MAGDALENA
IGNASZAK
Siedziałam
na tylnym siedzeniu Mazdy, należącej do mojego męża. Pewnie
gdybym była w innym, mniej rozdygotanym stanie, to zwróciłabym
uwagę na to, że pozwolił komuś poprowadzić swoją „dziewczynkę”.
Byłam rozchwiana emocjonalnie i jako przyszły psycholog zdawałam
sobie z tego sprawę, ale sama sobie nie umiałam wypisać recepty na
lepsze jutro i wymazanie wczoraj. Psycholodzy nie zapisują leków,
ich lekarstwami są słowa otuchy, albo motywacji do działania,
dodanie wiary w to, że warto się podnieść. A ja teraz właśnie
tonęłam. Nie tylko zanurzałam się w głąb siebie, a topiłam we
własnych myślach. Tego było o wiele za dużo jak na kilka osób, a
ja byłam z tym sama, ale miałam dzieci, czyli kogoś dla kogo warto
brać się w garść.
Zerknęłam
na Leona. Był smutny, taki melancholijny. Głowę miał wspartą na
szybie, w dłoni trzymał grę, ale nie klikał w klawisze. Wszystko
wskazywało na to, że się zamyślił. Zagadnęłam, czy chce
soczek, bo takowy miałam w torebce. Dopiero wtedy dotarło do mnie,
że nie mam przy sobie mojej torebki!
– Tomek,
musimy się wrócić! – krzyknęłam szybko do szwagra.
Akurat
zatrzymywał się na światłach, więc szybko odwrócił głowę i
spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
– Co
się stało? – padło z jego ust, jak zwykle bez cienia gniewu czy
zdenerwowania.
Tomek
był typem choleryka, który długo się rozpalał, tak więc jego
wybuchy nie były częste, za to były mocne. Ja jednak nie musiałam
się obawiać. Nigdy nie skierował swojego gniewu na mnie. Gdy
mieszkał z nami to zazwyczaj wykłócał się z Szymkiem.
– Zostawiłam
torebkę.
– Gdzie?
– Nie
wiem! – uniosłam się. – Chyba w parku – dodałam,
przypominając sobie, że to tam byłam ostatnim razem.
Blondyn
spojrzał na drogę w chwili, gdy ktoś stojący za nami zatrącił.
Ruszył, ale już po chwili zjechał na bok i zatrzymał się. Podał
mi swoją komórkę, a ja zdezorientowana nie wiedziałam po co on to
czyni. Zerkałam to na niego, to na nowoczesny smartphone i tak
pewnie czyniłabym bez końca, gdyby się nie odezwał.
– Do
Szymona dzwoń.
– Nie
– szepnęłam tylko i pokręciłam głową.
– Magda...
– Poszukajmy
jej – zaproponowałam, mając na myśli moją torebkę.
– Trzeba
zabukować kary – stwierdził ostro.
– Mam
tylko jedną... dwie – poprawiłam wszystko.
– Nieważne,
możesz mieć nawet pół i tak trzeba zabukować. Zacznij ogarniać.
– Pstryknął palcami tuż przed moimi oczyma.
Miał
rację, więc drżącym kciukiem wybrałam numer swojego męża i
spojrzałam na zaciekawionego całą sytuacją Leona. Miał dzikość
w oczach, taką specyficzną mgłę, jakby miał zamiar się
rozpłakać, albo był naćpany. Obiecałam sobie, że stanem Leosia
zajmę się później i nie miałam na myśli tylko jego mętnego
wzroku, ale przede wszystkim siniaki, które szpeciły jego
pięcioletnie ciałko.
Wysiadłam
z samochodu, aby Leon nie słyszał jak brzmi rozmowa moja i Szymona.
Cholernie się bałam i słysząc czwarty sygnał miałam nadzieję,
że nie odbierze, ale odebrał.
– Coś
nie tak? – zapytał niby rzeczowo, ale z nutką takiej ostrości w
głosie, że na myśl przychodziło mi jedynie porównanie do
papryczki chilli. – Pytałem o coś! – warknął i nagle
zmieniłam zdanie. Nie brzmiał ostro jak papryczka chilli, a jak
piła mechaniczna.
– Szy...
Szy... Szymon – zaczęłam, czując jak słowa nie chcą mi przejść
przez gardło.
– Tak?
– dopytywał.
– Muszę...
muszę coś ci powiedzieć, ale się zdenerwujesz – uprzedziłam.
– Nie
wiem czy bardziej się da – stwierdził chamowatym tonem. – Ale
proszę bardzo, próbuj, może jednak się mylę i uda ci się
ustanowić nowy rekord. No dalej, kochanie, czekam – popędzał.
– Musisz
karty zabukować – wyjawiłam szybko, bo wiedziałam, że jak będę
przedłużać i gdzieś się zatrzymam, to już nie dam rady
powiedzieć ani słowa.
Szymon
zamilkł. Wydawało mi się, że dosyć długo milczał, ale w
rzeczywistości pewnie nie trwało to więcej niż jakieś pół
minuty.
