MAGDALENA
IGNASZAK
To
był dzień, w którym wszystko leciało mi z rąk. Byłam
rozdrażniona, choć sama do końca nie wiedziałam czym, być może
po prostu nie dopuszczałam do siebie myśli, że Marcin może być
powodem i oddalałam od siebie ten zbieg okoliczności, iż ja drżę
i myślę o przeszłości, w chwili, gdy on się ponownie pojawił w
moim życiu, choćby jako temat rozmowy między mną, a mym mężem.
Liczyłam ulotki i plakaty, rozłożone na biurku w recepcji, oraz
kątem oka obserwowałam jak Szymon ucieka z naszą trzylatką do
domu, tylko po to by potem wrócić do swojej pracy, a następnie
przyjechać po mnie.
Usłyszałam
stukanie i charakterystyczne:
– Nie
przeszkadzam pani, pani Magdo?
– Nie,
i tak już się pomyliłam – wyznałam zerkając na rudowłosą
dziewczynę, uczesaną w standardową kitkę. – Przylazł, zakręcił
się i mi pomylił – poskarżyłam się.
– Twój
mąż? – dopytywała, choć nie rozumiałam po co, skoro doskonale
znała Szymona. Nie raz nam coś przywoził, wnosił lub po prostu
odbierał ode mnie dzieci, z tego miejsca, gdy ja nie zdążyłam
odwieź ich do domu. Bywało też, że przyjeżdżał po mnie, gdy
jeszcze nie miałam własnego samochodu. – Zawsze uważałam, że
jest przystojny – wyznała. – Jak na swój wiek – dodała
szybko.
Mimo
woli się uśmiechnęłam.
– Uroda
kiedyś minie – szepnęłam. – Poza tym moim zdaniem mój mąż
jest całkiem przeciętny, jeśli chodzi o wygląd. Ty jednak na
wygląd nie patrz przy wyborze przyszłego partnera. Zwróć czasami
uwagę na to co ten facet ma w głowie.
– Mówi
pani tak jakby żałowała...
– Każda
żona kiedyś żałuje, póki nie żałuje za długo, to jest
wszystko w normie.
– Ale
ty pierdoły, Lena opowiadasz – wtrąciła się siwiejąca, grubsza
kobieta, która z wykształcenia była prawnikiem, i pomagała w
pisaniu pozwów samotnym kobietą, które nie wiedziały nawet tego
jak złożyć pozew o alimenty. Wiele z nich nawet nie liczyło na
to, że jakiekolwiek uzyska, żyjąc w przeświadczeniu, że
bezrobotny nie będzie musiał płacić. – W dupce ci się
poprzewracało dziewczyno. Masz męża co zajmuje się dziećmi,
pracuje, zarabia i nie marudzi, gdy ma wyjść z rodziną na spacer.
– Marudzi
– syknęłam przez zęby. – Właśnie, że marudzi. Ostatnio z
niego straszny maruda.
– Nie
większy niż mój zięć. Córka poszła się kąpać i dała mu
Mikołajka, by przypilnował chwilkę, to po pięciu minutach pukał
jej do drzwi, bo „Kami, bo on mi się tu rozpłakał i ja już nie
chcę się nim zajmować” – Pani Krysia sparodiowała ton
wypowiedzi swojego zięcia, a ja wraz z rudowłosą Oktawią
zaczęłyśmy się śmiać. – Ten facet ma lewe ręce do
wszystkiego. Gwoździa nie umie wbić.
– Narzekasz
jak każda teściowa – skomentowałam.
– Magda,
właśnie w jego przypadku jestem bardzo obiektywna. Przystojniak z
niego jakby był modelem, ale to typ faceta co leży i pachnie, a ona
sobie z nim nie tylko ślub wzięła, ale też dziecko zrobiła. I
ktoś teraz uwierzy, że moja córka ma moje geny? Sąsiedzi całe
życie się na nie patrzyli jakbym ją od kosmitów adoptowała, gdy
ta chodziła w glanach i krzyżach wywieszonych na szyi, a teraz? Ja
już się cieszyłam, że się normalnie ubiera, a tu nagle mąż
darmozjad i dziecko, co... ten maluch nawet godziny nie prześpi.
– Leon
też taki był – skomentowałam. – Dwie godziny lulania, pół
godziny spania i znowu ryk. Wyrośnie z tego – pocieszyłam.
– A
mój zięć, kiedyś wyrośnie? Znaczy się dorośnie?
