SZYMON
IGNASZAK
Stojąc
patrzyłem na Magdę, która odbierała od kelnerki papierową
torebkę pełną pralinek. Przez moment szacowałem zyski i straty, i
czy warto za nią lecieć. Oczywiście mogłem rzucić kilkoma
banknotami na stół, przeprosić Huberta i wyjść za żoną, tylko
po to, by ją chwycić za ramie, wpakować do samochodu, pojechać w
jakieś ustronne miejsce i dokończyć to co zacząłem wczoraj, a
czego nie dopełniłem. Bez wątpienia zasługiwała. Z dnia na
dzień, stawała się coraz bardziej nieznośna i moim skromnym
zdaniem, to ja byłem od tego, by jej to zachowanie ukrócić,
dlatego, gdy usłyszałem jak z ust Peterwasa pada przekleństwo pod
jej adresem, to odpuściłem. Nie poszedłem za Magdą, a ponownie
opadłem na obite miękkim materiałem krzesło. Kelnerka zjawiła
się z ręcznikami papierowymi i usiłowała pomóc się mojemu
przyjacielowi wytrzeć. Uśmiechnąłem się na ten widok, konkretnie
to zaśmiałem.
– Do
śmiechu ci? Wyszedłeś za furiatkę i jeszcze się z tego powodu
radujesz? Suka nie panuje nad emocjami, ja bym na twoim miejscu
uważał, czy nie ma noża pod poduszką, bo jeszcze się okaże, że
możesz z poderżniętym gardłem się rano obudzić.
– Tak
– odpowiedziałem na jego pierwsze pytanie, a kelnerka oddaliła
się do swojej pracy. – Do śmiechu mi. To dobrze, że umie walczyć
o swoje, bronić się, nie poddawać. Cechy godne pochwały, nie
sądzisz?
– Gdyby
moja kobieta, ciebie...
– Tak,
wiem – przerwałem znudzony i sięgnąłem po filiżankę. –
Pewnie byś wstał i dał jej w twarz – zgadywałem. – Nie jestem
z takich, nie jestem tobą i musisz mnie takim akceptować. Moja
żona, moja sprawa, i nawet jeśli problem, to wciąż nadal tylko
mój. Ty nie masz do niej żadnych praw, nie rość sobie ich, bo...
– Upiłem drobny łyk, przysuwając się bliżej stolika, a potem
pochyliłem tak, że niemal na tym blacie leżałem, ale chodziło
tylko o to, by spojrzeć Hubertowi głęboko w oczy. – Jeśli
jeszcze raz ją obrazisz, to dostaniesz w pysk i nie będę się
powtarzał. – Oddaliłem się, oparłem wygodnie. – Nie myśl
jednak, że godzę się na to, by moja żona czyniła takie sceny
publicznie. Na takie coś w życiu nie przyzwolę, ale objaśnię jej
to na osobności, a nie na twych oczach, bo miałbyś, kurwa, za dużą
satysfakcje.
– Mimo
tego nie rozumiem, jak mogłeś zamienić Milenę, na taką... na
taką Magdę – syknął jakby z odrazą.
– Milena
sama mnie opuściła – przypomniałem. – Pragnęła dziecka ponad
wszystko.
– I
ty też – wypomniał. – Walczyć, trzy lata z bezpłodnością,
wszystko dopięte na ostatni guzik, kasy na to poszło niemało, a
ten nagle się wycofuje, bo poznał Iwanicką – gadał jakby do
samego siebie.
– Przeszkadza
ci we mnie sumienie? – zapytałem wprost.
– Nie,
tylko głupota. – Uśmiechnął się złośliwie. – Wiesz ile na
to straciłeś? Nie tylko w złotych, ale i w latach. Niby taki
prawy, przeciwnik rozwodów, a własne małżeństwo przekreśliłeś
na własne życzenie.
– Tylko
dlatego, że nie chciałem... – zaniemówiłem i szukałem w głowie
odpowiednich słów. – Nie chciałem...
– No?
No czego nie chciałeś? Wycofałeś się w ostatniej chwili, bo ci
blond małolata w głowie zawróciła.
– Nie
zawróciła mi w głowie. Wycofując się z nią nie byłem. Długi
czas z nią nie byłem. Może to głupio zabrzmi, dla kogoś, kto w
przyjaźń damsko-męską nie wierzy, ale Magda była mi wtedy tylko
przyjaciółką.
– Do
łóżka?
– Do
wszystkiego, byle nie do tego. Upijaliśmy się razem, tańczyliśmy
razem śmiejąc się do deszczu i wypłakiwaliśmy nawzajem w swoje
ramiona, ale ty tego nie zrozumiesz. Jesteś na to... jesteś za mało
ludzki – wypowiedziałem niemal szeptem. – Po prostu, gdy na
ciebie patrzę, to widzę skórę człowieka, ale... to tylko pozory,
taka maska dla samego diabła.
