Czytam = Komentuje

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na blog z dodatkami o "Otchłani szarości":

http://miejskie-opowiesci.blogspot.com

piątek, 22 stycznia 2016

Sezon 1 - Część 38 - Blokada tkwi w umyśle


MAGDALENA IGNASZAK

Szymon rozmawiał z Leonem w jego pokoju, a ja w sypialni dostawałam kurwicy. Dosłownie myślałam, że oszaleje. Miałam dwadzieścia jeden lat, a bałam się jak dziecko, którego surowy rodzic udał się na wywiadówkę. System kar i nagród w jakim przyszło mi żyć i na jaki sama wyraziłam zgodę, był chory, był nie dla mnie, nie bawił mnie, ani nie podniecał w żaden sposób. Chociaż nie. Nie do końca tak było. Szymon sam w sobie, jego inteligencja, opanowanie, zdolność przegadywania, decyzyjność, męskość, stanowczość, nawet pewna doza surowości, sprawiały, że czułam ukłucia w podbrzuszu, takie drobne uderzenia podniecenia. Było to coś czego nigdy wcześniej nie zaznałam, nawet przy Marcinie, choć nie mogłam się oszukiwać, że blondyn miał coś w sobie. Był zabawny, uroczy, taki młody, świeży, jeszcze ciekawy świata i szalony. Marcin Andrzejak niegdyś był idealnym kochankiem, chłopakiem do zabawy i na zabawę, ale nie nadawał się do życia, zwłaszcza rodzinnego i musiałam w końcu to przyznać. Pewnego razu musiałam postawić na szalach wagi własnego serca Marcina i Szymona – młodzieńczą miłość i dojrzałą decyzję na całe życie. Wybrałam żyć, a nie z miłości wewnętrznie umierać. Szymek jednak był zastępstwem, kimś za kogoś, jedyną opcją na lepsze życie dla mnie i przede wszystkim dla moich dzieci. Często zastanawiałam się, czy to było swojego rodzaju poświęcenie. Być może i sama już nie pamiętam czy kiedykolwiek tak myślałam. Dziś też nie wiem czy poświęceniem można nazwać mieszkanie w dużym, przestronnym domu z wyposażeniem niczym w pałacu, nowy samochód ofiarowany na dzień kobiet, wakacyjne wyjazdy dwa albo nawet trzy razy w roku, markowe kosmetyki, wspólne zakupy i wygłupianie się w przymierzalni, zainteresowanie ze strony męża, rodzinne spacery, wspólne zabawy w ganianego na około ratusza lub po plaży, opalanie się na jachcie i strzelanie pistoletami na wodę w ogródku przed domem? Czy otrzymanie tego wszystkiego mogę, do cholery, nazwać poświęceniem się? Nie sądzę i ta myśl cholernie mnie przytłaczała, bo chciałam od niego odejść setki razy. Może nie chciałam, ale myślałam o odejściu, o wynajęciu kawalerki, wyprowadzeniu się wraz z dziećmi, podjęciu dodatkowej pracy i samotnym wiązaniu końca z końcem, ale nigdy nie odważyłam się nawet na spakowanie walizek i włożenie ich do bagażnika. Nie umiałam własnym dzieciom zabrać świetlanej przyszłości, z tak banalnego powodu jak kilka pasów na pupę, o których wiedziałam, że będą i to jeszcze przed ślubem. Zgodziłam się. Co z tego, że byłam wtedy młodsza?! Czy to powód by teraz strzelać fochy, mieć pretensje, miotać się i krzyczeć? Wiedziałam co robię, wiedziałam jak będzie, znałam Szymona i jego średniowieczne poglądy. Miałam pewność, że nigdy nie zrobi mi krzywdy, że nie będzie wykorzystywał władzy, na którą poniekąd sama mu zezwoliłam. Wciąż miałam swoje zdanie, mogłam je wypowiadać, a to co mnie spotykało nie dało się nazwać więzieniem, ubezwłasnowolnieniem, czy katowaniem. O wiele łatwiej odejść od alkoholika, który się awanturuje po niemal każdym powrocie do domu. Łatwo porzucić mężczyznę, który nic nie daje od siebie, a jedynie wymaga i bierze. Takich było pełno. Bili swoje kobiety, choć nigdy nie podnieśli na nie ręki. Bili mentalnie, słowami, albo swoim zachowaniem... swoją obojętnością, brakiem zaradności, nieudzielaniem pomocy. Szymon był inny. Cokolwiek by się nie działo, to mogłam na niego liczyć. Jasne, że miał swoje chore zasady, czasami był za sztywny, za wymagający, ale to i tak było nic w porównaniu z tym ile dawał mi i moim dzieciom od siebie. Poza tym nie da się być z kimś przez tyle lat i niczego do tego kogoś nie poczuć. Nigdy nie wiedziałam do końca czy go kocham, czy tylko po prostu lubię, szanuję i odczuwam podniecenie, gdy jest blisko, gdy trzyma dłonie na moich piersiach, albo obcałowuje ramie oraz szyję, włącznie z okolicą ucha. Jedno było pewne – do Szymka czułam więcej niż przyzwyczajenie.
Mój mąż długo nie wracał, a mnie bolało samo czekanie. Tak naprawdę to nie lanie było najgorszą częścią kary. Ono po prostu było, gdy się zaczynało, musiało kiedyś się skończyć i już po pierwszym uderzeniu nie miałam na to wspływu, traciłam kontrolę nad sytuacją. Czekając miałam bardzo duże pole do popisu, jeśli chodzi o myśli i strach. Człowiek naprawdę nie boi się tego w czym trwa, nie lęka się teraźniejszości, która jest, bo ona po prostu jest. Boimy się przyszłości, wszyscy, bez wyjątku. Nie boimy się egzaminu, który już dostaliśmy do ręki i zaczęliśmy wypełniać, ale baliśmy się go od momentu jego zapowiedzi i im było bliżej wskazanego przez nauczyciela czy wykładowce terminu, to nasz strach był coraz większy. Bokser boi się wyjścia na ring, gdy nie wie jak bardzo będą bolały ciosy przeciwnika, a po pierwszym otrzymanym, to już adrenalina, chęć zwycięstwa, obrony, zdolność trzymania gardy i wyprowadzenie ciosów są ważne, a nie myśli jak zaboli, czy zaboli, gdzie zaboli. W moim przypadku było podobnie. To nie te pasy były najgorsze, choć świst przecinanego powietrza napawał wręcz przeraźliwym lękiem. Znosić je jednak choć ciężko, to nie było trudno, bo nie miałam na to wpływu, gdy już nastał początek. O wiele gorzej było się temu poddać, obserwować jak rozpina klamrę paska, a potem słyszeć jak wysuwa go ze szlufek. Trudno też było uczynić ten pierwszy krok, choć nie było w nim niczego ponad siły. O wiele łatwiej by było, gdyby po prostu mną szarpnął, przytrzymał, nastrzelał, ale nie, tak nie było prawie nigdy, no chyba, że były to dwa-cztery klapsy przyłożone na szybko dla opamiętania i pokazania, że mimo panującej w Polsce wolności, w naszym domu, to on rządzi, on decyduje, on stoi na szczycie piramidy hierarchii.
