SZYMON
IGNASZAK
Jest
kilka rzeczy, których nienawidziłem w ludziach. Byłem gangsterem,
ale to nie prawda, że gangsterzy, to ludzie bez zasad, którzy
sprzedaliby swoje matki za pięć złotych, a własne żony oddali
kumplom do zabawienia się. Gangsterka to nie kluby i picie na umór,
czy wciąganie kokainy do nosa, choć przyznaję, że i smaku koki
zaznałem w życiu. Kokaina to jednak nie królowa narkotyków, a w
moim przypadku, to Magda była moją heroiną, w przenośni i
dosłownie. To ją dawkowałem, z początku powoli, byleby się nie
uzależnić, a potem już nie mogłem przestać jej zażywać.
Przez
przelot myśli, wydarzeń z przeszłości i wspomnień, powróciła
do mnie chwila, gdy drobna blondynka zagościła pierwszy raz za
progiem mojego domu. Tego samego, który teraz zamieszkiwaliśmy.
Wtedy nie był jeszcze do końca urządzony. Na parapecie stały
szklanki i kieliszki, podłogę pokrywał beton, a ściany dopiero co
zostały wyłożone płytkami, kamieniami i boazerią.
– Nie
spodziewałem się ciebie – padło z moich ust. – Wydawało mi
się, że jesteśmy umówieni na jutro... znaczy widzimy się jutro,
w pracy – dodałem
– Lubię
robić niespodzianki – odparła wesolutko w chwili, gdy ja
wycierałem dłonie i pędzel, brudne od farby w skrawek białego
prześcieradła.
Na
sobie miałem jedynie stare, poszarpane dżinsy z niezapiętym
rozporkiem, gdyż nie było to konieczne, bo i bez tego trzymały się
luźno na biodrach. Do tego doszła rozpięta, biała i poplamiona w
wielu miejscach koszula.
– Nie
cierpię niespodzianek – warknąłem, a potem by jej nie spłoszyć
uśmiechnąłem się i zrobiłem przestrzeń, by mogła wejść
głębiej do środka.
– A
więc tak mieszkają historycy sztuki? – dopytywała rozglądając
się po pomieszczeniu. – Szczerze spodziewałam się czegoś
lepszego, a tu panuje istny rock and roll jak u jakiegoś
hipisowskiego artysty. – Spojrzała na mnie karcąco, a ja już
wiedziałem, że jest wyjątkowa, taka inna od wszystkich, szalona,
niebezpieczna.
Już
wtedy powinienem się trzymać od niej jak najdalej, by się nie
zaangażować, bo na tamtą chwilę miałem dość kobiet w ogóle, a
małolat to już w szczególności, gdyż jeśli po dojrzałej mogłem
oczekiwać jedynie dziecinady, to czego mogłem oczekiwać po jeszcze
dziecku?
– Jestem
artystą z zamiłowania – wyznałem.
– Naprawdę?
– Tak.
Liceum plastyczne, dyplom, takie inne badziewia. Nie polecam jednak
artystom studiować sztuki.
– Dlaczego?
– zdziwiła się, widać to było po jej minie, a nie po barwie
głosu. Zdjęła torbę przez głowę, bo była przewieszona na skos,
a potem odłożyła ją na pobliską skrzynkę z wódką i zasiadła
na parapecie, do którego za pierwszym razem miała trudność
doskoczyć. Już miałem zaproponować czy ją nie podsadzić, ale
jakoś sama sobie poradziła.
– Artysta
to wolny ptak, indywidualista, człowiek ze swoim JA, a studia ASP,
zabijają artystę w artyście, wbijają go w ramy, oprawiają, uczą
zasad, technik, przez co on traci swój indywidualizm, oryginalność
i własny artyzm. Nagle staje się jednym z wielu i nie ma już nic z
jego, nie tak dawnej, wyjątkowości – odpowiedziałem przybliżając
się. Stanąłem obok niej i położyłem dłoń na parapecie by się
podeprzeć.
– Nie
zdjąłeś obrączki – zauważyła. – Wciąż ją kochasz?
– Kogo?
– Żonę.
– Nie
chcę o niej mówić. Widzę, że z nogą lepiej – rzuciłem
wskazując na nie tak dawno zagipsowaną kostkę.
– Wstawiłam
ją w gips, by nie wołali zwolnienia, ale bym nie musiała ćwiczyć
– odparła bez opamiętania i żadnych zahamowań.
Dosłownie
zabiła mnie tym jednym zdaniem i sprawiła, że zmartwychwstałem
jednocześnie. Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy ubolewać nad
jej głupotą. Wtedy pomyślałem, że nie dość, że blondynka, to
jeszcze skończona idiotka, albo wręcz przeciwnie – cwana
kombinatorka jakich wiele na tym świecie, tyle że ona jest tym
nielicznym wyjątkiem – typem kocicy co zawsze spada na cztery
łapy.
