MAGDALENA
IGNASZAK
Postanowiłam
odciążyć Szymona i nie robić z własnego męża swojego
prywatnego szofera w chwili, gdy zupełnie nie było takiej potrzeby.
Z początku miałam w planach wezwać taksówkę, ale zrezygnowałam
z tego pomysłu, gdyż przystanek autobusowy miałam pod samym domem
i widziałam go nawet z balkonu. Autobus akurat jechał, więc
skorzystałam z okazji i do niego wsiadłam. Kupiłam bilet u
kierowcy, zapłaciłam drobnymi i zajęłam miejsce zaraz za nim.
Autobus ruszył, ale po chwili zatrzymał się ponownie, tak szybko,
nagle. Wsiadła dwójka mężczyzn. Poczułam dziwny rodzaj uczucia,
bo nie był to strach, a niczym niepoparta obawa... taka niepewność.
Jeden z nich miał czerwoną czapkę z daszkiem i zmierzył mnie
wzrokiem. Zatrzymał się na mojej twarzy, przybrał na swojej
kamienny wyraz i usiadł na tyłach. Jego kolega, ubrany niemalże
identycznie, tylko z tą różnicą, że zamiast czapki
przysłaniającej oczy, gdy spuszczał głowę, miał na nią
zarzucony kaptur, podążył za swym pobratymcem. Przełknęłam
ślinę licząc na to, że wysiądą zanim ja wysiądę, ale gdzież
tam. Wysiedli dokładnie tam gdzie ja, na tej szarej ulicy. Było to
same centrum, ale pomimo tego kamienice nie przypominały tych
naokoło ratusza. Tamte były odmalowane, kolorowe, radosne, a tu
przeważał obdrapany, szary beton i nierówne, sypiące się cegły.
Przełknęłam
ślinę i w myślach przekonywałam samą siebie, że to przypadek,
że oni może tutaj mieszkają, ale nie potrafiłam się uspokoić.
Skręciłam do bramy, w której mieszkała Oliwia i szybkim tempem
pokonałam schody. Szli za mną, deptali mi po piętach, by na końcu,
gdy ja już niemal dotykałam dzwonka opuszkami, przemówić:
– Magda!
Odwróciłem
się, choć nie byłam w stanie wykrzesać z siebie ani słowa. Ten w
pomarańczowej czapce z daszkiem szedł wprost na mnie ze
złowieszczym uśmiechem na ustach. Zaczęłam żałować, że nie
poczekałam na Szymona i wybrałam się tu sama, już nawet miałam w
planach zacisnąć oczy, gdy oni zaczęli żądać jakiś pieniędzy.
Konkretnie to jeden, ten bez czapki wybełkotał:
– Piotrek
nam ładnie stoi.
Cofnęłam
się, ale ten w czapce dosięgnął do mnie i chwycił za moje włosy.
Mówił coś o tym, że nie ukręci mi łba, bo woli gotówkę od
blond trofeum. Zatrzęsłam się, ale zebrałam na odwagę, by
wymierzyć mu kopniaka między nogi. Kiepsko trafiłam, ale odruchowo
się zgiął w pół, drugi na niego wejrzał, a ja odwróciłam i
nacisnęłam na dzwonek. Modliłam się by Oliwia otworzyła możliwie
jak najszybciej. Nie otwierała. Ja zostałam przyduszona do ściany,
a na klatce schodowej znalazł się ktoś jeszcze. Dokładnie
słyszałam kroki dobiegające z dołu. Dobrze znane mi kroki.
– Nie
oddam ci, bo akurat jestem w dobrym humorze, a humor mam dobry, bo
jutro dostanę swoją forsę z powrotem i lepiej dla ciebie, jeśli
nie będziesz się migać, jak twój braciszek.
W
tym momencie Szymon zastukał w futrynę i oparł się o nią
ramieniem, a Oliwia przez zamknięte drzwi, rzuciła standardowe
pytanie:
– Kto
tam?
– Nie
chcę wam przeszkadzać panowie, ale tak dwóch na jedną kobietę,
to trochę nie po dżentelmeńsku – przemówił mój mąż, odbił
się od futryny ramieniem i z rękoma w kieszeniach ruszył na przód.
Stanął dokładnie obok mnie i oparł się plecami o ścianę, do
której ja nadal byłam przyciskana i trzymana przez tego
nietrzeźwego osobnika za gardziel. – Nie musisz jej trzymać, bo
tu nie ma innego wyjścia niż to – wskazał brodą w kierunku
schodów. – Nie ucieknie wam jeśli zastawicie wejście.
– Kim
ty, kurwa, gości jesteś? – wybełkotał ten z kapturem.
– A
po co ci to wiedzieć?
– Bo
tak jakby w robocie nam przeszkadzasz.
Szymon
uśmiechnął się cynicznie, co widziałam kątem oka, a nawet
poznawałam już ten gest po charakterystycznym westchnieniu.
– A
dla kogo robicie?
– Dla
miastowych.
– Jakich
miastowych? – pytał dalej.
– Mocnych.
– Znacie
mocnych? Tylko nie tych „Iniema...”, bo ich oczywista sprawa nie
ma. – Wzruszył ramionami i się zaśmiał. – Przepraszam, słaby
żart. Znacie Wasyla?
– Tak
– przytaknęli ochoczo, a ja nie wiedziałam o kim oni sobie tak
debatują.
– I
Mińskiego – dodał drugi.
– O
proszę, Mińskiego też. – Udał wielce zszokowanego. Byłam pewna
że udał. – A Ignaca znacie?
– Jego
to już najbardziej. – Ten co to mówił w końcu mnie puścił.
Wyglądał zabawnie, zwłaszcza gdy Szymon go na głos wyśmiał.
– Tak
jakby masz pecha – wypowiedział w taki sposób jakby było mu żal,
a jednocześnie jakby odkrył eurekę i nagle wymierzył jednemu z
mężczyzn cios z podeszwy buta dokładnie w splot słoneczny.
