestem odpowiednią osobą by się domagać następnej. XD
Pogorszyłeś sprawę, na prawdę mogłeś się bardziej ulitować :)
OdpowiedzUsuńHahahaha, przepraszam, że skojarzyło mi się to z Grey'em xd hahaha, bo to tak wyglądało, ale jakoś nie pasowało mi do Szymona xd Ale teraz już wiem, że to tylko chęć ukarania. W ogóle dziwna, bo traktuje ją jak dziecko, które zasłużyło na lanie pasem. ;d Czemu tak szybko przestał? Może tylko na chwilę, by dać jej odetchnąć, a zaraz znów ją uderzy. W sumie takie lanie pasem i tak jest chyba lepsze. Przynajmniej nie uderzył ją w twarz, nie pobił tak... typowo, bo ten pas nie wydaje się taki zły.
OdpowiedzUsuńW ogóle jeśli być chciał, to zapraszam na nowego bloga. Ale nie jest to opowiadanie.
http://ksiazkowa-magia.blogspot.com
Nie chce być marudna, ale teraz w dużo lepszym momencie wcale nie prerwałeś, w sumie to chyba w nawet jeszcze gorszym, bo każdy się zastanawia cóż to się stało iż Szymon przerwał to jego całe wymierzanie kary i jak to sięd alej potoczy.
OdpowiedzUsuńOd początku nie przyszło mi nawet do głowy, żebym Szymona porównać do Greya on po prostu ma jakieś swoje zasady, których się twardo trzyma, ale zdecydowanie nie podnieca go wymierzanie konsekwencji. Robi to bo uważa, że tak trzeba, że w taki sposób zniechęci żonę do zachowań, których on nie toleruje. Zapewne mógłby inaczej, ale to jest Szymon i go ciężko by było zmienić. Poza tym Magda wiedziała jaki jest gdy za niego wychodziła, więc można powiedzieć, że wiedziała na co się decyduje.
Tak sobie teraz zdałam sprawę, że Szymon tak nie lubi kłamstwa, tak się brzydzi niedotrzymywaniem słowa, a sam nie jest lepszy. Wiecznie przecież Magdę okłamuje. Kiedyś, jak byli u niego kumple żeby tą kwestię towaru omówić, to on Magdzie wmówił, że broń kupuje, a teraz też że ten Ignac to jakiś tam kolo, bla, bla, bla. I on jest po prostu śmieszny i sam się pogrąża, bo ustala jakieś zasady, których sam nie respektuje. Więc teoretycznie nie ma prawa karać za to Magdy. A i tak to zrobił. Czasami mam wrażenie, że on myśli, że skoro ma hajs to jest takim panem i władcą i wszystko mu wolno. To jest takie żałosne podejście.
OdpowiedzUsuńA co do jej przeszłości, to skoro najpierw powiedział, że jej daruje, to czemu później przyszedł do niej do szkoły i ośmieszył ją na oczach wszystkich? Też tego nie ogarniam, raz gada tak, za chwilę zmienia zdanie. Sorry, ale muszę się wyżalić. Po prostu jak jeszcze poprzednio mogłam przyznać mu rację, tak teraz znowu mnie zdenerwował.
Przepraszam, że tak krótko, mam nadzieję, że tym razem mi wybaczysz. Mam jeszcze sporo do przeczytania :)
"Tak sobie teraz zdałam sprawę, że Szymon tak nie lubi kłamstwa, tak się brzydzi niedotrzymywaniem słowa, a sam nie jest lepszy." - o! o! o! No właśnie! Więc niech teraz jemu ktoś za to wpierdzieli!
UsuńSpokojnie, myślę, że będziecie zadowolone w ogólnym rozrachunku, ale niestety trzeba trochę poczekać. Zapewniam jednak, że i Szymon dostanie od życia w kość.
UsuńJednak jakby nie było, on myśli, że kłamie dla jej dobra. On jest też mężczyzną, a ona kobietą, więc to ją trzeba się opiekować. On może się narażać, ale ją chce od tego uchronić. Poniekąd na tym polega miłość w jego znaczeniu tego słowa. Swoją drogą ja też np skakałem z pierwszego piętra, a żonie bym na to w życiu nie pozwolił, zwyczajnie bym nie pozwolił i już! Ale by nie było - w wielu rzeczach się z Szymonem nie zgadzam i go nie we wszystkim popieram.
Ja nadal nie moge pojąć co on ma w głowie, co zrobiło z niego totalnego hipokrytów i debila. To on nie ma żadnych argumentów jedynce co zawsze mówi to to, ze wiedziała jak bedzie i ze to ze wzgl na jej bezpieczeństwo. Niech on sie na jakies sporty intensywne zapisze i wypoci tą ochotę bicia zony bo kiedyś sam jak palec zostanie a Magda to chociaż go kocha a nie leci na same pieniądze. Jak on moze mowić o kłamaniu jak sam ja przed chwila okłamał, przecież on jej wgl nie szanuje traktuje ja jak szmatę i jakiś punkt do którego ma pewność ze wróci, na noc i czasem czas spędzi z rodziną. Zdardza ja na prawo lewo, okłamuje, ukrywa istotne fakty i śmie ja jeszcze zlać za takie cos sukinsyn jeden. A tak pozatym ciekawi mnie jak skończyło sie odpracowywanie tych 2 tysi?
OdpowiedzUsuńSzymon to jednak czubek. Chory psychol. Koniec kropka!
OdpowiedzUsuń