SZYMON
IGNASZAK
Siedziałem
właśnie w sali konferencyjnej, znajdującej się na drugim piętrze
mojej galerii sztuki. Rysowałem markerem po tablicy wykres, który
przedstawiał ceny mieszkań i ich wzrost z roku na rok. Niegdyś
pokój dało się wynająć za raptem sto złotych i to na cały
miesiąc. W dzisiejszych czasach było to niemal niemożliwe, bądź
graniczące z cudem i to właśnie starałem się powiedzieć
inwestorom oraz dyrektorstwu kilku administracji. Tak szczerze to
usilnie usiłowałem przekonać ich do mojego pomysłu
inwestycyjnego, który miał na celu skupienie mieszkań po licytacji
komorniczej, doprowadzeniu ich do stanu używalności, ale w taki
sposób by dało się na nich zarobić, czyli zrobienie z jednego
takiego mieszkania kilku klitek – jeden pokój z aneksem kuchennym,
mała łazienka z toaletą i na tym koniec. Wielu studentów
narzekało na współlokatorstwo. W ten sposób mieliby zachowaną
prywatność i spokój, a tak mały metraż nie sprzyjał
organizowaniu imprez, więc i my nie musieliśmy się martwić o
straty, których delikwent nie byłby wstanie pokryć ze stypendium,
czy z dorywczej pracy.
– A
co z tymi co chcą współlokatorzyć? – dopytywał gruby pan w
okularach. – Nie uśmiecha mi się, by pan przeremontowywał moją
kamienicę!
– A
uśmiecha się panu trzymanie w niej tych, którzy od lat nie płacą?
– Mają
eksmisję.
– I
nic sobie nie robią z papierka! – uniosłem się. – Nie ma się
co dziwić. Samotną kobietę z dziećmi, albo do tego jeszcze z
mężem nierobem nie wywali pan na bruk, bo media by nie dały żyć.
Ja to wiem i pan to wie. Oni mogą mieć eksmisję, ale siłą ich
pan nie wyrzuci. Nikt nie kupi mieszkania z wymeldowanymi, ale wciąż
obecnymi lokatorami.
– Proponowaliśmy
im socjal, ale kręcą nosem – dodał siedzący obok grubego pana w
okularach, szczupły jak szkapa pan, na bank z soczewkami, bo kolor
jego oczu był za bardzo intensywny.
– Socjal
bez toalety, jedenaście metrów na kwadracie, na kilka osób? –
zgadywałem. – Też bym kręcił nosem.
– A
jak pan kupi te mieszkania, czy też wynajmie, to się ich pan
pozbędzie?
– Kupią
inwestorzy. – Tu wskazałem dłonią na Zbyszka, Huberta i dwóch
innych. – Ja będę tylko dyrektorem całego przedsięwzięcia.
– Do
rzeczy, jak się pan pozbędzie...
– Nie.
– Pokręciłem głową na boki. – Tego państwu zdradzić nie
mogę, bo wykorzystają państwo mój pomysł, a mnie zależy na
współpracy. – Wsunąłem markera do wewnętrznej kieszeni
marynarki i wyjąłem z niej długopis z moimi inicjałami. –
Wystarczy, że państwo podpiszą umowę. Od was oczekuję
wyłączności, od inwestorów remontu, a nagabywaniem klientów i
pozbyciem się starych, dokuczliwych lokatorów zajmę się sam. To
już nie będzie wasz problem.
– Chce
pan kupić te mieszkania po znacznie zaniżonej cenie.
– Dziwi
się pan? – zapytałem, kładąc dłonie na blacie długiego i
szerokiego stołu. – Ja kupuję nie tylko mieszkania, ja kupuję
też tych ludzi co w nich się gnieżdżą, a więc paradoksalnie
jesteście jak te promocje więcej za mniej. – Zaśmiałem się z
żartu, a większość poszła w moje ślady i wtedy drzwi znajdujące
się niemal dokładnie naprzeciw mnie, otworzyły się. – Nie
słyszałem pukania – wytknąłem, widząc same dobrze mi znane
buty sportowe na koturnie i do tego dresowe spodnie.
– Bo
nie pukałam! – wrzasnęła histerycznie.