– Rozejrzę
się – zaproponowała sama. – Nalej wina, napiłabym się. Nie
wypada tak gości trzymać i nawet niczego do picia nie zaproponować.
– Nie
trzymam cię – chciałem powiedzieć, ale się powstrzymałem. –
Kawy czy herbaty? – mówiłem do jej pleców.
– Wina,
wina, już mówiłam, przecież, że wina.
– To
wbrew moim zasadom. Jesteś nieletnia, a więc też nie w zgodzie z
prawem.
– A
nietykalność cielesna, coś ci mówi? Bicie innych też jest
nielegalne, a kobiet nawet niemoralne.
– Mam
na ten temat inne zdanie – rzuciłem odważnie.
– Jakie?
– Może
kiedyś je poznasz. – Dla zamknięcia tematu nachyliłem się do
skrzynki z wódką i zacząłem ją przeszukiwać. – Wina nie ma,
wyszło. Mogę zaproponować... wódkę z colą?
– Byle
w kieliszku. Uwielbiam pić z kieliszka. Ja nawet mleko pijam z
kieliszka, albo kubka. Szklanek w ogóle nie używam.
Nie
wiedziałem na cóż mi taka wiedza o jej przyzwyczajeniach, ale
spełniłem jej kaprys, bo prośbą raczej nie dało się tego
nazwać. Przy okazji przygotowałem też drinka dla siebie i udałem
się za nią po schodach, na górę, do niemal w pełni ukończonego
korytarza na pierwszym piętrze. Przycisnąłem włącznik, a lampy
zawieszone nad obrazami, ze światłami nakierowanymi wprost na nie,
rozświetliły się swoim blaskiem.
– Imponujące
– pochwaliła przyglądając się bitwie pod Grunwaldem. – Zawsze
najmocniej w tym obrazie rzucał mi się w oczy Zawisza Czarny.
– Znasz
się na sztuce? – zdziwiłem się.
– Troszeczkę.
Zainspirowała mnie ta właśnie bitwa, wisiała w poczekalni u
dentysty. Z nudów i strachu przestudiowałam ją całą wzdłuż i
wszerz tysiące razy.
– W
takim razie obrazy powinny wisieć we wszystkich poczekalniach. Może
wtedy większość z nudów stałaby się mądrzejsza.
– Masz
ludzi za idiotów?
– Tylko
większą ich część. – Puściłem do niej oczko i przestałem
opierać się ramieniem o ścianę. Uczyniłem łyk, może dwa ze
swojej szklanki, a ona zajrzała do swojego kieliszka.
– Bez
pigułki gwałtu?
– Gdybym
chciał cię zgwałcić, to bym po prostu to zrobił, bez usypiaczy,
bo nie jestem na tyle dewiantem, by zachwycać się nekrofilią.
Uprzedzając twoje pytanie, gwałcicielem też nie jestem, bo wolę
kobiety zdobywać, to swoista frajda, gra słów, półsłówek,
domówień i domysłów. Siły używam, ale w nieco innych
okolicznościach, w końcu nie bez powodu fatum stworzyło mężczyznę
silniejszego od kobiety.
– To
już wrzucanie wszystkich do jednego worka, panie Igna...siak.
– Ignaszak
– poprawiłem. – Być może, ale to wyjątki potwierdzają
regułę, tak więc od mojej reguły też muszą takowe istnieć.
– Jakie
są pańskie reguły.
– Przede
wszystkim nie odkrywać kart przed pierwszą randką, by nie spłoszyć
wybranki.
– Nie
jestem wybranką i nigdy nie pójdziemy na randkę, tak więc?
– Tak
więc malowałem, przeszkodziłaś mi – odpowiedziałem dla zmiany
tematu, poza tym chciałem by już sobie polazła. Nie mogłem z nią
za długo przebywać w jednym pomieszczeniu, na tak bliską
odległość, bo jej pragnąłem, a nie miałem takiego prawa. Była
młoda, za młoda i... i tak powinno pozostać. Poza tym była
cholernie skomplikowana, a moje życie od poczęcia nie było proste
i niczego na tym świecie nie pragnąłem tak mocno jak ograniczenia
swoich zmartwień, a nie jeszcze ich dokładania. Okazało się
jednak, że Magdy pragnąłem o wiele mocniej niż wszystkiego dotąd.
– Malowałeś?
Pokażesz? – Jej oczy się rozświetliły i nim zdałem sobie
sprawę z tego co robię, to wskazałem jej drogę na strych.