– To
zależy, jest typ mężczyzn, co uważają, że dzieci i ojcowie to
nie idą w parze, że ojciec ma zarabiać na dom, a nie wstawać do
niemowlaka, karmić i przewijać. Uważają, że godzinka spędzona z
dzieckiem na tydzień, to jest wystarczająco.
– A
ty co sądzisz?
– Ja
sądzę, że jeśli kobiecie to nie przeszkadza, to niech sobie żyją
tak dalej, ale ja bym tak nie mogła. I tu nie chodzi o to, że lubię
wygodny czas tylko i wyłącznie dla siebie, choć lubię go bardzo,
ale... gdyby Szymon nie zajmował się dziećmi wcale, to on nie
miałby z nimi żadnych relacji, nie da się nawiązać więzi bez
wspólnie spędzanego czasu. Ja z moim ojcem nie mam żadnych więzi,
co widać było na każdym kroku, a teraz to jesteśmy sobie tak
obojętni jak zeszłoroczny śnieg. Bliskość to nie geny, ani
zapewnienie bytu, a czas spędzony wspólnie.
– To
co tak na niego narzekasz?
– Ja
narzekam? Ja nie narzekam, ja mówię prawdę. Jest dziwny, ma
poglądy, które mnie wkurwiają i się mądrzy czasami jakby zjadł
wszystkie rozumy.
– Ty
tak o własnym mężu? – zdziwiła się Oktawia.
– No
– przyznałam. – Jestem obiektywna – wyjaśniłam ze sztucznym
uśmiechem na ustach. – No, proszę was, zrozumcie też mnie. On mi
dzisiaj wyskoczył z tekstem, że nie akceptuje rozwodów.
– A
on czasem nie jest rozwodnikiem? Nie chcę się wtrącać, ale tak
coś kiedyś... – zaczęła Krysia, ale jej przerwałam:
– Jest.
Jest rozwodnikiem i wdowcem, i przy okazji też hipokrytą. Kolejny
pogląd mojego męża, dotyczy tego by bezrobotnych publicznie
przywiązywać do pręgierza i gnać batem do roboty, jak takie bydło
na polu. I ja nie żartuje, on naprawdę ma takie poglądy, i sam
chętnie wykonywałby wyroki, dla dobra naszych podatków, które
jego zdaniem idą na darmozjadów i kobiety co tylko potrafią
rozkładać uda, i wydawać na świat kolejne pokolenia bez
przyszłości. On by te wyroki wykonywał bezpłatnie, tak
charytatywnie, jeszcze z uśmiechem na ustach.
– Przerażające
– wtrąciła Krysia.
– Właśnie,
więc jak widzisz, każdy, nie tylko twój zięć, ma wady –
stwierdziłam. – Policzcie te ulotki, bo ja nie mogę. Troją mi
się w oczach.
– Ja
policzę – zaoferowała się Oktawia. – A jak wy się w ogóle
poznaliście?
– Dziwnie
– odpowiedziałam, zakładając torbę na ramię i zbierając się
do wyjścia. – Kiedyś ci opowiem – rzuciłam na do widzenia i
zeszłam schodami na sam parter. Ruszyłam do postoju taksówek,
który był nieopodal, a w mojej głowie pojawiły się obrazy z
przeszłości.
To
była tylko pewna kradzież w galerii handlowej, przy stoisku z
salonem gier. Facet płacący za bilard miał dużo kasy w portfelu i
po uiszczeniu opłaty schował go do plecaka, a ten odłożył na
krzesło przy stoliku. My z Marcinem się ugadaliśmy. On podszedł i
zabrał plecak, a potem dał w długą, w międzyczasie sądząc iż
zmyli okradanego i pociągnie go biegiem za sobą, rzucił plecakiem
do mnie, a ja miałam lecieć na parking i stamtąd do domu. Facet
jednak się połapał o przekazie i nie biegł dalej za Marcinem, a
przeskoczył przez barierki wprost na ruchome schody. Ja czując jego
oddech niemal za swoimi plecami i widząc ochroniarza, który wyrósł
przede mną niczym spod ziemi, skręciłam i skoczyłam na niższe
piętro, odbijając się od stolik i wpadając na jakiegoś mężczyznę
jedzącego tam deser. Wtedy sądziłam, że nikt mnie już nie
dogoni. Co prawda kulałam na nogę, ale parking był blisko, a na
parkingu czekał Piotr, na motocyklu, który miał mnie odwieź do
domu, po drodze zaszywając się gdzieś w celu zrzucenia czapki z
daszkiem, którą miałam wciśniętą na ciemną perukę. Dotarłam
do celu, czyli do podziemi. Uśmiechnęłam się i nagle moja mina
zmieniła się diametralnie, gdy usłyszałam:
– Stój!