– To
zabawne, że w diabła wierzysz, gdy się Boga wyrzekłeś, ale
ludzie już tak mają. Łatwiej uwierzyć w zło, które powstaje
samo z siebie, niżeli w bezinteresowną dobroć. Dziwi mnie tylko,
że człowiek, którego zdradziła pierwsza żona, który oszukał
drugą, a trzecią opuścił w momencie, gdy najmocniej na nim
polegała, teraz ufa kobiecie. Myślisz, że Magda niczego przed tobą
nie ukrywa? Mówiłeś Piotrkowi ostatnio, że naciska na bachora, a
ja ją widziałem w sklepie, gdy kupowała test ciążowy. Może ty
zamiast patrzeć w nią jak w obrazek, popatrz czasem w jej oczy i
prześwietl ją, bo może się okazać, że druga patrzy jak cię w
nieswojego bachora wrobić.
Zabolało.
Fakt iż pierwsza kobieta, której zaufałem, w którą wierzyłem, i
która wiele dla mnie poświęciła, zwyczajnie kiedyś wrobiła mnie
w ojcostwo cudzego dziecka. Pewnie gdy to robiła nawet nie
podejrzewała, że... po prostu się przeliczyła. Miała doskonały
plan i niemal się udał, tyle, że każde kłamstwo, każde
wrabianie i każda nieprzemyślana decyzja, są jak zbrodnie – nie
ma doskonałych.
– Magda
nie jest taka! – uniosłem się. – I jest moją żoną, i tak jak
mówiłem, możesz jej nie lubić, ale musisz okazywać jej szacunek.
Naucz się tego.
Peterwas
się zaśmiał.
– Trzymasz
w garści połowę Trójmiasta, o ile nie całego Pomorza, a głupia
małolata owinęła cię wokół palca i skacze ci po głowie –
powiedział ze spojrzeniem wbitym w dno filiżanki. – Co się
dziwić? Wielki gangster, a nie umiał wykorzystać obcej dziewczyny,
by uszczęśliwić własną żonę. Milena na to zasługiwała, a
Magda... to kurwa co ma dwójkę bachorów i sama pewnie nawet nie
wie z kim.
I tu
puściły tamy, które dotychczas skutecznie trzymały moje nerwy za
lejce. Wstałem i chwyciłem tego wyniosłego durnia za białą,
wykrochmaloną koszulę. Wbiłem go w fotel, wciskając pięść w
punk na gardle, który uniemożliwiał oddychanie, a potem szarpnąłem
do siebie. Stracił czujność, nie spodziewał się żadnego ataku z
mojej strony i teraz był za bardzo zajęty chwytaniem na gwałt
powietrza. Wykorzystałem ten moment, uniosłem pięść i już
miałem przypierdolić mu z całej siły w tą odrażającą gębę,
ale wyczułem czyjąś obecność po swoim prawym boku i usłyszałem
dobrze znany mi śmiech.
– Widzę
wpadłem w najlepszym momencie. Akurat na mordobicie – powiedział
blondyn z dłońmi wciśniętymi do kieszeni dżinsów.
Zmierzyłem
mężczyznę od stóp, po sam czubek głowy i byłem pod wrażeniem
tak nagłej zmiany stylu. Cinka spodziewałem się zobaczyć w
dresach, a nie w koszuli i to z zapiętymi na spinki mankietami.
– Postanowiłem
się dostosować do przyjaciół – wyjaśnił i zasiadł na
miejscu, na którym wcześniej siedziała Magda. Sięgnął po moją
filiżankę i bezceremonialnie wypił jej zawartość. – Już
skończyłeś. Możemy już iść – zadecydował, a potem wstał i
poklepał Huberta po ramieniu, szepcząc do niego coś o tym, jak to
zawdzięcza mu życie.
– On
nic by mi nie zrobił – stwierdził Peterwas wstając i pokrywając
rachunek. Oczywiście tylko za siebie, był za bogaty, by płacić za
kogoś, a bogacze to zazwyczaj ludzie skąpi, do czego już lata temu
przyzwyczaił mnie mój pierwszy teść. Facet pławiący się w
luksusach, a patrzący tylko jak wykorzystać okazje i coś z niej
dla samego siebie udźgnąć. Wszystko było w porządku, dopóki ja
nie stałem się jedną z jego okazji i nie zostałem przez niego
wykorzystany jak pierwsze lepsza kurwa.
Dorzuciłem
za siebie i Magdę kilka banknotów, a potem wskazałem Cinkowi
drzwi, uprzedzając go w międzyczasie o tym, że nie jestem dziś w
dobrym nastroju i nie mam ochoty na przedłużanie zbytecznych
wylewności, które pogrzebaliśmy na cmentarzu ładnych kilkanaście,
o ile nie kilkadziesiąt miesięcy temu.