Moje
gesty, ruchy, myśli, to wszystko kolidowało z sobą i nie chciało
współgrać. Byłem otumaniony, otępiały i taki... nieżyciowy
przez bycie dwa dni pod rząd na haju. W tamtej chwili jednak
zbagatelizowałem swój stan, potarłem kciukiem nos, który ciągle
miałem poczucie jakby był zakatarzony i ruszyłem za nią. Zanim
zdążyłem ją powstrzymać ona już odsłoniła ciężką kotarę,
oddzielającą połowę pomieszczenia i przyjrzała się samej sobie.
– O
cholera – wypaliła.
– Jest
aż tak źle? – dopytywałem, ale milczała. – Musisz wybaczyć,
ale malowałem jedynie z pamięci i wyobraźni. – Znacząco
spojrzałem się na jej biust, a potem przeniosłem swój wzrok na
nagie, kobiece piersi będące częścią obrazu.
– Gdybym
miała takie cycki, dawałabym co niedzielę na tacę – rzuciła
bez skrępowania, czym wprawiła mnie w żywe rozbawienie swoją
bezpośredniością.
Zastanawiałem
się czy ten kieliszek wystarczył, by ją upić, czy jest taka na co
dzień, tak normalnie, po prostu. Zbliżyłem się do niej i sięgając
jedną dłonią do jej żółtego sweterka zacząłem go rozchylać.
– A
jakie masz? – zapytałem.
– Nie
twoja sprawa! – warknęła. – Teraz już rozumiem – dodała
uderzając mnie we wierzch dłoni, ale nie sprawiła tym, że
zabrałem rękę. – Puszczaj! – krzyknęła szybko i zabawnie,
ledwie zrozumiale i wyszarpnęła materiał spod moich palców.
– Bez
nerwów. Nic ci nie zrobię.
– Zawsze
tak robisz?
– Czy
zawsze nic nie robię?
– Nie,
nie o to chodzi – odparła z uśmiechem. – Przyprowadzasz kobiety
do swojego domu, pokazujesz im jak je ładnie namalowałeś, a potem
ciągniesz do sypialni.
– Nie
mam sypialni – przerwałem. – I jesteś pierwszą kobietą od
bardzo dawna, którą namalowałem. Zainspirowałaś mnie.
– Dlaczego
jestem taka kolorowa? – zapytała pokazując na różnego koloru
plamy na obrazie, które zdobiły jej uda, jedną pierś i fragment
brzucha.
– Bo
jesteś nieprzewidywalna, barwna, kolorowa.
– Tło
jest szare, bo...?
– Bo
jesteś skomplikowana, a takie osoby zazwyczaj są pełne zmartwień.
Ta ich barwność, to zazwyczaj ich poza.
– Zazwyczaj.
Może nie jestem jak wszystkie i nie mam na imię każda, co?
– O
to bym cię nawet nie podejrzewał. Nie da się ciebie wbić w jakiś
jeden kanon, pierwowzór, ale każdy z nas, nawet najbardziej
oryginalny osobnik, ma ten sam metaliczny posmak krwi, taki sam
kształt mózgu i smród gówna. Cechuje nas pewnego rodzaju równość
z kimś innym, jakaś cecha wspólna, powielanie schematów, które
tym bardziej nas przyciągają im mocniej staramy się ich unikać.
Nie jesteś aż tak wyjątkowa jak ci się wydaje.
– A
ty jesteś naćpany – stwierdziła z uśmiechem na ustach. –
Podzielisz się?
– A
chcesz? – Nie wiem co mnie podkusiło by zadać jej to pytanie.
– Chcę
na moment zapomnieć, być gdzie indziej, z kimś innym i po prostu
inaczej. – Spojrzała na mnie z nadzieją, a ja ciągle się
zastanawiałem czy spełnić jej kolejny kaprys. – Jeśli to cię
nie przekonało, to wiedz, że jutro podejmę najtrudniejszą decyzję
w moim życiu i muszę na moment... po prostu. – Ze łzami w oczach
wzruszyła ramionami, a ja wyciągnąłem samarkę z tylnej kieszeni
dżinsów.
– To
koka, bierz tylko tyle ile na tę miniaturową łyżeczkę się
mieści. Nie więcej – poinstruowałem, a ona przejęła ode mnie
narkotyk.
Tę
małą łyżeczkę nie równą długością nawet małego palca
wyjęła z dilerki i nabierając na nią biały proszek zbliżyła do
jednej z dziurek swojego nosa. Przycisnęła drugą z nich i się
sztachnęła, a ja odwróciłem wzrok, by tego nie widzieć, by nie
czuć wyrzutów sumienia.