– Zgubiłaś
karty? – wywnioskował, ale jednocześnie zadał pytanie.
– Tak
– odpowiedziałam szczerze z kolejnymi łzami cisnącymi mi się do
oczu i przeszłam na przód samochodu. Wsparłam się pośladkami o
maskę i wyczekiwałam czy powie coś jeszcze, choć szczerze korciło
mnie, by się rozłączyć. – Przepraszam – szepnęłam, chcąc
załagodzić jego gniew.
– Ile
ty masz lat? – zapytał z nutką cynizmu. – Sama siebie i swoich
rzeczy nie umiesz upilnować i jeszcze masz pretensje do mnie, że
cię w tym wyręczam? – jak zwykle w takich momentach uraczył mnie
stanowczym, mocnym i pewnym siebie tonem, w którym gniew był wręcz
wyczuwalny, ale nie było krzyku. Szymon taki już był, prawie nigdy
nie zdradzał swoich emocji.
Nie
czekał na moją odpowiedz, rozłączył się.
W
tamtej chwili pomyślałam, że gdy już będziemy sami, to on z całą
pewnością mnie rozszarpie. Sam był nieuczciwy. Uciął temat o
siostrze, nigdy nawet nie wspomniał, że ma siostrę, kłamał, że
jego matka zmarła wraz z ojczymem w wypadku samochodowym, śledził
mnie, ale to on był górą i to on rozdawał karty, a ja się na to
zgodziłam w dniu przyjęcia jego oświadczyn.
Teraz
mogłam narzekać bez końca i niczego tym nie zmieniać, albo
spakować się i odejść, najzwyczajniej wnieść o rozwód i się z
nim rozstać. Zawsze jednak wybierałam tę trzecią opcje, czyli co
najwyżej popłakałam sobie w kącie, czy do poduszki, a potem
prostowałam się, stawałam na równe nogi i szłam przez to życie
dalej, u boku męża, choć nie było łatwo. Nie będę jednak
kłamała, że bywało tragicznie, bo nie bywało. Szymon nie był
agresywny, nie rzucał się na mnie z pięściami o byle gówno i nie
przyszpilał moich pleców do ściany. Miał po prostu swoje
wymagania i jego główną wadą było to, że potrafi podnieść na
mnie rękę, ale ponad tym były zalety, dużo zalet, które
posiadał. Miałam jego miłość, jego zainteresowanie, chęć
tworzenia rodziny, opiekowania się moimi dziećmi, czas dla siebie,
wspólne wypady do kina i na miasto, inteligentne rozmowy i tą
bliskość, której niektórzy nie wytworzyli między sobą nawet po
połowie wieku, spędzonej obok siebie, bo to właśnie było ich
błędem – byli obok siebie, a nie razem. Szymon też tylko raz
ośmielił się nad sobą nie zapanować i uderzyć mnie w twarz,
wtedy gdy ja uczyniłam to pierwsza. Nigdy wcześniej, ani nigdy
później taka sytuacja się nie powtórzyła. Bił, fakt był faktem
– byłam żoną człowieka, który mnie bił, ale nie byłam żoną
typowego damskiego boksera, ani też despoty. Czasami miałam
wrażenie, że na psychice mojego męża, tylko i wyłącznie Freud
byłby wstanie zrobić doktorat, bo wszyscy inni, nawet najlepsi,
byli za bardzo znacznymi laikami, by w ogóle się odważyć go
przebadać. Ci inni za to mogliby przebadać mnie. Nie miałam
syndromu Sztokholmskiego, nie byłam ofiarą, która pokochała
swojego oprawcę, bo ja nigdy, przenigdy nie myślałam ani o
Szymonie jak o kacie, ani o sobie jako o ofierze. Nie
usprawiedliwiałam go też w swojej głowie, bo to nie było
konieczne. On się nade mną nie znęcał. On posuwał się do
ostateczności, tylko w chwili, gdy naprawdę musiał i wiedziałam,
starałam się zrozumieć, że tym sposobem okazuje miłość,
troskę, chęć chronienia mnie. Nigdy jednak nie pozostawał głuchy
na argumenty i właśnie nimi mogłam się posłużyć, zamiast
wpadać do jego gabinetu i urządzać karczemną awanturę.
– Jedziemy
dalej – zapytał Tomek, wychylając głowę poza samochód.
– Tak
– przytaknęłam i jeszcze chwilę wpatrywałam się naprzeciw, w
tylne światła mijających nas samochodów, a potem ponownie zajęłam
miejsce na tylnym siedzeniu, obok Leona.
Tomasz
milczał, skoncentrowany był na drodze, a ja dalej myślałam,
zarówno o tym co już za mną, jak też o tym co mnie czeka.
– Przeproś
go – szepnął jakby się bał to na głos zaproponować, a jego
myśli po prostu przepadkiem wydarły się na powierzchnie i dotarły
do mojego ucha.
Spojrzałam
na szwagra niezrozumiale.