Kierowana czystą ciekawością i chęcią, by to co najgorsze mieć jak najszybciej za sobą, wstałam z łóżka i poczłapałam przed drzwi pokoju Leosia. Były uchylone. Weszłam więc do środka i poczułam takie dziwne wzruszenie. Obraz śpiącego nie w naszym łóżku Szymona był rzadkością. Fakt, że zdarzało mu się drzemać w salonie na kanapie, albo w ogrodzie na leżaku, ale prawie nigdy nie miało to miejsca z dziećmi. Dotarło do mnie, że Szymon nawet rzadko ich przytulał. Miał pewnego rodzaju dystans i wyraźne problemy z bliskością o czym wiedziałam jeszcze zanim się z nim związałam. Starał się też oprawić nasze życie w sztywne ramy zasad, a jedna z nich mówiła, że rodzice mają swoją sypialnie, a dzieci swoje łóżka w swoim pokoju. Z początku... w pierwszym roku naszego wspólnego życia był taki bezwzględny, bo nie dopuszczał wyjątków od niektórych takich zasad i reguł. Potem jednak miękł. Nie była to oczywiście diametralna zmiana z dnia na dzień, ale z miesiąca na miesić, powolutku, z roku na rok, także nie szybko i stawał się pewnego rodzaju innym człowiekiem, choć jednocześnie ciągle pozostawał sobą.
Ponownie zapatrzyłam się na obraz otulony jednie niewielkim światłem lampki nocnej, której abażur był we wzór żaglowców. Leon spał jakoś tak dziwnie, taki zgięty w pół, z głową położoną na brzuchu Szymka. Pomyślałam, że będzie mu zimno. Nie Leonowi, a Szymonowi, bo Leoś był nakryty pościelą w kolorowe jabłuszka. Sięgnęłam więc po kołdrę, która leżała na łóżku Poli. Była popielata w różowe i fioletowe usta. Przykryłam nią Szymona i oddaliłam się na krok, by uważniej się temu przyjrzeć. Wyglądał uroczo i w tej chwili żałowałam, że rozwaliłam telefon komórkowy, bo mogłabym im zrobić zdjęcie. Widząc tablet Leosia, uznałam to za nic straconego. Pstryknęłam fotkę z zamiarem późniejszego wysłania jej sobie na telefon i wróciłam do sypialni, do swojego i Szymona łóżka, które teraz było całe moje. Wiedziałam jednak, że nie zasnę, więc tak szybko jak się położyłam, tak szybko też wstałam i poszłam do łazienki. Postanowiłam zaczerpnąć relaksującej kąpieli. Chwilę zastanawiałam się czy skorzystać z narożnikowej dwu, albo nawet trzyosobowej wanny, czy wejść do tej szklanej z systemem masującym, na dodatek umiejscowionej naprzeciw zawieszonego na ścianie, niewielkiego, bo ledwie trzydziestodwucalowego telewizorka. Zdecydowałam się na masaż i obejrzenie serialu fantasty. Na początku mi się podobał, ale potem przestał mnie kręcić, mimo tego, ponieważ został mi już tylko i wyłącznie ostatni sezon, postanowiłam się przemęczyć i poznać zakończenie. Pilot był wodoodporny, więc położyłam go na stoliczku obok wanny i napuściłam wody, która nie ważne jak długo by nie leżała, zawsze będzie miała ustawioną na panelu temperaturę. Nie stygła, chyba, że wyłączyłabym nieustanne jej podgrzewanie. Wsunęłam stópkę do połowy i szybko ją wyciągnęłam. Wytarłam białym ręcznikiem, bo postanowiłam jeszcze na moment wrócić do sypialni. Miałam ochotę na drinka. Szymon miał w domu bardzo dużo barków, bo i w salonie połączonym z jadalnią, w swoim gabinecie, oraz w naszej sypialni, a nawet w kuchni znajdowały się wina. Można by więc uznać, że nasz dom był istnym rajem dla alkoholika. Ba, nawet dla całej bandy alkoholików. Myślę, że spokojnie na tydzień tracenia podświadomości za pomocą procentów, by im wystarczyło.
Otworzyłam drzwi komody nad którą wisiało lustro i przyjrzałam się kolejnym drzwiom, tym razem oszklonym. Wiedziałam, że alkohole znajdujące się do góry, nie są chłodzone, a te na dole niemal zimne. Z początku myślałam o winie, czerwonym, pięcioletnim, słodkim o ładnej nazwie Messapo, ale nigdzie w zasięgu mojego wzroku nie było korkociągu, a nawet jakby był, to nie lubiłam się nim posługiwać. O wiele bardziej wolałam być obsługiwana, dlatego wina zazwyczaj pijałam z Szymonem, albo w samotności, w knajpie, barze, restauracji, gdzie był zazwyczaj przystojny kelner, a nawet gdy nie był przystojny, to miał obowiązek otworzyć, nalać, podać, czyli zrobić to, czego ja sama robić nie lubiłam. Odkładając butelkę ze szczepu Primitivo, dotarło do mnie, że kiedyś o winach nie wiedziałam nic. O każdym po spróbowaniu mogłam jedynie powiedzieć czy mi smakuje, czy też nie. Teraz moja wiedza była znacznie obszerniejsza, choć i tak nie dorównywała Szymonowi. On o winach mógł mówić godzinami, opowiadać skąd pochodzą, jaki mają kolor gdy są w kadziach, jaki posmak, czy słodzone są sztucznie, czy naturalnie i bez wspomagaczy. Pamiętam jaka byłam zaskoczona, gdy powiedział mi właśnie o Pliniana Messapo Dolce Naturale.
Po krótkiej fermentacji, dojrzewa pół roku w kadziach. Ma wtedy kolor fioletu, barwę gęstej purpury. Jego aromat, to zapach bardzo intensywny, leśnych owoców i truskawek. Można się w nim zakochać.
Zakochać w winie? – zapytałam wtedy.
Pojedziemy do Włoch, odwiedzimy Apulia, to sama zobaczysz. Wystarczy stanąć na środku, zamknąć oczy i nawet nie trzeba marzyć, a jedną nogą będziesz błądziła po wyobraźni i widziała w niej dzikość ogrodów, takich, w których znajdują się plącze z dzikimi jagodami i innymi leśnymi owocami, a do tego truskawki, takie świeże, nieumyte, niepryskane. Po chwili zdasz sobie sprawę, że to nie jedyne co widzisz oczyma i drugą nogą będziesz w chatce, przy gorącej czekoladzie z nutką posmaku przyprawy korzennej czy też takiej do piernika, choć chyba to jedna i ta sama, nie znam się na pieczeniu. – Zaśmiał się.