Przyjrzałem
się jej uważnie. Miała wyraźnie opuchniętą wargę, nabrzmiałą
i zranioną. Jej dłoń kurczowo trzymał Leon, chyba popłakiwał.
Niewiele z tego rozumiałem, a właściwie to jeśli mam być
szczery, to niczego z tego nie rozumiałem.
– Ja
pracuję – wyjaśniłem i wskazałem dłonią zarówno na wykres,
co i na komputery stojące przede mną, z których jeden był
podłączony do rzutnika.
– Ja
też bym, kurwa, pracowała, gdyby nie twoje poronione pomysły!
– Zniż
ton! – wrzasnąłem i na krótką chwilę nastała cisza.
Ja i
Magda mierzyliśmy się spojrzeniami, a ludzie zebrani w sali
szeptali coś do siebie. Jeden pytał się drugiego co się dzieje i
kim jest ta pani, ale łaskawy Peterwas im wyjaśnił:
– Żoną,
ta pani jest żoną.
Nie
patrzyłem na mojego chrzestnego, ale mógłbym przysiąc, ze gdy
wypowiadał te słowa, to zapewne chytrze i niezwykle cynicznie, ale
też przy tym niepodważalnie grzecznie się uśmiechnął.
Wyszedłem
zza głównego miejsca za stołem, tego które zwykle zajmowałem i
wskazałem dłonią na drzwi.
– Wyjdźmy
– zwróciłem się do żony.
– Wyjdźmy?
Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Myślisz, że będziesz mnie
śledził?! Szpiegował?! – dopytywała, a ja naprawdę nie
wiedziałem o co może jej się rozchodzić, ale kiedy wyjęła
telefon komórkowy, to nagle wszystko stało się dla mnie jasne.
Magda wiedziała. Pytanie tylko, skąd? – Nie będziesz tak robił!
Tyle ci powiem! – Darła się jak opętana, a jej ruchy były
niestabilne, takie narwane i kanciaste.
Stałem
i obserwowałem jak moja żona usiłuje rozmontować telefon na
części pierwsze. Zdjęła tylko tylny panel, bo bateria się
skutecznie zbuntowała. Lena w przypływie furii, nie trudziła się
z dalszym demontażem, tylko po prostu rzuciła najnowszym modelem
Sony, wprost pod moje nogi. Właściwie to oberwałbym w stopę,
gdybym nie uskoczył w bok.
– Dość
publicznych przedstawień – powiedziałem bardziej do siebie niż
do niej i ruszyłem na przód.
Leon,
który dotychczas stał z boku, teraz odsunął się nieco dalej i z
zaciekawieniem w ciemnych tęczówkach, obserwował całe zajście,
bo zapewne zwyczajnie, na swój dziecięcy rozum i logikę starał
się pojąć o co tak naprawdę chodzi.
Zbliżyłem
się do Leny i starałem się ją pochwycić za nadgarstki, ale w
efekcie jej pięści odbiły się od mojej klatki piersiowej, otwarta
dłoń zdzieliła mnie w twarz, a jej usta wykrzykiwały „puszczaj”
i „nie dotykaj mnie”. Oczywiście miałem nieodpartą ochotę jej
oddać, ale utrzymanie w domu dyscypliny polegało na tym, by nie bić
kobiety, gdy ma się ochotę, bo to zaburza cały rytm, a w złości
i gniewie łatwo o przesadę. Powstrzymywałem się więc. Co prawda
kiedyś Magdzie konkretnie strzeliłem w twarz, ale ani nie byłem z
tego powodu dumny, ani nie popierałem tamtejszego mojego zachowania.
Wtedy po prostu górę wziął alkohol i emocje. Odwinąłem jej się
tamtego dnia przy dziecku, a teraz nie zamierzałem tego powtarzać.
Byłem od niej wyższy, silniejszy, starszy i byłem mężczyzną,
głową rodziny, a to znaczyło, że byłem zmuszony zachować
możliwie jak najwięcej zimnej krwi.
Udało
mi się pochwycić Magdę w taki sposób, by ją po prostu
obezwładnić. Jej plecy dotykały mojej klatki piersiowej, a ręce
były skrzyżowane i uwięzione w stalowym uścisku moich dłoni.