Nie
zamierzałam go słuchać, kimkolwiek był.
– Zatrzymaj
się, powiedziałem!
Wyjęłam
niezauważalnie portfel z jego plecaka, pełnego jakiś papierzysk.
Cały czas jednak szłam do przodu, tylko już znacznie wolniej.
Liczyłam na to, że Iwan zaraz podjedzie, wsiądę na motor i tyle
nas widziano.
– Do
kurwy nędzy stań! – wrzasnął. – Bo ci łeb odstrzelę! –
padła groźba, w którą nie wierzyłam.
Rozległ
się strzał, a znak z napisem parking został zerwany z
jednej linki i teraz bujał się bezwiednie na ostatniej. Znajdował
się naprzeciw mnie. Zatrzęsłam się na dźwięk huku i nie
przestawałam się trząś, wiedząc, że ten, którego chcieliśmy
okraść cały czas ma mnie na muszce.
– A
teraz się odwróć! – wrzasnął rozkazującym tonem.
Zacisnęłam
pięści i zebrałam się w sobie, by spojrzeć mu w twarz.
– Ty
jesteś, koleś pojebany?! – zapytałam. – Lecz się na nogi, bo
na łeb za późno, może ci przy okazji wytną coś z tego twojego
pół mózgu! – darłam się jak opętana, na zmianę lejąc łzy i
pociągając nosem. – To jest tylko plecak, mogłeś mnie zabić o
głupi plecak.
– Nie
mogłem cię zabić – stwierdził. – Chodź do mnie!
Pokręciłam
głową na boki i już miałam rzucić mu tym plecakiem pod nogi i
ponownie dać w długą. Zaczęłam już nawet spełniać swój plan,
ale drzwi parkingowe się zasunęły i to wszystkie naraz. Nas
otoczyła ochrona i padło z ich strony pytanie, czy wezwać policję.
– Ja
jestem z policji – wrzasnął ten, który ciągle we mnie mierzył
pistoletem. – Ja tu jestem władzą – stwierdził. – Jestem
właścicielem tej budy, więc możecie się rozejść i zostawić
nas samych. – Uśmiechnął się szyderczo, ale przynajmniej
schował pistolet, wsuwając go w chyba tylną kieszeń spodni.
Czułam
się jak w pułapce. Nie było dokąd uciec, ani kogo prosić o
pomoc, bo szybko zostaliśmy całkiem sami. Spojrzałam w twarz
szatyna o szaroniebieskiej barwie oczu, która pomimo słabego
oświetlenia, była dokładnie widoczna, bo się tak mocno
kontrastowała z tą szarością, jaka nas otaczała.
– Nie
podejdziesz do mnie? – zdziwił się.
– Nie
– odpowiedziałam i zaczęłam się cofać.
– No
proszę, a taka byłaś odważna. – Szedł naprzód, a ja w końcu
dotknęłam plecami najpierw murku, a potem ściany, gdy go
wyminęłam, bo ta była zaraz za nim.
Poczułam
bolesny zacisk obcej mi dłoni na nadgarstku. Dalej wszystko
potoczyło się szybko, za szybko, bym mogła chociaż minimalnie
zareagować. Zostałam dociśnięta biustem do ściany, ręce miałam
skrępowane na plecach, a kilka szybkich i mocnych razów posypało
się na moje pośladki i uda. W tamten dzień pierwszy raz ktoś
podniósł na mnie rękę, a zaraz potem pchnął mnie na przód,
wprost do windy.
– Do
domu, dziewczynko, zanim się rozmyślę i naprawdę wezwę policję!
– Spierdalaj!
– wrzasnęłam, gdy drzwi się zamykały. Płakałam bo naprawdę
bolało, trzęsłam się bo emocji było za dużo, ale wciąż miałam
w kieszeni męskiej bluzy jego portfel. Wyjęłam go i policzyłam
gotówkę. – Prawie dwa tysi. Było warto – powiedziałam sama do
siebie i pierwsze co kupiłam za kradzione pieniądze to była wódka,
po to by się znieczulić.
W
portfelu był też dowód, a w nim adres zamieszkania i nazwisko.