Pamiętam, jak wtedy rozbawił mnie końcówką swojej z początku poważnej i poetyckiej wypowiedzi, która na myśl nasuwała mi jedynie określenie biały wiersz. Szymon potrafił pięknie mówić. Opowiadać o barwach, rodzaju płótna, rzeźbach, obrazach, dziełach architektonicznych, winach, cudach natury, mitologi, zodiakach, religiach, talizmanach i innych wierzeniach. Mówił o tym w taki sposób, że chciało się słuchać więcej i więcej, pragnęło się łaknąć jego słów i robiło wszystko, by nie przerywał. Rzadko chodził w garniturze, ale nie trzeba mu było koszuli, kamizelki i marynarki, ani bycia pod krawatem by pokazać klasę. Pamiętam jednak gdy grał na fortepianie na jednym z koncertów. Nigdy wcześniej nie pomyślałam, że seksowny i taki... och i ach wyda mi się muzyk. Zwykły facet, może trochę lepiej umięśniony, ale z twarzy przeciętny, taki nadzwyczajny. Jednak w popielatej koszuli i czarnej kamizelce wyglądał jak bóg seksu, o ile taki bóg w ogóle w jakiejkolwiek religii istniał. Jeśli jednak nie istniał, to z całą pewnością powinien zaistnieć.
Przestałam myśleć o winie i o wspomnieniach z nim związanych. Zdecydowałam się na sok z czarnych porzeczek i białe martini. Do tego obowiązkowo odrobinka syropu z malin. Całość smakowała wybornie, wiedziałam o tym, dlatego zdecydowałam się na wyjątkowo wysoką szklankę, by czasami mi nie brakło, zanim zdążę się zrelaksować wylegując w wannie.
Dostrzegłam, że czołówka mojego serialu dobiega końca, więc szybko udałam się do łazienki, położyłam szklankę na stoliku i jeszcze zawróciłam do szafki nocnej po prasie mleczko, ale takie z podwójną warstwą, jedną mleczną, a drugą taką marmoladową. Nie trudziłam się rozkładaniem ich na talerzyk, choć Szymon z pewnością by tak zrobił. Jak kiedyś poprosiłam go, by przyniósł mi jogurt i czekoladę z lodówki, to przelał go do pucharku, na wierchu utworzył rozetkę z bitej śmietany i całość obsypał startą czekoladą oraz przyprawił świeżymi malinami. Musiałam przyznać, że jak to zobaczyłam, to aż szkoda mi było zjeść, ale przecież właśnie po to to było, by przyjemnie było jeść. Nagle zaczęłam się zastanawiać, dlaczego mężczyzna, który był w stanie dla mnie tworzyć takie cudeńka, oraz układać czekoladę, równo podzieloną w słupki na deserowym talerzyku, widział nie tak dawno tak duży problem w zrobieniu buźki na kanapce mojej córki. Opcje były dwie, albo był po prostu tego dnia zmęczony, rozdrażniony i nie miał na nic ochoty, co przecież trzeba było mu wybaczyć, bo każdemu się takie dni zdarzają, albo po prostu dzieci mu zawadzały... zawadzały z jednej strony, ale z drugiej były mu potrzebne, no bo przecież trudno sobie wyobrazić rodzinę bez dzieci. Przyszło mi na myśl, że może Szymon nie chce spróbować spłodzić własnego potomka, bo drażnią go tak małe, jeszcze niczego nieświadome i niemal zupełnie nierozumne istoty. Być może nie mógł się doczekać, aż Pola i Leon jeszcze troszkę podrosną. W końcu już traktował ich na starszych niż byli. Czasami gdy o nich mówił lub mówił do nich, albo czegoś od nich wymagał, to miałam wrażenie, że on widzi przed oczyma nie trzylatkę i pięciolatka, a co najmniej siedmiolatkę i dziesięciolatka. Choć być może winą było to iż był tyle ode mnie starszy. Za jego czasów dzieci były inaczej wychowywane, były bardziej samodzielne, dojrzalsze, puszczone samopas. W końcu każdy z nas, ze słyszenia kojarzy czasy PRL-u, gdy dzieci od rana do wieczora lub gdy ledwie wróciły ze szkoły, to od razu leciały na podwórko, same chodziły do szkoły, a nawet i do przedszkoli. Te dzieci też odgrzewały sobie obiady lub gotowały, bo rodzice byli w pracy, jak się oparzyli to popłakali w samotności, włożyli dłoń do zimnej wody lub mleka prosto z lodówki i na tym się kończyło, nikt się nie rozczulał, nie dmuchał na oparzenie i nie ocierał łez. Zauważyłam, że Szymon ma podobnie. Prędzej był gotowy pocieszyć Polę niż Leona, bo ona była dziewczynką i była młodsza. O ile z tym, że była młodsza mogłam się zgodzić i jeszcze na tę teorie byłam w stanie przystać, o tyle płeć dla mnie nie miała aż tak wielkiego znaczenia, ale dla Szymka miała. Zdaniem mojego męża, Leon miał być przywódcą, kimś kto powinien się troszczyć o młodsze rodzeństwo, a więc też w jakiś sposób opiekować Polą. Powinien więc być dojrzalszy i odpowiedzialniejszy, a nie patrzeć tylko jakby podłożyć jej nogę. Coraz częściej do mnie docierało, że mój syn, go zawiódł, albo raczej, że oprócz tych kilku momentów, gdy naprawdę błyszczy na tle innych dzieci w swoim wieku, to nieustannie go zawodzi. Często mi wypominał... nie, nie wypominał, po prostu głosił, że za bardzo się z nim cackam, ciągle traktuje jak takiego maluszka i nie pozwalam małemu rozwinąć jego własnych skrzydeł, bo otulam go moimi.
On już nie ma dwóch czy trzech latek – mówił wtedy. – Jestem pewny, że jakbyś mu nie przekroiła bułki, to sam by sobie ją przedzielił na pół.
Przeciąłby się.
I co z tego? Ty się nigdy nie przecięłaś? Jak się nie przetnie to się nie nauczy. Daj mu taki... tępy nóż, to będziesz miała pewność, że palca nie straci, zainwestuj w plastry i po sprawie. Daj mu dorosnąć.
Ma czas by dorosnąć.
Dorastanie to etap długotrwały, gdy zaczniesz wymagać od niego samodzielnego przygotowania kanapki od A do Z kiedy będzie w gimnazjum, to on nie będzie umiał poprawnie noża utrzymać i wtedy to już będzie za późno. Nie wiem czy wiesz, ale odbierzesz mu przez to możliwość bycia chirurgiem.