Oczywiście ona dalej krzyczała, właściwie to darła się jak
opętana, a łzy leciały ciurkiem po jej twarzy. Nigdy wcześniej
nie widziałem jej aż w takim stanie, ale nie jej furia mnie
interesowała, ani jej powody, bo tych się już domyślałem.
Zastanawiało mnie, gdzie ona znowu polazła, że jest posiniaczona i
to posiniaczona na twarzy. Martwiłem się o nią. Byłem na nią
cholernie w tej chwili wściekły, ale bardziej niż wściekłość
dominowała w moich emocjach szczera troska i poczucie, że
powinienem się nią lepiej opiekować. Magda z mojego narkotyku w
pewnym momencie stała się moją żywą obsesją. Zdawałem sobie z
tego sprawę każdego dnia, ale nigdy nie chciałem się z niej
wyleczyć.
Zmieniłem
uścisk tak, że jej nadgarstki krępowałem w jednej dłoni,
jednocześnie dociskając całą rękę od łokcia do jej ciała w
okolicy brzucha. Drugą dłonią pochwyciłem za materiał jej
spodni, a następnie pod kolanem. Wszystko po to by móc ją podnieść
i wynieść z sali konferencyjnej. W życiu nie sądziłem, że tak
drobna, niewiele ważąca kobieta może mieć taką zaciętość i
wole walki. Szarpaliśmy się dobre pięć minut, zanim w końcu
udało mi się ją unieść i wynieść za drzwi.
Ledwie
postawiłem Magdę na ziemie, a konkretnie to na niej położyłem
pośladkami, bo tak mi się wywinęła, że innej możliwości nie
było, a już dostrzegłem Tomka wstającego z krzesła i
zmierzającego w naszą stronę.
– Nie
chciałem jej wpuszczać, gdy była w takim stanie, ale...
– To
trzeba było tego nie robić! – wrzasnąłem piorunując
spojrzeniem niższego ode mnie o półtora głowy blondyna.
– Ale
kiedy ona... jak ja miałem...
– Tak!
– wrzasnąłem i nachyliłem się po żonę. Chwyciłem za materiał
jej żółtego swetra ze wzorem trzech warkoczy na przedzie i
podniosłem do góry. Uniosłem lewą dłoń nad jej twarz i być
może i miałem ochotę ją zdzielić, ale w ostatniej chwili się
powstrzymałem i chwyciłem za jej ramie. Mocno zacisnąłem i
dosłownie wrzuciłem ją do pokoju obok, mając świadomość, że
znajdują się tam tylko cztery, położone jeden na drugim materace.
– Zajmij się Leonem i tych ludzi z konferencyjnej jakoś ogarnij!
– ryknąłem do niego polecenie.
– Jak?
– Co
jak? – Zatrzymałem się przed samym wejściem, z dłońmi
zaciśniętymi na klamce otwartych drzwi.
– No
tych ludzi...
– Nie
wiem, kurwa, kawę im może zaproponuj! Wszystko ci trzeba mówić,
jak wtedy gdy miałeś pięć lat? Jeszcze trochę i pomyślę, że
wychowałem niedecyzyjnego nieudacznika!
Nie
czekając na odpowiedź Tomka, wiedząc, że pewnie i tak by nic nie
odpowiedział, tylko spuścił głowę i czekał na dalszy ciąg
bury, po prostu przestałem mu ją dawać. Wszedłem do pomieszczenia
gdzie była Magda i zatrzasnąłem z głośnym hukiem za sobą drzwi.
– Jesteś
nienormalny?! – zapytała czy też stwierdziła, zanim ja zapaliłem
światło.
W
końcu jednak dotknąłem włącznika, naparłem na niego dłonią i
nastała jasność.
– Nie
masz prawa mnie... – zabierała się za kontynuacje, ale nie miałem
zamiaru jej na to pozwolić.
– To
ty nie masz prawa! – ryknąłem, chyba po raz piąty w życiu na
własną żonę i choć nie byłem z tego dumny, bo byłem
przeciwnikiem podnoszenia głosu na kobietę, to nastawały momenty,
gdy po prostu inaczej się nie dało. – Nie masz prawa urządzać
takich scen i jeśli liczysz, że ci na to pozwolę, i że ci to
ujdzie płazem, to jesteś w błędzie, dużym błędzie!