– Przeproś
go – powtórzył. – Schowaj dumę i godność do kieszeni, dla
swojego dobra. Po prostu go przeproś, bo w życiu nie widziałem go
tak wkurwionego – wysyczał z odrazą ostatnie słowo.
– Ja
już kiedyś widziałam – wspomniałam.
– I
przeżyłaś?
– Siedzę
tuż za tobą. – Uśmiechnęłam się, a potem lekko zaśmiałam.
Czasami
po prostu pozostawał tylko śmiech i miałam gdzieś to, że mój
własny syn, zaspanymi oczami, patrzy na mnie jak na skończoną
wariatkę, którą czasami miałam wrażenie, że naprawdę byłam, a
jeśli jeszcze jakoś się trzymałam brzegu racjonalizmu, to i tak
zapewne było tylko kwestią czasu i w końcu stanie się
nieuniknione – utonę w oceanie absurdu.
– Możesz
jeszcze zgłosić to na policje – zaproponował nagle Tomasz. –
To mój brat i... i nigdy nie widziałem nic na własne oczy, ale...
skłamię, dla ciebie skłamię. – Zatrzymał się przed
automatycznie otwieraną furtką, do której żadne z nas nie miało
pilota.
Słowa
Tomka docierały do mnie dziwnym echem, jakby znajdowały się wraz
ze swoim właścicielem za taflą szkła. Dotarło do mnie, że on
wie, że najprawdopodobniej od zawsze wiedział. Mój nieobecny wzrok
zaczął błądzić po jego twarzy, która teraz znajdowała się
naprzeciw mnie, bo jej właściciel uklęknął na przednim siedzeniu
i wychylił się tak mocno, że nasze nosy niemal się zderzały.
Szymonowi brakowało zagłówka przy siedzeniu pasażera. Dziwiło
mnie, że nigdy nie naprawił tej wady w tej starej Maździe, która
była jego oczkiem w głowie. Myślałam o samochodzie, bo nie
chciałam stawić czoła myślom, że Tomasz wie, że od zawsze
wiedział.
Blondyn
skrzywił się, zamlaskał, a potem wyjaśnił:
– Prawie
trzy lata. Mieszkałem z wami prawie trzy lata, a Szymona znam całe
moje życie. Wiem jak traktował swoje żony.
– Żony?
– podłapałam ostatnie ze słów.
– Leon
zatkaj uszy – polecił nagle Tomek, ale Leoś już przymykał oczy
i ani myślał spełnić polecenia. Było dziwnym, że nawet się nie
wybudził na zapowiedź tak ciekawej nowiny. Gdy Szymek kazał mu
zatykać uszy, to zawsze się ożywiał i nadmiernie wręcz
przysłuchiwał, a nawet wtrącał.
– Z
nim coś jest nie tak. – Wskazałam brodą na syna.
– Może
jest zmęczony – zbagatelizował i ja także pragnęłam w to
wierzyć, ale jednak instynkt matki nakazał mi złapać Leona za
ramie i nim potrząsnąć.
– Synek!
– zawołałam. – Leon jesteśmy w domu, obudź się!
Byłam
w szoku, że nie reaguje na moje potrząsania, choć usilnie drgały
mu powieki i unosiły się ku górze, by ponownie opaść. W końcu
zatrybił i spojrzał na mnie niemal trzeźwym, ale takim aż za
bardzo agresywnym wzrokiem.
– Co?!
W domu?! – dopytywał i zaczął wypinać się z fotelika.
Moje
serce, które dłuższą chwilę stało w miejscu, ponownie zaczęło
bić, a ja nabrałem głębiej powietrza do płuc i starałam się
unormować oddech.
– Mówiłem,
że jest zmęczony. – Blondyn się uśmiechnął i pognał wzrokiem
za moim synem, który w istocie nawet nie był jego bratankiem.
– Mówiłeś
też coś o żonach.
– O
tobie i Milenie – wyznał. – Byłem raz światkiem jak ją
uderzył, domyślam się, że ciebie traktuje podobnie, bo coś co z
początku, jako kilkunastoletni gówniarz wziąłem za perwersje i
fetysz, zostało przez niego zbrukane wyjaśnieniem, że od wieków
żony mężowie od czasu do czasu, dla zachowania porządku...
– Nie
kończ – syknęłam. – Znam teorie Szymona i jego podejście,
jakby wciąż trwał dziewiętnasty wiek.
– Ten
system sprawdzał się od lat, więc...
– Nie
zamieniaj się w niego! – krzyknęłam, a on się zaśmiał.
– Nie
chciałem, tylko cytowałem – wyjaśnił i pomachał mi na
pożegnanie, wskazując jednocześnie palcem za moje plecy, tuż na
drzwi domu.
Piotrek
już na mnie czekał.
Wzięłam
Leona za rękę i wyminęłam mojego brata, rzucając do niego:
– Nie
odzywaj się do mnie.
– Przepraszam,
puściły mi nerwy. – Lazł za mną niczym natrętne psisko, które
się przyczepiło i nie chciało zboczyć z drogi, skręcając w inną
stronę. – Magda, naprawdę przepraszam, ale Marcin to nie jest
dobry pomysł.