Skąd wiesz, że będzie chciał być chirurgiem?
Nie wiem, ale nawet jeśli nie, to po co pozbawiać go szansy, koordynacji ruchu dłoni, precyzji w palcach, skoro można dać mu przekroić bułkę na pół i ewentualnie nakleić plaster, gdy się zrani. Nawet dobrze, by było gdyby się zranił. Przy goleniu też się nieraz zatnie, gdy będzie zaczynał, a nie mam ochoty potem oglądać płaczącego i tulącego się do mamy czternastolatka, bo sobie zarysował policzek ostrzem. – Tym stwierdzeniem pamiętam, że mnie rozbawił, bo porównanie choć takie... strasznie odległe od siebie i moim zdaniem mało mające z sobą wspólnego, to było zabawne, gdy sobie usiłowałam to wyobrazić. Jednak kiedy dopowiedział kolejnych kilka zdań to poczułam się dziwnie. – Dzieci powinny nawyknąć do bólu, Magda, by potem było im lżej, bo życie cholernie mocno boli i każdego kopie po dupie na swój różny, odmienny sposób. Nie wiesz skąd nadejdzie kopniak, ani jakim sposobem zostanie ci wymierzony, wiesz tylko jedno, że nie będzie to pieszczotliwe klepnięcie, że będzie napierdalało z całej siły i będzie bolało tak mocno, że może odechcieć się żyć. Gdy się jest przyzwyczajonym, to łatwiej stanąć na nogi.
Skąd pewność, że skopie? Może będę mieli szczęśliwe dzieciństwo i udaną dorosłość?
Tak, tak i przeniosą się do bajkowej krainy o nazwie Nibylandia. Lena, życie każdego z nas doświadcza, zarówno pozytywami jak i negatywami. Ktoś mi kiedyś powiedział, że biedny człowiek przetrwa wszystko. Nie będzie miał na chleb, to nie zje, albo pożyczy i ucieszy się kromką z masłem, choć ponaglenia do zapłaty będą wysypywały się ze skrzynki, choć dzieci będą płakać, a żona marudziła. Bogaty i rozpuszczony podda się, gdy komornik naklei nalepkę na jego motocykl, albo gdy nie będzie go stać na paliwo, nie będzie mógł znieść płaczu własnego dziecka i marudzenia własnej żony, jej szczerych pretensji, które być może choć są nie do końca odzwierciedlone w rzeczywistości, to nie można nakazać komuś czuć inaczej i miała prawo do wypowiedzi. Taki człowiek chodzi na strych wielokrotnie, patrzy na sznurek, dotyka go, w końcu zawiesza, staje na krześle i nagle pół kroku dzieli go od życia, jak i pół od śmierci. Jest w zawieszeniu. Trwa w nim i w końcu wybiera. Umrzeć na śmierć lub poznać śmierć za życia. – Pamiętam tęczówki Szymka gdy to mówił. Nasuwały na myśl kryształ jakby jego oczy nagle pokryła tafla szkła. – Chcę by moje... by nasze dzieci były po prostu silne, by się nie poddawały ani na śmierć, ani na życie w luksusie kosztem zaprzedania samych siebie. By umieli przyjmować coś takim jakim jest, bo czasami nie można inaczej, by umieli to znieść zanim będzie za późno na krok w tył. Na Grenlandii, gdy nie polujesz to nie żyjesz, a więc musisz być silnym, ale też trzeba mieć zasady, bo niedźwiedzi coraz mniej i trzeba przestrzegać norm, przydzielanych na każdą wioskę.
Byłeś na Grenlandii? – zdziwiłam się.
Nie, ale znam kogoś kto tam mieszka.
Pojedziemy kiedyś? – zapytałam ochoczo.
Może, może, gdy trzeba będzie uciekać, bo nie znoszę zimna i dla kaprysu nikt mnie nie zmusi bym skazał się na aż tak niekorzystny dla mnie klimat. – Puścił wtedy do mnie oczko, a ja zaśmiałam się. Teraz jednak zastanawiałam się ile jest prawdy w jego słowach. Skąd tak dobrze zna uczucie rozpuszczonego człowieka, który nie dawał rady, skąd pomysł o tym by napomnieć o ucieczce do krainy skutej lodem, pełnej Eskimosów i niedźwiedzi polarnych?
Czułam, że oszaleję, więc musiałam przestać choć na moment o tym wszystkim rozmyślać. Skoncentrowałam się więc na piciu drinka i zagryzaniu go słodkością. W końcu jednak nawet El Internado dobiegł końca, szklanka została opróżniona, a opakowanie po ptasim mleczku puste. Nie pozostało mi więc nic innego jak wstać, założyć na siebie coś w czym wygodnie jest leżeć w łóżku i pójść spać. Zdecydowałam się na białą koszulę Szymona, która już nieco utraciła na kolorze, a przede wszystkim zmniejszyła się o półtora rozmiaru po wypraniu w zagotowanej wodzie. Majtki wciągnęłam na siebie tylko po to, że jeszcze mogłam zgłodnieć i iść do lodówki, a nie chciałam tak świecić gołymi pośladkami i cipką, w sytuacji, gdy Leon był w domu. To było dziwne, bo gdy się kąpałam, znaczy wylegiwałam w wannie, a on siedział obok i czytał na głos, to zupełne mi to nie przeszkadzało, a gdy byłam goła i w ruchu, to tak jakoś... nie, nie potrafiłam tak po prostu przy dzieciach.
Ledwie położyłam się do łóżka i ułożyłam bokiem, tak jak lubiłam najbardziej, a Szymon pojawił się w drzwiach sypialni. Dziwny skurcz żołądka, spowodowany strachem uraczył mnie wstrzymaniem oddechu.
Cześć ponownie – szepnął zrezygnowany i najpierw usiadł na łóżku, a potem się walnął, tak, że opadł na miękkie poduszki. – Nie mam na nic siły – wyznał, gdy ja już leżałam na wznak. Objął mnie i poczułam się tak cholernie dobrze, jakby nagle zrobiło się w sypialni o co najmniej pięć stopni Celsiusza cieplej.