Potem
wszystko potoczyło się szybciej niż byśmy chcieli. Byliśmy
naćpani, pijani i wylądowaliśmy na materacu, ułożonym na zimnym
betonie, na tym właśnie poddaszu. Znaleźliśmy się w
prowizorycznym łóżku, ale zakończyło się jedynie na kilku
pocałunkach, dwóch westchnięciach i bez zdejmowania wielkości
ubrań.
– To
byłby błąd – stwierdziła odzyskując trzeźwość.
– Pewnie
by był – przyznałem jej racje. – Jutro wracam do żony, dlatego
ponownie założyłem obrączkę – postawiłem na szczerość.
– Wracasz
do żony i ćpasz oraz pijesz w samotności? Powinieneś się
cieszyć, a nie być taki żałobny.
– Może
jestem uzależniony – podpowiedziałem.
– Na
pewno nie. Nie jesteś typem ćpuna, już bardziej alkoholika, ale z
umiarem, ale nawet w to nie dałabym wiary. – Poklepała mnie po
gołej klatce piersiowej. – Chciałeś kiedyś zasnąć i nigdy
więcej się nie obudzić?
– Setki
razy. Ostatni raz dzisiaj – wyznałem. – Ja też jutro podejmuję
najważniejszą decyzję w moim życiu. Mogę uzyskać szczęście
kosztem innej osoby, a moja żona tego właśnie ode mnie oczekuje. O
to się pokłóciliśmy. Okazało się, że jej nie kocham, bo gdy
się kogoś kocha, to jest się w stanie dla tej osoby zrobić
wszystko, nawet wykorzystać kogoś innego, nawet zabić.
– Chcesz
kogoś zabijać?
– Być
może już to zrobiłem? – dopytywałem. – Myślę, że lata temu
zabiłem samego siebie. Idź już. Tak będzie lepiej.
Wtedy
mnie posłuchała, wtedy wyszła, po kilku miesiącach jednak nasze
drogi ponownie się spotkały i zaczęliśmy tak jak powinniśmy byli
zacząć – od randki, spaceru, kolacji, tańcu w deszczu.
Potem
spotykaliśmy się częściej i było coraz intensywniej, i nagle po
wyjściu z uczelni, gdzie składałem papiery, natrafiłem na nią, u
jej boku był facet, a w wózku spacerowym, mały, na oko
półtoraroczny chłopiec.
– Magda?
– zapytałem, podchodząc do niej.
– Ceś!
– krzyknął na mnie ten mały, zadzierając głowę wysoko do góry
i chyba oczekiwał, że mu odpowiem. Nie zrobiłem tego.
Patrzyłem
na dziecko, na Magdę i na blondyna, który stał przy nich.
– Marcin
– przedstawił się młody mężczyzna z wyraźnie
poczerwieniałymi, jakby od płaczu oczami. Wyciągnął dłoń.
– Pan
jest...? – dopytywałem witając się z nim.
– Przyjacielem
– wtrąciła Magda. – Nikim więcej – dodała przełykając
ślinę w taki sposób jakby ją gardło bolało.
– Przyjacielem?
– zdziwiłem się. – A ten... chłopiec, to też przyjaciel? –
wskazałem na dzieciaka obracającego smoczek w ustach w taki
zabawny, zwinny sposób, ale wtedy ani trochę nie bawiło mnie jego
zachowanie.
– Myślę,
że się domyślasz, dlatego zrozumiem, jeśli wczorajsze spotkanie
okaże się być naszym ostatnim. – nachyliła się po jakąś
zabawkę, którą dziecko wyrzuciło na chodnik, a potem podała mu
butelkę najprawdopodobniej z herbatą.
– Ma-ma
– wysylabizowane dziecięcym, niepewnym, drżącym, nieopanowanym
jeszcze głosem. Jedno słowo, które w tamtej chwili o mało nie
zwaliło mnie z nóg.
– Masz
racje – rzuciłem. – To wczoraj, to było ostatnie nasze –
dodałem. – Ostatnie w takim gronie. – Przykucnąłem przy
chłopcu. – Cześć, masz jakieś imię?
– Leon
– odpowiedział za dzieciaka Marcin. – Ma na imię Leon –
wyjaśnił, podczas gdy imiennik Tołstoja się mnie zawstydził i
zaczął chować za zabawką.
– Co
ty robisz? – zapytała Magda zbita z pantałyku.
– Bratam
się z synem mojej dziewczyny, nie widać? Chyba najwyższa pora
byśmy się poznali, nie sądzisz?
– Szymon
naprawdę nie musisz...
– Ale
chcę – przerwałem szybko.
– W
takim razie... zostawię was – powiedział Marcin i ulotnił się
zanim, któreś z nas zdążyło zaprotestować.
– Dasz
mi poprowadzić? – zapytałem i już wstałem z kucek, by chwycić
za jedną rączkę.