– Będziesz
mi wypominał? – pytał moich pleców, gdy ja otwierałem samochód
od strony kierowcy.
– Wypominał?
Ty masz pretensje? – nie dowierzałem, ale wystarczyło jedno
zerknięcie na niego, bym poznał odpowiedzi na te pytania. – Ty
się ciesz, że jeszcze chodzisz po tej ziemi, bo powinienem ci łeb
ukręcić gołymi rękoma.
– Nic
nie zrobiłem – zaparł się.
– Jasne,
jak zwykle. Tacy jak ty i Piotrek, nigdy nic nie robią, a potem
dzwonią do mnie i żądają ode mnie adwokata. Wy już nawet nie
prosicie. Skrajne nieodpowiedzialni, niedorośli gówniarze.
– Jak
cię wkurwił Peter i Piter, to się na mnie nie wyżywaj! –
krzyknął i przeszedł maskę. Zasiadł na miejscu pasażera,
właściwie bez żadnego zaproszenia. – W jakieś ustronne miejsce
proszę, bo z rodziną chciałbym porozmawiać – zażądał.
– Z
rodziną? Możesz mi nie...
– Nie
o to chodzi. Jesteś dla mnie autorytetem, jak brat, starszy.
– Domyśliłbym
się, że nie młodszy – warknąłem, ruszając wprost do portu,
gdzie stał mój jacht.
– Faktycznie
się postarzałeś. Zarost ci już siwieje. Pofarbuj albo zgol –
doradzał z chłopięcym zacieszem.
Byłem
gotowy dzisiejszego dnia na wszystko, ale nie na towarzystwo błazna,
którego żarty i docinki, być może i by mnie bawiły, ale w
sytuacji, gdybym nie znał kilku faktów z jego przeszłości...
gdyby nie jedno wydarzenie. Gdy parkowałem tuż przed białą
maszyną o nazwie „Katina”, dotarło do mnie, że zabieranie
Marcina na coś co stoi na wodzie, nie jest do końca przemyślanym
pomysłem, bo gdy wracałem wspomnieniami do pewnych sytuacji, to
docierało do mnie, że najchętniej wypłynąłbym z nim w pełne
morze, wrzucił go tam i odpłynął, pozostawiając rybką na
pożarcie.
– Czego
ode mnie oczekujesz? – zapytałem opierając się o maskę mojej
Mazdy. Wyciągnąłem paczkę papierosów i wsunąłem jednego do
ust.
– Od
razu oczekujesz? Może chciałem po prostu z kimś kto jest mi jak
brat podysputować?
– O
czym? – dopytywałem zaciągając się dymem i zmierzając do pala,
by odcumować. Wszedłem po kładce na pokład i zachęciłem
Marcina, by uczynił to samo.
– Konkretnie
to sprawa się rozchodzi o pożyczkę.
Zaśmiałem
się.
– Zapomnij.
Wyciągnięcie cię z angielskiego więzienia kosztowało mnie
wystarczająco dużo czasu, nerw i kasy. Nie będziemy robili razem
interesów, chyba, że polegających na kupnie towaru, który masz.
Oczywiście nic w kredyt ci nie dam.
– Szymon
– przeciągnął moje imię. – Igaś. Kumplu ty mój. Wyciągnąłeś
mnie z więzienia, to chyba coś znaczy, prawda? – dopytywał
podchodząc do mnie i gdy już to uczynił, to przerzucił swoją
rękę przez mój kark. Poklepał po ramieniu.
Uśmiechnąłem
się, patrząc w ziemie. Wyciągnąłem papierosa z ust i ponownie go
w nich umieściłem, by znów go wyjąć.
– Nigdy
nie przyszło ci do głowy, że wyciągnąłem cię zza krat, by
samemu cię... – nie dokończyłem, po prostu przyłożyłem
żarzącą się końcówkę papierosa do jego dłoni, którą trzymał
na moim ramieniu. Docisnąłem na tyle mocno, że zasyczał,
odskoczył w tył i zgiął się, ściskając za oparzone miejsce.
To
był ten moment, w którym mogłem go potraktować z buta. Mogłem
się zamachnąć, ciachnąć w mordę z półobrotu i nawet nie
żałować, jeśli skręciłbym mu kark, ale problem polegał na tym,
że bym żałował. Nie byłem stworzony do zabijania i wiedziałem o
tym już pierwszego dnia, gdy odebrałem komuś życie. Miałem wtedy
czternaście lat i moim kumplom przeszkadzało miauczenie kota.