Chwyciłam dłonią za jego nadgarstek i otuliłam się mocniej jego ręką. Odwróciłam na bok i poczułam znajomy zapach. Mieliśmy w domu wiele flakonów perfum, także męskich, ale Szymon rzadko ich używał. Jedynie, gdy gdzieś szliśmy wspólnie, na przykład do restauracji, albo na ważne spotkanie, ewentualnie jakiś bankiet lub teatr. Na co dzień pachniał po prostu sobą, a jego dłonie mydłem Dave, albo kremem Nivea. Bywały też dni, gdy nie było go cały dzień, bo najpierw pracował, potem coś załatwiał, potem odbierał dzieci, przywoził, jadł, szedł gdzieś z kolegami, znowu pracował i wracał nie mając siły na nic, nawet na prysznic. W takie dni śmierdział wszystkim z czym się zetknął, choćby kebabem jeśli go jadł, albo przesiadywał gdzieś w pobliżu, potem z siłowni, chlorem z basenu, ale nie robił z tym nic, po prostu zasypiał, a mnie nigdy to nie przeszkadzało. Taki już był, nie dbał o to by pachnieć jak z żurnala, na co na przykład Marcin zwracał szczególną uwagę. Szymon nie był jak dzieciak co musi przed snem wziąć prysznic, nabalsamować się i wyperfumować, zanim znajdzie się obok swojej dziewczyny. Był po prostu męski, nie leniwy, nie śmierdzący, nie obrzydliwy, a zwyczajnie męski, nic mniej i nic więcej.
Śpisz? – zapytałam, splatając palce naszych dłoni z sobą.
Jeszcze nie – odburknął.
Co z Leonem?
Jutro to załatwię w szkole.
A więc to w szkole? – dopytywałam. – Co ci powiedział?
Nie mogę ci powiedzieć, obiecałem.
Ale coś nabroił?
Uuu, zachował się jak mężczyzna.
Dlaczego nie możesz mi powiedzieć?! – uniosłam się nieznacznie, by choć trochę go rozbudzić.
Bo obiecałem, że ci nie powiem – odpowiedział tak samo słabo i mrukliwie.
Bronił jakieś dziewczynki?
Najładniejszej.
Na całą klasę?
Na cały świat – odpowiedział z dużą pewnością pobrzmiewającą w jego głosie.
I nie powiedział pani?
Nie chciał wyjść na skarżypytę i bardzo dobrze – ostatnie trzy słowa wypowiedział niezwykle szybko i mocniej mnie objął. Wyczułam jego zarost na mojej łopatce, bo nawet przez koszulę mnie kłuł.
Szymek będę się martwić. Powiesz mi. Nie powiem mu, że wiem.
Dobra, ale spokojnie potem, dobrze.
Dlaczego miałabym się zdenerwować? – ożywiłam się na tyle, by go odtrącić i usiąść.
Mój mąż także się podniósł na łóżku i spoglądał na mnie półprzytomnym wzrokiem.
Chodziło o ciebie – przyznał jakby go coś bolało. – Powiedział ile masz lat, bo dzieciaki się między sobą wypytywały. Policzyli na ile go urodziłaś. Od słowa do słowa, padło coś czego nie mógł znieść i dał koledze w szczękę. Ten nie poskarżył się pani, a dwóm starszym braciom. Dotarli go gdzieś w szatni, jak szedł po breloczek, ten w kształcie latarki. Uderzyli, skopali, stąd siniaki.
Nie zostawię tak tego! – krzyknęłam zbulwersowana i gdyby nie to, że był środek nocy, to zapewne ubrałabym się i wykopała te bachory nawet spod ziemi, a potem sama im nakopała, bo zapewne pójście do rodziców takich gnojków nic by nie dało.
Spokojnie – mruknął. – Załatwił sprawę.
I mam tak to zostawić?
Jasne. Jak będą go dalej zaczepiać, to sam gówniarzami szturchnę, bo Leon mi powie, a póki co wyjaśnię tylko nauczycielce, że to drobna sprzeczka z kolegami z podwórka.
Podwórka?
Lena, daj mu dorosnąć – szepnął boleśnie. – Nie rób z niego maminsynka. Teraz jak go dalej będzie chłopczyk zaczepiał, ten z jego klasy, to powie, że albo solówka, czyli jeden na jeden, albo on też przyprowadzi kogoś, by było trzech na trzech, uczciwie, a że nie ma brata, to weźmie taty kolegów. Zapewniam cię, że podziała, zwłaszcza, że odwieziemy go taką bandą na motocyklach do szkoły.
Każesz mu się bić?
Jeśli teraz nie umie zawalczyć o honor matki, to jak kiedyś zawalczy o honor żony? Zresztą dzieciak dał mi do myślenia, bo chyba jest odważniejszy ode mnie i teraz jak Peterwas choćby na ciebie krzywo spojrzy, to nieważne czy to będzie dom, gabinet, restauracja, czy środek ulicy, to ja skopię go jak psa. Tym miłym akcentem zakończmy. Dobranoc – szepnął i obniżył się na poduszkach.
Nie chcę spać – dotarło do mnie nagle i wypowiedziałam to na głos. Ostatnimi czasy było za dużo stresów, problemów, sytuacji, które... które sprawiły, że potrzebowałam wyżycia, choćby seksualnego. Odwróciłam się więc na brzuch i położyłam dłoń na torsie męża. Zaczęłam rozpinać jego koszulę, bo cały czas był w ubraniu. – Nie śpij jeszcze – szepnęłam, muskając jego nagi tors.
Poczułam bolesny uścisk na nadgarstku, a potem napotkałam barwę stalowoniebieskich, bardzo zimnych oczu.
Nie rób tak znowu – wycedził przez zęby. – Już ci kiedyś powiedziałem, że seks nic nie zmieni, nie sprzedawaj się za uchylenie wyroku, nawet jeśli wyrokował twój mąż i nawet jeśli to z jego ręki ma być wykonana egzekucja.
Musiałam przyznać, że jego słowa podziałały na mnie jak wiadro pełne lodowatej wody.
Nie myślałam w ten sposób – odparłam lekko się jąkając. – Miałam po prostu ochotę, a nie chciałam... wiem, że to nic nie zmieni.
Dobra – powiedział szybko. – Jeśli chcesz, to proszę bardzo, ale wiedz, że rano, po tym jak Leona odwiozę do szkoły, to wszystko tamto jest nieodwołalne. Zdejmujesz spodnie i się kładziesz, i nie ma zabawy w było ci dobrze, to mi odpuść.
Wiem – przyznałam ze łzami w oczach.
W takim razie dobrze. – Splótł dłonie i założył je na swój kark. Wygodnie się położył i wyczekiwał.
Poczułam się co najmniej dziwnie, bo... nie wiedziałam co mam dalej robić. Zaczęłam od całowania jego klatki piersiowej i zmierzania coraz niżej, jednocześnie odpinając drobne guziki jego koszuli. Dłonie drżały mi jakbym była dziewicą i pierwszy raz miała do czynienia z mężczyzną. Gdy dotknęłam delikatnej skóry czarnego paska, przeszedł mnie dreszcz strachu i starałam się zapomnieć wszystkie nieprzyjemne wspomnienia z nim związane. Potem już było lżej, bo rozpięcie rozporka, wydobycie penisa z jego slipów i rozchylenie ust z zamiarem wzięcia go całego... albo przynajmniej na tyle na ile zdołam, było czymś co robiłam nader często, więc nie sprawiało mi żadnych problemów.