Dopiero dwa dni później, gdy wytrzeźwiałam, to wzięłam ten
plastik do ręki i przeczytałam:
– Szymon
Ignaszak.
Zastanawiałam
się wtedy czy go odwiedzić, czy też nie. Z pewnością nie byłam
w pełni trzeźwa kiedy szłam na przedmieścia Gdańska, te
nieopodal morza. Nie wiem co miałam w głowie. Może po prostu
chciałam zobaczyć jak mieszka facet, który nie bał się wyciągnąć
broni na podziemnym parkingu galerii handlowej, albo byłam mu
wdzięczna, że jednak nie wezwał policji, choć mógł i z tego
powodu chciałam mu zwrócić portfel i dokumenty, by oszczędzić mu
biegania i wyrabiania nowych. Byłam przy skrzynce na listy i
usiłowałam wepchnąć do nich portfel, kiedy jakaś kobieta wyszła
i ładowała kolejny karton do bagażnika. Nie zauważyła mnie.
Facet, ten którego już miałam okazje poznać, wyszedł za nią,
coś krzyczał, ale ostatecznie pomógł z ostatnim kartonem, zamknął
bagażnik i otworzył furtkę. Wtedy mnie zobaczył.
– Cześć
– zaczęłam.
Zaśmiał
się w sposób wskazujący na zdziwienie.
– Wyglądasz
inaczej – skomentował.
Faktycznie,
bo nie miałam na sobie za dużej męskiej bluzy, ani adidasów, ani
nawet peruki i czapki.
– Wróciłaś
po poprawkę? – zapytał, wsuwając papierosa do ust. Odpalił go i
zaciągnął się dymem. Zakasłał. Widać było, że nie jest
nałogowcem.
– Wróciłam
by oddać ci to co zgubiłeś wtedy, w galerii. – Wyciągnęłam
dłoń z portfelem przed siebie. Ręka mi drżała.
On
jednak był pewny. Odebrał ode mnie bez żadnego trzęsienia się
swoją własność i zajrzał do środka.
– Karty
i dowód są wszystkie, nie martw się, nie musisz ich nawet bukować.
Nie miały pinu nigdzie zapisanego, to były dla mnie takie...
bezwartościowe.
– Bezwartościowe
– powtórzył z niedowierzaniem. – W życiu już mnie chyba nic
nie zdziwi. Złodziejka, przyszła mi oddać...
– Nie
ukradłam! – krzyknęłam. – Zgubiłeś to...
– Zostawiłem
na krześle! – przerwał unosząc się.
– Swoich
rzeczy trzeba pilnować – skwitowałam dumna z siebie i pewna
swojego zdania. – Jestem uczciwa to ci je oddałam. Przyszłam,
pofatygowałam się, a ty nawet dziękuję nie powiesz.
– Uczciwa
złodziejka, to sama przyznaj, wyszukany oksymoron. – Wsunął
portfel do tylnej kieszeni dżinsów, które miał na sobie, a ręce
splótł na piersi. – Zanim powiesz, że nie jesteś złodziejką,
przypomnę, że w portfelu były pieniądze.
– Wzięłam.
Znaleźne mi się należało.
– Drogo
sobie liczysz.
– Trzeba
się cenić – stwierdziłam.
– Zawsze
musisz mieć ostatnie słowo?
– Ty
także?
– Nie,
ta kobieta, co właśnie wyjechała stąd przed chwilą, musiałaś
ją widzieć, to moja żona. Złożyła pozew o rozwód, a ja
pozwoliłem jej odejść. Jak widzisz, nie zawsze muszę mieć
ostatnie słowo, w tym przypadku ostatnie należało do niej. –
Rzucił papieros na kostkę brukową i przygniótł góralskim
klapkiem, który miał na stopach. – Nie zawsze da się mieć
ostatnie słowo... – zaczął i sięgnął do kieszeni mojej kurtki
dżinsowej, tej umiejscowionej na piersi, miałam tam legitymacje.
Chciałam zaprotestować, ale nie dałam rady wykonać nawet kroku w
tył. – Magdaleno – przeczytał i schował moją legitkę z
powrotem. – Dziękuję za zwrócenie niemal całej zawartości
portfela i powodzenia – dodał sięgając dłonią furtki. Otworzył
ją i wszedł na swoją posesję. – Żegnamy się, czy wejdziesz na
herbatę i papierosa?