Facet
wpadł na pobliskie drzwi, odbił się od nich i upadł. Zaczął
dusić, a ja byłam przerażona.
– To
ja jestem Ignac – przemówił mój mąż i zanim ten drugi zdążył
rzucić się do ucieczki, to Szymek zastawił mu już jedyną możliwą
drogę do wyjścia z klatki schodowej. – A radziłem wam stać przy
schodach – przypomniał śmiejąc się pod nosem i napierając do
przodu.
Tamten
ciągle się dusił, pokaszliwał będąc na klęczkach, a ten co
stał obok mnie dostał tak silny prawy sierpowy, że aż się
zachwiał, ale pomimo tego Szymonowi oddał, choć nie na tyle mocno,
na ile byłby w stanie to uczynić, gdyby był trzeźwy. Za drugim
razem, gdy na Szymka się rzucił, to ten chwycił go za ubranie i
wprowadził w oszklone drzwi, które oddzielały korytarzyk przejścia
na schody. Pisnęłam przerażona i zatkałam usta dłońmi, a z oczu
pociekły mi łzy. To było jak dla mnie za wiele, a już moment, w
którym ten facet klękał, a Szymon przyciskał jego potylicę do
swojego brzucha i przyduszał ręką, był ponad moje siły.
– Puść
go – wyłkałam żałośnie.
Szymek
przestał szeptać do ucha tego zbira i rzucił mi takie spojrzenie,
jakie wcześniej widziałam tylko na filmach fantasty, gdy wampiry
spoglądały na swoje ofiary.
– Nie
mów mi co mam robić – warknął. – Zwłaszcza, że nie robisz
tego co ja mówię – dokończył i przez moment wyglądało tak
jakby się zamierzał do ukręcenia głowy temu mężczyźnie, który
mnie napadł, ale przeszkodziła mu Oliwia, która otworzyła drzwi.
– Wezwałam
policję – oznajmiła trzymając komórkę w dłoni. – Zaraz tu
będą – dodała i wyciągnęła rękę do mojego nadgarstka, ale
zanim zdążyła ją pochwycić Szymek złapał za rękaw mojej
bluzki i szarpnął mnie w bok.
– Coś
ty kurwa zrobiła? – zapytał Oliwię, prostując się.
– Wezwałam
policję, więc...
– Więc
co? Niepotrzebnie ją wzywałaś – stwierdził i odstąpił nieco
od zmasakrowanego na twarzy, ociekającego krwią faceta.
Ciemnowłosa
Oliwia wpatrywała się w mojego męża przerażonym wzrokiem, a on
oznajmiał, że panowie właśnie sobie już idą i nie będą nas
więcej niepokoić. Do owych panów, jak sam ich nazwał, rzucił
ryknięcie:
– Spierdalać!
– Jednego z nich przy okazji traktując z buta, gdy ten na czworaka
leciał do wyjścia.
Facet
wypieprzył się po kopnięciu jak długi, ale szybko się podniósł
i zaczął zbiegać po schodach. Spojrzałam na Szymona i dostrzegłam
jak gestem ręki pokazuje mi drogę, wprost do mieszkania Oliwii. Nie
byłam w stanie wykonać kroku, nawet po życzliwym:
– Zapraszam
– które w ustach Szymona nie brzmiały wcale zachęcająco.
Poczułam
jak męska dłoń zaciska się na moim ramieniu, a potem prowadzi
mnie poprzez próg, dosłownie wpychając do środka.
– Kim
pan jest? – zapytała brunetka.
– Moim
mężem – wyszeptałam ciągle będąc w szoku.
– Właśnie
– przytaknął i poczekał aż Oliwia pierwsza wejdzie do środka i
dopiero sam się władował do wąskiego i krótkiego przedpokoju.
Zamknął za sobą drzwi. – Zrobi jej pani, może jakąś herbatę,
albo melisę, jeśli pani ma? – zapytał uprzejmie.
– Oczywiście
– przytaknęła. – Niech się pan umyję – dodała patrząc na
jego pokrwawione dłonie, a ja widząc jak kropelki krwi sączą się
po palcach Szymona i kapią na jasne, popękane w kilku miejscach
płytki, poczułam jak słabnę.
Wsparłam
się dłońmi i pośladkami na szafce na buty, i usłyszałam
charakterystyczny dźwięk włącznika światła.
– Tu
jest łazienka – oznajmiła Oliwia.
Szymon
jej podziękował, a ja czułam jak moje zęby odbijają się od
siebie, zupełnie w taki sposób jak to się zwykle dzieje, gdy jest
mi zimno. Ponownie poczułam zacisk męskiej dłoni na moim ramieniu
i usłyszałam złowrogi szept Szymka tuż przy moim uchu:
– Zapewniam,
że nie chcesz być w swojej skórze, kiedy już wrócimy do domu.
Spojrzałam
na jego twarz, która nie była mocno posiniaczona. Właściwie to
nie było widać, że oberwał, choćby raz.
– I
uspokój się – dopowiedział już znacznie spokojniej, choć
wcześniej też emocje nie brały nad nim góry. – Postaraj się
uspokoić, i gdy przyjedzie policja, to nie wdawaj się z nimi w
pogawędkę.
– Dlaczego?
– zapytałam zaskoczona jego prośbą, choć nie, to nie była
prośba! To był rozkaz, albo chociażby wydane polecenie.
– Bo
im mniej człowiek wie, tym mniej śpi. Pozwól się wyspać
funkcjonariuszom – zażartował.
– Ale...
– Zrozumiałaś?
– Nie
rozumiem...
– Nie
masz rozumieć. Masz robić jak powiem – wypowiedział cicho,
kucając przy mnie i kładąc obie dłonie na moim udzie. Świdrował
wzrokiem moją twarz. – Magda, nic się nie stało. Przyszłaś
tutaj, napadli cię, a ja ich spłoszyłem, i tyle, bez szczegółów.
– A
jak zapytają jak?
– Dorosły
facet wystarczył, bo oni to byli pijani leszcze, co szanse mieli
tylko z kobietą, tak?