Zatrzęsła
się, ale chwile potem znowu odzyskała fason. Powróciła w niej
waleczność i jakaś dziwna niechęć do mojej osoby. Padły kolejne
wrzaski o śledzeniu i o siniakach Leona. Po raz kolejny tego dnia
dla mojej żony byłem nienormalnym debilem i po raz kolejny jej
pięści spotkały się z moją klatką piersiową. Tym razem waliły
w nią na oślep. Powstrzymałem ją, unieruchamiając ręce, ale
miała jeszcze wolne nogi. Odebrałem kilka solidnych kopnięć,
zanim chwyciłem pewnie i stanowczo za jej włosy. Owinąłem je
sobie wokół jednej dłoni i szarpnąłem w dół. Nie przestawałem
ciągnąć dopóki nie sprowadziłem jej na kolana. Nachylałem się
do niej i nieco luzowałem uścisk, by móc pochwycić za kark.
Ścisnąłem i naparłem w dół z taką siłą, iż była zmuszona
podeprzeć się dłońmi, ale i tak to potem na niewiele się zdało.
Ręce ugięła i przywarła łokciami do chłodnego, betonowego
podłoża.
– Uspokój
się – wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Klęknąłem na jedno
kolano, przysunąłem usta do ucha żony i powtórzyłem warknięciem
– Natychmiast się uspokój, bo nie ręczę za siebie.
Poczułem
smak krwi na swoich ustach, co znaczyło tylko tyle, że albo mnie
niedawno w nie uderzyła, albo może zadrapała. Powściągnąłem
gniew, ale pomimo tego nie odstąpiłem od Magdy. Ponownie oplotłem
jej włosy naokoło swojej dłoni, szarpnięciem zmusiłem łkającą
kobietę do wstania i drugą dłoń wsunąłem pod jej podbródek,
ściskając jednocześnie za policzki.
– Co
ci się stało? – zapytałem dokładnie lustrując zasinienie na
policzku, oraz krew na dolnej wardze.
Była
przestraszona i drżała na całym ciele. Wola walki gdzieś z niej
uleciała, więc wypuściłem jej włosy i dwiema dłońmi
pochwyciłem za ramiona. Pchnąłem do tyłu, nie puszczając i
postępując konsekwentnie kroki na przód. Przy końcu nieco ją
uniosłem i usadziłem na białych, nowych, jeszcze ofoliowanych
materacach.
– Mam
dość twoich humorków, wiesz? – powiedziałem kucając przy niej.
– Ale to teraz nie jest najważniejsze. Najbardziej mnie interesuje
kto ci to zrobił? – dopytywałem i jednocześnie sunąłem
opuszkiem kciuka po jej dolnej wardze.
– Zostaw
– warknęła i odtrąciła moją dłoń.
Przełknąłem
ślinę i zabrałem się do wstania. Musiałem wracać na
konferencje, nie mogłem tak porzucić tych wszystkich ludzi, poza
tym liczyłem jeszcze na to, że mimo wybuchu histerii Magdy, której
byli świadkami, jeszcze uda mi się uratować sytuacje.
– Na
pewno tego tak nie zostawię – zapewniłem. – Nikt poza mną nie
ma prawa podnosić na ciebie ręki. A jak już jesteśmy przy tym
temacie, to wiesz co to znaczy przesadzić? Nie? – zgadywałem, bo
milczała. – No to wiedz, że właśnie sobie to doskonale
zobrazowałaś, bo właśnie przesadziłaś. Mogłaś zapytać, po
prostu zapytać, a nie urządzać sceny jeszcze przy ludziach. Może
powinienem pójść w twoje ślady, wparować tak do twojej pracy i
na oczach twoich koleżanek zacząć się okładać? Co ty na to? –
Nie czekałem na odpowiedź, chciałem otworzyć drzwi, ale Leon mnie
ubiegł i wparował do środka.
– Tam
jest moja mama! – krzyczał wyrywając się Tomkowi. Płakał i
szarpał się z moim bratem niemal tak samo jak niedawno jego matka
ze mną.