– Żegnamy
się – zadecydowałam wtedy, ale przez jego upartość i zawziętość
nasze drogi ponownie się przecięły i dzięki temu teraz, po
zapłaceniu taksówkarzowi, chwytałam za tę samą furtkę co on
wtedy i wstępowałam na posesję.
W
samym progu przywitała mnie Pola i Leon. On w czapce kucharza, a
dziewczynka w kolorowym fartuszku w kwiatki.
– Lobimy
ciacha – pochwaliła się moja córka.
– Szymon
mówił, że poczekasz na niego w pracy, i że... – zaczęła moja
mama.
– Daj
spokój. On wystarczająco dziś się namęczył i napracował. Wróci
to pewnie będzie zbyt zmęczony, by gdziekolwiek ze mną jechać,
tak więc jak przyjedzie, to mu powiedz, by został, poszedł spać,
czy odpocząć na górę, a ja sobie sama poradzę – wyjaśniłam.
– Wpadłam się tylko przebrać – dodałam zmierzając na górę,
idąc po dwa schody.
To chyba najlepszy rozdział do tej pory. Zrobił z Magdę bardziej ludzka osobę, niz tylko zainteresowana seksem i kasa. Choc widać było i wcześniej, ze jakas inteligencje posiada, to jednak jej nie lubiłam. A tutaj... Popieracze dostrzega wady Szymona, moze tez jest dość ostra w słowach, ale jakby noe była, to chyba by z nim nie mogła sie związać. Ponadto okazała sie w przeszłości o wiele mniej ułożona niz sie spodziewałam. I choc nie popieram tego, ze kradła, w jakis sposob robi to ja bardziej ludzka. Aż jej żałowałam, jak Szymon jej dał klapsy, to byli co najmniej dziwne. Ale szacun, ze poszła oddać ten portfel i w ogole... Choc kase zabrała. Tyle ze mam wrażenie, ze dla niej to nie jest zabawa, tylko ze naprawdę potrzebowała pieniędzy wtedy. Choc lepiej byłoby pracować, nie da sie ukryć, to jednak w jakis spsob ta retrospekcja udowodniła, ze i ona, i on maja ludzkie twarze. Ciekawe, jak Szymon ją pozniej znalazł... No i wifac, ze z Marcinem to ona sobie kradła... Ciekawe, co jeszcze, liczę, ze sie dowiemy w następnych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńZapraszam na zapiski-Condawiramurs na świeżo dodana dziewiątkę :)
Czyli w poznaniu Szymona i Magda raczej nie pojawiły się zmiany aczkolwiek nie pamiętam, żeby w poprzedniej wersji wtrącili się w to ochroniarze i chyba nie było, że akurat wtedy pakował ex-żonę. Jednak Magda nadal pyskata i to nawet zabawne było jak się z nim droczyła XD
OdpowiedzUsuńNie ma to jak babskie ploteczki. Lenka trochę ponarzekała na męża i wcale się temu nie dziwię. Te jej koleżanki z fundacji takie zachwycone Szymonem, ale one tak naprawdę go nie znają, nie wiedzą jaki jest. To co one widzą to tylko pozory, taki wizerunek publiczny, jaki Szymon chce przedstawiać postronnym. Ona faktycznie była szczera, jeżeli chodzi o jego poglądy, nie kłamała, przedstawiła go takim jakim jest. Ja nie twierdzę, że ona ma z nim źle, ale nie ma też tak różowo jak widzą to Krysia i Oktawia.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o pierwsze spotkanie Magdy i Szymona , to o ile dobrze pamiętam chyba nic się nie zmieniło. Magda i Cinek źle wybrali klienta do obrobienia i dzięki temu Lenka poznała Szymka. Swoją drogą to po tym ich pierwszym spotkaniu każda rozsądna dziewczyna uciekałaby od niego jak najdalej, bo która chciałaby być straszona bronią i dostać po tyłku jak dziecko? A jednak Lenka poszła oddać portfel, oczywiście pobierając wcześniej wysokie "znaleźne". Zastanawiam się, czy to była odwaga, czy głupota. Ale podobało mi się, jak z nim rozmawiała,taka pyskata bestia.
Szymon widzę jest ideałem w oczach koleżanek Magdy i chyba dalej nim pozostał mimo iż podzieliła się z nimi namiastką jego poglądów. Podoba mi się, że Magda obiektywnie patrzy na Szymka i nie boi się tego wypowiedzieć. Fajnie, że nie jest taka...wpatrzona w niego jak w obrazek i nie stara się go wybielać przed koleżankami.