Namówili mi bym ukręcił zwierzęciu łebek. Ukręciłem, a potem
pół nocy wyłem w samotności do poduszki. Tylko czy Marcin był
warty tyle co to niewinne stworzenie? Szczerze wątpiłem, by był
wart cokolwiek, ale na dorwaniu kogoś innego zależało mi o wiele
bardziej niż na nim.
– Wyprostuj
się i nie mazgaj jakbyś był babą – rzuciłem do niego i obrałem
kurs, wcześniej stawiając żagle.
– Odpływamy?
– zdziwił się, wciąż trzymając za oparzone miejsce.
Nie
odpowiedziałem mu, a on zaczął oglądać ranę z każdej strony.
– Będę
miał przez ciebie bliznę, sukiczu ty!
– Sukiczu
ty – powtórzyłem szeptem po nim, zastanawiając się nad tym skąd
on bierze takie powiedzonka. – A ja przez ciebie nie będę miał
co palić. Ten był mój ostatni! – krzyknąłem w jego kierunku,
wyjmując okulary przeciwsłoneczne z wewnętrznej kieszeni
marynarki.
– Może
to i lepiej. Przynajmniej już mnie nie poparzysz. – Uśmiechnął
się od ucha do ucha i stanął przy moim boku. – Trzeba mi
osiemdziesięciu tysięcy.
– Na
cóż aż tyle?
– Chcę
się ustatkować.
– I
z tym pomysłem przybywasz do mnie?
– Jesteś
najbogatszym człowiekiem jakiego do tej pory poznałem. Dla ciebie
wrzucenie do mojej kieszeni tych osiemdziesięciu kafli, to jakby
splunąć. Tobie bez różnicy, a mnie uratujesz przyszłość.
– Ja
już raz ci ratowałem przyszłość – przypomniałem. – Dałem
ci szanse na nowe, uczciwe życie. Szanse jakiej ja nigdy nie
dostałem, a nawet jeśli kiedyś ją miałem w rękach, to
wypuściłem i zmarnowałem. Wyjechałeś do Londynu, do pracy, do
szkoły i mogłeś żyć normalnie, ale nie... bo musiałeś...
– Nic
nie zrobiłem – przypomniał.
– Ja
też nie. Ja też nic nie robię, ale co noc przed zaśnięciem,
stawiam ludzi przed domem z bronią, by chronili mojej rodziny –
wyznałem, odczuwając odrazę do samego siebie. – Boję się, że
ktoś kiedyś zgwałci mi żonę na moich oczach z jakieś chorej
zemsty, pod którą być może nawet nie ja, a ktoś obcy podpisał
się moim imieniem i nazwiskiem. Boję się, że ktoś komu lata temu
podpadłem, zabije mi córkę lub porwie syna. Znasz to uczucie? Nie,
bo jesteś sam, nie masz zobowiązań, bo gdy je miałeś to nie
podołałeś i wszystko zaprzepaściłeś – zarzuciłem i
przestałem sterować maszyną. Wyszedłem ponownie na pokład i
stanąłem przy samym dziobie. Oparłem się o niego i splotłem ręce
na piersi.
– Pomożesz
mi czy nie? – zapytał Cinek stając przede mną.
– Jasne.
Jeśli chcesz takiego życia, to proszę bardzo, bo szczerze wątpię,
że kasa jest ci potrzebna na coś legalnego. Zrobię jeszcze kilka
skoczeń i wiesz co? Wyparuję. Zabiorę żonę i dzieciaki, kupię
dom z Hiszpanii, zabiorę też Tomka i jego dziewczynę. Będę
normalnie, spokojnie żył. Będę bez obaw, bez broni, bez
strzelanin, a ty? Co wtedy zrobisz? Oddam ci ten cały biznes, burdel
na kółkach i on cię stratuje, bo gangsterka to taki pojazd, który
wydaje ci się, że prowadzisz, a w rzeczywistości to on prowadzi
ciebie i trzeba nieustannie uważać, by cię nie wypierdolił do
rowu i między drzewa na kolejnym, ostrym zakręcie. To ostra gra,
jak brzytwa i nie jest dla chłopców. Ty nawet nie umiałeś ukraść
tak by cię nie złapali, tak więc...
– Zmieniłem
się! – krzyknął.
– Nadal
jesteś narwany. Nic a nic nie wydoroślałeś, ale okay. Ja ci dam
przez wzgląd na starą przyjaźń te sto kawałków. Sto, a nie
osiemdziesiąt i dam, a nie pożyczę – zaproponowałem zbliżając
się do niego na taką odległość, że czułem jego oddech na swoim
jabłku Adama. – Chcę wiedzieć, gdzie ona jest.
– Po
co? – zapytał. – By ją zabić? – zgadywał.
– A
nawet jeśli, to co z tego? – zaśmiałem się i odstąpiłem dwa
kroki w tył.
– To
moja żona. Gdybym wiedział, gdzie jest, to bym się rozwiódł.