– Marcin,
to nie pomysł, to człowiek. – Podniosłam Leona by go posadzić
na komodzie i zdjąć mu buty, bo mały ponownie jakoś tak zaczął
opadać z sił i dosłownie usypiać na stojąco.
– To
zły człowiek! – wrzasnął tak, że niemal ogłuchłam, bo jego
usta znajdowały się przy moim uchu.
– A
ty? Lepszy jesteś?
– O
stokroć – zapewnił.
Spojrzałam
na niego, miał rozchylone lekko usta i rozbiegany wzrok, ale po
chwili skupił swoje jasne tęczówki tylko na mnie, a dokładnie na
samym punkcie centralnym moich źrenic.
– Iwa
– powiedział szeptem.
Od
lat nikt mnie tak nie nazywał, choć kiedyś wszyscy na podwórku
tak za mną wołali. Potem byłam już tylko Magdą, aż w końcu
pojawił się Szymon ze swoim Lenka.
– Nie
mów tak do mnie, odwykłam i jeszcze się pomylę i pomyślę, że
to nie do mnie.
– Mówię
do ciebie i cię ostrzegam. Tu nie chodzi tylko o to w co Marcin cię
wpakował. – Ponownie zaczął za mną leź, bo ja wzięłam Leona
na ręce, by zanieść go do łóżka. – Daj go, jest ciężki. –
Wyrwał mi dziecko z dłoni i sam zaniósł go do pokoju, gdzie
położył na czarnej pościeli w kolorowe, małe jabłuszka i zaczął
go rozbierać.
Ledwie
zsunął Leosiowi spodnie do kolan, a cofnął się o krok i zamarł
przykładając rękę do ust.
– Zostawiłaś
go samego z Marcinem? – zapytał z pretensją.
– Nie.
– Pokręciłam głową. – Z Szymonem i z tobą.
– Skąd
ma...
– Mówi,
że uderzył się.
– Ze
sto razy? – dopytywał. – Co mu się stało?
– Nie
wiem i też się o to martwię! – wrzasnęłam. Miałam już dość
tych oskarżeń.
– Nigdy,
przenigdy, nie zostawiaj go samego z Marcinem. Żadnego dziecka z nim
nie zostawiaj – wywarczał przez zaciśnięte kły, niczym wilk
gotowy do skoku i walki, byleby tylko uchronić swoją watahę.
– Dlaczego?
– Byłam naprawdę zdezorientowana.
– Może
dlatego, że przez niego wychowujesz dziecko, które twoje nie jest!
– ryknął. – A może dlatego, że wiem o nim więcej niż ty i
on jest niebezpieczny! – uniósł się jeszcze bardziej i uderzył
palcem wskazującym w powietrze. – Oddałbym za ciebie życie, on
też, ale ja bym ci go nie odebrał, a on o mały włos tego nie
zrobił.
– To
nie była jego wina! – odpowiedziałam.
– Nie
jego? Jesteś chora czy nie do końca normalna? – zapytał
znacząco, a ja zerknęłam na Leosia, który sam pozbawił siebie
spodni, wszedł pod kołdrę i obrócił na bok.
Mały
przyłożył kciuk do ust i dotknął go czubkiem swojego języka.
Uroczo wyglądał zawsze gdy tak spał, ale ja nie miałam teraz
czasu i możliwości by się na tym rozczulać, bo przed sobą miałam
rozwścieczonego brata, który na siłę próbował we mnie weprzeć,
że coś za co ja też ponosiłam odpowiedzialność, było tylko i
wyłącznie winą Marcina. Musiałam jednak powiedzieć Piotrowi coś
jeszcze.
– Był
w fundacji pewien facet. Pytał o Leona.
– Cudownie.
Dlaczego o Leona? W sumie to dobrze, że pyta o żyjących, a nie
umarłych.
– Przestań!
– Zabiliście
Magda i nie przestanę, a wiesz dlaczego? – zapytał podchodząc do
mnie. – Bo w przeciwieństwie do Marcina, nie jestem dwunożną
bestią.
– Chciał
mnie ratować.
– Zabił
faceta, który chciał swoje dziecko.
– Chciał
moje dziecko!
– Nie
jest twoje! – wrzasnął z taką mocą, iż chyba tylko cud
utrzymał ściany na swoim miejscu. – To dziecko nie jest twoje –
powtórzył ciszej, ale znacznie dobitniej.
– Urodziłam
je – przypomniałam.
– Jesteś
chora – wysyczał ze łzami w oczach. – Wydanie na świat cudzego
potomka, nie czyni z ciebie jeszcze matki tego dziecka. Gdzieś tam w
świecie jest kobieta, której to dziecko ma geny, oczy, włosy i nie
ty nią jesteś, ty to dziecko tylko urodziłaś, za duże pieniądze
– przypomniał dobitnie, wyminął mnie i wyszedł z pokoju
dziecięcego.