Daj spokój – powiedział nagle i położył swoje dłonie na moich ramionach. – Nie myłem się i...
Nie brzydzi mnie to – odparłam szybko.
No jeśli nie, to... – Uśmiechnął się znacząco, tak bardzo wesoło i nie powiedział nic więcej.
Problem jednak pojawił się wtedy, gdy Szymek nie robił nic więcej. Nie dotykał mnie, nie pieścił, nie czułam jego dłoni na swoich piersiach, ani plecach, ani nawet we włosach. Miałam problem z tym, by samej narzucić odpowiedni rytm, poza tym co po tym, gdy zrobię mu loda? Wytryśnie i pójdzie spać? Nie o to mu chodziło! Chciałam by mnie... porządnie zerżnął, a on był taki bierny. Było jak nigdy, a ja nie wiedziałam jak dać mu znak, by coś zmienił.
W końcu po kilku ostrych posunięciach skierowanych na moje gardło, które sama zainicjowałam, wypaliłam:
Nie wiem co mam robić.
W jakim sensie? – dopytywał spokojnie, ciągle leżąc taki rozmarzony i wpatrujący się w sufit.
No zrób coś ty, bo nie wiem co dalej – odpowiedziałam, mając świadomość, że nie dosiądę go okrakiem, gdy nie jest w pełni... postawiony, a na dodatek gdy ja jestem na dole sucha jak piasek na pustyni.
Spojrzał na mnie, na swojego fiuta i szepnął delikatnie, niemal chłopięco:
Może się nie starasz.
Szymek nigdy taki nie byłeś. – Chwyciłam go za ubranie, które choć rozpięte to wciąż miał na sobie i potrząsnęłam.
Jesteśmy prawie trzy lata małżeństwem, a ty nie wiesz co masz z mężem w łóżku robić – stwierdził, drapiąc się po policzku. – Jesteś aż taka niewinna? – dopytywał. – Poza tym się czerwienisz, na co dzień tak nie masz – zauważył.
Faktycznie. Szymon miał racje. Nie miałam tak. Mogłam mówić o seksie na forum, na przykład siedząc w loży barowej, będąc otoczoną przyjaciółmi, dalszymi znajomymi i niemal obcymi ludźmi, ale w łóżku, czy w każdym innym miejscu, gdzie byłam tylko ja i mąż, to skrępowanie wracało. Dopiero gdy byliśmy sami i zbliżaliśmy się do siebie, to czułam taki dziwny rodzaj... czegoś na miarę wstydu, zmieszanego ze strachem i niepewnością, choć byłam pewna czego chcę i jak chcę, to i tak nie umiałam działać, ani nic zrobić.
No Szymek.
No co? – dopytywał rozbawiony.
Bądź bardziej decyzyjny – zażądałam. – Ja nie umiem tak, gdy ty... nie bądź bierny – wyznałam w końcu moje pragnienia i położyłam się na nim , w taki sposób, że policzek przyłożyłam do jego klatki piersiowej, a językiem błądziłam w poszukiwaniu jego sutka.
Ostatnio jak tracę na bierności i chcę za ciebie decydować, to potrafisz uraczyć mnie awanturą, przy moich pracownikach i wspólnikach, a teraz oczekujesz, że...
Nie wypominaj mi! Sam mówiłeś, że nie wolno wracać do tego co było.
Tak, ale dopiero po tym jak ci przyleję, albo ukarzę w inny sposób. Jeszcze nic nie zrobiłem, więc jeszcze sobie mogę – powiedział niezwykle ostro, trzymając mnie za ramiona i unosząc tak, że miałam możliwość patrzeć mu w oczy, wisząc niemal nad nim. – Zastanów się może czasami czego ty chcesz? Ciężko wymagać od męża, by był delikatnym misiaczkiem i kimś kim można pomiatać, a jednocześnie był mężczyzną w łóżku – dodał i nagle przerzucił mnie tak, że opadłam plecami na poduszki.
Dosłownie rzucił mnie na to łóżko, a sam na nim szybko uklęknął. Spodobało mi się to.
Westchnął i mówiąc: – Czego się nie robi dla ukochanej żony? – Zaczął zdejmować koszulę. Zmiął ją i rzucił o podłogę, bardzo niechlujnie.
Sięgnął do szafki nocnej i wyjął z niej niemal pełne opakowanie oliwki dla dzieci. Nalał na swoją dłoń tyle, że aż ciekło po jego kłykciu, oraz kapało sporymi, tłustymi kroplami na ciemną pościel i prześcieradło. Poczułam jego mokrą dłoń na moim udzie, a następnie na bieliźnie. Ściskał i pocierał tak, że moje majtki stały się mokre, nie wiem czy od moich soków, czy od tej oliwki.
Nie masz okresu? – zapytał, chyba przez to, że niedawno sam kupował mi tampony.
Od kiedy ci to przeszkadza? – dopytywałam.
Od nigdy i nigdy nie będzie – odpowiedział szybko, niezwykle będąc przy tym rozochocony. – Po prostu chcę wiedzieć.
Nie mam. Skończył mi się.
Wybitnie szybko. Tak więc okresu nie ma, ale szpilki masz, prawda? – Rozpromienił się bardzo znacząco.
Te co dziś? Zielono żółte?
Wolę czerwone – mruknął niezwykle seksownie.
Założę – szepnęłam i wstałam. Na moment pozostawiłam męża samego, by udać się do garderoby i wcisnąć na stopy czerwone, seksowne szpilki, które z przodu miały podest zwany przez większość platformą, ale ten w tych moich był wyjątkowo wysoki.
Teraz gdy Szymon wstał, a uczynił to od razu gdy mnie zobaczył, to byłam z nim niemal równa. Podeszłam bliżej i poczułam jego męskość na moim brzuchu. Jego penis stał pewnie i był niezwykle twardy, wszystkie żyły na nim pulsowały i były uwidocznione. Spojrzałam się znacząco i zapytałam:
A więc wystarczyły szpilki?
Być może – przyznał bez skrępowania i zaczął całować, ale pominął moje usta. – Na mnie działają lepiej niż Viagra – zażartował szeptem wprost do mojego ucha.
Chyba jeszcze nie potrzebujesz – odparłam roześmiana.
Nie zapominaj, że jestem sporo od ciebie starszy – wywarczał i ponownie tego dnia chwycił mnie mocno za ręce.
Tym razem jego dłonie zacisnęły się na moich nadgarstkach, a on sam zmusił mnie bym cofała się tak długo aż natrafię na łóżko. Potem na nie pchnął, a sam klęknął i uniósł jedną z moich nóg. Zaczął od całowania łydki i zmierzał w stronę buta, poprzez kostkę, na której dłużej się zatrzymał, nawet łaskotliwie przygryzł. Najlepszy był jednak moment, gdy zdjął te buty ze mnie, liznął językiem wierzch mojej stopy, jej podbicie, a następnie jej spód. Załaskotało, ale było też niezwykle podniecające. Potem delikatnie jakby z czcią, wsunął moją stopę ponownie do tego, jego zdaniem erotycznego obuwia i podniósł drugą moją łydkę. Tym razem nie zmierzał w dół, tylko do góry, przez kolano, udo, aż do białych fig, przesiąkniętych oliwką, bo przecież wciąż jeszcze miałam je na sobie.