– Dlaczego
mam kłamać?
– Bo
w Polsce jak skopiesz tego co cię napadł, to tobie przybiją
sprawę, a na sprawie wyrok za napaść na schorowanego,
uzależnionego od alkoholu, prawego obywatela. Chcę uniknąć
problemów, rozgłosu i zbędnych zeznań. Nie mam czasu na szlajanie
się po komendach i komisariatach, tylko dlatego, że moja żona... –
zaczął się unosić. – O tym to już sobie porozmawiamy w domu.
Szymon
wstał na równe nogi, a ja przełknęłam ślinę, czując się
jakaś taka strasznie mała w porównaniu z nim, zwłaszcza, gdy
niemal siedziałam na tej niskiej szafce na buty.
– Kim
jest Ignac i Miński? – odważyłam się zapytać.
Szymon
wzruszył ramionami.
– Nie
mam pojęcia. Nie znam ich.
– Ale
użyłeś ich...
– Magda,
przestań – warknął, ale nadal bardzo cicho.
– Jako
jeden z nich się przed...
– Przestań,
powiedziałem! – warknął. – W domu ci to wyjaśnię – dodał
już znacznie spokojniej, choć mogło tak się stać, tylko z powodu
powrotu Oliwii, która zapowiedziała, że przygotowała już
herbatę.
Szymon
jej podziękował i wszedł do łazienki, a ja ruszyłam za Oli do
sporych rozmiarów kuchni, gdzie zasiadłam przy stole, okrytym
ceratą w czerwono-białą kratę.
– Nic
ci nie jest? – pytała wciskając mi w dłonie chusteczkę.
Znałyśmy się na tyle długo, że nie mówiła mi na pani. Poza tym
głupio się czułam, gdy ktoś starszy ode mnie mnie tak tytułował.
– Mnie tu nigdy nie napadli – dodała.
– Bo
im chodziło o mojego brata – wyjaśniłam. Wytarłam oczy,
wydmuchałam nos i zebrałam się w sobie nawet na tyle, by odgarnąć
niesforne, wysunięte z gumki kosmyki włosów, wprost za uszy.
Szymon
wyszedł z łazienki z lekko wilgotną twarzą. Ledwie osłodził
herbatę, nawet nie zdążył się napić, a już zjawili się
policjanci. Standardowo zaczęli od przywitania się i prośby o
dowody tożsamości. Ja swojego nie miałam, więc padło pytanie:
– Czy
państwo potwierdzą dane tej pani?
– Moja
żona, adres zameldowania ten sam – odpowiedział Szymon jakby od
niechcenia i położył dokument na stole.
– A
data urodzenia, pani Magdo? – dopytywali.
– Luty,
szesnasty, dziewięć trzy – odpowiedział, a ja mu się wtrąciłam:
– Osiemnasty!
Nie mów jak nie wiesz, skoro nie pamiętasz. Poza tym mogę
odpowiadać sama za siebie.
– Szczerze
wątpię – syknął z drwiną i ponownie przybliżył usta do
brzegów szklanki. Niemal leżał na tym stole, wsparty na łokciach.
– Ty nie pamiętasz nawet tego, co w ciągu dnia, trzy razy
obiecasz.
– Ale
datę urodzin bliskich mi osób pamiętam.
– Istnieją
kalendarze – stwierdził. – Zawsze można sobie zapisać, to nie
problem. – Uśmiechnął się w stronę funkcjonariuszy, z których
jeden siedział i notował, a drugi stał za nim i przysłuchiwał
się naszej sprzeczce. Oliwia w tym czasie szukała dowodu w torebce.
– Ksywki
zbirów też sobie zapisujesz, by w razie czego nimi rzucać na prawo
i na lewo? – zapytałam, a dopiero potem zdałam sobie sprawę ze
słów, gdyż to nie ja je nosiłam na języku, a zwyczajnie one mnie
poniosły.
– Nie,
no, do ciebie to naprawdę nie warto nic mówić – stwierdził mój
mąż piorunując mnie przy okazji wzrokiem. – Lepiej już do
ściany, o nią to się przynajmniej odbija, a przez ciebie, kobieto,
przelatuje i to bez echa – dodał niezwykle niewyraźnie, bo prawie
przy tym nie otwierał buzi, tylko szybko poruszał ustami.
– O
czym państwo rozmawiają? – zapytał jeden z policjantów.
– Nie
wiem, żonie się coś uroiło – odpowiedział. – Pewnie przez
ten stres. Napadli ją, chcieli pieniędzy...
– A
pan to był z żoną od początku? – dopytywał drugi.
– Nie
– odpowiedziałam, co też się raczej Szymkowi nie spodobało.
– Więc
skąd pan wie jak było i co chcieli? – kończąc pytanie
funkcjonariusz, wsparł dłonie na tej ceracie w kratę i pochylił
się, by móc spojrzeć Szymonowi w oczy, który hardo się
wyprostował i uniósł głowę do góry, by mu to ułatwić.
– Opowiedziała
mi – wyjaśnił.
– Niech
więc teraz opowie nam. Ona, a nie pan. – Wyjął taboret spod
stołu i na nim przysiadł, sadowiąc się nieopodal Szymona.
– Moja
żona nie będzie niczego mówiła bez obecności adwokata –
stwierdził szybko.
– O
nic ją nie oskarżamy – delikatnie i ze zdziwioną miną zaznaczył
ten co wcześniej notował i teraz właśnie przestał, pomimo że
Oliwia podała mu dowód prosto w dłoń, a potem ponownie usunęła
się na bok opierając o parapet. – Dlaczego pan tak alergicznie
reaguje?
– Mojej
matki też o nic nie oskarżaliście ponad dwadzieścia lat temu, a
potem ją skuliście, a mnie i siostrę zabraliście do domu dziecka,
gdzie starsi wychowankowie się nad nami znęcali, niektórzy
wychowawcy zresztą też. – Wplótł ręce na piersi i przełknął
nerwowo ślinę, ale to był jedyny objaw jego poruszenia. Dalej już
był spokojny i opanowany jak zawsze. – Nie będę się z wami
wdawał w dyskusję bez obecności mojego mecenasa. Mam prawo nie
ufać wymiarowi sprawiedliwości, a już zwłaszcza policji. Proszę
opuścić mieszkanie, nie jest wasze.