– Kolejny
histeryk – szepnąłem z głośnym westchnięciem, w chwili gdy
Leoś przekraczał próg i biegł w kierunku Leny, by rzucić jej się
w ramiona.
– Poczekajcie
na mnie w domu. Tomek was odwiezie, moim samochodem. Wieczorem twoja
mama wyjdzie z dziećmi do bawialni. Zostaniemy sami. Myślę, że
doskonale zdajesz sobie sprawę z tego co to oznacza –
zapowiedziałem, wyminąłem blondyna w czerwonej koszuli i
granatowej marynarce. Jak gdyby nigdy nic powróciłem na
konferencje.
Zasiadłem
przed laptopem i wysłałem jeszcze Piotrowi e-maila, by pilnował
mojej żony, czyli ją odwiedził u nas w domu. Dodałem też by tym
razem nie nawalił i trzymał język za zębami, chyba że naprawdę
chce go stracić. Byłem pewny, że Magda o tej całej aplikacji wie
od niego, w końcu nikt inny nie miał o niej bladego pojęcia.
Akurat Piotrkowi powierzyłem zadanie opiekowania się siostrą i
pilnowania jej, bo czułem, że coś ściemnia z tymi bandziorami co
ją napadli, a komu jak komu, ale Iwanowi na niej cholernie zależało
i nie dałby jej włosa z głowy stracić. Mogłem go nie lubić,
mogłem go nawet nie rozumieć, ale bratem był na medal.
Przynajmniej tak sądziłem dopóki Tomasz do mnie nie zadzwonił i
nie zdał relacji:
– Zostawiłem
Magdę i Leona w domu. Piotr na nich czekał. Nie wiem czy to mądrze,
że wysłałeś tam akurat jego, skoro to on ją uderzył. Leon zdał
mi relacje. Widzieli się z jakimś Marcinem i...
– Marcinem?
– zapytałem i zazgrzytałem zębami.
– Tak,
z Marcinem – potwierdził.
– Gdzie
byli?
– W
parku, na placu zabaw.
– Nie
mówiła mi, że...
– Nie
musi ci się ze wszystkiego spowiadać – zaznaczył niezwykle ostro
jak na niego.
– Musi,
właśnie o to chodzi, że tak sobie przewaliła, że musi! –
warknąłem i nie czekając na odpowiedź z jego strony, rozłączyłem
się.
Poczułem
jak ktoś klepie mnie po plecach. To był Zbyszek. Gratulował mi
podpisania tych kilku umów i kontraktów.
– Nie
wiem jak tyś ich przekonał po wybuchu tej twojej pożal się Boże
żonki.
– Masz
coś do niej?
– Dużo,
nadal nie wiem jak na taką idiotkę mogłeś zamienić... – Nie
dokończył, bo ja nawet nie wypuściłem kubka z dłoni, z którego
wcześniej popijałem letnią kawę. Przywaliłem mu z pięści pod
samo oko, kubek odbił się od jego nosa, a on odleciał do tyłu.
– Nie
mam już siedemnastu lat, nie jestem chłopcem na twoje posyłki! –
wrzasnąłem. Odłożyłem jakimś cudem cały kubek na blat czegoś
co było utworzone na wzór recepcji. Zamknąłem dwie teczki i jak
gdyby nigdy nic wyszedłem, rzucając za siebie krótkie – część
wam i do jutra.
Hahaha ten cytat na obrazku mnie rozbroił, ale w sumie coś w tym jest XD
OdpowiedzUsuńA nie zmieni się? :)
OdpowiedzUsuńw końcu nadrobilam specjalnie grałam dzis jak szalona jak tylko miałam chwile żeby nadrobić jeszze w tym roku. W nowym mam juz nadzieje, ze bede na bieżąco i zacznę nadrabiam jis. Zycze tez w tym roku, który nadejdzie duzo szczęścia, milosci, pociechy z dzieci, zdrowia, weny, i przedewszyatkim czasu i cierpliwości Żebyś nam tu pisał ciagle i ciagle. I mojego Cinusia wzmacniał i często pisał :)
OdpowiedzUsuńLena miała prawo się wkurzyć, bo skoro chciał ją śledzić dla jej bezpieczeństwa to powinien jej to powiedzieć. Ona ma mu wszystko mówić, ale on już nie musi tak wygląda sprawiedliwość w oczach Szymona.