– O
czym wujek mówił? – wyszeptał słabo Leon, który ponownie
toczył walkę z opadającymi powiekami.
– O
niczym. – Przyklęknęłam przy jego łóżku, wcześniej ocierając
łzy, tak by ich nie widział. – Coś ci się przyśniło, synku. –
Starałam się go uspokoić, więc przeczesałam jego włoski tak jak
lubił najbardziej. – Jesteś moim synkiem – zapewniłam i
nachyliłam się bardziej, by móc musnąć Leona w czoło, było
dziwnie słone.
Postanowiłam
jeszcze trochę przy nim posiedzieć i co jakiś czas doglądać, czy
wszystko jest z nim w porządku. Piotrek w końcu zjawił się
ponownie w pokoju dzieciaków i oznajmił, że pojedzie po Pole do
przedszkola.
– Tylko
uważaj na swoich wierzycieli – powiedziałam do jego pleców. –
No co się tak patrzysz? – zapytałam, gdy wbił we mnie jasne,
pełne niewiedzy spojrzenie. – To przez ciebie Szymon mnie śledzi,
bo zaczął się niepokoić, bo mnie napadli, a to było przez ciebie
i twoje długi.
– Może,
w takim razie sorry. Spłacę.
– Z
czego, skoro znowu bierzesz?
– Nic
nie biorę.
– Tak,
tak, a ja jestem prywatną wróżką Piotrusia Pana. Chwilowo możesz
mnie uznać za swojego anioła stróża. Jak liczne są twoje długi?
– Nie
mam...
– Ile
im stoisz!? – ryknęłam, podchodząc do niego z nieprzejednaną
miną. Leon zawiercił się, gdy usłyszał mój krzyk, ale dalej
stał. – Powiedz ile, a ci pomogę, jeśli będę mogła.
– Nie
masz tyle.
– Może
mam. – Uśmiechnęłam się triumfalnie.
– Siedem
tysięcy i jakieś osiem stów.
Otworzyłam
usta zszokowana.
– Jakim
cudem zdążyłeś się na tyle zadłużyć? – zapytałam.
– Dziwki
i prochy kosztują – przypomniał.
– Dziwki?
– Zaśmiałam się. – Piotrek... skończ udawać. – Zaśmiałam
się lekko, a potem po prostu uśmiechnęłam wyrozumiale. –
Przestań w końcu przede mną udawać, że nie lubisz kobiet.
– Męskie
burdele też kosztują. Nawet więcej niż damskie. – Poruszył
szybko głową na tak, jakby dostał delirki i zaczął iść szybko
w kierunku schodów, a następnie po nich zbiegać.
– Pojedź
taksówką! – krzyknęłam za nim.
– Tym
właśnie jeżdżę! – odkrzyknął. – Samochód zajął
komornik! – dodał.
Uderzyłam
głową o ścianę, bo dotarło do mnie, że dla Piotra nie ma
ratunku. Do mojego brata można było wyciągać pomocną dłoń
tysiąckroć razy, a on i tak zawsze upierdolił całą rękę,
pożywił się nią i szukał kolejnej pomocnej dłoni. Wszyscy w
końcu go skreślali, tylko moja ręka ciągle odrastała, bo był
moim bratem, bo zawsze był przy mnie co by się nie działo i na
swój sposób mi pomagał... bardzo mi pomagał. Poza tym rozumiałam
dlaczego bierze. Ojciec się od nas odsunął, gdy pojął, że ja
jestem owocem zdrady, a Piotr jest... pedałem. Musiałam to w końcu
przyznać sama przed sobą. Piotr prowadzał się z dziewczynami na
pokaz, by ukryć swoją orientacje, ale był gejem, nigdy nie
interesowały go kobiety i pocałował tylko dwie w życiu, tak
naprawdę po męsku, z tym wyczuciem i językiem niemal w samym
gardle. Pierwszą taką dziewczyną była ta co z nią chodził
jeszcze w czasach gimnazjalnych, ale ona go zostawiła, bo przy niej
mu nie stawał. Drugą taką dziewczyną byłam ja, gdy chciałam się
pozbyć jednego natręta i poprosiłam Piotrka o przysługę, by
udawał mojego chłopaka. To też tamtego dnia, gdy się całowaliśmy
w loży, w jednym z najbardziej tłocznych klubów, poznaliśmy
Marcina. Potem nieco zabawiliśmy się jego kosztem, bo chcieliśmy
sprawdzić jego tolerancje i... w efekcie Marcin do dziś sądził,
że ja i Piotr... nigdy nie wyprowadziłam go z błędu. Z początku
chciałam, ale potem ten błąd, mógł sprawić, że będziemy
razem, że... nieważne. Ja byłam tutaj, Marcin ciągle gdzieś w
świecie i poza moim zasięgiem, i w głębi duszy wiedziałam, że
tak powinno pozostać, że nie było nam pisane by być razem. Poza
tym był też Szymon, którego na swój sposób naprawdę bardzo
mocno kochałam. Zupełnie inaczej niż Marcina, ale jednak...
kochałam i nie byłabym w stanie go porzucić, i tak po prostu od
niego uciec.