– Pana
też nie.
– Ja
jestem gościem tej pani, a wy nie macie nakazu. Wtargniecie do domu,
gdzie są małe dzieci, w środku nocy... panowie, bądźmy pokorni i
nie utrudniajmy życia sobie nawzajem. Spiszcie nasze dane, a jutro
sami wstawimy się na komisariat i dopełnimy zeznań. Nie będę
zrywał prawnika z łóżka w środku nocy.
– Zrywa
to się mirabelki panie Ignaszak, a nie papugi – odpyskował ten
siedzący na taborecie, właśnie z niego wstawał i zakładał
czapkę z daszkiem, i z godłem na przedzie na głowę. – Czekamy
na państwa jutro w godzinach popołudniowych, by się pan mecenas
mógł wyspać i pan również.
– Dziękuję!
– krzyknął za nimi Szymek, a potem zachował się zupełnie jakby
był u siebie, czyli poszedł za nimi i zamknął drzwi. Wrócił
może nie uśmiechnięty, ale zadowolony z samego siebie. – Pewnie
będzie musiała i pani wstawić się na komisariat, ale tego już
się ja dowiem i jakby była taka potrzeba, to Magda panią
poinformuję – wyjaśnił. – Poza tym szuka pani pracy, tak? –
brzmiało niczym przekupstwo, by poszło w niepamięć jego
wcześniejsze zachowanie i potraktowanie w taki, a nie inny sposób
policjantów.
– Tak,
tylko Tobiasz jest jeszcze mały i muszę mieć taką pracę, by gdy
zachoruje móc...
– Rozumiem.
Do jutra postaram się coś wymyślić i umieścić panią na jakieś
stanowisko, naprzemiennie z tą drugą panią, tą co o niej... jak
ona miała Magda, na imię?
– Pewnie
chodzi ci o Kamilę – przypomniałam.
– Tak,
właśnie. Panie mogłyby pracować naprzemiennie, zmieniać się,
pomagać sobie, dostosowywać grafik, by było każdej lżej. Jutro
to obgadamy. Teraz już jest późno. – Wykonał jeszcze kilka
kroków, stanął z boku mnie i dłonią wskazał bym się podniosła.
– Nie będziemy niepokoili w środku nocy. Jutro zajrzymy po
wizycie na komisariacie – zapowiedział, a kiedy wstałam objął
mnie ramieniem w taki sposób, że na moim ramieniu zacisnęła się
jego dłoń i nakierował w stronę drzwi.
Oliwia
nas pożegnała uprzejmie, nawet podziękowała Szymonowi za szansę,
a on uśmiechnął się ciepło i wskazał dłonią bym wyszła na
klatkę schodową, która nadal była poplamiona od krwi i walały
się po niej zbite szkła. Zanim zaczęłam się zastanawiać nad
obrazem z tamtych wydarzeń i sobie wszystko dokładnie przypominać,
to Szymon ponownie mnie chwycił za ramie, tym razem mnie pchnął w
kierunku schodów. Na dole jednak zachował się już iście
dżentelmeńsko, czyli najpierw otworzył przede mną drzwi klatkowe,
a potem te od bramy, następnie te od samochodu po stronie pasażera.
– Kto
to Ignac? – zapytałam zapinając pasy bezpieczeństwa. Wiedziałam,
że Szymek ma na tym punkcie fobie, więc lepiej było wykonać to
bez przypominania z jego strony, czym można by go było
niepotrzebnie zirytować.
– Taki
bandzior, z mafii. Kupuje ode mnie obrazy. Nawet nie wiedziałem, że
to on, ale Peterwas go poznał, bo kiedyś go bronił.
– A
Miński?
– Też
bandzior, też z mafii – odpowiedział wycofując autem i
wprowadzając je na prostą drogę.
– I
też kupuje od ciebie obrazy? – zadrwiłam.
– Nie.
Ten jest dużo mniej dystyngowany. Można by rzec, że to taki
prostak, ale wypłacalny.
– Za
co ci płaci?
Szymon
spojrzał na mnie, na moment się zawiesił, a potem zapytał:
– Kto
powiedział, że mi płaci?
– Skoro
jeden płaci ci za obrazy, to drugi może za naukę gry na pianinie,
co?
– Nie
rozumiem twoich pretensji. To ja mam prawo się gniewać, a nie ty.
Każdy z nas zna kogoś ze słyszenia, kogoś spod szarej gwiazdy. Ja
tylko wykorzystałem jego ksywkę, by cię chronić. Rzuciłem nią w
odpowiednim momencie. – Włączył migacz i zjechał na boczny pas.
– Miński to teść Ignaca. Wspominał o nim Peterwas, a ty
wspominałaś coś o czekaniu na męża, który miał z tobą dzisiaj
tu przyjechać, ale urządziłaś samowolkę.
– Nic
by mi się nie stało. Powiedzieliby swoje i poszli.
– Tego
nie możesz wiedzieć na pewno – stwierdził. – Jesteś ładna,
mała, drobna i jesteś kobietą, a oni to było dwoje prostaków,
którzy mogliby nagle zacząć kierować się swoją chucią. Nie
musieli tego planować, tacy ludzie są jak zwierzęta, kierują się
żądzami, instynktami, nagłym poruszeniem penisa.
Przełknęłam
ślinę i przymknęłam oczy. Poczułam łzy pod powiekami i
zapragnęłam zmienić temat.
– To
co mówiłeś o matce to prawda? – zapytałam.
– Tak.
– Mało
wiem o twoim dzieciństwie. Nawet nie mówiłeś nigdy ty, ani Tomek,
że macie siostrę – poskarżyłam się.
– Bo
nie mamy. Skreślamy niewygodnych ludzi z pamięci, a ona była
bardzo niewygodna, niewdzięczna. Nie zasługuje na to by o niej
pamiętać.