OdpowiedzUsuń"Nikt poza mną nie ma prawa podnosić na ciebie ręki." - ten tekst mnie normalnie powalił czy on sam zdaje sobie w ogóle sprawę co on mówi. Poza tym tej całej szarpaniny, ciągnięcia za włosy już nawet nie skomentuje.
Mam nadzieje, że Lena się tak łatwo nie podda i będzie walczyć o swoje racje.
Ja nie moge, ale tu sie akcje dzieją xd nie dziwie sie wlasciwie ani Magdzie, ani Szymonowi. Ni dobra, Szymonowi troche, Ze zostawia Magdę pod opieka Piotra, choc moze on nie wie? Ech. W każdym razie mysle, ze wieczorku to nasze małżeństwo za miłego miec nie bedzie. Szczegolnie ze Tomek moze nieco za szybko wszystko wygadał swojemu bratu... Ale moze przynajmniej my czytelnicy wiecej dowiemy się na temat przeszłości Magdy chociażby. Szacun, ze Szymknowi udało sie przekonać tego kolesia do podpisania umowy po tej akcji... A czy ignaszakowie nke mieli lrzypadkiem isc na policję ?:D . Zapraszam na zapiski-Condawiramurs
OdpowiedzUsuńByli już, w poprzednim rozdziale.
UsuńJa się Magdalenie nie dziwię, że wpadła w taki szał. Leon był posiniaczony nie chciał powiedzieć co mu się stało a takie siniaki przy zwykłym uderzeniu są prawie nieprawdopodobne zwłaszcza, ze powstały nie pierwszy raz, więc bała się, że to Szymon, który nie ma skrupułów uderzyć jej zrobił to dzieciom. Do tego doszły jeszcze sprawy z przeszłości z Ciakiem, Janek już było wiadomo, ze kiedyś wybuchnie, na końcu dołożył się do tego Piotrek, który bez żadnych argumentów ja uderza i jej rozkazuje. Dowiedziała się, ze Szymek ja śledzi no i nie pomyślała i do niego wpadła. Dla mnie to to wgl jest śmieszne ona wpada poobijana z zapłakanym synem a on zamiast od razu wyjść przeprosić cokolwiek to mówi, ze nie słyszał pukania. Dzieckiem tez się nie zainteresował. Dla mnie to taki zimny i egoistyczny debil.
OdpowiedzUsuńŁadną Magda scenkę urządziła, ładną. W sumie aż się zdziwiłam, że tak się wkurwiła by od razu polecieć do jego pracy i zrobić awanturę. Myślałam raczej, że zrobi awanturę w domu jak Szym wróci z pracy. Zastanawiam się czy naprawdę tak ją zdenerwowała ta aplikacja szpiegowska czy po prostu na mężu wyżyła złość z całego dnia. Szymek też trochę sam jest sobie winien, bo zamiast od razu jakoś zareagować jak ją zobaczył w drzwiach, wyjść czy coś to ten ,, nie słyszałem pukania" tak to sobie może mówić jak jest sam w tym swoim gabinecie.Gdyby jego reakcja była inna może Magda zrobiłaby tą awanturę przy mniejszym gronie słuchaczy.Duży minus dla Szymona za to jak ją potraktował po tej awanturze. Rozumiem, że ciężko mu było nad nią zapanować, ale mógł to jakoś inaczej rozegrać nie musiał od razu szarpać za włosy. Jestem ciekawa co zrobi Piotrkowi skoro już wie, że to on ją tak urządził. ,,Nikt poza mną nie ma prawa podnosić na ciebie ręki" ten tekst sprawił, że mnie normalnie ręce opadły. Martwię się o Ciebie, martwię się o Ciebie i nagle takie coś. No momentami to mi na niego naprawdę brak słów.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy Szymon mówiąc, że Magda sobie przewaliła miał na myśli to co teraz, ten teatrzyk jaki odpieprzyła czy było jeszcze coś. Mam nadzieje, że nie będzie bardzo surowy dla Magdy kiedy już zostaną sami... Może by jej tak znowu odpuścił?
No i pod koniec Szymek zarobił plusa za to piękne uderzenie w Zbysia.