– Potrafisz?
– Mam
trzy kategorie w prawie jazdy, myślę, że spacerówka to nie jest
teoria fizyki kwantowej, tak więc... powinno obyć się bez kolizji.
– Złapałem drugą rączkę i ruszyłem do przodu. – Idziesz?! –
krzyknąłem na Magdę. – A może mam zabrać tylko twoje dziecko?
– Idę,
tylko...
– Wiem,
wiem, też byłem w szoku. On je już lody? – Wskazałem na
zdziwionego chłopca, który zadzierał głowę mocno do góry by móc
na mnie spoglądać, a potem rozglądał się za matką i coś do
niej krzyczał w niezrozumiałym języku, jeszcze ze smoczkiem w
ustach.
– Je
tak trochę. Lubi wafelki.
– Zatem
zabieram was na lody, usiądziemy gdzieś, a ty mi wszystko
wyjaśnisz, bo bez wyjaśnienia się, Magda, nie obejdzie. W ogóle
dlaczego on jest posiniaczony? – zapytałem zwracając uwagę na
rączki i nóżki chłopca.
– Spadł
ze schodów.
– Byłaś
z nim gdzieś u lekarza?
– Wracamy
ze szpitala.
– Kiedy
tam trafił?
– Wczoraj
w południe – odpowiedziała szybo z miną jakby chciała
powiedzieć „a co cię to obchodzi, jego ojcem nie jesteś?”.
– Twoje
dziecko było w szpitalu, a ty byłaś ze mną? – zdziwiłem się,
a nawet więcej niż zdziwiłem. Byłem tym faktem zdruzgotany.
– Marcin
był przy nim i Piotrek.
– Marcin
to przyjaciel, tak? A Piotrek? Ojciec chłopca?
– Brat.
Leon nie ma ojca. Jest efektem... efektem mojej młodości.
– Jesteś
efektem – powiedziałem do dziecka. – To zawsze lepiej, młody
niż być nazwanym wpadką i uwierz mi, wiem co mówię.
Zaśmiałem
się, Magda też, a Leon ponownie powiedział „ceś!”.
Od
tamtego wydarzenia minęło kilka długich lat. Teraz nie byliśmy w
parku na lodach, a na cmentarzu, nieopodal rzeźby anioła. Pasek
leżał na pokrytej wypłowiałą trawą ziemi, a Magdalena na masę.
Uniosła się jednak na niej i spojrzała na mnie zaskoczona. Jej
oczy pytały czy skończyłem, a ja nie mogłem temu przytaknąć.
Nie w takiej chwili, bo było kilka zachowań u ludzi, których nie
potrafiłem zdzierżyć i przejść obok nich obojętnie.
Nienawidziłem kurewstwa, a to co Lena chciała zrobić, nie dało
się inaczej określić. Nie zamierzałem pozwolić, by moja żona
tak postępowała, więc nie mogłem jej darować. Tu już nie
chodziło o to, że mnie nie posłuchała, że się naraziła, że
pyskowała, czy narobiła kłopotów w rozmowie z policją, a o jej
mentalność. Jaka była? Oddać się w zamian za uniknięcie
konsekwencji? Oczywiście nie sądziłem, że gdyby sprawa dotyczyła
kogoś innego niż mnie, to postąpiłaby tak samo. Wiedziałem, że
nie byłaby w stanie zdradzić. Wielokrotnie mówiła, że brzydzi
się zdradą.
– Co
to było? – zapytałem wprost. – Kupczenie własnym ciałem, czy
może mam to określić po imieniu?
Spuściła
wzrok, poza tym wciąż była wsparta łokciami o maskę samochodu,
więc chwyciłem ją za ramiona i odwróciłem w swoją stronę, by
na mnie spojrzała. Dłoń wsunąłem pod podbródek i ścisnąłem
za policzki, ale delikatnie, by nie uczynić jej krzywdy.
– Chcesz
bym cię traktował jak dziwkę? – rzuciłem prosto w twarz. –
Nie odpowiesz? – dopytywałem gdy jedna wyraźna łza toczyła się
po jej policzku. – Po co więc zachowujesz się jak kurwa? Chcesz
się sprzedawać? Bo to jest Magda sprzedaż, choć nie liczona w
walucie pieniężnej. To było wyraźne, oddam się tobie, ale nie
oberwę. I tu kolejne pytanie, za kogo w takim razie masz mnie? Za
swojego klienta? Tak dla przypomnienia jestem twoim mężem, nikim
mniej i nikim więcej, a gdybym chciał kurwę, to poszedłbym do
burdelu i zapłacił, a nie się ponownie żenił.
– Przepraszam
– wyszeptała tak cicho, że ledwie słyszalnie.