– Mówisz
tak jakby nie żyła.
– Bo
dla mnie umarła – warknął i nagle zakręcił.
Zorientowałam
się, że zupełnie nie wiem gdzie jesteśmy. Było ciemno, nie było
domów, bloków, a tylko jedynie jakieś murki, kilka drzew i
ogrodzeń. Z przerażeniem przeniosłam wzrok z ponurego krajobrazu
za szybą, wprost na wcale nie mniej ponurego Szymona.
Mój
mąż zahamował, zgasił silnik i wyjął kluczyk ze stacyjki.
Patrzył cały czas wprost przed siebie. Wyraźnie coś obserwował,
a ja nie wiedziałam co i szczerze bałam się spojrzeć w przednią
szybę. Przełknęłam ślinę i pokonałam strach. Zupełnie nic tam
nie widziałam, bo wszystko spowite było w mroku. Nagle Szymon
zapalił przednie światła, a ja pisnęłam przerażona widząc
anioła. Dosłownie anioła. Był cały biały, wysoki i miał duże,
rozwinięte skrzydła.
– Nazywa
się Michał Gabriel – zaczął. – Wykonany z marmuru, wysokością
sięga trzeciego piętra, szerokością, jak sama widzisz, jest jak
co najmniej trzy samochody, albo nawet i cztery jeśliby liczyć
krańce skrzydeł.
– Przestraszyłeś
mnie – poskarżyłam się, chwytając za serce, bo wcześniej
dosłownie myślałam, że dostałam zawału. – Gdzie my w ogóle
jesteśmy?
– Na
starym, zapomnianym cmentarzu – wyznał, otwierając drzwi najpierw
swoje, a potem po obejściu maski i te od mojej strony. – Wysiądź
– polecił.
– Po
co?
– Bo
ci każę – odpowiedział opierając się jedną dłonią o dach
samochodu.
– Dlaczego
mnie tu przywiozłeś? – dopytywałam obawiając się, czy
wystawienie nóg poza samochód, nie będzie dla mnie czymś co się
tragicznie zakończy. – Chcę wracać! – krzyknęłam, bo ten
anioł-rzeźba, czy czymkolwiek był naprawdę mnie przerażał,
zwłaszcza jego wyraźne w kilku miejscach pęknięcia, oraz to, że
stał w taki krzywy sposób, jakby zdawał się za moment runąć
wprost na nasz samochód.
– A
ja chcę byś wysiadła – przemawiał dalej spokojnie Szymon. –
Nie bój się, nie przywiążę cię do niego i nie zostawię, choć
przyznaję, że byłoby to wyszukanym pomysłem na ukaranie
nieposłusznej żony – kontynuował prostując się i sięgając
dłońmi do paska przy spodniach. – Ja jednak jestem
tradycjonalistą i nudny ze mnie gość. Nie licz więc na to, że
kiedykolwiek wymyślę coś innego niż staromodne lanie paskiem po
czterech literach – dokończył nie tylko mówić, ale także
wyjmować skórzany pas ze szlufek dżinsów i począł składać go
dokładnie na pół.
– Szymon...
– zaczęłam przestraszona, ale szybko mi przerwał.
– Nie
dyskutuj ze mną, no chyba, że masz jakiś bardziej racjonalny
argument, niż nie bo będzie bolało, bo jakbyś nie
wiedziała, to po to się właśnie bije, by bolało, i by na drugi
raz przypomnieć sobie jak boli, i nie robić złośliwie na przekór.
– To
nie było złośliwie! – uniosłam się.
– Mieliśmy
umowę, Magdaleno. Jasną, konkretną i klarowną umowę. Mówiła:
czekasz na mnie i jedziemy razem. Obiecałaś, że tak zrobisz.
Zrobiłaś inaczej. Pretensje, możesz mieć już tylko do siebie, bo
wydaje mi się, że znasz mnie już na tyle, by wiedzieć, że czegoś
takiego ci nie daruję. Za bardzo cię kocham, by pozwolić ci się
narażać. Martwiłem się o ciebie.
– Znaczy,
teraz mnie zbijesz, bo się zmartwiłeś? – zapytałam dla
upewnienia, choć to właściwie było z mojej strony czystą grą o
czas... o odrobinę czasu, w którym będę musiała wymyślić coś,
co skutecznie go odwiedzie od tego pomysłu.
– Nie
będzie aż tak źle, zapewniam. – Oddalił się dwa kroki i
ponownie dał mi do zrozumienia, że mam wysiąść.
Wysiadłam
i zamknęłam za sobą drzwi, ale zaraz po tym przywarłam do nich
plecami.
– Chcesz
się zemścić za to, że stając w mojej obronie się pokaleczyłeś?
– Wskazałam oczami na jego dłonie.
– Cóż
za poroniony pomysł. Nie chcę się mścić, zwłaszcza na tobie. –
Oparł się o pobliskie drzewo i splótł ręce na piersi. Pasek
ciągle miał w prawej dłoni, a jego fragment poruszał się na
wietrze. – Jesteś moją żoną i tak jak już mówiłem wcześniej,
po prostu się o ciebie martwiłem. Zależy mi na tobie i nie chcę
byś się narażała, zwłaszcza, gdy można tego uniknąć.
– Zatem
uderzysz mnie dydaktycznie, tak? Bym na przyszłość unikała
niebezpieczeństw? – dopytywałam drwiąc, bo brzmiało to co
najmniej niedorzecznie. – A kontakty też przede mną pozaklejasz
zaślepkami, by mnie czasami prąd nie kopnął, gdyby mi przyszło
do głowy...