Szymon nie musiał od razu tak pojechać po Magdzie, chyba każdemu może się zdarzyć coś zgubić i to nie jest koniec świata. Czasami mam wrażenie, że on po prostu lubi gnoić ludzi i pokazywać im, że są głupsi i mniej odpowiedzialni od niego.
OdpowiedzUsuńCały czas zastanawiam się kto tak urządził Leona? Czy Szymon mógłby skrzywdzić dziecko?
Czyli, że Magda zgodziła się urodzić dziecko dla kogoś, a potem Cinek zabił, żeby go im nie odebrali? To się robi starsznie skomplikowane.
Świetne opowiadania, z niecierpliwoscia czekam na kolejna część. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńok. trochę trudno mi to wszyustko ogarnąc. a więc Leon nie jest dzieckiem Magdy. Była czyjąś surogatką. Ale najwyraźzniej pokochała chłopca i nie chciała go oddawać. Interesujace, skoro poxniej chcicała gozabić poduszką. kim jest prawdziuwa matka? o co w tym wszystkim chodzi? może Leon to dziecko Emili? Ech, trudne do zrozumeinia... Przynajmniej tyle z tego dobrego, że Piotrek nie spał z Magdą. ale i tak nie jarzę, po co się w tej łoży do konca całowali, ale dobra... W kazdym razie Piotrek... ja tam nie do końca jarzę, czemu bierze, dlatego że jest gejem? a coż to za powod własciwie... Boże, to naprawdę porypane. podejrzewam, że Magda nie znajdziej juz swojej torebki. Biedna tylko sobie dodaje problemów przed spotkaniem z Szymonem. właśnie, co z tą policją, kiedy oni tam pójdą w ogóle? no i co sie stalo leosiowi? raczejk nie sądzę, by to była robota Marcina, ale czyja? nie podoba mi się to.
OdpowiedzUsuńZapraszam na zaspiki-condawiramurs.blogspot.com
Szok... Szymon mnie wnerwia, on zachowuje się jak Pan wielki,przy poprzedniej części juz ktoś zauważył,że dla niego Było ważniejsze ze ona nie zapukała niż to,że jest Pobita I rozstrzesiona. Teraz ta jego przemocą,kiedy zadzwoniła powiedzieć k tych kartach yo tez było przegięcie. On ją traktuje jak mała dziewczynkę. Piotr gejem? Pamiętam,ze Patryk tez byl gejem może zrobisz z nich parę?;) szok i niedowierzanie co ta Magda z Marcinem zrobili, jak Szymek się dowie całej prawdy o Magdzie To cienko z nią będzie. Ta rozmowa z Marcinem na tym placu zabaw,co powiedział, że nie potrafił pokochać nie swojego dziecka,dotyczyła Poli,ale dlaczego Jan dopisywal o Leona i Magda się tym strasznie denerwuje? Coś czuje,ze to nie wszystkie tajemnice Magdy. Co do Leona to nie sądzę,że to SZYMEK go bije ale kto w takim razie? I dlaczego on się on nie chce o tym mówić,Magds powinna to jak najszybciej z Szymkiem wyjaśnić. Ale dobrze,że się wyjaśniło chociaż dlaczego Magda calowa się z Piotrem
OdpowiedzUsuńJa się dopominałam więc komentuję.
OdpowiedzUsuńTaka pierwsza myśl jaka mi się nasunęła: streszczenie i inne dodatki do otchłani się jednak przydadzą. Na początku wydawały mi się zbyteczne. Szkoda Twojego czasu i wysiłku. Jednak po przeczytaniu tej części sama się zakręciłam. Piotr pedałem? Trudno mi w to uwierzyć, on mi się zawsze taki męski wydawał. Tak samo z Leonem, pokręcona historia. Tego wątku w ogóle nie ogarniam.
Szymon standardowo mnie wkurzył. Każdemu może zdarzyć się coś zgubić. Nawet coś tak ważnego jak torebka z kartami. Sama muszę się zabezpieczyć i ogarnąć numer do banku w razie ,,w''.
Piotrek gejem? W życiu bym się tego po nim nie spodziewała.Po kim jak po kim, ale nie po nim, zawsze wydawał mi się męski, taki stuprocentowy mężczyzna tylko trochę nieogarnięty. Szymon widzę płonie ze złości a Magda go jeszcze niechcący podkurwiła. W sumie może by nie był taki wściekły za tą torebkę gdyby go wcześniej nie doprowadziła do szału. W końcu każdemu się może zdarzyć coś zgubić, a już zwłaszcza w nerwach. Ja też kiedyś torebkę zgubiłam, właściwie to zostawiłam w sklepie tylko zauważyłam jej brak kilka godzin później XD
OdpowiedzUsuńTak właściwie z tą Magdy torebką to po części Szymona wina, jakby jej nie szpiegował to może by się aż tak nie zdenerwowała a tym samym o niej nie zapomniała. Tylko dlaczego Lena nie pojechała na jej poszukiwania? Torebka jak torebka, kupi nową, stać ją, ale jednak dokumenty czy jakieś inne rzeczy, które miała w środku to problem.