OdpowiedzUsuńCo do wydarzeń z przeszłości to straszny ten Szym, widzi, że jakaś nieduża i niegroźna istota ucieka z jego plecakiem a i tak strzela. W ogóle dziwnie, że strzelał tak na parkingu. Dobrze, że nikomu krzywdy nie zrobił.
PS Tak, wiem komentuje bardzo nie chronologicznie, ale mam nadzieje, że Ci to drogi autorze nie przeszkadza. :)
To chyba normalne, że każda żona musi sobie na męża ponarzekać. :D Ale Magda ma rację, bo z niektórymi jego poglądami ciężko się zgodzić.
OdpowiedzUsuńNo nieźle... już wiadomo, jaką przeszłość Magda ma z Marcinem. Hahha, strasznie podobało mi się to jej wspomnienie. Nie powiem, poznała Szymona w dość oryginalny sposób. I kto by pomyślał, że została żoną faceta, którego okradła. Pewnie darował jej tą kasę, bo dla niego dwa tysiące to nic wielkiego. Chociaż chyba przesadził z tym strzelaniem. Po co to? Jest facetem, mógł ją dogonić i złapać, a nie robić takie zamieszanie z bronią. Ale udało mu się, musiała być nieźle przerażona wtedy.
To chyba normalne, że każda żona musi sobie na męża ponarzekać. :D Ale Magda ma rację, bo z niektórymi jego poglądami ciężko się zgodzić.
OdpowiedzUsuńNo nieźle... już wiadomo, jaką przeszłość Magda ma z Marcinem. Hahha, strasznie podobało mi się to jej wspomnienie. Nie powiem, poznała Szymona w dość oryginalny sposób. I kto by pomyślał, że została żoną faceta, którego okradła. Pewnie darował jej tą kasę, bo dla niego dwa tysiące to nic wielkiego. Chociaż chyba przesadził z tym strzelaniem. Po co to? Jest facetem, mógł ją dogonić i złapać, a nie robić takie zamieszanie z bronią. Ale udało mu się, musiała być nieźle przerażona wtedy.
Ja nie myślałam, że Lena w przeszłości kradła. Serio, w życiu by mi to nie przyszło do głowy, ja po prostu myślałam, że ona z takiej trochę patologii pochodziła, no i popijała sobie, wiadomo, rozrywkowe życie, no i głównie dlatego jej dzieci odebrali. A, że ona razem a Cinkiem się kradzieżami trudniła, to nie miałam pojęcia. Ale pyskata była, to trzeba jej przyznać. Ja bym chyba w życiu nie zdobyła się na jej miejscu na odwagę, żeby ten pusty portfel jeszcze właścicielowi zanieść. A ona jeszcze mu go do ręki dała.
OdpowiedzUsuńAle nie ogarniam, czemu ona sama do tej kobiety pojechała. Nie jestem jakąś wielką zwolenniczką Szymona, ale tutaj niestety muszę mu racje przyznać, bo Magda postąpiła cholernie lekkomyślnie. Ja mam tylko nadzieję, że jej się tutaj nic nie stanie. Choć w sumie pewnie nawet, jak nikt jej nic nie zrobi, to i tak od mężulka oberwie xD Lecę do następnego!
Magda to w sumie dobra kobieta, pomaga ludzią, jest dobra matką, żoną tez nie najgorsza a to ze sobie ponarzekać to logiczne jak sie ma zły dzień to sie nawet na dywan narzeka.
OdpowiedzUsuńZłodziejką co prawda była urocza, Szymon chyba tez to docenił, bo mógł jej koło dupy narobić. Ciekawi mnie dlaczego Szymek pozwolił żonie na rozwód i czemu ta żona go złożyła.
Hehe, pogawędka Magdy z koleżankami z fundacji bardzo mi się podobała. Zgadzam się z jednym: ładna miska jeść nie da. Co z tego, że facet będzie piękny, jak cukiereczek, jak nawet w męskich czynnościach, jak wbicie gwoździa, sobie nie poradzi. To p[rawda! Mężczyzna musi być mężczyzną, a nie lejbą. To kobieta ma wyglądać ładnie, facet nie musi. Facet ma być FACETEM!
OdpowiedzUsuńFakt faktem Szymon ma surowe zasady, a niektóre z nich są wręcz nieludzkie, ale mimo to Magda z nim jest.
A więc tak się poznali... ulalaa Ciekawa historia :)