– Rozumiem
nic więcej nie masz mi do powiedzenia, oprócz pretensji o to co
jeszcze nie miało miejsca? – zapytał przerywając. – A co do
kontaktów, to liczę na to, że jesteś na tyle duża, by wiedzieć
jak z nich bezpiecznie korzystać i nie wkładać paluchów, gdzie
nie trzeba. Choć może się mylę, bo obietnica, którą złamałaś,
też od ciebie nie wymagała jakiś szpagatów i cudów na kiju,
tylko zwyczajnego siedzenia na tyłku i poczekania. Więc może jeśli
przez trochę nie będziesz mogła usiedzieć, to nabierzesz
cierpliwości i nauczysz się czekać. – W tym momencie zaczął
zmierzać w moim kierunku, a gdy znalazł się na tyle blisko by mnie
dotknąć to wyciągnął po mnie rękę i chwycił za ramie. – Nie
przeciągaj, to bez sensu. Poległaś z powodu braku kontrargumentów.
– Jego dłoń zsunęła się po mojej ręce, a potem wraz z tą, w
której trzymał pasek odpięła guzik i zamek moich dżinsów.
– Policja
– powiedziałam szybko. – Jutro mamy iść na policję –
przypomniałam.
– I
co... – nie dokończył pytania. Jego zamglony wzrok wskazujący na
niewiedzę, nagle pojaśniał, a potem stał się bardzo przytomny. –
To była groźba? – zapytał, przychylając się do mnie.
Nie
wiedziałam co na to odpowiedzieć. Tak, by go wkurzyło i
sprawiło, że uderzy więcej razy, albo po prostu mocniej, a w nie,
teraz najprawdopodobniej i tak by nie uwierzył.
– To
była groźba? – ponowił pytanie, a ja pokręciłam głową i mimo
łez zbierających się w moich oczach, odpowiedziałam, że nie.
– Mam taką nadzieję, że nie – wypowiedział bardzo powoli,
dokładnie się mi przy tym przyglądając. Szybko poprawił pasek w
dłoni, a potem padło już tylko jedno, krótkie polecenie –
Oprzyj się o maskę. – Pchnął mnie... właściwie to nie pchnął,
a delikatnie trącił w jej kierunku, dając mi tym samym do
zrozumienia co mam uczynić.
Szymon ma swoje zasady i będzie się nimi twardo kierował szkoda tylko, że nie patrzy na to, że sam przed chwilą okłamał własną żonę i to w dość poważnej sprawie. Zaskakuje mnie też naiwność Magdy, w końcu mądra z niej dziewczyna ma już tyle wskazówek, że coś tu jest nie tak, a ona dalej nie poskładała tych puzzli. Z drugiej strony może wcale nie chcę ich składać, bo prawda będzie dla niej nie do udźwignięcia i przekręci jej życie o 180 stopni. Życie w niewiedzy i ciemności ma też swoje zalety.
OdpowiedzUsuńSzkoda tej Magdy,co prawda nie posłuchała go i i tak zrobiła po swojemu,ale chciała dobrze, nie chciała się nim wysługiwać ani go wykorzystywać i co jej z tego przyszło? Nic dobrego. Niech lepiej na przyszłość wykorzystuje go ile się da.
OdpowiedzUsuńSzymon trzeba przyznać miał genialne wejście, rozprawił się z typkami, zapewne już w środku był dumny z siebie a tu nagle jeb,, wezwałam policję " i jego chwila chwały poszła w cholerę, bo zaczął się psami martwić. Zareagował na panów policjantów dość alergicznie co na pewno wyglądało dość dziwnie. Zastanawiam się czy Lena kiedyś się dowie czym jej mąż się zajmuje nieoficjalnie. W sumie to on też na wpierdol zasłużył tymi wszystkimi kłamstwami.
Wiedziałam, że tego lania jej nie odpuści chociaż jakby nie patrzeć jeszcze jest jakaś minimalna szansa, że jednak odpuści. Co prawda nie wierzę w to, ale może facet pozytywnie mnie zaskoczy. Tak właściwie dlaczego on ją bije w taki ciut nie cywilizowany sposób na jakimś odludziu? Jeszcze ją rozbiera na tym samym odludziu, przepraszam cmentarzu, a jak nie są tam sami?
A za co on chce ja zbić? Ona przecież z troski o niego pojechała sama,żeby już się nie przemęczal, a on z tym.paskiem nad nią stoi i to jeszcze na Cmentarz jak by nie mógł w domu tego załatwić. Wydaje mi się,że dla niej to już sama ta sytuacja z tymi typami będzie przestroga, rozsmieszyla mnie jak go ta policja chciała zastraszyć :) jak ona może nie domyśleć się kto, to Ignac. Naprawdę nie wiem,czy udaje,bo mi się zdaje,że ona zacznie weszyc. Jak juz zostało Słusznie zauważone, Szymon tez nie jest wobec niej do końca.szczery to.co jemu wolno?
OdpowiedzUsuńNo to Magda faktycznie sie wykopała, nie spodziewałam sie, zd bedzie na nią czekac realne zagrożenie. Powinna sobie z bratem co nieco wyjaśnić na moj gust. W ogole coraz wiecej tych wątków kryminalnych, jestem pewna, ze Ignac to Szymon, co widac po samym nazwisku i ze facet nie chce, by Magda powiedziała prawdę nie tylko z powodu, Że nie chce byc ciągany po sadach za nic... Tylkoz O wiele gorszych. Ciekawe, czy Magda bedzie próbowała to ciągnąć dalej.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o cała akcje z Szymonem, to sie przez chwile zastanawiałam, jak tak kulturalnie prowadził rozmowę w samochodzie, czy to na pewno on, ze sie nie złości za bardzo i w ogole. Ale potem juz sie objawił przędzy ob...