Szymon mnie wkurza, mógłby sobie darować i nie traktować Magdy w taki chamski sposób. Rozumiem zdenerwowanie całą tą wcześniejszą awanturą, ale to nie powód, żeby się na niej w ten sposób wyżywał. Ktoś słusznie zauważył, że on zachowuje się jak wszystkowiedzący i niomylny, który niemalże na każdym kroku musi pokazać, swoją wyższość, tak jakby nigdy Panu Idealnemu nie przytrafiło się nic zgubić, jakby gnojenie innych sprawiało mu przyjemność i utwierdzało go w tym, jaki jest wspaniały. Nie musiał już jej tak dokopywać, trudno, stało się, zgubiła torebkę i najważniejsze to zablokować karty.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się zachowanie Tomka, on byłby gotowy pójść na policję i zeznawać przeciwko swojemu bratu, nawet skłamać. Tylko co z tego, jak Lenka nie chce skorzystać z jego propozycji, a przecież on sam nie może nic zrobić, nawet jak domyśla się w jaki sposób Szymon traktuje Magdę, nawet jak nie godzi się z poglądami brata, a nawet brzydzą go, to nic nie zrobi, dopóki Lenka nie wykona pierwszego kroku. Ajć, prawie się Tomuś wysypał, jak powiedział, że wie jak Szymon traktował "żony", liczba mnoga, ładnie wybrnął, a Lenka jest tak zdenerwowana, że nie drążyła dalej tej mnogości żon swojego męża.
Piotrek gejem, przyznam szczerze, że nie przyszłoby mi to do głowy, on tak afiszuje się z dziewczynami, żeby nikt się nie domyślił. Trochę mi go szkoda, bo on żyje cały czas w strachu, że ktoś się dowie. Oboje z Magdą cały czas są w stresie, każde ma swoje tajemnice.
Przynajmniej się wyjaśniło, dlaczego Magda całowała się z Piotrkiem, trochę mi ulżyło, że jednak świadomie nie uprawiała seksu z własnym bratem, ze w ogóle go z nim nie uprawiała. Nawet po tamtych rewelacjach miałam podejrzenie, że może Piotr jest ojcem Poli, ale teraz już wiadomo, że nie, więc kto, oto jest pytanie?
Niepokoi mnie Leoś, z nim coś jest nie tak, nie wydaje mi się, żeby te siniaki były dziełem Szymona, nie zbiłby aż tak dziecka, wierzę, że mógłby uderzyc, strzelić pare klapsów, ale nie do tego stopnia. Leoś w ogóle zachowuje się jak nie Leoś, jakby chory był, mam nadzieję, że Magda coś z tym zrobi, że nie zostawi tego tak. Mi jego stan nie dawałby spokoju.
Nie wiem czy dobrze zrozumialam, Magda była surogatką, miała urodzić komuś dziecko i oddać, tylko teraz to już nie wiem, co myśleć, czy to Leon jest tym dzieckiem, czy Pola. No bo byłam pewna, że Leon jest synem Cinka, więc wychodziłoby, że to nie chodzi o niego i że to Pola nie jest jej, ale teraz to już nic nie wiem, zwłaszcza po tych słowach Lenki, jak siedziała przy Leonie, że jest jej synkiem, jakby na siłę chciała przekonać o tym i Leona i siebie samą.
Zapomniałabym, o co chodziło Piotrkowi, jak zapytał czy Lenka zostawiła Leona samego z Marcinem, co on o nim takiego wie? Czyżby był pewien, że Marcin byłby zdolny do takiego okrucieństwa wobec dziecka?
Obejrzałam jakaś zapowiedź otchłani szarości, bo coś mi się kojarzyło, że było wspomniane o hemofili, jako następstwie kazirodztwa i dobrze mi się skojarzyło,było wspomniane tez kiedyś, że Leon jest z związku kazirodczego.
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz rację co do tej hemofili. Przynajmniej wszystko na to wskazuje. Biedny Leoś, mam nadzieję, że Magda szybko coś z tym zrobi.
UsuńNo hej :)
OdpowiedzUsuńNa początku to, co mnie najbardziej zszokowało, czyli fakt, że Piotrek jest homo. Naprawdę, zawsze myślałam, ze to taki typowy podrywacz, każdej nocy z inną laską i tak dalej, a tu niespodzianka, bo to wszystko tylko pokazówa. Ale mnie zdenerwował, bo to już nie jest przypadek, że on się na taką sumę zadłużył. ja rozumiem, że można raz, bo człowiek głupi i naiwnie myśli, ze jakoś to spłaci, ale jak się non stop te same błędy popełnia mając nadzieję, że siostra spłaci, bo ma bogatego męża, to ja wysiadam. Żeby on się jeszcze za jakąś robotę wziął, żeby się chociaż starał jakoś z tego wykaraskać, to nawet bym była za tym, żeby Magda mu pomogła, ale ja mam praktycznie stuprocentową pewność, że jeśli ona go spłaci, to za jakiś czas problem długów się ponownie pojawi, więc nie warto. Niech sobie sam radzi, tylko, że przez niego Magda też może ucierpieć, bo Szymon może kiedyś nie zdążyć, i ktoś ją albo dzieci naprawdę skrzywdzi.