A wracając jeszcze do początku to dobry pomysł z tym remontem mieszkań i zamianie ich na mniejsze. W końcu łatwiej się żyje w mniejszym, ale samemu niż gdy trzeba się składać na czynsz i mieszkać z kilkoma czasami nieznajomymi ludźmi.Tu trzeba pochwalić pomysł Szymka. Jestem tylko ciekawa jaki sposób na pozbycie się tych lokatorów wymyśli.
Ja się Lenie wcale nie dziwię, że się wściekła na męża za to śledzenie przez telefon, też na jej miejscu bym była. Nie ma co ukrywać, przedstawienie dała niezłe, audytorium było liczne. Chociaż ją rozumiem, to uważam, że nie powinna się tak awanturować przy obcych, nie pierze się brudów rodzinnych na forum publicznym. Krytykuję ją, a sama nie wiem, jak bym postąpiła, chcę wierzyć, że nie zrobiłabym takiej awantury przy ludziach, ale jakbym się tak na maksa wściekła to nie wiem czy bym się opanowała. Madzia była już w takim stanie emocjonalnym, że nie mogła już tego zatrzymać, ta złość była od niej silniejsza, poza tym ona jest bardzo impulsywna. Przynajmniej dobrze, że on się stara opanować.
OdpowiedzUsuńJa go rozumiem, że jest wściekły, ma prawo, bo Madzia przesadziła, ta scena nie powinna mieć miejsca przy tych wszystkich ludziach, ale powinien wziąć pod uwagę, że nie był do końca w porządku, miała prawo być wkurwiona na niego.
Nie podoba mi się tylko, że on nią szarpie, a już to, że ciągnął za włosy, to okrutne, tylko sama sie zastanawiam jak miał postąpić, czy musiał aż tak drastycznie?
Poza tym Madzia jak mu strzeliła w twarz przy tych wszystkich ludziach, to go zwyczajnie upokorzyła, bo co to za facet, co daje sie prac po pysku swojej kobiecie, na dodatek jeszcze publicznie. On po tym to nie miał wyjścia jak tylko ją brutalnie wynieść z sali konferencyjnej, żeby chociaż w małym stopniu odzyskać twarz.
Kolejne co musze wytknąć, to to, że jak wparowała i zobaczył, ze ma posiniaczoną twarz, a Leoś płacze, to chyba powinien sie najpierw zainteresować, co im się stało, a nie czepiać się, że nie zapukała.
Brawo Leoś, obrońca Magdy, nie dał się wujkowi zatrzymać, wyrwał się odważnie, bo tam jest jego mama.
Cieszę się, że Szymon przywalił Zbyszkowi Kamińskiemu, bo on nie miał prawa komentować zachowania Lenki, to nie jego sprawa. Myślę, ze on chciał sie wymądrzać, ze nie rozumie jak Szymek zamienił Marlenę, na Magdę, to było nie na miejscu i za to należało mu się, żeby zarobił w ryj.
Teraz po tym wszystkim to ja bardzo współczuję Madzi, bo czeka ją nieprzyjemna przeprawa z Szymonem, jak on wróci do domu. Nie będę ukrywać, że ja na jej miejscu to bałabym się do tego domu wrócić, po takich groźbach jakie padły ze strony Szyma. Przynajmniej ma Lenka czas do wieczora, zeby coś wymyślić, żeby jej mąż nie wlał.
Rozumiem Lenę, nie popieram, ale rozumiem. Niby mówią, że zemsta lepiej smakuje na zimno. Może Szymona bardziej by ruszyło jakby zrobiła mu takie piekło jak on czasami jej. Spokojna i opanowana.
OdpowiedzUsuńTeraz to on jest wściekły, a ona ma kłopoty. Szymon ma prawo być zły, bo nie można wpadać do pracy do kogokolwiek i urządzać awantury (szczególnie do pracy męża).Jak człowieka dopadnie taka furia i szał to nie myśli co robi. Zaraz ktoś powie, że jest dorosła i powinna panować nad sobą. Tylko nawet dorosłych ludzi może coś przerosnąć i nie dziwię się, że w przypadku Leny tak było. Jak można śledzić własną żonę? Dla Szymona mała nauczka: prawda zawsze wyjdzie na jaw.