Tylko tym razem nie myśl – uprzedził mnie. – Chcę byś nie myślała. Nie blokuj się, miej wolny umysł, krzycz, wij się. Zrób to choć raz. Tylko tego pragnę – wyznał, a ja nie byłam pewna, czy potrafię spełnić to jedno z jego pragnień.

8 komentarzy:

  1. Lenie się widzę na myślenie zebrało i w tym jej świecie myśli jest zdecydowanie dojrzalsza aniżeli na zewnątrz, ale w sumie łatwiej pogodzić się z czymś w myślach niż potem przejść do działania :)
    Szymon poniekąd ma trochę racji w tym, że te dzieciaki teraz takie wylalkane, że może im być ciężko poradzić sobie z życiem. Jednak jak we wszystkim każdy kij ma dwa końce i pewnie dopiero historia osądzi, które wychowanie jest właściwe, o ile można w ogóle przy wychowaniu dzieci znaleźć złoty środek.
    Przy tej opowieści o samobójstwie Szymon opowiedział to według swoich wspomień stąd takie jego nastawienie. On nie chcę, żeby dzieciaki powieliły jego błędy życiowe. Lena pewnie nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić, że Szymon mógł kiedyś być tak zagubiony.
    Leon bronił mamy i to chyba bardzo dobrze. Chociaż znowu dochodzimy do różnicy w wychowaniu jeden rodzic by skarcił dziecko za bicie się, a drugi tak jak Szymon pogratuluje. Pytanie kto robi dobrze? ;)
    Bardzo dobrze, że już wiadomo skąd Leoś ma te siniaki i sądze, że to czas, żeby Lena przeprosiła Szymona za to, że go podejrzewała.
    Cały czas między nimi widać brak zaufania i żadne kary tego nie zmienią. Każde ma swoje tajemnice,problemy i przysłowiowe utrzymywanie trupów w szafie zaczyna ich przerastać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach ten Marcin, co on takiego w sobie ma, że cały czas Lenka nie może o nim zapomnieć. Magdzie zebrało się na przemyślenia. Przykro mi się trochę zrobiło jak Lenka stwierdziła, że Szymon jest zastępstwem, kimś za kogoś, jedyną opcją na lepsze życie. Nie chciałabym być dla kogoś zastępstwem. Ona się miota, sama nie wie do końca co czuje, czy go kocha, czy nie, czy tylko lubi, czy to przywiązanie i wdzięczność, czy jednak coś więcej. W jednym niezaprzeczalnie ma rację, że Marcin był dobry do zabawy i na zabawę, ale niekoniecznie do takiego zwykłego, codziennego, prozaicznego życia, gdzie trzeba myśleć o rachunkach i pieniądzach na życie.
    No właśnie, czy ona się poświęciła, czy nie, to trudne pytanie, bo dla mnie to jest tak, że jak kobieta ma dzieci, to przede wszystkim myśli o nich, o tym żeby miały jak najlepiej i jest gotowa wiele znieść i no właśnie samo się nasuwa - poświęcić. Magda się pogubiła w tym wszystkim, raz jej się wydaje, że tak, poświęciła się, a zaraz przychodzi refleksja, kobieto jakie to poświęcenie, masz wszystko, pieniądze, dom, wakacje kila razy do roku, miłość, opiekę i zainteresowanie męża, ale też i specyficzny system kar, o którym wiedziała jeszcze przed ślubem. Nie wiem, może się mylę, ale wydaje mi się, że ona jednak na swój specyficzny sposób kocha Szymona, bo nie oszukujmy się jego trudno kochać, bo on jest jaki jest. Poza tym myślę, że jej się zebrało na te smutne przemyślenia, bo się boi, wie że Szymon jej nie odpuści, że będzie musiała ponieść konsekwencje, strach ma wielkie oczy, a to oczekiwanie na wyrok zwyczajnie ją wykańcza.
    Cieszę się, że Leon zwierzył się Szymonowi, teraz już przynajmniej wiadomo, czemu nie chciał powiedzieć nic Magdzie. Bronił honoru najważniejszej kobiety w swoim życiu. Swoja drogą to odważny z niego chłopiec. NIe wiem czy potrafiłabym tak jak Szymon się zachować, pewnie tak jak Madzia miałabym ochotę pójść i dokopać tym wstrętnym bachorom. Tylko, że faktycznie jakby to zrobiła to Leoś nie miałby życia w szkole, a tak to jest szansa, że sam sobie poradzi.
    Ja rozumiem, że Szymon nie chce by jego dzieci były rozpuszczone, wychuchane, ale nie jestem do końca przekonana czy on jednak za wiele od nich nie wymaga. Chociaż, może on ma rację, chce żeby sobie radziły, bo życie to niestety nie bajka i wszystko może się zdarzyć, dziś tatuś ma dużo kasy i na wszystko go stać, a jutro może nie być tak kolorowo. Myślę, że to jego zachowanie względem dzieci wynika z jego doświadczeń, ojczym w końcu zaczął traktować jego i Karolinę jak własne dzieci, rozpieścił ich, a później nagle go brakło, matka poszła w długą, a on został z młodszym rodzeństwem, młodą żoną i maleńką córką bez pieniędzy i bardzo nie dużo brakowało żeby popełnił samobójstwo, bo był słaby i nie potarfił sobie poradzić, on nie chce za wszelką cenę dopuścić, żeby jego dzieci coś takiego kiedyś spotkało.