podstawowe pytanie brzmi, czy jakby nie pojawiło sie tych dwóch facetow, to czy nie zabrałby jej na ten cmentarz i nie wymierzył takiej kary?Obawiam sie, ze mógłby to zrobić. Nie rozumiem tych jego zasad , ok moze i ich trzyma z żelaznym uporem, co jest ważne,bo znaczy, ze jest lojalny, moze i jest wściekły i ma racje, ze jest tak zły na Magdę, szczegolnie jeśli ja kocha, ale powinien inaczej ja ukarać. Psychologicznie, Np nie odzywając sie do niej po wytłumaczeniu,czego oczekuje czy cos, wzbudzając w niej poczucie winy, zadziałby lepiej, bo tak Magda moze i zapamięta ból, ale zawsze bedzie sie mogła wykręcać, ze jej maz ja bije itd i Że to on jest . A on ja bije wtedy, kiedy jest wyjątkowo nieposłuszna i z jednej strony gdyby to nie było planowane, to nawet bym zrozumiała, wpływ emocji itd, ale skoro on to planuje.. To dość chore.Moim zdaniem cel nie uświęca środków, wiec mimo ze zgadzm sie z Szymonem, ze Magda naraziła sie na niepotrzebne niebezpieczeństwo, a rownież skłamała, to nie popieram rodzaju kary, która jej wymierza. Ciekawe, czy Magda pokaże na policji ślady po tych uderzeniach. Z jednej strony bym nie chciała, bo wierze,ze na swój pokręcony sposob Szymon zrobił to, ponieważ ja kocha i sie o nią martwi i chce, zeby zapamiętała na przyszłość te lekcje, z drugiej moze by sie oduczył karać innych poprzez bicie, bo to nie jest zdrowy sposob radzenia sobie ze złością i prowadzenia relacji z druga osoba... No i miejsce tez sobie wybrał skubany xD.
Zapraszam do mnie na nowości :)
Brat Magdy, to taki chłopak o imieniu Problem i o tym jeszcze sporo będzie. Np będzie jego rozmowa z Szymkiem, bo Szymek choć nie jest facetem do rany przyłóż to rodzinie pomoże, a Piotr to teraz też jego rodzina, od czasu ślubu z Madzią.
UsuńBo Szymon się nie złości. Nie zauważyłaś tego wcześniej, że on zawsze jest opanowany? On Magdę biję, ale na zimno. Tylko raz poniosły go emocję, wtedy co go uderzyła w twarz, on był pijany i jej się odwinął.
Jakby się nie pojawiło tych dwóch facetów, to najprawdopodobniej zrobiłby to samo, bo Magda zrobiła inaczej niż obiecała. Aczkolwiek jeszcze jej nie uderzył, więc jest szansa, że wcale tego nie zrobi.
Szymek nie toleruję milczących dni. Dla niego milczenie jest równe odrzuceniu, a on żony odrzucać nie zamierza. Tak więc on się nie focha ;-)
On nie działa tak pod wpływem emocji. Nawet jak ona go tragicznie wkurwi, to on najpierw się uspokoi, a dopiero potem przyłoży. I co ważniejsze, Magda wiedziała na co się pisze - wiedziała przed ślubem jakie Szymon wyznaje zasady. Właściwie to wiedziała to już od pierwszego spotkania, więc przyjmując jego oświadczyny się zgodziła, tak więc jakby doniosła, to trochę byłaby taka... niefair, prawda?
Trzeba było słuchać Szymona i poczekać na niego, a nie samej tam jechać, ech. ;d Dobrze, że zjawił się na czas, bo nie wiadomo, co by jej zrobili. Mogło się tylko na straszeniu skończyć, ale niekoniecznie. W ogóle... kurde, niech jej brat sam sobie załatwia sprawy, a nie żeby przez niego jacyś faceci ją napadali, bez jaj, no.
OdpowiedzUsuńNie, z Szymona to chce mi się śmiać. Będzie ją pasem bił? Skojarzyło mi się to z Grey'em i śmiać mi się z niego chce. I nie zdziwiłabym się, gdyby to bicie skończyło się seksem na odludziu, hahahha xd
W ogóle dziwne z nich małżeństwo. Rozumiem, że o swoich nielegalnych sprawach woli jej nie mówić, ale to dziwne, że nie opowiedział jej o swojej przeszłości. Może to temat, do którego nie chce wracać, ale Magda, jako jego żona, powinna wiedzieć takie rzeczy. Nigdy nie rozmawiali o tym? Może teraz spróbuje coś od niego wyciągnąć.
Nie liczyłbym na seks na masce. Szymon to nie Grey i jego takie traktowanie kobiety nie podnieca. On jak wleje żonie, to bardziej tak jak ojciec córce, a nie licząc na erotyczną zabawę, taki przedwstęp, grę wstępną, czy jak zwał tak zwał. Jego nawet nie podnieca klepanie kobiety po tyłku i zapewniam cię, że Magdę takie porządne manto co boli kilka dni też nie pobudzi do stosunku xD
UsuńNo ale skojarzyć z Greyem ci się mogło, choć ja miałem nieco inne skojarzenie niegdyś przy czytaniu podobnej sceny.
Madzia miała dobre chęci, chciała dobrze, nie chciała wykorzystywać męża, ale w tym przypadku sprawdziło się powiedzenie, że "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Szkoda,że jak już postanowiła pojechać sama to nie wzięła taksówki, ale przyznam szczerze, że też bym pewnie pojechała autobusem, zwłaszcza, że przystanek miała koło domu. Skąd tak naprawdę miała przypuszczać, że może ją spotkać coś takiego. Tylko, że niestety jest jedno ale, jechała w nieciekawą dzielnicę, wiedziała co Szymon na ten temat myśli, umówili się, że nie pojedzie sama, wręcz mu to obiecała i nie dotrzymała słowa. Nie dziwię się, że Szymon się wkurzył, myślę, że mało który facet w takiej chwili nie byłby wściekły, bo faktycznie oni chcieli na początku ją wystraszyć, ale tak naprawdę bardzo różnie mogło to się skończyć.Cieszę się, że zdążył na czas i rozprawił się z tymi bandziorami, ale przyznam szczerze, że mógłby chociaż po tym wszystkim przytulić Magdę, wystraszyła się, a ten tylko rzuca groźne spojrzenia i obiecuje konsekwencje jak wrócą do domu. A tak w ogóle to Szymek powinien porozmawiać z Piotrkiem poważnie, bo to wszystko to przez niego, przez jego długi.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, w jaki sposób Madzia jeszcze nie wpadła na pomysł, że Ignac to jej mąż, niby zadaje pytania, ale jakoś nie kojarzy kobieta faktów, a może nie chce, sama nie wiem. Tak mi przyszło coś do głowy, że jeżeli Szymon to Ignac, a tak jest, to Miński, który jest teściem Ignaca, to może być nie kto inny jak Kamiński, ojciec Anki, ale może źle kombinuje, chociaż wszystko się tak składa.