– Ta...
twoja żona – zakpiłem i szybko chwyciłem go za gardło. Zmusiłem
do cofnięcia o kilka kroków, tak że znalazł się przy barierkach.
Wychyliłem na tyle mocno, że tylko moja dłoń na jego gardle,
powstrzymywała go przed wypadnięciem za burtę. – Nigdy,
przenigdy w życiu, nie mów mi, po tym co zrobiłeś, że jesteśmy
rodziną.
– Nic
nie zrobiłem – wybełkotał ze łzami w oczach i wymierzył cios z
buta, w prost w mój brzuch, wcześniej chwytając oburącz za mój
nadgarstek. – Nic nie zrobiłem! – krzyknął kopiąc po raz po
raz drugi, tym razem z taką siłą, że upadłem na podłogę.
Wykorzystałem
chwilę jego triumfu, by podciąć mu nogi, uderzając mocno o łydki
swoim piszczelem. Mnie zabolało jak skurwysyn, ale on spotkał się
z podłogą. Przydzwonił o świeżo lakierowany pokład plecami z
takim hukiem iż myślałem, że jego kręgosłup rozpadł się na
kilka kawałków. Doczołgałem się do niego na kolanach i ponownie
chwyciłem za jego szyję, tym razem przygważdżając go do podłogi.
– Sto
tysięcy, za przyprowadzenie jej przed moje oblicze, to moja pierwsza
i ostatnia propozycja. Jedyna propozycja – powiedziałem patrząc
wprost w jego granatowe oczy. – Na ile wyceniasz własną żonę?
Ile byłbyś w stanie za nią zapłacić? Ja za Magdę oddałbym
życie – powiedziałem szybko. – Umrzesz za nią? Umrzesz za
kobietę, z którą wymieniłeś się obrączkami? – W tym momencie
się uniosłem i docisnąłem mocniej do Marcina szyi. – Jestem
gotowy za nią zapłacić, ale pytanie brzmi, czy ty jesteś gotowy
ją sprzedać? – Puściłem go. Wstałem i nawet podałem dłoń.
Uścisnął
moją prawicę, a ja pomogłem mu się podnieść. Odwróciłem się
do niego plecami, zaraz po usłyszeniu:
– Zastanowię
się nad tym. Dam ci odpowiedź w dwie doby.
Wpatrywałem
się w morze, jego fale odbijające się od dziobu. Odetchnąłem
mocniej, czując jak krew w moich żyłach pulsuje tak mocno iż
niemal je rozsadza.
– Nie
lubię jednak gdy mi się grozi. Bardzo tego nie lubię – mówił
Marcin groźnie, a ja poczułem się tak jakby mojemu życiu coś
zagrażało.
– Nie
celuj we mnie – powiedziałem szybko i odwróciłem się o sto
osiemdziesiąt stopni. – Powiedziałem, nie celuj we mnie –
warknąłem i zacząłem iść szybko w jego kierunku. – Albo nie
celuj, albo mnie zabij – głosiłem dalej spokojnie.
– Nie
jestem twoim wrogiem. To ty sobie coś ubzdurałeś – głosił z
lufą glocka wycelowaną wprost w moje serce.
– I
za bzdury rozerwiesz mi aorty? – dopytywałem z lekkim uśmiechem
niedowierzania. – Zrobisz to Magdzie? Powiesz, że uwolniłeś ją
od męża i w twojej zasłudze tkwi jej zostanie wdową? – Zacząłem
bawić się rękoma, splatać je, wyplatać, po prostu gestykulować.
– Uczynisz z Leona i Poli sieroty? – W tym momencie byłem już
na tyle blisko, by móc sięgnąć do rękawa marynarki po ukryty tam
wcześniej, za luźnym paskiem zegarka nóż. Wsunąłem go tam w
chwili, gdy szedłem z Marcinem do samochodu. Kilka razy ostrze mnie
porysowało i przez to czułem jak ciecz spływa po mojej ręce aż
do łokcia.
To
było szybkie pchnięcie. Lśniący element noża zatopił się w
udzie Marcina niemal po samą rękojeść, a ja patrzyłem mu w oczy,
gdy wypuszczał broń z dłoni.
– Kurwa!
– krzyknął skomle, gdy ja wysuwałem ostrze z jego ciała i
odkopywałem broń możliwie jak najdalej. Dzięki mojej mocy
ślizgnęła się po pokładzie i wyleciała za burtę.
– Dałeś
się rozbroić w dwie minuty – wytknąłem mu. – Nie nadajesz się
do tego biznesu.
– Debilu,
dźgnąłeś mnie! – krzyknął ze łzami w oczach. Kucał, padał,
dosłownie padał, aż ukląkł na oba kolana i dalej tamował
krwawienie.
– Sam
się prosiłeś – przypomniałem.