– Zachęcałaś
mnie głośniej niż teraz przepraszasz – zarzuciłem oskarżeniem
i zabrałem dłoń z jej twarzy. Wcisnąłem obie do kieszeni. –
Uznam, że to nie była twoja mentalność, i że nie masz w zwyczaju
zdobywać wszystkiego seksem. Że to był tylko pomysł, wyjątkowo
głupi, za który powinienem cię sprać na kwaśne jabłko, by się
więcej nie powtórzył i nie dlatego, że ja się brzydzę
kurewstwem, a dlatego, że wiem, że ty, gdybyś teraz mi się
oddała, to utraciłabyś szacunek do samej siebie. I pomimo że mam
na ciebie ochotę i nieładnie, bardzo dosadnie mówiąc mi teraz
stoi, to nie będę na tyle chujem, i nie będę własnej żony z
godności i szacunku odzierał. – Wyciągnąłem dłonie z kieszeni
i nachyliłem się po pasek. Złożyłem go na pół, ku przerażeniu
własnej żony, a potem w asyście jej pełnego zaskoczenia,
rozłożyłem ten kawałek skóry i zacząłem wsuwać do szlufek,
gdzie było jego miejsce. – Wsiądź do samochodu – poleciłem.
– Ale...
– zaczęła niepewnie.
– Nie
ma ale. Powołałem się na twoją inteligencję i nie będę cię
bił. Liczę, że dotrą słowa i dają ci do myślenia, bo uwierz,
że jeśli nie to będę tylko lał, bez litości i patrzał czy przy
tym równo puchnie. Wsiadaj do samochodu. – Ruszyłem w kierunku
drzwi, tych od strony pasażera i otworzyłem je przed Magdą. – W
domu sobie jeszcze wyjaśnimy sprawę tego twojego wyjścia do Oliwii
– zapowiedziałem, gdy zapinała pasy.
– Dobrze
– przytaknęła, jak na nią niezwykle pokornie.
– Eche.
Ja uważam, że źle, bo jeśli teraz odpuszczę... – zacząłem i
zamknąłem drzwi. Obszedłem maskę i wsiadłem na miejsce kierowcy.
– Uważam, że jeśli teraz odpuszczę, a potem coś złego ci się
stanie, przez to że znowu mnie nie posłuchałaś, to będę miał
nie tylko wyrzuty sumienia, ale sam sobie nie będę umiał darować,
że nic nie zrobiłem, gdy jeszcze mogłem. Dlatego poniesiesz
konsekwencje, tyle że nie fizyczne. No chyba, że sytuacja się
powtórzy, to miej to już teraz na względzie, że wtedy oberwiesz
niemało i nie tylko za teraźniejszy wybryk, ale też za przeszły,
za ten, który miał miejsce dzisiaj. – Uruchomiłem silnik, ale na
moment jeszcze go wyłączyłem. – I jutro na policji grzecznie, bo
naprawdę ręczę ci za to, że jeśli znowu rzucisz jakimś głupim,
nieprzemyślanym i nie będącym na miejscu komentarzem, to ci tak
mocno złoję skórę jak dawno tego nie zrobiłem. Przypomnij sobie
jak źle może być i nie chciej tego doświadczyć ponownie, bo ja
naprawdę nie chcę tego powtarzać i wolę mieć ciężką rękę po
to, by zaciskać ją w pięść i w razie potrzeby bronić żony, a
nie po to by za jej pomocą stawiać ją do pionu – zakończyłem
monolog nie czekając na odpowiedź. Przekręciłem kluczyk,
uruchomiłem silnik, zacząłem wycofywać i jednocześnie sięgnąłem
do schowka pod radiem by podać żonie paczkę chusteczek
higienicznych. – Proszę – powiedziałem nie patrząc na nią, a
zerkając w boczne lusterko.
Miałam rację, że Szymon odpuści i daruje jej resztę lania, nie będę ukrywać , że się z tego cieszę. Wydaje mi się, że Magdę nie mniej niż razy jakie jej wymierzył, zabolały słowa męża. Myślę, że dotarło do niej to co powiedział o kupczeniu ciałem, dla niej to był impuls, chwila, chwytała się ostatniej deski ratunku, byle jej nie zbił, szukała sposobu byle się uratować, nie przemyślała do końca konsekwencji tego co chce zrobić. Tak jak myślałam jego bardziej wyprowadziła z równowagi próba uwiedzenia, niż to wcześniejsze wydarzenie, jego to zwyczajnie zabolało, że jego żona mogła coś takiego w takiej chwili zaproponować. Cieszę się, że Szymon postanowił nie bić Magdy tylko ukarać ją w inny sposób, swoją drogą ciekawe co wymyśli. Co prawda obiecał, że jeżeli jeszcze kiedyś powtórzy taką akcję, to oberwie podwójnie i dlatego mam nadzieję, że Magda potrafi uczyć się na błędach i nie będzie już tak nierozważna, bo niestety będzie sobie wtedy sama winna.