    Żona chciała seksu, to proszę bardzo, czego się nie robi dla żony. Przyznam szczerze, że myślałam, że oni maja całkiem udane życie seksualne, nawet z początku to chciało mi się śmiać, jak Szymon położył się i czekał aż Magda się nim zajmie, myślałam, że to taka gra, że on tylko sobie tak żartuje, że trzy lata po ślubie a ona nie wie co lubi jej mąż, ale to nie żarty, ona naprawdę po tym jak zrobila mu loda to nie wiedziała co dalej, na tym skończyła się jej inwencja. Nie wiem, czy to dlatego, że to on zazwyczaj dominuje w łóżku, co ją tak bardzo blokuje, że nie potrafi zwyczajnie , spontanicznie kochać się z własnym mężem, tak jakby on ją onieśmielał, no ale to przeciez nie jest normalne, żeby być ze sobą trzy lata i tak się zachowywać. Moim zdaniem powinni porozmawiać na ten temat i poszukać przyczyny i jakoś zaradzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się wydaje, że ona nie chciała sie przespać z Szymonem dla uniknięcia kary, ona wie jaki on jest, zna go, raz próbowała, na tym cmentarzu i wyraźnie jej wtedy powiedział co o czymś takim myśli. Uważam, że teraz to była próba takiego odstresowania się, przed tym co ją czeka. Ona nie straciła chęci po tym, jak Szymon zapowiedział, ze kara jej i tak nie minie, ona zwyczajnie ma jakąś blokadę, nie potrafi przejąć inicjatywy w łóżku, przynajmniej z Szymonem, a nawet jak to on rządzi to i tak ona nie jest w pełni dac mu tego czego on chce, czego oczekuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Magdy przemyślenia, bardzo fajnie napisane. Ja mam wrażenie, że Magda nie chce sama.przed sobą przyznać tak do końca,że kocha Szymona. Dobrze,że Leon mu powiedział o siniakach ale ja bym chyba poszła z tym do wychowawczyni i powiedziała, kto i dlaczego go zaczepil. Chociażby po to,aby miała to na uwadze. Jeśli chodzi o ich życie seksualne to kiedyś coś było wspomniane,że Magda była zgwałcona i może przez to ta blokada? Koniecznie powinni to wyjaśnić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się wydaję, że Magda takimi porównaniami Cinka z Szymkiem próbuje się przekonać, ze zrobiła dobrze i, że to właśnie Szymona darzy jakiś większym uczuciem ale póki co ja mam wrażenie, ze ona jednak tak go wykorzystuje trochę poczuła co to biedna i stwierdziła, że woli dostać parę razy w dupę ale mieć rodzinę, dzieci przy sobie i wygodne życie. A co do seksu to mnie się wydaje, ze jakiegoś szczególnego powodu tej blokady nie ma, może Szymon ją trochę tą swoja stanowczością onieśmiela a może ona po prostu taka jest, w końcu jest dużo ludzi którzy nie uprawiają seksu przy świetle czy nawet nie uprawiają np seksu oralnego.

    OdpowiedzUsuń
  6. A więc Leon bronił mamy... hmm, ale podejście Szymona jest denerwujące. Nigdy, ale to nigdy nie zaakceptuję u facetów bicia się, jako rozwiązywania problemów, niezależnie od sytuacji, więc to powiedzenie Leonowi, by zaproponował tamtemu solówkę, albo zagroził, że przyjedzie z kolegami taty, nie podoba mi się ani trochę. ;/ Ale cały Szymon... ech.
    Scena seksu mnie rozbawiła. Biedna Magda. Ja się jej nie dziwię, że nie wiedziała, co robić, bo skoro jedna ze stron jest bierna, to niby jak ta druga ma się zachować? A to tłumaczenie Szymona, że Magda nie może wymagać od niego by był miękki, a w łóżku zaś władczy, to bez sensu. Bo chyba wiadomo, że w łóżku to inaczej niż w życiu. I owszem, da się w życiu iść na ugody, a w łóżku być władczym. A w ogóle dobrze zrozumiałam... jemu nie przeszkadza, jak ona okres ma? No jak może mu to nie przeszkadzać? Weź, fuuuuj!! Nie obrzydzaj.. hahaha xd W ogóle podły jesteś, bo mnie czeka niedługo egzamin z fermentów, chciałam poczytać opowiadania, by oderwać się od nauki na chwilę, a Ty mi tu z fermentacją i winem wyskakujesz i o wszystkim przypominasz. ;c hahah xd Udusić to mało. ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyznam, że z tym wychowaniem to nie do końca się z Szymonem zgadzam. Może wyjść tak, że z rodziny, gdzie np. było jedno dziecko, wychuchane, wyczekane i kochane, ze ono sobie da radę, a są i takie, co jedynie im na kasie rodziców zależy i rosną tacy mali materialiści którzy potem potrafią rodziców pozabijać, jak ci śpią. A są też z biednych rodzin, które widząc jak rodzice siedzą i piją, to tacy sami będą jak dorosną, a inni powiedzą, że nie chcą tak żyć i będą się starali na ludzi wyjść. Moim zdaniem to nie zależy tylko od wychowania, ale też od psychiki człowieka, od charakteru. Od ambicji czy siły woli. Nie od samego wychowania.
    Ale przechodząc do rozdziału, to mi się wydawało, że Magda w łóżku to taka kocica będzie, a nie niepotrafiąca nawet swojego męża zaspokoić. Ja rozumiem, jakby byli ze sobą od niedawna, ale po takim czasie to chyba powinna wiedzieć, co najlepiej na niego działa. A Szymon to też się wydaje, jakby ona sama w sobie go nie podniecała.
    Ale jeszcze co do tych jej rozmyślań o odejściu... Rzeczywiście ona godziła się na to wszystko przed ślubem. Wiedziała, jakie Szymek ma poglądy i chociaż ja osobiście chyba w życiu bym się na coś takiego nie zgodziła, to jej to pasowało. A dzięki temu przynajmniej jej dzieci mają porządnego ojca i szansę na lepszą przyszłość. Więc myślę, że nawet, jeśli to co ona do niego czuje to nie jest miłość, to warto się poświęcić, chociaż dla dzieci. Bo na przykład taki Marcin by jej tego nie mógł zagwarantować.
    No i się wyjaśniło, czemu mały miał te siniaki. Szczerze mówiąc to trochę jestem w szoku, że to przez bójki, ale skoro bronił mamy, to jest mu to wybaczone xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Leoś skradł moje serce! I akurat w tej kwestii uważam podobnie jak Szymon. Nie można dziecka ciągle głaskać po głowie, robić wszystko za niego i uważać na każdy jego ruch, bo potem wyrośnie taka ciota, co to poodkurzać nie potrafi, a jak mu ktoś będzie popychał dziewczynę, to nie odważy się nawet uwagi zwrócić. Nie uważam, że to dobrze, że dzieci się biją, ale myślę, że po tej akcji koledzy nabiorą szacunku do Leona i dadzą mu spokój. A jeśli teraz Leon potrafi zawalczyć o to, co kocha, to mam nadzieję, że w dorosłym życiu wyrośnie na prawdziwego faceta.

    Zrobiło mi się trochę przykro, bo myślałam, że małżeństwo Leny i Szymona jest wynikiem miłości. Szymon ją chyba naprawdę kocha (na swój dziwny sposób;D), a ona jego... cóż, wątpię. Pociąga ją, przywykła do niego, jest mu z nim w jakimś stopniu dobrze, zapewnia jej byt, ale z tego co widzę, nie ma tu miejsca na miłość. Czyżby ona nadal czuła coś do Marcina? Cóż, wybrała lepszą opcję, bo z Marcinem by dzieci na ludzi nie wychowała. Ale to przykre. Po prostu przykre;/

    OdpowiedzUsuń