– Nawet
nie był nabity – rzekł, czym mnie rozbawił do żywego.
– Przepraszam
– szepnąłem sięgając do kieszeni na piersi po miniaturową
paczkę chusteczek nawilżających dla niemowląt. Wyjąłem jedną i
podałem ją Marcinowi wprost do ręki. Przykucnąłem i wyjąłem
drugą. – Nie wiedziałem, że nie był nabity – dodałem
rozbawiony.
Poklepałem
go kilkakrotnie po policzku mówiąc:
– Dzieciaku
ty, dzieciaku. – Wstałem i zacząłem iść w stronę steru. –
Dbaj o to byś mi się nie wykrwawił. Już zawracam. Znajdę kogoś
kto cię pozszywa.
– Debil
– usłyszałem żałosne, rzucone pod moim adresem.
– Słyszałem!
– krzyknąłem upominawczo. – Na twoim miejscu zważałbym na
słowa. Jesteś skazany na moją łaskę, albo niełaskę, a ty...
ach, długiej kariery w mafii to ja ci nie wróżę. Obedrą cię ze
skóry już po połowie bankietu, bo... brak ci pokory –
dopowiedziałem ostatnie trzy słowa szeptem, niemal do samego
siebie. – Ale z ciekawości zobaczę co z tego wyniknie – dodałem
już niemal niemo, ledwie przy tym ruszając ustami.
Widzę, że jak trwoga to do Szymona. Ale do rzeczy duży plus dla Szyma za pobicie Huberta. Zasłużył sobie facet tymi swoimi tekstami, rozumiem, że nie lubi Magdy, ale mógłby się wyrażać o niej mimo wszystko. Zwłaszcza, że jakby nie patrzeć to żona jego przyjaciela. Tak w ogóle o co mu chodziło z tym unieszczęśliwianiem obcej dziewczyny by uszczęśliwić żonę? Co Szymon miał zrobić i dlaczego tego nie zrobił, zawsze uważałam, że jest zdolny niemal do wszystkiego dla własnej korzyści? Już się boję jak będzie wyglądało to Szymona objaśnianie Magdzie na osobności, chociaż może znowu nas pozytywnie zaskoczy i skończy na słowach. Byłoby miło, Magdzie na pewno też.
OdpowiedzUsuńCzy tylko dla mnie sposób kłócenia się Szymona i Marcina jest odrobinę nienormalny, odrobinę bardzo? Dobrze, że się na tym statku nie pozabijali. Tak w ogóle to chyba dopiero po tej części do mnie dotarło jak wpływowy jest Szymon i ile kasy posiada, tak nagle to na mnie spłynęło, niczym objawienie normalnie.
Jestem ciekawa o co chodzi z tą żoną Marcina i czemu Szymon tak bardzo chcę ją dopaść. No i zastanawiam się o co chodziło Szymowi gdy mówił, właściwie to krzyczał, że po tym co Cin zrobił już nie są rodziną. Czym biedny Cinuś tak podpadł?
Heh, ciężki kawał chleba do zgryzienia. Jakim cudem w ogóle Szymon się wplątał w tę gangsterkę? Relacja między nim a Cinkiem jest bardziej niż dziwna... niby Szymon dba o Marcina, ale jednocześnie nie waha się go zranić... Choć on the other hand nie ma się co dziwić... Coś mi się wydaje, że żoną Cinka mogła być siostra Szymona, szczegolnie po tych słowach dotyczących rodziny... ale czy ten na pewno mógłby zabić własną siostrę? Zastanawia mnie, gdzie się ona na Boga podziała. Hubert jest przeraźliwie frustrujący i zdecydowanie mu się należało :D nawet jeśli miał trochę racji.
OdpowiedzUsuńNa początku zacznę od tego, że strasznie się zaczyna gmatwać tu jakieś tajemnice, tam tajemnice i już nie wiadomo o co chodzi. Z drugiej strony to nawet zabawne, że Cinek ma tajemnice z Szymonem o których nie wie Magda, a Lena ma z nim, o których nie wie Szymon XD I mamy piękny labirynt splecionych kłamstw i niedomówień.
OdpowiedzUsuńWracająć do rozdziału bardzo podobało mi się, że Szymon stanął w obronie Magdy, bo nawet jeżeli nie akceptuje jej zachowanie to ten cały Hubert nie ma prawa jej obrażać. Każdy mężczyzna powinien zawsze bronić honoru swojej kobiety ;)
Nie ogarniam już historii Cinka to w końcu kim była jego żona? Siostrą Szymona? A gdzie wtedy były te jej dzieciaki, których sobie tyle narobiła?
Szymona i Cinka łączy dość ciekawa relacja powiedziałabym, że taka ala braterska. Dowalają sobie, obrażają się, ale czy Szymon zabił by Cinka to bym nie powiedziała.