OdpowiedzUsuńTo wspomnienie Szymona, kiedy Madzia do niego przyszła niedługo po tym jak się poznali, to nie był najlepszy czas dla pana Ignaszaka, ale dla Lenki też nie. Każde z nich wtedy zmagało się ze swoimi własnymi problemami. Nie podoba mi się, że on wtedy dał jej kokainę, bo że dał jej drinka to trudno, ale nie powinien jej dawać narkotyków, bo jak to się ma do tego co powiedział do Maksyma, że sprałby ją gdyby wzięła, a przecież sam jej dał w przeszłośći. Widać, że Szymon wtedy był rozdarty, podjął decyzję o powrocie do żony, ale bardzo ciągnęło go do Magdy, ale może to lepiej, że wtedy nic im z tego nie wyszło, bo przynajmniej Lenka nie ma poczucia, że była przyczyną rozpadu cudzego małżeństwa.
Spodobało mi się, jak Szymon zachował się kiedy dowiedział się o Leosiu i poznał go. Wydaje mi sie, ze mało którego faceta w takiej chwili byłoby stać na taki gest i słowa, już szybciej oczekiwałabym focha i zniknięcia w tempie błyskawicy.
Jestem bardzo ciekawa, co stało sie wtedy Leosiowi, ze był taki posiniaczony, czy naprawdę spadł ze schodów, czy ktoś małego pobił, a jeżeli tak, to kto to zrobił, nie jestem pewna, ale chyba w tym czasie, kiedy Magda zaczęła spotykać się z Szymonem to Leon był w rodzinie zastępczej.
Podoba mi się, że est tak dużo cofnięć w przeszłość i możemy dowiedzieć się jak się poznali i jak to było między nimi na początku. Zastanawiam się czemu Leon był posiniaczony, bo coś słabo wierzę w tej upadek ze schodów. Szymon zareagował dojrzale w tam tym momencie. Myślę, że nie jeden facet mógłby się wkurzyć, a on na spokokjnie chce rozmawiać.
OdpowiedzUsuńNie za bardzo pasuje mi do Szymona to co zrobił jak Magda go odwiedziła czyli częstowanie ją kokainą, że on sam wciąga czasami to nawet możliwe przy tej branży o ile można to jak nazwać. Jednak biorąc pod uwagę jego zasady nie pasuje mi, żeby dał małolacie.
Myślę, że do Magdy trafiły dość mocno słowa Szymona.
Do końca nie załapałam, czemu Magda przyszła wtedy do domu Szymona, ale chyba dobrze, ze to zrobiła. Wyszczekana od młodu, ale i nie głupia...choc głupie byli tk, ze mieszała kokainę z alkoholem, w dodatku nieprzyzwyczajona. Szymon kiedyś bardziej łamał swoje postanowienia, szybko dał jej trunek j narkotyk, choc j teraz koniec końców przestał ja bić, aczkolwiek widac, ze nke odpuści. Chyba ma racje, ze jej tak nagadał pod koniec. Ciekawe, czy to cos zmieni...a, podobało mi sie, jakSzymin podszedł do Leosia, nawet jeśli był zły na dziewczynę, ze ukrywała przed nim cos takiego, to było naprawdę w porządku. Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńSzymon i malarstwo, heh.. no no xd W ogóle podobało mi się to wspomnienie z przeszłości. Przez chwilę myślałam, że może Leon jest synem Marcina. W ogóle byłam zaskoczona, że Szymon tak lekko zareagował na widok Leona. Magda miała szczęście, że nie odpuścił sobie przez to znajomości z nią. Chociaż skoro się spotykali, to mogła mu o tym powiedzieć. Pewnie się bała. Ale musiała wiedzieć, że to prędzej czy później wyjdzie na jaw.
OdpowiedzUsuńEch... nie przesadził? Kuszenie własnego męża i próba złagodzenia jego złości seksem to nie jest dziwkarstwo, nie powinien tak ostro jej potraktować. Nie pomyślał, że to może zaboleć? Czasami Szymon naprawdę mocno mnie wkurza. ;/
Widać, że Szyma do Magdy ciągnęło od początku, ją chyba do niego też skoro najpierw go znalazła by oddać mu portfel ( co było trochę mega dziwne, bo jednak facet jej wpieprzył a ta go jeszcze znalazła i dokumenty oddała, zresztą nic dobrego jej z tego oddawania nie wyszło) teraz przyszła do niego do domu, tak po prostu, w odwiedziny.