A co do Leosia, to ja się nie znam, bo z taką chorobą miałam do czynienia tylko na lekcjach biologii, ale rzeczywiście nie wydaje mi się, żeby Szymek był aż takim katem, żeby się nad dzieckiem znęcać, ale te siniaki nie mogły wziąć się znikąd. I tutaj w ogóle trochę się pogubiłam, bo wcześniej było, że Leoś to jest Marcina syn, tylko nie wiem, skąd się Pola wzięła... nie ogarniam trochę, ale może to dlatego, że wczoraj późno czytałam i jak ochłonę, to uda mi się to wszystko jakoś posklejać.
I jeszcze dodam na koniec, że Magdę miały prawo ponieść emocje i Szymek nie powinien się na niej tak wyżywać, bo święty nie jest. Na jej miejscu przystałabym na tę pomoc Tomka i zastanowiła się nad pójściem na policję, na poważnie.
Uciekam :D Do następnego!
Nie musiał tak na nią naskakiwać. Jejku... każdy może coś zgubić, a Magda była pod wpływem silnych emocji, właśnie przez niego, wiec miała prawo zapomnieć o torebce. A on jak zwykle musi pokazać swoją złość. ;/ Nie pojmuję, jak Magda może go kochać. ;d
OdpowiedzUsuńLeon faktycznie jest jakiś dziwny. Coś mu się musiało stać, tylko co? Wątpię, żeby to Szymon go tak urządził. Ale w takim razie kto? Tak się zastanawiam, czemu miałaby nie zostawiać Leona z Marcinem. Bo jest nieodpowiedzialny? Nie skrzywdziłby chyba dziecka? No jest z lekka nienormalnym facetem, ale chyba nie aż tak? No, ale skoro potrafił zabić... Ale szok... Magda miała komuś urodzić dziecko. Leona? Polę? Pewnie kasy potrzebowała. Ale chyba musiała wiedzieć, że to ryzyko, że może jej zacząć za bardzo zależeć na dziecku, a to wszystko skomplikuje.
Trochę mi ulżyło, że to między Piotrkiem a Magdą było udawane, co nie zmienia faktu, że się całowali, feee xd
Co do zgubionej torebki to rozumiem i ja i go. Ona była w nerwach nie myślała wtedy o torebce bo i jakoś tak się jej zgubiła. Go tez rozumiem czemu tak się wkurzył za torebkę. Był już tak zdenerwowany, że pewnie bzyczenie muchy by go wkurzyło.
OdpowiedzUsuńTomek zachował się super. Ma super plusa dla mnie. Nawet Piotrek rodzony starszy brat Magdy trzyma zawsze stronę Szymona a tu taki Tomek spokrewniony z Szymkiem pewnie dużo mu zawdzięcza chciał wstawić się za nią. Nie spodziewałabym się po Piotrku homoseksualizmu, no ale życie pokazuje jak zaskakujące ono jest. Nie podoba mi się to, ze z mojego Cinka robią potwora. To wszystko były ich wspólne błędy przeszłości każdy błąd powodował kolejny i Piotrek nie powinien obwiniać tylko Cinka. Siniaki na Leonku to zakładam, ze wynik hemofilii jak już ktoś tam wyżej zauważył i mama nadzieje, ze szybko sie Magda z nim do lekarza wybierze. Ale zaczęłam się gubić. Rozumiem , że Magda robiła kiedyś za surogatkę? i czyżby to Pola była tym dzieckiem? Zaczynam sie w tym gubić i mam nadzieję, ze niedługo coś się rozwiąże. Zdecydowanie domagam się więcej Cinka :D
Aha, więc ten pocałunek z Piotrem był na pokaz. Trochę mi ulżyło, ale w dalszym ciągu Magda całowała brata. Ciul z tym, że na pokaz. Całowała brata.
OdpowiedzUsuńCzy ja dobrze zrozumiałam, że ona urodziła Leona dla pieniędzy, a potem zabiła z Marcinem faceta, który chciał to dziecko dostać?
Zaczynam się zastanawiać czy jest jakiś czyn, którego Twoi bohaterowie nie byli by w stanie zrobić...
Ominęłam 34 z nieuwagi, wrócę do niego niebawem. Zaczęłam czytać 35 będąc przekonana, że to 34, a potem już postanowiłam dokończyć.
Magda surogatką, Piotrek gejem. No potrafisz szokować. Magda nie widzi problemu w zachowaniu Szymona, nie słucha rad Tomka, nie zostawi Szymona, mimo iż kocha Marcina. Czyżby Leon był na coś chory? M.
OdpowiedzUsuń