Jak bardzo szkoda, że Cinek przeszkodził Szymonowi, miałam nadzieję, że dowali konkretnie Hubertowi za obrażanie Madzi. Bo nawet jeżeli Szymonowi nie podoba się zachowanie żony i później na osobności będą sobie to wyjaśniać, to nie znaczy, że Peterwas ma prawo nazywać Lenkę kurwą. Nie ma do tego prawa i bardzo dobrze, że Szymon stanął w obronie Madzi, tak powinien zachować się kochający mąż.
OdpowiedzUsuńZe słów Huberta wynika, że Szymon rozstał sie z żoną numer trzy, bo ona chciała mieć dziecko, leczyli się, starali, ale w końcu Szymek się wycofał, bo nie dał rady wykorzystać obcej dziewczyny, tylko jak nie chciał tej dziewczyny wykorzystać, nie chciał kupić jej dziecka?
Wydaje mi się, że dobrze załapałam, żoną Marcina jest siostra Szymona, ta którą Ignaczak wymazał z pamięci. Szym da Cinkowi kasę jak sprzeda mu siostrę. O rany, to jest transakcja, co ta dziewczyna zrobiła Szymonowi, że chce ją dopaść i tyle kasy za jej wystawienie zaproponował, no i gdzie są dzieci tej Karoliny, bo chyba jak sie nie mylę to miała ich troje. Jestem bardzo ciekawa co zrobi Cinek, jedno jest pewne, kasa jest mu potrzebna na nowy biznes, żony nie kocha, najchętniej by się rozwiódł, więc może się pokusi i zgodzi na warunki Szymka.
Swoją drogą to Marcin i Szymon jak dla mnie to nieco nienormalni są, bo czy normalny człowiek mierzy z broni w plecy przyjaciela, albo wbija nóż w nogę przyjaciela?
Zaraz.. Marcin ma mu sprzedać żonę? SPRZEDAĆ? Bez jaj.. niezależnie od tego, co zrobiła, ludzi się nie sprzedaje. Czasami mam wrażenie, że Szymon jest nie do końca zdrowy na umyśle, hahahah.
OdpowiedzUsuńW ogóle czemu on tak okrutnie traktuje biednego Marcina? Normalnie mam ochotę nakopać mu za to. MARCINA SIĘ NIE KRZYWDZI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ech, w sumie szkoda, że Marcin mu przeszkodził, gdy ten przymierzał się na Huberta. Co prawda nie jestem za takim rozwiązywaniem spraw, nie lubię bijących się facetów, za duża rozróba wtedy zawsze jest, ale Hubertowi się należało, bez wątpienia. Nie miał prawa obrażać Magdy! Takie stwierdzenia mógł zachować dla siebie, a nie wypowiadać na głos przy Szymonie. Przecież on tak naprawdę nie zna Magdy na tyle dobrze, by ją oceniać.
Szymon jak zwykle musiał się popisać. Chociaż początek miał niezły. Miałam nadzieję, że porządnie przywali Hubertowi. Hubert za dużo sobie pozwala. Ja rozumiem, że może mu się nie podobać Magda, może mu się nie podobać jak żyją z Szymonem, ale tak otwarcie na nią najeżdżać. Przesadził. Szkoda, że Cinek wkroczył, tak to może Hubert by się nauczył trochę ogłady jakby w mordę dostał.
OdpowiedzUsuńZa to potem Szymon przegiął pałeczkę. Jak tak można? Nie wiem co ta żona Cina zrobiła, ale jak tak można.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze zastanawia mnie to czy Magda na to pójdzie i zabierze dzieci i do tej hiszpani z nim wyjedzie a on serio z kończy z gangsterką. Głowę skurwiel ma na karku inteligentny jest i wie co robi ale ja mam taka ochotę żeby ten Cinuś pokazał ze nie jest tylko debilem który nadaje sie do miejscowej gangsterski a do czegoś mocnjiejszego ze dałby radę Szymonowi.
UsuńCo łączy SZymona z żoną Cinka? Czego on od niej chce i o co oskarża Cinka.