OdpowiedzUsuńJa się tak zastanawiam co miało znaczyć to zdanie,, nie dość, że blondynka...", miało taki nie fajny wydźwięk, czy Szymon ma coś do blondynek?
Idąc dalej wiedziałam, że Lena w pewien sposób kręci Szyma i jest coś co go do niej przyciąga, ale nie spodziewałam się, że facet będzie ją od razu malował a jeszcze bardziej nie spodziewałam się, że jej ten obraz pokaże. To, że dał jej koks to już w ogóle mnie wprawiło w totalny szok, tego bym się po nim nawet w snach nie spodziewała. Jestem ciekawa co to za trudna decyzja jaką musiał wtedy podjąć i o szczęście czyim kosztem chodziło.
Kolejny raz byłam zaskoczona gdy Szym powiedział, że jednak Madzi odpuści, tego też bym się po nim w życiu nie spodziewała. Aczkolwiek miłą niespodziankę facet zrobił, trzeba przyznać. Ciekawe jakie wymyśli te innego rodzaju konsekwencje.
Nieźle jej pojechał, w sumie to kurwą ją w pewnym sensie nazwał, bardzo miły był, naprawdę. Rozumiem miał swoje powody, ale może tak trochę delikatniej i grzeczniej mógłby się wyrażać? Akurat w tamtym momencie to na liścia zasłużył.
Podsumowując bardzo szokująca i zadziwiająca była ta część.
A tak odbiegając trochę od tematu to bardzo podobają mi się zmiany jakie zaszły na blogu, teraz jest ładniej.
Hej :) Widzę, że jednak wstawiłeś kilka części, a że akurat dzisiaj mam trochę czasu, to postanowiłam wpaść.
OdpowiedzUsuńW sumie to cieszę się, że Szymek darował Magdzie bo był wściekły i nie wątpię, że mogło to się skończyć dla niej koszmarnie. I mimo mojej niechęci do niego, to muszę mu przyznać rację, bo Magda nie zachowała się właściwie, nakłaniając go do seksu, byle by tylko nie dostać po tyłku. Tak nie powinna postępować żadna kobieta a tym bardziej dorosła i na dodatek mężatka. I niby wierzę, że zrobiła to spontanicznie, nie myśląc za wiele, ale to nie zmienia faktu, że ma u mnie za to wielkiego minusa.
Ta scena w parku, kiedy Szymek dowiedział się o Leosiu, zrobiła na mnie ogromne wrażenie, bo on bardzo spokojnie przyjął do wiadomości fakt, że Magda ma dziecko. Inny facet na pewno w takim momencie zakończyłby związek, a tym bardziej się obruszył i zażądał natychmiastowych wyjaśnień, a on zachował się wręcz nienaturalnie spokojnie. To mnie bardzo zdziwiło i prawdę powiedziawszy nawet nie za bardzo pasowało do znanego mi Szymona.
No i jeszcze (miałam się nie rozpisywać, żeby szybciej nadrobić :/ ) ta scena w domu Szymona. Naprawdę Magdy nie da się przypisać do żadnej konkretnej kategorii i sama dziwiłam się chwilami tej jej przesadnej wręcz pewności siebie. I wydaje moi się, że od tamtej pory bardzo się zmieniła i to poniekąd przez Szymona właśnie, ale chyba wolałabym ją w takiej ostrzejszej, bardziej buntowniczej wersji.
Zdziwiłam sie że odpuścił, aż mi szczena opadła. Ma troche uczuć w sobie chłopaczyna. Nadal nie moge pojąć jak on moze byc taki i myślec ze robi dobrze No ale cóż. Dziwie sie tez ze ona lazla do niego jak mysz do sera ale moze serio sie zakochała w końcu jakby usunąć te jego paskudne wady niebylby takim złym mężem. Ojcem tez zreszta jest spoczko No i mało kto juz na pierwszym spotkaniu przy takim szoku zajaby sie dziekiem z uśmiechem na twarzy. Ja tam mam nadzieje Ze bedzie kiedyś taki moment ze on zrozumie jakim jest chujem i ogarnie dupe.
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie, nie, nie, nie... przecież to jest taki psychol, że ja nie wiem, co napisać! Brak mi słów na tego palanta!!! Po prostu mam ochotę wziąć pałkę policyjną i mu narąbać w ten pełen debilizmu łeb! Bił paskiem żonę, bo ona coś tam, coś tam, a potem pieprzy farmazony o godności i szacunku, a na dodatek nazywa swoją ukochaną ŻONĘ kurwą i dziwką, bo poprzez uwiedzenie chciała uniknąć BICIA!!!
OdpowiedzUsuńW głowie się nie mieści! Co za skurwiel!
ona też pojebana, że chciała na cmentarzu się seksić
Usuń