Szymonowi nie w smak, że Oliwia zadzwoniła na policję, bo będzie się musiał tłumaczyć, ale to jeszcze nic, on boi się tego co Magda mogłaby chlapnąć nieopatrznie. Rozumiem, że Magda zdenerwowała się tym, że mąż każe jej kłamać policji, bo strasznie wkurwaijące było to jego, że nie musi rozumieć, że ma zrobić tak jak on każe, tak jakby była istotą bezrozumną, ale w tym przypadku to chyba powinna trzymać język za zębami, zrobić jak każe mąż, a później go w domu docisnąć i co nieco się dowiedzieć.
Patrzcie państwo, jak Szymon szybko nagiął swoje poglądy na temat pomagania samotnym matką, które odeszły od mężów, bo zmienić to on ich napewno nie zmienił, dopasował do sytuacji i potrzeb, cwaniak jeden dał Oliwii pracę, teraz będzie miał jej dozgonną wdzięczność, a co za tym idzie będzie uchodził w jej oczach za super bohatera.
Szkoda mi Madzi, wystraszyła się tym napadem, a teraz jeszcze czeka ja przeprawa z mężem, bo co by nie mówić, świetnie zdaje sobie sprawę z tego, jakie Szymek wyznaje zasady.Tylko czemu po tym wszystkim on ją na jakiś cmentarz zawiózł, normalnie jakiś horror, umarłabym ze strachu, a ten jeszcze bierze pas i chce ją bić. Powinien jej odpuścic, myslę, że ona już została wystarczająco ukarana, nie jest głupia i napewno zdaje sobie sparwę, że gdyby nie odsiecz męża, to mogłaby sie ta jej przygoda niezbyt miło zakończyć.
Wcale nie dziwię się, że próbowała odwieść męża od wymierzania kary, kto by nie chwytał się w takiej sytuacji wszystkich sposobów, tylko myslę, ze niepotrzebnie wypaliła z tą policją, to może tylko i wyłącznie bardziej wkurzyć Szymona. Pomimo wszystko mam wielką nadzieję, że on ją chce tylko wystraszyć i jej daruje.
Wiedziałam! Wiedziałam, że Magda to się wpakuje w jakieś kłopoty! Naprawdę ja na jej miejscu to jeszcze bym była wdzięczna Szymonowi, że chce ze mną tam iść, a nie zapuszczać się samej w taką okolice. No i się dorobiła! I gdyby nie Szymon, to kto wie, jakby to się skończyło. Bo wątpię, żeby dała radę tym dwóm typom.
OdpowiedzUsuńW ogóle, to w tym rozdziale muszę (o dziwo) bardziej obstać za Szymonem, bo Magda nie wykazała się rozumem ani podejmując decyzję o swojej samotnej podróży, ani w rozmowie z policją. Niby to żądanie rozmowy przy adwokacie Szymka też było podejrzane, ale w jego przypadku nic dziwnego, że woli dmuchać na zimne. A Magda, to jakby chciała mu specjalnie zrobić na złość, tylko, że sobie zły moment wybrała. I w sumie, to się teraz jemu wcale nie dziwię, że jest zły. Sama na jego miejscu bym była. Lece dalej.
Jak ja moge lubić Szymona jak z niego taki skurwysyn jest. Ja wiem, ze on ma własne zasady Magda na takie życie sie zgodziła i teraz jakoś przeżyć to musi. Ale z niego jest totalny hipokryta robi jak chce co chce okłamuje ja, zdradza a ja kara za to ze chciała pojechać sama i mężowi głowy nie zawracać. Ja nie wiem co on ma w głowie w ogóle. A to bicie zony to moze jakiś Fetyszysta lubi patrzeć jak cierpi i dokładać za każde gowniane przewinienie. On ma wiedziec wszystko a sam nie opowie o swoim dzieciństwie ani nie powie czym sie zajmuje, bo to ze jej tego nie mówi wcale nie znaczy ze jest bardziej bePieczna. Ja to bym chciała żeby ktoś mu tak nosa utarl z tej branży taki ktoś pokroju Cinnka pokazać Szymkowi ze nie trzeba byc wielkim inteligentem żeby mieć co sie ma i to co on robi to patologia.
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie skomentować tego rozdziału. Po przeczytaniu końcówki, jestem tak wściekła na Szymka, że posypałyby się same bluzgi i chyba sobie daruję. Super, że obronił żonę, ale to, że chce jej wpieprzyć... cholera jasna, nie ma na to prawa! I powiem ci szczerze, uważam, że jest popierdolony. I idąc jego tokiem rozumowania, Magda musiałaby go chyba zakatować na śmierć za te wszystkie kłamstwa i ukrywanie prawdy o sobie.
OdpowiedzUsuńWrócę niebawem z komentarzem od 26 na temat rozdziałów o Cinku.
Oj Piotruś ma długi u panów gangsterów? Ojejku, jak mi go szkoda! Za to straszenie zdziwiło mnie, że Magda wybrała się do Oliwi całkiem sama, mimo, że Szymon prosił, by na niego zaczekała. Ona sama się prosi - jakby powiedział to pojeb Szymon (sory). Przecież doskonale wiedziała, że mężuś zrobi jej awanturę, haha a teraz jej jeszcze pasem na gołą dupę wpieprzy hahaha
OdpowiedzUsuńNie no ten człowiek jest tak żałosny, że już się robi śmieszny. Mam jednak jeszcze cały czas nadzieję, że nie będzie bił jej tym paskiem, a raczej tylko wystraszy, a potem będzie dziki seks w plenerze. Ale co będzie, to się zaraz dowiem, lecę czytać kolejny rozdział :D