Szymon może i jest inteligentny ale kiedyś sie mu noga powinie na kłamstwie i gdzies wyjedzie ale sam i bedzie ukrywać sie całe życie jak bedzie tak dalej postępował. Za to brawa za obronę zony bo ja juz myślałam, ze pozwoli pomiatać żona.
wiesz co? A mi po przeczytaniu tego rozdziału to się wydaje, że Ty strasznie idealizujesz tego Szymka. Niby ma negatywne cechy, jak każdy, ale to jest jedna z tych postaci, których nie lubię chyba głównie dlatego, że zawsze muszą postawić na swoim i zawsze wygrywają. tak jest i z Szymkiem. On nie ma żadnych problemow. Taki gangster, który żyje sobie jak król. Hajsem szasta na lewo i prawo, bo w końcu może, z żoną robi co chce, bo też może, Marcina traktuje jak gorszego od siebie. A z prawem oczywiście też nie ma żadnych problemów, pomimo swoich lewych interesów, w które już wolę się nie wgłębiać. po prostu taki wyidealizowany człowiek, któremu nic nie straszne, co sprawia, że staje się nierealny jak dla mnie i przez to wręcz sztuczny. On gdzie nie pójdzie, to rządzi, jest panem i władcą, przez co mi się nie chce aż w niego wierzyć. ja bym chciała o chociaż raz zobaczyć, jak mu się ziemia spod nóg usuwa. W takiej normalnej sytuacji, gdzie coś nie idzie według jego planu. Może wtedy by nabrał w moich oczach jakichś normalnych kolorów.
OdpowiedzUsuńI chciałabym, żeby Cinek jednak się wykazał i pokazał Szymonowi, że on też potrafi coś zrobić, w co wątpię, bo przecież król może być tylko jeden, więc niech się taki Cinek lepiej nie wpieprza w kadr. Przepraszam za wulgaryzm. Więcej nie będę.
Czyli nie pomyliłam się... Szymon to Psychol!
OdpowiedzUsuńTen Hubert coś dużo wie o Magdzie i najwyraźniej jej nie lubi. Troszkę mi się to nie podoba. Hmm... bardzo mnie ciekawi jak to się stało, że taki "porządny, szarmancki i cudowny" Szymon tak mocno pokochał taką małolatę Magdę z dwójką dzieci?
Matko Boska, co za końcówka!!! MOCNA! O ile dobrze zrozumiałam (popraw mnie, jeśli się mylę) żona Marcina to... siostra Szymona? No bo Szymon stwierdził, że odkąd Marcin się z nią ożenił, stali się rodziną, więc stwierdziłam, że to siostra Szymona. Tylko dlaczego tam bardzo mu zależy na jej odnalezieniu? Jaki ma cel ten Psychiczny Gangster?
Ta, Psychol zawsze zostanie Psycholem! Ot, tak dźgnął Marcina nożem, bo coś tam i zadowolony! Ani zbytnio się nie wzruszył, ani nie spanikował... a gdyby Marcin się wykrwawił? To po to wyciągał go z pierdla, po to tracił czas i mnóstwo kasy, żeby teraz dźgać go nożem! PSYCHOL!!!!
Ruda wraca! Tęskniłeś za moimi komentarzami? Haha wątpię, bo pewnie jak zwykle zacznę zaraz najeżdżać na Twoich bohaterów. Mam tylko nadzieję, że nie sądziłeś, że o Tobie zapomniałam. Bo w sumie trochę mnie tu nie było...
OdpowiedzUsuńDoktorek mówi 'suka' na żonę Szymona, a Szymon nie reaguje? Nieładnie.
"Pewnie byś wstał i dał jej w twarz – zgadywałem. – Nie jestem z takich" - nie wcale. Ty zabierzesz ją w ustronne miejsce i zlejesz pasem po dupie. Wcale nie jesteś z takich...
O, a jednak zareagował na to wyzwisko. Zwracam honor!
Za tego zabitego kota sama mam ochotę skręcić Szymonowi kark.
W sumie to... aż się sama dziwię, że to powiem, ale nie mam ochoty najeżdżać na Szymka. Ok, dźgnął Marcina i tego oczywiście nie pochwalam, ale sorry, na cholerę Marcin mierzył do niego bronią? Co z tego, że nie była nabita? Szymon o tym nie wiedział. Cinek przychodzi prosić o pomoc, a potem mierzy bronią do swojego "wybawcy". Chyba jest na tyle inteligentny, że wie, że z Szymonem się nie zadziera. To gangster. A jak gangster widzi zagrożenie, to się go pozbywa. Przynajmniej tak mi się wydaje. Tak więc w moim odczuciu - sorry Cinek - sam jesteś sobie winny. trzeba było nie wyciągać glocka.
Ciekawa jestem na co Szymonowi żona Cinka i czemu uciekła. Kolejna zagadka, której rozwiązanie będzie mnie teraz mega nurtowało xD
Nie wiem kiedy skomentuję kolejną częśc, ale wiedz, że nadal tu jestem i nie zapominam o Tysiu xD
A jak znajdziesz chwilę czasu, to zapraszam też do siebie.
Pozdrawiam!
Niezły psychol z tego Szymona. Nie mogę zrozumieć dlaczego Magda wciąż z nim jest. A ta akcja z Cinkiem. Bez komentarza. Im więcej części tym więcej niedopowiedzeń, tajemnic, zagadek. Robi się coraz ciekawiej. M.
OdpowiedzUsuń