Ale akcja! Od teraz Magda jest moim mistrzem, hahahha, ale mu awanturę urządziła, w pracy, publicznie... Musiała być nieźle wkurzona, ale trudno jej się dziwić. Która by się nie wkurzyła, gdyby dotarło do niej, że jest śledzona przez męża? hahaha, oj, działo się w tym rozdziale. ;d Ale zaraz... dobrze zrozumiałam? On jej groził, że znów dostanie? Nie za często ją bije? O ludzie... Ty, jestem ciekawa, co to wszystko oznacza dla jej brata, w sensie to, ze uderzył Magdę. Przecież Szymon mu tego nie podaruje. I tak już jest wkurzony na Magdę, a jeszcze taka informacja... pewnie wybuchnie, hahaha. ;d Nie no, ale Magda przebiła wszystko. :D Miałam niezły ubaw. ;d
OdpowiedzUsuńAle on ją jeszcze tak właściwie nie pobił od czasu trwania tego opowiadania, chyba, że liczysz to na cmentarzu? Bo tak to policzek był wspomniany, manto za spóźnienie też. By nie było, broń Boże nie popieram jego wszystkich słów i czynów, ale to tylko bohater, gangster, więc chyba nie ma co liczyć na to, że będzie się cackał z kobietą, nie?
UsuńDobra, tutaj zachowani Magdy nie do końca mi się podobało, bo co by się nie działo, to nie miała prawa Szymkowi w pracy urządzać takich scen. Jeszcze jakby weszła, chciała z nim pilnie pogadać, to spoko, ale urządzać takie awantury przy jego pracownikach, to już co innego.
OdpowiedzUsuńAle poniekąd się z nią muszę zgodzić, bo Szymek nie miał prawa jej szpiegować. Skoro on sobie może robić co chce, to ona tak samo. Bo ciekawa jestem, czy byłaby zachwycona, gdyby się dowiedziała, że jej Szymuś wynajmuje mieszkania dziwkom i jeszcze je zatrudnia. Nie wspominając już o tym, że odwiedzał jedną, kiedy inna zszywała Cinka i tylko on jeden wie, co się tam działo.
Ale mam nadzieję, że Szymon mimo wszystko nie tylko w stosunku do niej postąpi jak facet i Piotrkowi też wpieprzy za to, że pobił siostrę. Należy mu się. Wcześniej jakoś go lubiłem, ale teraz to już chyba zmienię swoje nastawienie. Wkurzył mnie. Za to Szymek zaskoczył, bo spodziewałam się, że spoliczkuje Magdę, czy coś, żeby ją trochę postawić do pionu, a on wyjątkowo znosił te jej krzyki i wypominania. Naprawdę, nie spodziewałam się tego po nim. Ciągle czekałam tej chwili, aż jej przyłoży, a tu nici...
Ale za to, jak temu cwelowi pod koni9ec przyłożył, to bije mu brawo! Należało się!
Aaa, i byłabym zapomniała. Ostatnio zauważam u Ciebie sporo literówek i takich drobnych błędów. Na przykład te końcowe „część wam i do jutra” zamiast „cześć...”. Niby nic, ale się zdarza.
Pozdrawiam!
Teraz krótko, ale powiedziałam sobie, że pod każdym rozdziałem (z tych, co mam teraz zaległe) zostawię chociaż dwa zdania. Magda rzeczywiście zachowała się jak histeryczka. Przynajmniej w mojej ocenie. Dziwię się, że zdecydowała się na taką scenę przy współpracownikach Szymona. Nie było jej wstyd? Bo mnie by było. Rozumiem takie ataki w domu, gdy są sami, a nie przy tylu obcych ludziach... W sumie to się nie dziwię, że Szymek się wkurzył.
OdpowiedzUsuńMagda jest chyba większą idiotką niż się spodziewałam. Nie rozumiem jak może pozwolić tak się traktować, poniżać. Nie dość, że ją bije to jeszcze kontroluję, zmusza się do tłumaczenia z każdej bzdury. Dlaczego go nie zostawi i nie ucieknie daleko stąd. Naprawdę nie rozumiem. I te siniaki u Leona. Nie podoba mi się to. M.
OdpowiedzUsuń